Od czterdziestu lat piszę artykuł o każdej dekadzie rewolucji z 25 kwietnia 1974 r., która przywróciła demokrację w Portugalii po 48 latach dyktatury. Analiza priorytetów interpretacyjnych lub prospektywnych pokazuje, że na przestrzeni lat spotkałem się z dwoma urazami, jedną główną, drugą wtórną. Na oba odpowiedziałem bez urazy, ale za to podając argumenty i uzasadniając wybory polityczne. Mam na myśli żal z powodu utraconej szansy i żal z powodu utraconej przeszłości. W ciągu tego długiego okresu obie resentymenty zmieniły swoje względne znaczenie. Pierwsza niechęć dominowała przez pierwsze trzy dekady, druga dominowała do dziś.
Istnieją dwa rodzaje resentymentu: historyczno-ideologiczny i interpersonalno-wewnątrzspołeczny. W obu przypadkach w grę wchodzą emocje lub uczucia, które dramatyzują szkodę uznawaną za niesprawiedliwą w sposób etyczno-moralny, a zatem apolityczny. Zawsze wiążą się z istnieniem i celebracją ofiar. Obydwa rodzaje urazy demonizują agresora, a w przypadku urazy historyczno-ideologicznej pokuta lub zadośćuczynienie jest znacznie trudniejsze, jeśli nie niemożliwe. W urazach, które obfitują we współczesnym społeczeństwie, odnajdujemy elementy obu typów urazów, zawsze jednak można wykryć niuanse i powszechność. W tym tekście zajmuję się wyłącznie resentymentem historyczno-ideologicznym.
Niechęć do utraconej szansy.
Rewolucja z 25 kwietnia 1974 r. wyzwoliła dwie niezwykłe, splecione ze sobą energie polityczne: demokrację i socjalizm. Po 48 latach dyktatury demokracja znalazła się w sercu rewolucji. Miało to miejsce kilka lat po ruchu studenckim z 1968 r., którego prekursorem było w Coimbrze w 1962 r., oraz rok po zamachu stanu Pinocheta przeciwko demokratyczno-socjalistycznemu reżimowi Salvadora Allende. Oczywiście w Portugalii w obozie socjalistycznym rzeczywiście wyłoniły się stanowiska ekstremistyczne, które nie chciały demokracji przedstawicielskiej, ponieważ uważały ją za burżuazyjną; podzielono ich pomiędzy zwolenników systemu sowieckiego, albańskiego i chińskiego. Ideą prawdziwie hegemoniczną był demokratyczny socjalizm. Zostało to zapisane w Konstytucji z 1976 r., a te same partie, które są obecnie prawicowe, uważały się za obrońców socjalizmu. Idea demokratycznego socjalizmu została wpisana w powszechne aspiracje, choć nie było jasne, na czym ona polega. Pamiętam, że w 1980 r. – kiedy współpracowałem między Uniwersytetem w Coimbrze a sekcją Coimbry Ruchu Kapitanów Sił Zbrojnych (MSZ), kierowanej przez generała porucznika Franco Charais – rektor poprosił mnie o wizytę w Jugosławii w celu zdobycia wiedzy o samorządnym ustroju socjalistycznym, który był antyradziecki, ale o którym niewiele wiadomo, i napisać o nim reportaż. Spędziłem miesiąc w tym kraju, a także w Albanii (dla kontrastu), ale kiedy wróciłem, zainteresowanie socjalizmem w kraju zmalało.
W 1985 roku napisałem: „Dzisiejsze społeczeństwo portugalskie żyje w atmosferze powściągliwych oczekiwań. Ostatnie dziesięć lat to bardzo złożony proces transformacji społecznej, którego konsekwencje nie są jeszcze w pełni widoczne. Istnieją obawy i jednocześnie nadzieje, że przyszłość będzie inna od wielu niedawnych przeszłości, które spowodowały naszą niepewną teraźniejszość. Wszystko lub prawie wszystko zaczęło się od 25 kwietnia 1974 roku, niewątpliwie najważniejszego wydarzenia we współczesnej historii naszego kraju. Dogłębne poznanie tego, co wydarzyło się wtedy (i zaraz potem) oraz dlaczego tak się stało, jest kluczem do zrozumienia wielu naszych dzisiejszych pytań. Dlatego wyzwaniem dla badaczy społecznych i w ogóle dla nas wszystkich, obywateli zaangażowanych w historyczny rozwój naszego kraju […], jest rozpoczęcie debaty naukowej, spoglądając wstecz na ten szczególny moment historyczny [1985 r.], na tę ważną data w naszej współczesności. Rzeczywiście był to bogaty i złożony proces społeczny, który objął (głęboko? powierzchownie?) portugalską rzeczywistość modelami rozwoju i planami politycznymi, projektami działań i programami na przyszłość, ponieważ pojawiło się wiele wątków zerwań i ciągłości między wyłaniającym się społeczeństwem a społeczeństwem stare społeczeństwo, które opierało się im siłą swoich lat”. Demokracji nie kwestionowano, postrzegano ją jako dobro bezwarunkowe i nieodwracalnie nabyte, ale socjalizm był już bardzo odległy, zastąpiony przez jego kapitalistyczną wersję – nie mówiąc już o sprzecznościach – socjaldemokracji. Głównymi tematami refleksji była „kultura i nowe sposoby życia; zmiany w prawie i wymiarze sprawiedliwości; walka o kontrolę produkcji; popularne ruchy na rzecz poprawy warunków życia”.
Prawie trzydzieści lat później, w środku kryzysu finansowo-egzystencjalnego, jaki oznaczała interwencja Trojki (Unia Europejska-Europejski Bank Centralny-Międzynarodowy Fundusz Walutowy), napisałem 25 kwietnia 2011 r.: „Żyjemy w najczarniejszym dniu 25 kwietnia od tego, który 37 lat temu niczym bezbożny cud wołał do nas: wstań i chodź. I tak robiliśmy skokowo, pokonując wyzwania, wpadając w pułapki, aż dotarliśmy do tych dni, kiedy dziwny bóg, bo trynitarny, ale bez łaski, rozkazuje nam: padnij na kolana i czołgaj się. To także dziwny imperatyw, choć nie bezprecedensowy w naszej historii, ponieważ oferuje nam zbawienie w zamian za utratę dusz.
Jesteśmy świadkami rozwoju zacofania naszego kraju i najwyraźniej przyglądamy się temu biernie. Jakby kraj był odległym miejscem, zamieszkałym przez ludzi, których prawie nie znamy, dla których nie darzymy szczególnym szacunkiem i którzy z pewnością zasługują na ciężar, który muszą dźwigać. Słuchając lub czytając niektórych komentatorów można odnieść wrażenie, że są to Niemcy mówiący o naszym kraju. Dokonują wnikliwej analizy rzeczywistości narodowej, jakby byli koronerami, mordując zwłoki, jakby nie byli jej częścią. Inni, superbogaci, których pieniądze dają im bogactwo mądrości, deklarują, że czują odrazę do biedy i nędznych emerytur, jak gdyby bieda była grzechem, od którego ich bogactwo jest niewinne. I prawie wszyscy biczują kraj, jak gdyby przyczyny naszego kryzysu finansowego nie były systemowe, a zatem po części obce naszym działaniom, niezależnie od tego, jak niezdarne mogło być nasze działanie. Samobiczowanie to wyrzuty sumienia związane z biernością, które nie jest łatwe do przezwyciężenia w kontekście narzucania bierności, gdy jest ona niepożądana. Przybycie do Lizbony trójcy UE, EBC i MFW symbolicznie stanowi aktywizm o dużej intensywności, który kontrastuje z naszą niezdolnością do działania. Podejmujemy działania. Nasze jest tylko imieniem, w którym inni działają dla dobra, które jest nasze tylko wtedy, gdy jest także ich. Aby działać, musimy oderwać wzrok od tego krajobrazu i iść przez kilka chwil w ciemności, aż dotrzemy do jego tyłu, aby zobaczyć podtrzymujące go rusztowanie, obserwować panujący tam gwar i zidentyfikować puste odcinki czeka na naszą akcję. Nie potrzebujemy kapitanów, ale potrzebujemy przejrzystości i odwagi, jakie niektórzy z nich mieli 37 lat temu, aby działać bez obawy o reakcje rynków lub oceny agencji ratingowych”.
Ten tekst był częścią książki, Portugalia: ensaio contra a autoflagelação (Portugalia: Esej przeciwko samobiczowaniu) (Almedina 2012), który, choć analityczny, reprezentował koniec idei (i urazy) utraconej szansy. Odtąd dominowała kolejna niechęć.
Niechęć do utraconej przeszłości
Ostatnią dekadę na całym świecie charakteryzował rozwój skrajnej prawicy jako wyrazu zorganizowanego politycznie. W Portugalii jej organizacja nastąpiła później i przypisaliśmy to sile rewolucji z 1974 roku. Jednak wybory z marca ubiegłego roku pokazały, że Portugalia nie tylko nie była odporna na tę falę, ale płynęła na niej odważniej niż inne kraje europejskie. Istnieją punkty zbieżne zarówno w przyczynach tego globalnego zjawiska, jak i w formach, jakie ono przybiera. Najczęstszymi przejawami skrajnej prawicy są: ksenofobiczny i antyimigrancki nacjonalizm; antysystem, który obejmuje więcej niż system polityczny i obejmuje stosunki społeczne; rasizm i seksizm; idea, że każde użycie władzy jest nadużyciem władzy, z wyjątkiem sytuacji, gdy chodzi o siły represji i bezpieczeństwa, gdzie każde nadużycie władzy jest legalnym użyciem władzy; instrumentalne wykorzystanie demokracji z obaleniem podziału władzy i postępującą trywializacją naruszeń procedur liberalno-demokratycznych; naturalizacja nierówności społecznych; państwo minimalnej ochrony socjalnej lub tylko dla „nas” i państwo silnie represyjne i tylko dla „nich”.
W przypadku Portugalii skrajna prawica przybiera formę urazy do dwóch utraconych przeszłości: kolonializmu jako wyrazu wielkości i cywilizacji oraz dyktatury Salazara jako czasu porządku i oczekiwań odpowiadających ograniczonym możliwościom kraju. Jak widać, są to dwie przeszłości oparte na dwóch sprzecznych koncepcjach tożsamości państwa. Jeden, odwołujący się do wyzywającej wielkości, odważny nieproporcjonalnie do rzeczywistych możliwości, a przez to odnoszący sukcesy; drugi, odwołujący się do przeciętności, pokory, powściągliwości, sprytu w radzeniu sobie z ograniczeniami, a przez to skuteczny. Typowe dla tego typu urazy jest to, że przeszłość, jakakolwiek była, była lepsza od teraźniejszości. Sprzeczności stają się widoczne dopiero wtedy, gdy opuścisz świat urazy.
Rewolucja 25 kwietnia oznaczała głębokie zerwanie z obiema przeszłościami. Zerwanie z przeszłością kolonialną było nieodwracalne, bo w dużej mierze nie zależało od Portugalczyków, ale od antykolonialnych ruchów wyzwoleńczych. Pomimo niechęci kolonializmu, stosunki ze światem byłego kolonializmu były kontynuowane i zróżnicowane, ale oczywiście oczyszczone z przemocy kolonialnej i nastawione na wzajemne i wielostronne korzyści. Z kolei zerwanie z dyktatorską przeszłością również miało być nieodwracalne, między innymi dlatego, że reżim faszystowski powiązał swoją przyszłość z utrzymaniem kolonii. Ale nieodwracalność demokracji była zawsze mniej pewna niż koniec kolonializmu, nie tylko dlatego, że była zależna wyłącznie od Portugalczyków, ale także dlatego, że wkrótce przecięła pępowinę z socjalizmem, który ją na początku wspierał. Kwestia nieodwracalności stawia demokrację liberalną jako byt stały i jednoznaczny, czemu rzeczywistość codziennie zaprzecza. Ile jest warta muszla ostrygi bez ostrygi w środku? Czym będzie demokracja, jeśli większość obywateli będzie głosować na partie skrajnie prawicowe, które korzystają z demokracji, aby dostać się do władzy, ale po zdobyciu władzy nie korzystają z niej lub godzą się na jej demokratyczną utratę?
Zarówno w przypadku Portugalii, jak i w odniesieniu do zjawiska globalnego, mówi się, że nowa skrajna prawica, w przeciwieństwie do tej z ubiegłego wieku, nie ucieka się do jednopartyjnego faszyzmu. Na poziomie formalnym wydaje się, że tak jest, ale rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona. Neoliberalizm powstały po upadku muru berlińskiego jest nowym etapem walki klasowej, której celem jest wyeliminowanie względnego podziału bogactwa, jaki wielkim kosztem walki społeczne klasy robotniczej osiągnęły w ciągu ostatniego stulecia. Podobnie jak prawa człowieka, demokracja była celebrowana w tym samym czasie, gdy była opróżniana z treści materialnych w konkretnym życiu rodzin. W obecnych warunkach polityczny koszt wyeliminowania polityk społecznych w demokracji jest znacznie niższy niż w dyktaturze. Ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, do kiedy.
Drugim filarem neoliberalizmu jest globalizacja realnej władzy politycznej i finansowej (skoncentrowanej na małym kręgu dominujących krajów), przy jednoczesnym utrzymaniu demokratycznych konfliktów politycznych na szczeblu krajowym. To niedopasowanie w połączeniu z kontrolą opinii mediów, wyrafinowaną polityką nadzoru i zmianami technologicznymi w organizacji pracy niemal całkowicie rozbroiło walki społeczne o bardziej sprawiedliwe społeczeństwo. Jeśli tych walk nie uda się odbudować, sama demokracja zostanie rozbrojona, ale nie zostanie wyeliminowana. Prezydent Tanzanii Julius Nyerere powiedział kiedyś, że USA również są reżimem jednopartyjnym, z tą tylko różnicą, że są dwa. Demokracja, nawet pusta, jest zawsze lepsza od dyktatury, ale tylko dla tych, którzy mogą z niej skorzystać. A jest ich coraz mniej. Maski kolonialnej i faszystowskiej niechęci zakrywają twarze prostych, pozbawionych głosu ludzi, którzy czują, że stracili to, co mieli i nie mają nadziei na odzyskanie tego.
W tym roku, bardziej niż w latach poprzednich, „trzeba było rozweselić ludzi”, aby upamiętnić José Afonso. Aby to osiągnąć, potrzebujemy polityk i rządów, które radzą sobie z niechęcią bez urazy.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna