Do tej pory wiele z 370 milionów europejskich wyborców, urzędnicy rządowi i partie polityczne przygotowują się do kolejnego wybory europejskie odbędzie się pomiędzy 6th i 9th czerwiec 2024.
Europejscy politycy – z wyjątkiem Wielkiej Brytanii z powodu Brexit i Bregret – rywalizują o Parlament UE liczący 720 mandatów. Parlament UE dzieli się z grubsza na siedmiu różnych partii politycznych lub „grupy”, jak się je nazywa:
- Postępowcy:
Zjednoczona Lewica Europejska/Nordycka Zielona Lewica (GUE/NGL) składa się głównie z partii o podłożu socjalistycznym i komunistycznym. Wyłoniła się ze Szwecji i Danii. GUE/NGL ma cechy eurosceptyczne oparte na perspektywie antykapitalistycznej.
- Centropostępowcy:
Są to europejscy socjaldemokraci (S&D) – z orientacja centropostępowa, wspierająca integracyjne społeczeństwo europejskie oparte na równości, solidarności, sprawiedliwości społecznej, poprawie życia i lepszych warunkach pracy.
- Ekolodzy:
Europejski sojusz partii zielonych koncentruje się na prawa człowieka i środowisko, a także sprawiedliwość społeczna.
- Chrześcijańscy konserwatyści:
Po pierwsze, jest Europejska Partia Ludowa (EPL) z Ideologia chrześcijańsko-demokratyczna. EPP jest największą grupą. W 2021 roku węgierski prawicowy populista – Viktor Orbán – opuścił ugrupowanie po nieporozumieniach co do kierunku ideologicznego ugrupowania.
- Neoliberałowie:
Najważniejszym członkiem grupy Europejskich Partii Liberalno-Demokratycznych (ELDR) „Odnów Europę” jest prezydent Francji Emmanuel Macron.
- Centroprawica:
Tak zwani „europejscy konserwatyści” oddzielili się od EPP w 2009 roku (pod rządami polityka Brexitu Davida Camerona). Grupa jest społecznie konserwatywna i popiera neoliberalizm. Ma też cechę eurosceptyczną, opierającą się na wolnym handlu.
- Neofaszyści:
Europejscy neofaszyści maskują się pod hasłem: „tożsamość i demokracja”, czyli I&D. Do tej grupy zalicza się Duńska Partia Ludowa, Partia Fińska, Niemiecka AfD, włoska Lega, belgijski Vlaams Belang, francuski Rassemblement National i holenderski PVV.
Ogólnie rzecz biorąc, te siedem grup można podzielić na mniej więcej trzy grupy ideologiczno-polityczne:
- Postępowcy i ekolodzy (nr 1-3);
- Konserwatyści, reakcjoniści i nieliberałowie (nr 4-6); i w końcu,
- Neofaszyści europejscy (nr 7).
Finlandia:
Należący do grupy 1 postępowej nadziei Finlandii Lee Andersson chce zdobyć dla swojej fińskiej partii drugi mandat w UE. Dla konserwatywnych i pogrążony w skandalu premier Petteriego OrpoPartia Zjednoczenia Narodowego (PS) i jego koalicjanci z Partii Republikańskiej skrajnie prawicowa partia Finowie – Chrześcijańscy Demokraci i Szwedzka Partia Ludowa (SFP) – perspektywy nadchodzących wyborów do UE są raczej mieszane. Orpo powoli, ale systematycznie traci poparcie wśród Finów.
Połączenia aż nazbyt jawny rasizm niektórych jego ministrów PS wywołało latem 2023 r. międzynarodową furię, a w kilkudziesięciu miastach Finlandii odbyły się antyrasistowskie demonstracje.
Od wiosny 2024 fińskie związki zawodowe walczą z polityką oszczędnościową i groźbą daleko idących ograniczeń na rynku pracy za pomocą coraz nasilających się fal strajków. Zwykle takie ataki na pracowników i związki zawodowe sprzedawane są jako „reformy” (czytaj: probiznesowa reregulacja).
Koalicja Orpo obniżyła już zasiłki dla bezrobotnych i mieszkania. Ponadto rząd chce zaostrzyć prawo do strajku, ułatwić zwalnianie pracowników, a także planuje zmianę przepisów płacowych i rokowań zbiorowych na korzyść pracodawców. To pogorszy już istniejące asymetria sił pomiędzy pracą a kapitałem.
Jednak w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego fińskie partie prawicowe mogą zyskać na wpływach. Do walczyć ze skrajną prawicąaż 300,000 1 pracowników, od pedagogów po elektryków, strajkowało – w całym kraju – XNUMXst Luty 2024.
Jak na ironię, plany rządu mające na celu ograniczenie prawa do strajku tworzą jeden z najbardziej znanych wszechstronne fale strajkowe w najnowszej historii Finlandii. Innymi słowy, obecny rząd sprowokował więcej strajków politycznych niż wszystkie inne rządy w latach 1991–2023 razem wzięte.
Od połowy marca 2024 r. pracę przestało pracować ponad 7,000 tys. pracowników w portach, firmach logistycznych, hutach stali i terminalach naftowych. Przywozy i wywozy już mocno spadły.
Na niektórych stacjach benzynowych zaczęło brakować benzyny. Fińscy pracodawcy uważają, że tydzień strajków powoduje straty firm sięgające 260 mln euro (267 mln dolarów).
Póki co dalej przestoje w pracy zostały ogłoszone. Tymczasem porozumienia z reakcyjnym rządem nie widać, gdyż 58% społeczeństwa Finlandii popiera spory zbiorowe.
Surowa i uparta polityka rządu Finlandii spotyka się coraz częściej z odrzuceniem opinii publicznej. Dopiero niedawno minister gospodarki Wille Rydman (PS) – który lubi wysyłać rasistowskie SMS-y – opisał przewodniczącego związku na „X” (twitterze) jako „mafia Hakaniemi„. Wokół Helsinek Plac Hakaniemimieszczą się liczne siedziby najważniejszych fińskich związków zawodowych.
Niezadowolenie z neoliberalnej restrukturyzacji nordyckiego państwa opiekuńczego prawdopodobnie będzie miało także wpływ na wyniki wyborów europejskich. Tymczasem Finlandia otrzymała o jedno miejsce więcej w ramach rozszerzenia Parlamentu Europejskiego. Dzięki temu w wyborach na początku czerwca do zdobycia będzie 15 mandatów.
Partia Orpo może stać się najsilniejszą siłą pomimo kryzysów, a – co gorsza – miejsce może zdobyć skrajnie prawicowa partia „Finowie”. Tymczasem dwóch obecnych eurodeputowanych partii PS opuściło w Parlamencie UE skrajnie prawicową grupę „tożsamość i demokracja” (nr 7 powyżej).
Dołączyli do grupy europejskich konserwatystów (nr 4-6) w ruchu neofaszystowskim ku konserwatyzmowi. Tłem było poparcie dla Putina wśród fińskich neofaszystów.
Według ostatnich sondaży fińscy „socjaldemokraci” (nr 2) również mogliby podwoić swoje dwa mandaty do czterech. Ekolodzy „Zieloni” (nr 3) są daleko od najwyższego wyniku wynoszącego 16% pięć lat temu. Polityka klimatyczna jest obecnie w Finlandii kwestią marginalną.
Dla postępowego „Sojuszu Lewicy” (nr 1) drugie miejsce jest możliwe do osiągnięcia, ale pozostaje celem dość ambitnym. Dziś w sondażach publicznych partia ma 9%. Jednak aby uzyskać drugie miejsce w parlamencie UE, potrzeba byłoby od 11% do 12%. Kluczową rolę ma w tym odegrać czołowy kandydat Li Andersson.
36-letni kandydat cieszy się popularnością niezależnie od partii. Jednak jej prawdopodobne wejście do Parlamentu Europejskiego oznacza koniec jako postępowej liderki w krajobrazie politycznym Finlandii. Z drugiej strony przeprowadzka Li Anderssona do Europy byłaby znaczącą korzyścią dla europejskich postępowców.
Tymczasem sytuacja w Holandii wygląda ponuro, gdzie skrajnie prawicowy PVV neofaszysty Geerta Wildera i jego „tulipanowo-faszyzm” pozostaje faworytem. Jednak fakt, że wkrótce zostaną wybrane nowy Parlament Europejski, w Holandii prawie nie został odnotowany. Na próżno można przeszukiwać plakaty wyborcze i kampanie telewizyjne.
Nawet cztery miesiące po wyborach parlamentarnych w Holandii sytuacja ta nadal istnieje żadnego nowego rządu w Holandii, gdzie konserwatyści i neofaszyści walczą ze sobą.
W połowie marca zwycięzca wyborów – neofaszysta Geert Wilders – oznajmił dość nagle i zaskakująco, że nie chce już zostać premierem, co było jego deklarowanym celem od dawna. Mówiąc prościej, brakuje mu niezbędnego wsparcia dla swojej „tak bardzo oczekiwanej” reakcyjnej koalicji.
Jednak bałagan, który stworzył, nie zaszkodził popularności skrajnie prawicowej i głęboko islamofobicznej tzw.Partia Wolności„. Według ostatnich sondaży co czwarty Holender mógłby głosować na PVV Wildersa [Partia wolności], który może liczyć na dziewięć z 31 holenderskich mandatów w Parlamencie Europejskim.
Staje się oczywiste, że skrajnie prawicowa partia Wildersa zrobi postępy. Dzięki niemu prawicowy populizm mógłby jeszcze bardziej zyskać wpływy w europejskim parlamencie. W okresie wzrostu prawicowi ekstremiści Wildera nie są „jeszcze” reprezentowani w Strasburgu – siedzibie parlamentu UE.
Minusem jest jednak to, że jego partia prawdopodobnie będzie wielkim zwycięzcą nadchodzących wyborów. Według ostatnich sondaży za PVV Wildersa plasuje się postępowy sojusz Partia Robotnicza PvdA i Zielona Lewica (GL) z potencjalnie sześcioma mandatami i holenderscy konserwatyści lub VVD (były Rutte) z pięcioma mandatami.
Prawie wszystkie partie holenderskie należą do jednej z siedmiu wspomnianych głównych europejskich grup politycznych. Dzięki prawicowemu populizmowi dziewięć mandatów neofaszystowskiej PVV prawdopodobnie przypadnie ich eufemistycznie nazwanemu plutonowi „Tożsamość i Demokracja” – mieszaninie prawicowych populistów, nacjonalistów i partii skrajnie prawicowych.
Oczekuje się, że postępowy sojusz GL-PvdA podzieli swoje sześć mandatów pomiędzy dwie europejskie frakcje w oparciu o poprzednie sojusze. Podobnie jak w 2019 r. GL przekazałby Zielonym trzy mandaty. Ponadto grupa postępowa mogłaby otrzymać trzy mandaty od holenderskiej PvdA. W rezultacie frakcja PvdA w Europie będzie się kurczyć.
Konserwatywna Europejska Partia Ludowa (PPE) – obecnie największe ugrupowanie w parlamencie europejskim – mogłaby otrzymać od Holandii pięć mandatów. Tymczasem postępowcy mogą zdobyć dwa dodatkowe mandaty: jedno z holenderskiej Partii Opieki nad Zwierzętami i jedno z Partii Socjalistycznej.
Jednocześnie zainteresowanie Holandią wyborami europejskimi pozostaje raczej niewielkie. Już podczas wyborów w 2019 r. do urny wyborczej przyciągnęło jedynie 41% Holendrów – czyli poniżej średniej europejskiej wynoszącej 50%. Z kolei aż 77% holenderskich wyborców wzięło udział w wyborach parlamentarnych w listopadzie 2023 r.
Austria
Podobnie jak w Holandii i gdzie indziej, poparcie dla prawicowego populizmu rośnie. Nic więc dziwnego, że austriaccy prawicowi populiści prowadzą kampanię wyborczą w stylu… bulwar naciskać - tabloidy. Prowadzony przez kapitalizm medialny, austriackie partie polityczne skupiają się na kwestiach emocjonalnych i sensacji – doprawionej prawicą orientację populistyczno-propagandystyczną.
Podobnie jak w Holandii, wybory europejskie nie znajdują się na szczycie listy priorytetów austriackich partii. Niemniej jednak niektórzy w centrali austriackiej partii nie mogą się doczekać karta do głosowania – inni robią to z wahaniem.
W końcu wybory będą sprawdzianem nastrojów w kraju. Wybory mogą być oznaką tego, co pojawia się w całej Austrii – wyraźnej zmiany w kierunku prawicowa FPÖ.
Co gorsza, FPÖ widzi siebie o krok od przejęcia władzy. W sondażach partia prowadzi zdecydowanie z około 30%. Jeden z jego rasistowskich hasła wyborcze jest, „rząd musi być siłą przeciw migracji”. Jest tylko gorzej.
Kolejnym mottem jest, „Nie znosimy już UE” i w końcu, „podżeganie do wojny przez UE naraża nas na ryzyko”. Właśnie taką prawicową retoryką promuje się skrajnie prawicowa FPÖ.
Z drugiej strony jest tradycyjnie konserwatywny przywódca austriackiego obozu drobnomieszczańskiego, czyli niegdyś tradycjonalistyczny ÖVP. Dziś partia wygłasza ksenofobiczne hasła, takie jak: „Kto odrzuca nasz sposób życia, musi odejść" i „tradycja zamiast wielokulturowości”.
Podobnie jak w Holandii, coraz bardziej oczywiste staje się, że austriackie partie prawicowe mogą to zrobić Zyski.
W atmosferze sensacji, tabloidyzacja politykii prawicowego populizmu, w kampaniach wyborczych nie stosuje się już rozumowania opartego na faktach. Wybory do Parlamentu Europejskiego przerodziły się w wydarzenie poboczne, które w najlepszym razie stwarza okazję do umieszczenia kwestii nacjonalistycznych ponad kontekstem europejskim.
W miarę jak uwaga skupia się na kwestiach gwarantujących wysoki poziom emocjonalności, warto przyjrzeć się temu, o czym „nie” się mówi w trakcie kampanii wyborczej, tj. Neutralność Austrii, rola Austrii w UE oraz np. kapitalizm i jego przyczyny wysoka inflacja.
Zamiast klas, kapitalizmu i pracy, kwestie nacjonalistyczne: nasza ziemia, nasza gleba, nasi rolnicy, nasze bezpieczeństwo, nasze kultura biała zdominować.
Nie ma już merytorycznej argumentacji na palące tematy. Również w Austrii dominuje tabloidy i polityka w stylu tabloidów, turbodoładowana prawicową propagandą.
Demokracja ulega pogorszeniu z powodu mnóstwa kampania negatywna z prawicowym populistycznym akcentem. Wiele ogranicza się do wiadomości przyciągających uwagę nagłówków, pozbawionych jakiejkolwiek poważnej treści.
Jeśli chodzi o demokrację w Finlandii, Holandii i Austrii, oznacza to najczęściej powolną patologizację – przekształcanie czegoś w patologiczne, niezdrowe i chore – oraz niezdolność do prowadzenia demokratycznych debat. Rousseau volonté générale był manipulowany przez prawicowy populizm w zmowie z media korporacyjne.
Wiele z nich ma miejsce na tle typowo austriackich skandalów, takich jak ten niesławny Sprawa na Ibizie. Dzięki konserwatywnym i dominującym austriackim tabloidom skandal nie wywarł trwałego wpływu na społeczeństwo wzrost popularności prawicowych populistów. To było pięć lat temu.
Dzisiejszy skandal otacza austriackiego szpiega, który szpiegował na rzecz Rosji pod okiem „konserwatywny” śledczy rządowi od prawie dziesięciu lat. Wokół niego też panuje skandal upadłości Signy która ujawniła – jak zwykle – „bliskie powiązania” polityki z biznesem.
Wreszcie, wokół byłego kanclerza panuje cała masa upokorzeń Sebastian Kurz – konserwatysta. Te biegną od Fałszywe stwierdzenia do relacji medialnych zakupionych za państwowe pieniądze.
Ostatnie sondaże przewidują, że konserwatywna ÖVP Kurza może spaść do około 20%, czyli o 14%. Tymczasem austriacka ekologiczna Partia Zielonych i jej socjaldemokratyczna SPÖ popadają w stagnację. Jednak tym, co czyni obecną kampanię wyborczą do UE tak wyjątkową i co podważa wiarygodność konserwatywnej ÖVP, są cztery następujące kluczowe kwestie:
- weto tej partii wobec przystąpienia Rumunii do UE Obszar Schengen,
- poważne ograniczenia migracji,
- tendencje izolacjonistyczne i, co gorsza,
- schlebianie skrajnie prawicowej FPÖ.
Pomimo dość bezsensownego „teoria podkowy”, co widzimy, że jest dokładnie odwrotnie w Finlandii, Holandii i Austrii. Po drugiej stronie podkowy nie ma spotkania reakcjonistów i postępowców.
Zamiast tego w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego nastąpi dalsza marginalizacja postępowców jako reakcjonistów, skrajnej prawicy, jawnych neofaszystów i konserwatystów łączących ręce, aby zdominować politykę w Finlandii, Holandii i Austrii – być może nawet w parlament UE.
Wielu Europejczyków boryka się z pewnymi problemami, w dużej mierze powodowanymi przez korporacyjne środki masowego przekazu „Koks kontra Pepsi” wybór między neoliberalizmem z domieszką prawicowego populizmu lub bez niego. Coraz częściej co Noam Chomsky powiedziano o USA, dotyczy to także Europy,
USA to system jednopartyjny – impreza biznesowa
z dwiema frakcjami: Demokratami i Republikanami.
Również w Europie praktycznie wszystkie konkurencyjne partie polityczne podpisują się pod niekwestionowaną główną ideologią neoliberalizm niezależnie od tego, czy jest postępowy, konserwatywny, czy wręcz neofaszystowski. Zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego – po raz kolejny – wzmocnią dominację neoliberalizm. Jak powiedział kiedyś amerykański pisarz Mark Twain: gdyby głosowanie coś zmieniło, nie pozwoliliby nam na to. Może jeszcze bardziej na temat:
„Gdyby głosowanie coś zmieniło, uznaliby je za nielegalne”
Emma Goldman (1869-1940).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna