Nie daj się zwieść drugi raz. Powiedzieli wam, że Wielka Brytania musi zaatakować Irak ze względu na broń masowego rażenia. Mylili się. Teraz mówią, że wojska brytyjskie muszą pozostać w Iraku, bo w przeciwnym razie popadnie on w chaos.
To drugie kłamstwo zaraża wszystkich. Głoszą to przeciwnicy wojny z Partii Pracy i torysów, a nawet rzecznik Liberalnych Demokratów, Sir Menzies Campbell. Jej aksjomat jest taki, że zachodni żołnierze są tak kompetentni, że gdziekolwiek się udadzą, może wyniknąć tylko dobro. Ich obowiązkiem jest nie opuszczać Iraku do czasu zaprowadzenia porządku, odbudowy infrastruktury i umocnienia demokracji.
Zwróć uwagę na słowo „aż”. Skrywa zakrwawione półwiecze zachodniego samooszukiwania się i arogancji. Ciężar białego człowieka wciąż wisi na niebie nad Bagdadem (na ulicach jest teraz zbyt niebezpiecznie). Żołnierze i cywile mogą ginąć setkami. Pieniądze mogą zostać roztrwonione milionami. Ale Tony Blair mówi nam, że tylko zachodnie wartości narzucone lufą pistoletu mogą ocalić nieszczęsnego muzułmanina przed jego najgorszym wrogiem, nim samym.
Przynajmniej pierwsze kłamstwo miało logikę taktyczną. Doktryna Rumsfelda głosiła, aby podróżować z lekkością, uderzać mocno i uciekać. Neokonserwatyści mogliby fantazjować o Iraku jako o demokratycznym ogrodzie Eden, krainie przebudowanej w celu zapewnienia stabilności i dobrobytu. Twarde nosy zadowoliły się zrzuceniem tego miejsca na kolana Ahmada Chalabiego i wypuszczeniem go do diabła. Gdyby tak się stało, podejrzewam, że doszłoby do krwawego wyrównania rachunków, ale obecnie trójstronna republika wraca na drogę pokoju i odbudowy. W końcu Irak jest jednym z najbogatszych narodów na świecie.
Zamiast tego inwazja przyszła ze zbiornikami kleju. Podjęto decyzje, za zgodą Wielkiej Brytanii, aby uczynić Irak eksperymentem w budowaniu narodu w „strefie zerowej”. Wszelkie rozsądne rady zostały zignorowane, wychodząc z założenia, że cokolwiek zrobią Ameryka i Wielka Brytania, będzie się wydawać lepsze niż Saddam i lepsze niż nic nierobienie. Demony Kiplinga tańczyły na Downing Street. Wielka Brytania nie chciała kolonizować Iraku. Jednak w jakiś sposób „walka nie o terytorium, ale o wartości” Blaira mimo wszystko potrzebowała terytorium, jakby chciała udowodnić, że jest czymś więcej niż tylko kąskiem.
Sceny wyemitowane wczoraj z Basry pokazują, jak bardzo upadła władza w południowym Iraku. To jest tragiczne. Kiedy byłem tam dwa lata temu, południe samo w sobie było sukcesem. Podczas gdy Amerykanie siewali chaos na północy, Brytyjczycy metodycznie stosowali w Basrze kolonializm w stylu Lugarda. Zawierali sojusze z szejkami, przekupywali watażków i zdobywali serca i umysły, chodząc bez zbroi. W powietrzu czuć było optymizm.
Polityka brytyjska wymagała jednego: pędu w stronę lokalnej suwerenności i szybkiego wycofania się. Nie było takiego rozmachu. Coraz pewniejszemu powstaniu pozwolono najpierw przeszkodzić, a następnie narzucić harmonogram wycofania się. Sunniccy terroryści trzymają obecnie politykę amerykańską i brytyjską w uścisku. Rezultatem był nieunikniony upadek społeczeństwa. Nie wiemy nawet, po której stronie jest policja w Basrze.
Rząd brytyjski – i opozycja – całkowicie zaprzeczają. Ministerialne przechwałki nie mogą ukryć mroku prywatnych odpraw. Blair zrobiła to, czego nie powinien robić żaden premier. Wydał swoich żołnierzy na łaskę obcego mocarstwa. Pierwszą tą potęgą była Ameryka. Obecnie, według sekretarza obrony Johna Reida, jest to grupa odważnych, ale zdesperowanych Irakijczyków pochowana w Zielonej Strefie Bagdadu. Mówi, że pozostanie, dopóki nie poproszą go o wyjazd, kiedy miejscowi żołnierze zostaną przeszkoleni i lojalni, a infrastruktura zostanie przywrócona. To oznacza dzień sądu ostatecznego. Wszyscy to wiedzą.
Irakijczycy, których znam, są odrętwieni przemocą wywołaną niepowodzeniem Zachodu w zaprowadzeniu porządku w ich kraju. Są zdumieni nieudolnością i przynoszącym efekt przeciwny do zamierzonego okrucieństwem aresztowań, zamachów bombowych i represji. Już ich nie interesuje, czy pod rządami Saddama było lepiej, czy gorzej. Wiedzą tylko tyle, że miesięcznie zabija się więcej ludzi niż kiedykolwiek od masakr na początku lat 1990. Jeśli śmierć i zniszczenie są jakimikolwiek wskazówkami, brytyjska polityka powstrzymywania przed inwazją była znacznie skuteczniejsza niż okupacja.
Infrastruktura nie jest przywracana. Woda, prąd i kanalizacja w Bagdadzie są w gorszym stanie niż dziesięć lat temu. Ogromne sumy – takie jak rzekomy miliard dolarów na dostawy wojskowe – są kradzione i ukrywane w jordańskich bankach. Nowa konstytucja jest martwą literą, z wyjątkiem zapisów rażąco szariatowych. Są one już de facto egzekwowane na obszarach szyickich.
Brytyjscy żołnierze toczą wojnę, nad której przebiegiem, postępowaniem i wynikiem ich przywódcy nie mają kontroli. Strategia wyjścia ich rządu nie jest już realistyczna, a wręcz nieuczciwa. Porzucono dyskusję na temat zmniejszenia liczebności żołnierzy z 8,000 3,000 do XNUMX XNUMX w przyszłym roku. Wydaje się, że wszyscy są na niewłaściwej planecie. Tymczasem codzienne szukanie dobrych wiadomości i obrzydliwa litania zła przypomina Wietnam. Nikt nie czyta Barbary Tuchman dla głupoty.
Mówi się, że zasygnalizowanie wycofania dałoby zielone światło gangom i prywatnym bojówkom dla ataków zemsty, czystek etnicznych, a nawet podziałów. To zagrożenie nie ma już sensu, skoro to wszystko i tak się dzieje. Według doniesień milicja przeniknęła do co najmniej połowy policji i sił bezpieczeństwa wewnętrznego w każdym regionie. Zaledwie jedną dziesiątą armii uważa się za lojalną wobec władzy centralnej. Przerażające jest to, że komisariat policji w Basrze jest narażony na ataki nieregularnych grup al-Sadra.
150,000 XNUMX obcych żołnierzy na ziemi irackiej jest w przeważającej mierze oddanych samoobronie. Nie przestrzegają już prawa i porządku. Władza znajduje swoje nowe miejsce w mafiach, szejchdom, milicjach i watażkach, którzy rozkwitają wśród anarchii. Tam, gdzie nie ma bezpieczeństwa, bandyta jest zawsze królem.
Rzekomym powodem okupacji Iraku była chęć budowy bezpieczeństwa i demokracji. Zdemontowaliśmy pierwsze i nie zbudowaliśmy drugiego. Irak jest fiaskiem bez precedensu w najnowszej polityce brytyjskiej. Teraz powiedziano nam, że musimy „utrzymać kurs”, bo inaczej wydarzy się coś gorszego. To kod dla ministrów, którzy nie chcą przyznać się do błędu i mają nadzieję, że zrobi to ktoś inny, gdy ich już nie będzie. Do tego czasu Kurdowie będą bardziej oderwani, sunnici bardziej wściekli, a szyici bardziej fundamentalistyczni. Zginie stu brytyjskich żołnierzy.
Ameryka zostawiła Wietnam i Liban własnemu losowi. Przeżyli. Opuściliśmy Aden i inne kolonie. Niektóre, jak Malaje i Cypr, doświadczyły rozlewu krwi i podziału. Powiedzieliśmy słusznie, że to ich sprawa. Taki też jest Irak dla Irakijczyków. Już wystarczająco dużo tam bałaganu narobiliśmy.
Brytyjscy żołnierze rzeczywiście mogą być najlepsi na świecie. Ale dlaczego w takim razie Blair doprowadza ich do upokorzenia?
The Guardian, Środa, 21 września 2005 r
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna