Czterdzieści lat temu, na kilkunastu stronach Nation, brałem udział w debacie z angielskim historykiem EP Thompsonem na temat amerykańsko-sowieckiego wyścigu zbrojeń nuklearnych, względnej winy obu rządów i tego, jak aktywiści powinni do tego podchodzić. W tamtym czasie nasiliła się wrogość w okresie zimnej wojny. W marcu 1983 r przemówienie w obecności słuchaczy składających się z ewangelików prezydent Ronald Reagan oświadczył, że Związek Radziecki jest „imperium zła” i, w pewnym sensie, „ogniskiem zła we współczesnym świecie”. Tygodnie później radziecki przywódca Jurij Andropow oskarżony dążenie Stanów Zjednoczonych do gromadzenia zbrojeń w celu wygrania wojny nuklearnej; jego słowami: „nie tylko jest to nieodpowiedzialne, to jest szalone”. Obydwa kraje uruchamiały swoje wojskowo-przemysłowe silniki w gorączkowym pogoni za bardziej zaawansowanymi arsenałami nuklearnymi.
Taki był przerażający nastrój tamtych czasów. Jednak od czasu objęcia urzędu przez Reagana oddolny ruch wzywający do dwustronnego zamrożenia broni nuklearnej szybko zyskał szerokie poparcie i dynamikę polityczną. W kwietniu 1982 roku w odpowiedzi na rosnący wzrost niepokoju wygłosił: adres radiowy to próbowało uspokoić. „Dziś wiem, że jest wielu ludzi, którzy wskazują na niewyobrażalną grozę wojny nuklearnej. Z radością przyjmuję tę obawę” – powiedziała Reagan. Dodał, że „wojny nuklearnej nie można wygrać i nigdy nie należy jej prowadzić”.
Dwa miesiące później, nieuspokojonych kojącymi słowami, milion ludzi zebrało się w nowojorskim Central Parku na demonstracji na rzecz rozbrojenia nuklearnego i pokoju. Protest ten był częścią transatlantyckiego powstania przeciwko lekkomyślnej eskalacji wyścigu zbrojeń. Aktywiści usilnie starali się rzucić wyzwanie nakręcającemu się konfliktowi zbrojeń, napędzanemu przez dwa narody o bardzo różnych systemach politycznych, ale wzajemnym poleganiu na wymachiwaniu ogromnymi ilościami broni nuklearnej.
Mimo że tamta epoka była głęboko niepokojąca, widmo... wszechobójstwo teraz wydaje się znacznie większy. Zaognione napięcia między Waszyngtonem a Moskwą w czasie, gdy szaleje wojna na Ukrainie – a także między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, nad Tajwanem oraz morzami wschodniochińskim i południowochińskim – sprawiają, że pożar nuklearny staje się prawdopodobny w oparciu o jeden z licznych scenariuszy. Tymczasem nieporozumienia co do sposobu postrzegania stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Rosją niepokoją grupy pokojowe i większość lewicy tutaj, w kraju. Obawy przed byciem postrzeganym, jeśli nie oczernionym, jako zwolennik Putina lub sympatyzujący z Rosją, są namacalne, przy ciągłych ograniczeniach w zakresie ich propagowania.
Prawie nic nie słyszymy o palącej potrzebie przywrócenia Otwarte niebo i Siły Jądrowe Średniego Zasięgu (INF) anulowane przez prezydenta Trumpa lub Pocisk antybalistyczny traktat unieważniony przez prezydenta George'a W. Busha, a dzisiejszy brak tych paktów zwiększa prawdopodobieństwo wojny nuklearnej z Rosją. Ani Barack Obama, ani Joe Biden nie próbowali wskrzesić porozumień zerwanych przez ich republikańskich poprzedników.
Ze swojej strony, począwszy od inwazji na Ukrainę, Putin zrobił wiele, aby zwiększyć napięcie atomowe. Jego groźby użycia broni nuklearnej wypowiedziały na głos zwykle niekwestionowaną doktrynę. Zarówno Rosja (z wyjątkiem jedenastoletniego hiatus), a Stany Zjednoczone zawsze były zarejestrowany jako zapewnienie możliwości wykorzystania jako pierwszy broni nuklearnej w konflikcie.
Wojna na Ukrainie bardziej niż kiedykolwiek zbliżyła świat do termojądrowej przepaści. I choć rosyjskie działania wojenne codziennie zadają Ukraińcom okropności, w USA dominuje przekonanie, że Putin nie jest godzien negocjacji w jakiejkolwiek sprawie.
Ale jeśli wysiłki na rzecz odprężenia i kontroli zbrojeń zostaną spalone, gdy supermocarstwo prowadzi straszliwą wojnę z krajem po nielegalnej inwazji, ani radziecki premier Aleksiej Kosygin, ani prezydent Ronald Reagan nie otrzymali notatki. W 1967 roku, gdy rząd USA eskalował wojnę w Wietnamie, Kosygin spotkał się z prezydentem Lyndonem Johnsonem w bezpośrednich rozmowach, które trwały kilkanaście godzin w siedzibie Szczyt Glassboro w New Jersey. Dwadzieścia lat później Reagan spotkał się z sowieckim przywódcą Michaiłem Gorbaczowem w Białym Domu, gdzie podpisali traktat INF; w tym czasie wojska radzieckie kontynuowały wojnę w Afganistanie, co oszacowano 100,000 XNUMX Afgańczyków żyje, podczas gdy CIA zapewniła pomoc wojskową o wartości miliardy dolarów do bojowników mudżahedinów
W połowie 1983 roku, pod koniec opublikowanej wymiany zdań pomiędzy EP Thompsonem a mną, Połączenia Naród powiedział czytelnikom, że „debata porusza ważne kwestie taktyczne i filozoficzne, konfrontujące się z ruchami antywojennymi w tym kraju i w Europie”. Echa tych ważnych kwestii są teraz z nami, a stawka nie może być wyższa.
Thompson, znany jako historyk społeczny, był także wybitnym przywódcą europejskiego ruchu rozbrojeniowego w latach 1980. Ostrzegł przed „lunatykami ruchu pokojowego” na Zachodzie, którzy, jego zdaniem, podporządkowywali się linii sowieckiej, obwiniając jednocześnie Stany Zjednoczone za wyścig zbrojeń. „Ani moralizm, ani sentymentalizm towarzyszący podróżom” – napisał – „nie mogą w niczym pomóc w kierowaniu ruchem pokojowym w jego trudnych stosunkach z państwami komunistycznymi”. Władcy tych państw „są ideologicznymi sobowtórami swoich przeciwników na Zachodzie, myślącymi w tych samych kategoriach „równowagi” i bezpieczeństwa poprzez „siłę”.”
Moim zdaniem historia wyścigu zbrojeń nuklearnych pozostaje znacząca, a Stany Zjednoczone jak zawsze na czele. Fakt, że Stany Zjednoczone były krajem o znacznie większej swobodzie, nie uczynił ich rządu bardziej godnym zaufania w zakresie broni nuklearnej. Jak rok wcześniej napisali sowieccy historycy-dysydenci Roy i Zhores Miedwiediew Nation„pomimo bardziej otwartego charakteru społeczeństwa amerykańskiego… rola kolejnych administracji USA była i nadal jest bardziej prowokacyjna i mniej przewidywalna niż rola Związku Radzieckiego w globalnych wzajemnych stosunkach między Wschodem a Zachodem. Kompleksy wojskowo-przemysłowe istnieją we wszystkich nowoczesnych społeczeństwach przemysłowych, ale w Stanach Zjednoczonych znajdują się pod znacznie mniej odpowiedzialną kontrolą niż w ZSRR.
Na zakończenie naszej debaty wyraziłem wątpliwość, czy amerykańskiemu ruchowi na rzecz rozbrojenia i pokoju grozi ryzyko, że będzie niewystarczająco krytyczny wobec Związku Radzieckiego. „O wiele większym niebezpieczeństwem jest to, że pragnąc szacunku i bojąc się znaleźć na linii ognia potężnych artylerii naszego narodu, wabiących Czerwonych, może nieświadomie wzmocnić chroniczne antypatie amerykańsko-sowieckie…. Nie możemy zmniejszyć zapału naszego społeczeństwa do zimnej wojny, dodając do niego więcej”.
Latem 1985 roku Gorbaczow ogłosił jednostronne moratorium na próby nuklearne i zaprosił Stany Zjednoczone, aby poszły w ich ślady. W przypadku odwzajemnienia to posunięcie umożliwiłoby obu krajom zaprzestanie podziemnych detonacji głowic nuklearnych, zamykając tym samym celową lukę pozostawioną przez Traktat o ograniczonym zakazie prób z 1963 r. Jednak główne amerykańskie media miały się na baczności. Na początku CBS Evening News w raporcie z inicjatywy Gorbaczowa korespondentka Lesley Stahl czterokrotnie użyła słowa „propaganda”. Wpływowe gazety były nie mniej lekceważące. A New York Times artykuł redakcyjny nazwał moratorium „cynicznym wybuchem propagandy”.
Chociaż Stany Zjednoczone odmówiły odwzajemnienia, Rosja w dalszym ciągu odnawiała swoje moratorium. W grudniu 1985 roku, donosząc o rozbudowie, CBS prezenter Dan Raczej zaczął od powiedzenia: „No cóż, w powietrzu wisiała mała przedświąteczna propaganda, nowa oferta dotycząca kontroli zbrojeń ze strony radzieckiego przywódcy Michaiła Gorbaczowa”. Nieodwzajemnione moratorium na Kreml obowiązywało przez 19 miesięcy, podczas gdy poligonem doświadczalnym w Nevadzie wstrząsnęło 25 eksplozji nuklearnych pod dnem pustyni.
W dalszej części dekady skumulowane skutki organizowania się oddolnie i naciski polityczne pomogły zmienić nastawienie Reagana na tyle, że doprowadziło to do zbliżenia amerykańsko-rosyjskiego i prawdziwej dyplomacji. Znakomitym rezultatem był traktat o siłach nuklearnych średniego zasięgu, podpisany przez Reagana i Gorbaczowa w grudniu 1987 r. Był to triumf aktywistów i szerokiego grona innych zdeklarowanych zwolenników, którzy przez ubiegłe lata przyzwyczaili się do epitetów w rodzaju „kremlowskich naiwniaków”. i „apologetami Rosji”.
Cztery dekady później takie epitety znów są powszechne. Zapał amerykańskiego społeczeństwa do zimnej wojny jest niemal najwyższy w historii. To nie zajmuje dużo obecnie nazywa się je proputinowskim; wystarczy samo naleganie na zawieszenie broni na Ukrainie lub merytoryczna dyplomacja.
„Myślę, że Putin jest nie tylko zachwycony podziałem co do tego, czy będziemy kontynuować i na jakim poziomie finansować Ukrainę. Myślę, że on też do tego podżega” – Hillary Clinton powiedziany podczas PBS NewsHour rozmowa w październiku. Dodała: „Kiedy widzę, jak ludzie papugują rosyjskie tematy, które po raz pierwszy pojawiły się w Russia Today [sieć nazywająca się teraz RT] lub po raz pierwszy pojawiły się w przemówieniu rosyjskiego urzędnika, jest to duży plus dla Putina”.
Celem takich oszczerczych taktyk jest paraliż dyskursu i uniemożliwienie dyskusji merytorycznych. Techniki są przestarzałe. Dwadzieścia lat temu przeciwników zbliżającej się inwazji Stanów Zjednoczonych na Irak często oskarżano o powtarzanie tematów rozmów irackich i służenie interesom Saddama Husajna. Obecnie w dominujących mediach i środowiskach politycznych rodzaje „dyskusyjnych tematów”, które Clinton chciała zniesławić, obejmują niemal wszelkie twierdzenia kwestionujące pogląd, że rząd USA powinien zapewnić Ukrainie pomoc wojskową na czas nieokreślony, odmawiając jednocześnie wzywania do zaprzestania rozmów strzelać lub angażować się w merytoryczną dyplomację.
Podczas pierwszej kadencji Reagana Biuletyn Naukowców Atomowych ustaw to Zegar Doomsday od trzech do czterech minut do apokaliptycznej północy. Jest teraz 90 sekund od celu, najbliżej w historii.
Kluczowe lekcje, jakie prezydent John Kennedy wyciągnął z kubańskiego kryzysu rakietowego i które przedstawił osiem miesięcy później w swoim piśmie z czerwca 1963 r. przemówienie na Uniwersytecie Amerykańskim, lądują teraz na śmietniku w Białym Domu Bidena: „Przede wszystkim, broniąc naszych żywotnych interesów, mocarstwa nuklearne muszą unikać tych konfrontacji, które prowadzą przeciwnika do wyboru albo upokarzający odwrót albo wojna nuklearna. Przyjęcie takiego kursu w epoce nuklearnej byłoby jedynie dowodem bankructwa naszej polityki lub zbiorowego pragnienia śmierci dla świata”.
Jednak niezależnie od tego, jak niebezpieczna jest polityka Bidena wobec Ukrainy i Rosji, większość znaczących grup zajmujących się kontrolą zbrojeń i rozbrojeniem w Stanach Zjednoczonych omija sprzeciw. Niewielu nalegało na poważne negocjacje w celu znalezienia pokojowego rozwiązania. W efekcie wielu zgodziło się z traktowaniem „dyplomacji” jako wulgarnego słowa. Takie stanowiska są szczególnie uderzające ze strony organizacji, których misją jest zmniejszanie ryzyka wojny nuklearnej – mimo że im dłużej trwa wojna na Ukrainie i im bardziej się ona eskaluje, tym większe są szanse, że ryzyko to przerodzi się w globalną zagładę nuklearną.
Nie znamy poglądu EP Thompsona na wydarzenia XXI wieku, które doprowadziły do obecnego zagrożenia nuklearnego – zmarł w 21 r. – ale sedno jego przełomowego eseju z 1993 r. „Protestuj i przetrwaj” rozbrzmiewa teraz jako mrożący krew w żyłach krzyk budzący, mający wyrwać nas z nawykowych uników. „Doszedłem do poglądu, że powszechna wojna nuklearna jest nie tylko możliwa, ale prawdopodobna i że jej prawdopodobieństwo wzrasta” – napisał. „Rzeczywiście możemy zbliżać się do punktu, z którego nie ma odwrotu, kiedy istniejąca tendencja lub skłonność do takiego wyniku stanie się nieodwracalna”. A mimo to Thompson mówił dalej:
Niechętnie przyjmuję, że ten determinizm jest absolutny. Jeśli jednak moje argumenty są słuszne, nie możemy już dłużej odkładać tej sprawy. Musimy rzucić wszelkie zasoby, które nadal istnieją w ludzkiej kulturze, na ścieżkę tej degeneracyjnej logiki. Musimy protestować, jeśli mamy przeżyć. Protest jest jedyną realistyczną formą obrony cywilnej.
Esej szybko stał się rozdziałem otwierającym antologię, również zatytułowaną Protestuj i przetrwaj. Daniel Ellsberg napisał w książce wprowadzenie że „musimy zająć stanowisko tam, gdzie żyjemy i działać, aby chronić nasz dom i naszą rodzinę: ziemię i wszystkie żyjące istoty”.
To, co Martin Luther King Jr. nazwał „szaleństwem militaryzmu”, znajduje swój najwyższy wyraz w rutynie polityki dotyczącej broni nuklearnej, która opiera się na skrajnym braku równoważącego krzyku oburzenia i aktywizmu. Ostateczne szaleństwo rozwija się dzięki naszemu codziennemu przystosowaniu się do niego.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna