Kiedy w 1978 roku przybyłem na uniwersytet w Bostonie, czułem się, jakbym pojawił się na przyjęciu, gdy wszyscy goście rozeszli się do domów. Ruch na rzecz praw obywatelskich i protesty podczas wojny w Wietnamie dobiegły końca, a wszyscy wokół mnie studiowali biznes i doskonalili swoje CV. Lata sześćdziesiąte umarły. Wszyscy działacze zniknęli.

Z wyjątkiem Howarda Zinna. Można było zapisać się na zajęcia Zinna „Marksizm” i „Anarchizm” i tam w każdy wtorek i czwartek można było usłyszeć historie, których nie opowiedziałby nikt inny: przybycie Kolumba na te wybrzeża z punktu widzenia Indianina Arawaków, Emma Wiadomość Goldmana do bezrobotnych na Union Square, czarnych studentów w Greensboro w Północnej Karolinie, którzy pewnego dnia usiedli przy ladzie Woolwortha, przy której mogli jeść tylko biali. Teraz, jakieś dwadzieścia lat później, po katastrofie Katriny, uwikłanej w lekkomyślne rządy Busha i stale rosnącą liczbę ofiar śmiertelnych w Iraku, wydawało się, że jest to dobry moment, aby ponownie odwiedzić Zinn.

Howard Zinn, najbardziej znany z „A People’s History of the United States”, jest profesorem, radykalnym historykiem, działaczem społecznym i intelektualnym przywódcą lewicy od czterdziestu lat. W ponad dwudziestu książkach poświęcił się łączeniu przeszłości Ameryki z teraźniejszością, tworząc ramy dla lewicowego aktywizmu i polityki.
Chwalony zarówno przez naukowców, jak i laików, Zinn czuje się bardziej jak w domu na ulicach niż w wieży z kości słoniowej.

Przesłanie nadziei Zinna jest niezachwiane, a on jest bardziej zajęty niż kiedykolwiek. Napisał sztukę „Marks w Soho”, produkuje serial telewizyjny poświęcony historii Stanów Zjednoczonych, a jego nowa książka „Oryginalny Zinn” ukaże się w lipcu. Wygląda na to, że ukrył fontannę młodości De Leona w tylnej kieszeni. Chociaż siedzimy przy małym stoliku i pijemy kawę, od czasu do czasu on nadal porusza w powietrzu swoimi dużymi rękami, tak jak to robił na zajęciach, podkreślając pilność swoich słów. Pod koniec jego najbardziej radykalnych zdań w jego oczach pojawia się ironiczny uśmiech, jakby wyobrażał sobie chwalebne kłopoty, jakie my, ludzie, możemy sprawić i zrobimy.

Shelly R. Fredman: Ponieważ kontekstem tego wywiadu jest Tikkun, chciałbym zacząć od pytania o nową książkę Michaela Lernera, Lewa ręka Boga. Lerner mówi w nim, że po 9 września w naszą kulturę zawładnął paradygmat strachu, który został wykorzystany do manipulowania społeczeństwem, aby wspierał polityków o bardziej militarystycznym podejściu. Jak scharakteryzowałbyś świat po 11 września?

Howard Zinn: Michael Lerner z pewnością ma rację co do tego, jak od 9 września wykorzystuje się strach, aby nakłonić społeczeństwo do poparcia wojny. „Terroryzm” jest używany w taki sam sposób, w jaki używano „komunizmu” przez całą zimną wojnę, czego rezultatem była śmierć milionów ludzi i wyścig zbrojeń nuklearnych, w wyniku którego zmarnowano biliony dolarów, które można było wykorzystać do stworzenia naprawdę dobrego społeczeństwa dla wszystkich.

SF: Lerner twierdzi również, że te części naszego dziedzictwa kulturowego, które zawierają elementy nadziei, są odrzucane jako naiwne i niewiele mogące nas nauczyć. Musiałeś sam mieć swoje sprzeczki z krytykami, którzy uznali Twoją wizję za naiwną.
Jak się do nich zwracasz?

HZ: To prawda, że ​​wszelkie rozmowy o nadziei są odrzucane jako naiwne, ale dzieje się tak dlatego, że w danym momencie mamy tendencję do patrzenia na powierzchnię rzeczy. A powierzchnia prawie zawsze wygląda ponuro. Zarzut naiwności wynika także z utraty perspektywy historycznej. Historia pokazuje, że to, co w jednej dekadzie uważane jest za naiwność, staje się rzeczywistością w innej.

Ile nadziei było dla Czarnych na Południu w latach pięćdziesiątych? Na początku wojny w Wietnamie każdy, kto myślał, że można zatrzymać potworną machinę wojenną, wydawał się naiwny. Kiedy byłem w Republice Południowej Afryki w 1982 r. i apartheid był w pełni zakorzeniony, naiwnością wydawało się sądzić, że zostanie on rozwiązany, a jeszcze bardziej naiwnym było myślenie, że Mandela zostanie prezydentem. Jednak we wszystkich tych przypadkach każdy, kto zajrzy pod powierzchnię, dostrzeże bulgoczące i rosnące prądy potencjalnych zmian.

SF: Czy lewica zareagowała adekwatnie na rodzaj faszyzmu, jaki widzimy u ludzi Busha? Protesty uliczne wydają się nieskuteczne; czasami jest to przygnębiające.

HZ: Reakcje nigdy nie są adekwatne, dopóki nie budują, nie budują i coś się nie zmienia. Ludzie bardzo często myślą, że musi istnieć jakaś magiczna taktyka, wykraczająca poza tradycyjne - protesty, demonstracje, czuwania, obywatelskie nieposłuszeństwo - ale nie ma magicznego panaceum, jest jedynie wytrwałość w kontynuowaniu i eskalacji zwykłej taktyki protestu i oporu. Koniec wojny w Wietnamie nie nastąpił dlatego, że lewica nagle zrobiła coś nowego i dramatycznego, ale dlatego, że wszystkie działania nawarstwiały się z biegiem czasu.

Jeśli słuchasz mediów, nie masz pojęcia, co się dzieje. Rozmawiam z grupami ludzi w różnych częściach kraju. Byłem niedawno w Austin w Teksasie i pojawiło się tam tysiąc osób. Uważam, że ludzie są w zasadzie przyzwoici, brakuje im tylko informacji.

SF: Wypowiadał się pan otwarcie przeciwko wojnie w Iraku.
Czy pomimo całego chaosu, który, jak słyszeliśmy, może nastąpić, nadal wierzysz, że powinniśmy teraz wydostać się z Iraku?

HZ: Tak, powinniśmy natychmiast się wycofać. Zapanuje chaos – właściwie już istnieje, a większość chaosu i przemocy powstała w wyniku naszego zaangażowania. Ale to nie zmienia faktu, że nasza okupacja Iraku jest zła.

Bardziej niepokojące [niż błąd wojskowy] jest to, że jest to administracja odporna na naciski. Jeśli posłuchacie taśm LBJ-a, na których omawia eskalację wojny w Wietnamie, słychać, że jest rozdarty.

Dobra wiadomość jest jednak taka, że ​​coraz więcej z nas uświadamia sobie prawdziwą naturę Busha. Mniej niż pięćdziesiąt procent Amerykanów jest za wojną, a czterdzieści procent wzywa do impeachmentu [Busha].

Tikkun… aby leczyć, naprawiać i przekształcać świat. Cała reszta to komentarz. Magazyn żydowski. Ruch międzywyznaniowy.

SF: Gdzie w tym wszystkim widzisz Demokratów? Jaka jest ich rola i odpowiedzialność?

HZ: Partia Demokratyczna jest żałosna. Nie tylko nie wyrażają przesłania duchowego, jak twierdzi Lerner, ale nie mają nawet przesłania politycznego. Demokraci są przywiązani do bogactwa korporacji. I są niekompetentni, jeśli chodzi o zrozumienie, jak wygrać wybory. Zanim Kerry uciekła, opinia publiczna faktycznie się zmieniła.
Pięćdziesiąt procent było przeciwnych wojnie. Demokraci powinni byli powiedzieć, że zakończą wojnę i udostępnią te dolary na opiekę zdrowotną.

SF: A co z nadchodzącą grupą kandydatów na prezydenta – na przykład Hillary Clinton?

HZ: Hillary Clinton jest niezwykle oportunistyczna. Idzie tam, gdzie wieje wiatr. Ona nie mówi tego, co trzeba powiedzieć. A Barack Obama jest ostrożny. Jest lepszy od Clintona, ale jako kandydata Demokratów na prezydenta sugerowałbym Mariana Wrighta Edelmana. Ona jest uosobieniem tego, czego potrzebujemy. Bardzo mądra czarna kobieta, która zajmuje się dziećmi, biedą… Jest w okopach i wiąże to z militaryzacją. Ale ona nie wychodzi z rządu.

To kolejny problem – Partia Demokratyczna to zamknięty krąg. Aby wstrząsnąć sytuacją, może być konieczna groźba strony trzeciej.

SF: Wiele osób wierzy, że historia jest wahadłem i że spóźniliśmy się ze zwrotem w lewo. Lerner na przykład postrzega historię Ameryki jako oscylację pomiędzy głosami nadziei i głosami strachu – strachu po krachu na giełdzie w 1929 r., nadziei Nowego Ładu, obaw przed makartyzmem, nadziei praw obywatelskich ruchu i ruchów zmian społecznych w latach sześćdziesiątych. Czy to przekonujący pogląd na historię?

HZ: Nie czyniąc tego chronologicznym, jak kolejka górska, z przewidywalnymi wzlotami i upadkami, z pewnością prawdą jest, że w każdym okresie pojawiają się głosy domagające się utrzymania status quo i inne głosy domagające się zmian. Innymi słowy, nie jest to tyle okres nadziei, co okres strachu itp. Jednak w każdym okresie występują obie tendencje, z jedną lub drugą dominującą cechą, a dominująca cecha często prowadzi do uproszczonego obrazu epoki .

Moje różnice z Lernerem polegają jednak na proporcji uwagi, jaką przykłada do wartości duchowych. Są to ważne kwestie, ale nie one są najważniejsze. Problem polega na tym, jak ludzie żyją i umierają. W Iraku umierają ludzie, a nasze bogactwo jest marnowane na wojnę i budżet wojskowy.

SF: Czy nie wierzysz, że lewica musi zająć się potrzebami duchowymi, aby wygrać? Jak inaczej możemy pobudzić serce ludzi do działania, aby dać się nabrać na religijną retorykę Busha?

HZ: Tak, są specjalne potrzeby i należy je zaspokoić. Jednak po ostatnich wyborach wśród liberalnych ekspertów panował rodzaj histerii w związku z „niepowodzeniem” w uporaniu się z kwestiami moralnymi. Istnieje twardy rdzeń, dla którego religia jest kluczowa. Stanowią może dwadzieścia pięć procent populacji. Próba odwoływania się do tego twardego rdzenia jest błędem.

Definiuję to, co duchowe, w kategoriach emocjonalnych – w takim stopniu, w jakim religia może czerpać z Dziesięciu Przykazań (na przykład nie zabijaj), jest to ważne. A duchowość znajduję w sztuce, ponieważ karmi ona ducha i porusza ludzi. Artyści tacy jak na przykład Bob Dylan i Joan Baez, a teraz Eddie Vedder z Pearl Jam. Potrzebujemy ich więcej.

To nie jest tak, że lewica zniechęca ludzi. Lewica nie dotarła do ludzi z jasnym, spójnym i emocjonalnym przekazem. Lewica często nie potrafi rozmawiać z innymi ludźmi. Sam Tikkun przemawia do intelektualistów.

Nigdy nie mówiłem językiem naukowców z wieży z kości słoniowej. Są też inne głosy na lewicy, które mówią zrozumiałym językiem. Na przykład bestsellerem była książka Barbary Ehrenreich Nickel and Dimed, w której podejmowała prace fizyczne w całym kraju i opisywała ich życie. W jej przesłaniu jest emocjonalność, która nawiązuje kontakt i porusza tysiące osób. Filmy Michaela Moore'a oglądały różne osoby. Żołnierze w Iraku oglądali jego film. Musimy po prostu zrobić więcej w tym kierunku.

SF: Wydaje się, że wielu na lewicy utożsamia religię z jej fundamentalistycznymi wersjami, które widzimy w najgorszych momentach historii ludzkości. Czy widzisz jakąś wartość w ideach i tradycjach religijnych? Jeśli mogę podejść do sprawy osobiście: czy jako Żyd w ogóle utożsamiasz się z żydowską historią? Czy jest w nim coś, co ma dla Ciebie znaczenie? Czy są jakieś myśli o świecie poza tym – gdzie można na przykład usiąść z Marksem w Soho i wspólnie zjeść blinze Deli Haus?

HZ: Gdyby mi obiecano, że w zaświatach będziemy mogli usiąść z Marksem w jakimś wielkim Deli Haus, może bym w to uwierzył! Jasne, że znajduję inspirację w żydowskich opowieściach o nadziei, także w chrześcijańskim pacyfizmie Berriganów, także w taoizmie i buddyzmie. Identyfikuję się jako Żyd, ale nie ze względów religijnych. Tak, wierzę, jak powiedział Pascal: „Serce ma swoje racje, których rozum nie może poznać”. Istnieją granice rozsądku. Jest tajemnica, jest pasja, jest w sztuce coś duchowego – ale nie ma to związku z judaizmem ani żadną inną religią.

Dla tych, którzy znajdują szczególną inspirację w judaizmie, chrześcijaństwie, buddyzmie lub czymkolwiek innym, w porządku. Jeśli ta inspiracja poprowadzi ich do pracy na rzecz sprawiedliwości, to właśnie się liczy.
____

Shelly R. Fredman niedawno zrobiła swojego lecha lecha z St. Louis do Nowego Jorku. Jej prace ukazywały się w Best Jewish Writing, First Harvest, Chicago Tribune Magazine i Forward.


ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.

Darowizna
Darowizna

Howard Zinn urodził się w 1922 r., a zmarł w 2010 r. Był historykiem i dramaturgiem. Wykładał w Spelman College w Atlancie w stanie Georgia, a następnie na Uniwersytecie Bostońskim. Był aktywny w ruchu na rzecz praw obywatelskich oraz w ruchu przeciwko wojnie w Wietnamie. Napisał wiele książek, z których najbardziej znana to „A People’s History of the United States”. Do jego licznych książek należą między innymi Nie można być neutralnym w jadącym pociągu (pamiętnik), Czytelnik Zinna, Przyszłość historii (wywiady z Davidem Barsamianem) i Marks w Soho (sztuka).

Zostaw odpowiedź Anuluj odpowiedź

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Instytut Komunikacji Społecznej i Kulturalnej, Inc. jest organizacją non-profit o statusie 501(c)3.

Nasz numer EIN to #22-2959506. Darowiznę można odliczyć od podatku w zakresie dozwolonym przez prawo.

Nie przyjmujemy finansowania od sponsorów reklamowych ani korporacyjnych. Polegamy na darczyńcach takich jak Ty, którzy wykonują naszą pracę.

ZNetwork: lewe wiadomości, analizy, wizja i strategia

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Zapisz się!

Dołącz do społeczności Z – otrzymuj zaproszenia na wydarzenia, ogłoszenia, cotygodniowe podsumowanie i możliwości zaangażowania.

Zamknij wersję mobilną