Niedawno Z otrzymał kilka pytań na temat trafności lub wagi – lub odwrotnie – tego, co kryje się pod etykietą postmodernizmu. W przeszłości, kiedy był to temat bardziej palący, a w każdym razie tak nam się wydawało, publikowaliśmy na ten temat wiele esejów, a nawet debat. Można je łatwo znaleźć w ZNet. Ale przypadkiem ostatnio widzieliśmy reprodukcję długiej odpowiedzi na forum, której Chomsky udzielił na powiązane zapytania. Całkiem nam się to spodobało i pomyśleliśmy, że przydałaby się recyrkulacja. Jedyna edycja poniżej oryginału – który został umieszczony w Internecie w listopadzie 1995 r. – polegała na usunięciu nazwisk osób, którym Chomsky odpowiadał.

 

O ile rozumiem dotychczasową wymianę zdań, debatę zapoczątkował zarzut, że ja, Mike i może inni nie mamy „teorii” i w związku z tym nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego sprawy toczą się tak, a nie inaczej. Musimy zwrócić się ku „teorii”, „filozofii”, „konstrukcjom teoretycznym” i tym podobnym, aby zaradzić tym brakom w naszych wysiłkach na rzecz zrozumienia i zajęcia się tym, co dzieje się na świecie. Moją dotychczasową odpowiedzią było w zasadzie powtórzenie czegoś, co napisałem 35 lat temu, na długo przed wybuchem „postmodernizmu” w literackiej kulturze intelektualnej: „jeśli istnieje zbiór teorii, dobrze przetestowany i zweryfikowany, który ma zastosowanie do postępowania spraw zagranicznych lub rozwiązania konfliktu wewnętrznego lub międzynarodowego, jego istnienie utrzymywano w dobrze strzeżonej tajemnicy” pomimo wielu „pseudonaukowych poz”.

 

O ile wiem, stwierdzenie to było trafne 35 lat temu i pozostaje takie; co więcej, rozciąga się na badania spraw ludzkich w ogóle i ma szerokie zastosowanie do tego, co zostało wyprodukowane od tego czasu. To, co zmieniło się w międzyczasie, to, o ile wiem, ogromna eksplozja samouwielbienia i wzajemnego uwielbienia wśród tych, którzy głoszą to, co nazywają „teorią” i „filozofią”, ale niewiele mogę wykryć poza „pseudonaukową postawą”. " To odrobina jest, jak pisałem, czasami całkiem interesująca, ale nie ma konsekwencji dla problemów świata rzeczywistego, które zajmują mój czas i energię (ważnym dziełem Rawlsa jest przypadek, o którym wspomniałem w odpowiedzi na konkretne zapytanie).

 

Ten ostatni fakt został zauważony. Pewien znakomity filozof i teoretyk społeczny (również aktywista), Alan Graubard, wiele lat temu napisał interesującą recenzję „libertariańskiej” reakcji Roberta Nozicka na Rawlsa i reakcji na nią. Podkreślił, że reakcje były bardzo entuzjastyczne. Recenzent za recenzentem wychwalali siłę argumentów itp., ale nikt nie akceptował żadnych wniosków z rzeczywistego świata (chyba że wcześniej do nich doszedł). To prawda, podobnie jak jego obserwacje na temat znaczenia tego słowa.

 

Zwolennicy „teorii” i „filozofii” mają bardzo łatwe zadanie, jeśli chcą przedstawić swoje racje. Po prostu powiedz mi, co było i pozostaje dla mnie „sekretem”: chętnie obejrzę. Pytałem już wiele razy i wciąż czekam na odpowiedź, która powinna być łatwa do udzielenia: po prostu podaj kilka przykładów „zbioru teorii, dobrze przetestowanej i zweryfikowanej, która ma zastosowanie do” rodzajów problemów i kwestii, które Mike, Ja i wiele innych osób (właściwie większość światowej populacji, jak sądzę, poza wąskimi i niezwykle niezależnymi kręgami intelektualnymi) jesteśmy lub powinniśmy się interesować: na przykład problemami i zagadnieniami, o których mówimy i piszemy, oraz inni je lubią. Inaczej mówiąc, pokazać, że zasady „teorii” lub „filozofii”, które każą nam studiować i stosować, prowadzą za pomocą uzasadnionej argumentacji do wniosków, do których my i inni nie doszliśmy jeszcze na innych (i lepszych) podstawach; do tych „innych” zaliczają się osoby pozbawione formalnego wykształcenia, które zazwyczaj nie mają problemu z dochodzeniem do tych wniosków w drodze wzajemnych interakcji, które całkowicie lub często samodzielnie unikają „teoretycznych” niejasności.

 

Powtarzam, są to proste prośby. Zrobiłem je już wcześniej i pozostaję w stanie niewiedzy. Ja też wyciągam z tego pewne wnioski.

 

Jeśli chodzi o przeprowadzaną „dekonstrukcję” (również wspomnianą w debacie), nie mogę się wypowiadać, bo większość wydaje mi się bełkotem. Jeśli jednak jest to kolejna oznaka mojej niezdolności do rozpoznania głębi, kierunek, jaki należy podążać, jest jasny: po prostu przedstaw mi wyniki prostymi słowami, które mogę zrozumieć, i pokaż, dlaczego różnią się one od tego, co uzyskali inni lub są od nich lepsze. robiłem to już dawno temu i nadal to robię bez trzysylabowych słów, niespójnych zdań, nadętej retoryki, która (przynajmniej dla mnie) jest w dużej mierze bezsensowna itp. To wyleczy moje braki – oczywiście, jeśli da się je wyleczyć; może nie są, możliwość, do której wrócę.

 

Są to żądania bardzo łatwe do spełnienia, jeśli istnieją podstawy do żądań wysuwanych z takim zapałem i oburzeniem. Zamiast jednak próbować udzielić odpowiedzi na tę prostą prośbę, odpowiedzią są krzyki gniewu: zadawanie tych pytań pokazuje „elitaryzm”, „antyintelektualizm” i inne przestępstwa – choć najwyraźniej pozostawanie w obrębie nie jest „elitarne” stowarzyszenia samouwielbienia i wzajemnej adoracji intelektualistów, którzy rozmawiają tylko ze sobą i (o ile mi wiadomo) nie wkraczają w świat, w którym wolałbym żyć. Jeśli chodzi o ten świat, mogę przytoczyć harmonogram moich wystąpień i pism, aby zilustrować, co mam na myśli, chociaż zakładam, że większość osób biorących udział w tej dyskusji wie lub może łatwo się dowiedzieć; i jakoś nigdy nie znajduję tam „teoretyków”, ani nie chodzę na ich konferencje i imprezy. Krótko mówiąc, wydaje się, że żyjemy w całkiem różnych światach i trudno mi zrozumieć, dlaczego mój jest „elitarny”, a nie ich. Wydaje się, że jest zupełnie odwrotnie, chociaż nie będę tego wzmacniał.

 

Aby dodać jeszcze jeden aspekt, jestem całkowicie zasypywany prośbami o zabranie głosu i prawdopodobnie nie mogę przyjąć części zaproszeń, z których chciałbym skorzystać, dlatego sugeruję inne osoby. Ale, co dziwne, nigdy nie sugeruję tych, którzy głoszą „teorie” i „filozofię”, ani nie spotykam ich, a jeśli o to chodzi, rzadko nawet ich imion, na podstawie mojego własnego (dość obszernego) doświadczenia z grupami i organizacjami popularnymi i aktywistycznymi, ogólnie społeczność, uczelnia, kościół, związek zawodowy itp., publiczność w kraju i za granicą, kobiety z Trzeciego Świata, uchodźcy itp.; Z łatwością mogę podać przykłady. Dlaczego, zastanawiam się.

 

Cała debata jest zatem dziwna. Z jednej strony gniewne oskarżenia i donosy, z drugiej prośba o jakieś dowody i argumenty na ich poparcie, na które odpowiedzią są bardziej gniewne oskarżenia – ale, co uderzające, żadnych dowodów ani argumentów. Ponownie nasuwa się pytanie: dlaczego.

 

Jest całkiem możliwe, że po prostu coś przeoczyłem lub że po prostu brakuje mi zdolności intelektualnych, aby zrozumieć głębie, które zostały odkryte w ciągu ostatnich 20 lat przez paryskich intelektualistów i ich zwolenników. Jestem w tej kwestii całkowicie otwarty i tak jest od lat, gdy stawiane są podobne zarzuty – ale bez odpowiedzi na moje pytania. Powtórzę: są proste i powinno być łatwo odpowiedzieć, jeśli istnieje odpowiedź: jeśli czegoś brakuje, pokaż mi, co to jest, w sposób, który rozumiem. Oczywiście, jeśli to wszystko wykracza poza moje zrozumienie, a jest to możliwe, to jestem po prostu przegraną i będę zmuszony trzymać się rzeczy, które wydaje mi się, że jestem w stanie zrozumieć, i utrzymywać kontakt z ludźmi, którzy również wydają się być nimi zainteresowani i zdają się je rozumieć (co bardzo mnie cieszy, ponieważ nie interesują mnie, ani teraz, ani nigdy, sektory kultury intelektualnej, które zajmują się tymi sprawami, ale najwyraźniej niewiele więcej).

 

Ponieważ nikomu nie udało się pokazać mi, czego mi brakuje, pozostaje nam druga opcja: po prostu nie jestem w stanie tego zrozumieć. Z pewnością jestem skłonny przyznać, że może to być prawda, chociaż obawiam się, że będę musiał zachować podejrzenia, z ważnych powodów. Jest wielu rzeczy, których nie rozumiem, na przykład ostatnich debat na temat tego, czy neutrina mają masę, czy sposobu, w jaki (najwyraźniej) niedawno udowodniono ostatnie twierdzenie Fermata. Ale przez 50 lat grania w tę grę nauczyłem się dwóch rzeczy: (1) mogę poprosić przyjaciół, którzy pracują w tych obszarach, aby wyjaśnili mi to na poziomie, który rozumiem, i mogą to zrobić bez większych trudności; (2) jeśli jestem zainteresowany, mogę dowiedzieć się więcej, aby to zrozumieć. 

 

Teraz Derrida, Lacan, Lyotard, Kristeva itd. – nawet Foucault, którego znałem i lubiłem, a który różnił się nieco od reszty – piszą rzeczy, których też nie rozumiem, ale (1) i (2) nie utrzymuj: nikt, kto twierdzi, że rozumie, nie jest w stanie mi tego wyjaśnić, a ja nie mam pojęcia, jak postępować, aby przezwyciężyć swoje niepowodzenia. Pozostawia to jedną z dwóch możliwości: (a) nastąpił jakiś nowy postęp w życiu intelektualnym, być może nagła mutacja genetyczna, która stworzyła formę „teorii” wykraczającą poza teorię kwantową, topologię itp. pod względem głębi i głębi ; lub (b)… nie będę tego przeliterować.

 

Powtórzę jeszcze raz: żyję w tych światach przez 50 lat, wykonałem sporo własnej pracy w dziedzinach zwanych „filozofią” i „nauką”, a także historią intelektualnej i mam sporo osobistej znajomości z kulturę intelektualną w naukach ścisłych, humanistycznych, społecznych i artystycznych. To pozostawiło mnie z własnymi wnioskami na temat życia intelektualnego, których nie będę opisywać. Innym jednak sugeruję po prostu, abyście poprosili tych, którzy opowiadają wam o cudach „teorii” i „filozofii”, o uzasadnienie swoich twierdzeń — o zrobienie tego, co chętnie robią ludzie zajmujący się fizyką, matematyką, biologią, lingwistyką i innymi dziedzinami. zrobić, gdy ktoś ich zapyta, poważnie, jakie są zasady ich teorii, na jakich dowodach są oparte, co wyjaśniają, co nie było już oczywiste itp. Są to uczciwe prośby, które każdy może postawić. Jeśli nie można ich spełnić, sugerowałbym odwołanie się do rady Hume'a w podobnych okolicznościach: do płomieni.

 

Konkretny komentarz. Jeden z komentatorów zapytał, kogo mam na myśli, mówiąc o „szkole paryskiej” i „kultach postmodernistycznych”: powyższy przykład jest przykładem.

 

Następnie zapytał rozsądnie, dlaczego „lekceważę” tę kwestię. Weźmy, powiedzmy, Derridę. Zacznę od tego, że nie lubię zamieszczać komentarzy bez przedstawienia dowodów, ale wątpię, aby uczestnicy chcieli szczegółowej analizy de Saussure’a, powiedzmy, na tym forum, a wiem, że nie zamierzam się tego podejmować . Nie powiedziałbym tego, gdyby nie poproszono mnie wprost o wyrażenie opinii – a jeśli poproszono mnie o jej poparcie, odpowiem, że nie sądzę, że warto na to poświęcać czas.

 

Weźmy więc Derridę, jednego z wielkich starców. Pomyślałem, że powinienem przynajmniej zrozumieć jego gramatykę, więc spróbowałem ją przeczytać. Część z nich udało mi się dostrzec, na przykład krytyczną analizę tekstów klasycznych, które znałem bardzo dobrze i o których pisałem wiele lat wcześniej. Stypendium to wydało mi się przerażające, oparte na żałosnym błędnym odczytaniu; a argumentacja, jakakolwiek była, nie odpowiadała standardom, które znałem praktycznie od dzieciństwa. Cóż, może coś przeoczyłem: może być, ale podejrzenia pozostają, jak zauważono. Jeszcze raz przepraszam, że zamieszczam nieuzasadnione komentarze, ale zostałem o to poproszony i dlatego odpowiadam.

 

Niektórych ludzi z tych sekt (tak mi się wydaje) poznałem: Foucaulta (odbyliśmy nawet kilkugodzinną dyskusję, która jest w druku i spędziliśmy sporo godzin na bardzo przyjemnej rozmowie, na temat realne problemy i posługiwanie się językiem doskonale zrozumiałym – on mówi po francusku, ja po angielsku); Lacana (którego spotkałem kilka razy i uważałem za zabawnego i doskonale świadomego siebie szarlatana, choć jego wcześniejsza twórczość, przedkultowa, była sensowna i omawiałem to w druku); Kristeva (którą spotkałem tylko przez krótki czas, gdy była zagorzałą maoistką); i inni. Wielu z nich nie spotkałem, bo z wyboru jestem bardzo odległy od tych kręgów, preferując zupełnie inne i znacznie szersze — takie, w których wygłaszam prelekcje, udzielam wywiadów, biorę udział w działaniach, piszę dziesiątki długich listów co roku tydzień itd. Zagłębiłem się w to, co piszą z ciekawości, ale niezbyt daleko, z powodów już wspomnianych: to, co uważam za niezwykle pretensjonalne, ale po sprawdzeniu, większość z nich to po prostu analfabeci, bazujący na niezwykłym błędnym odczytaniu teksty, które dobrze znam (czasami, które pisałem), argumentacja porażająca w swoim zwyczajnym braku elementarnej samokrytyki, mnóstwo wypowiedzi trywialnych (choć ubranych w skomplikowany słownictwa) lub fałszywych; i mnóstwo zwykłego bełkotu. Kiedy postępuję tak, jak to robię w innych obszarach, których nie rozumiem, napotykam problemy wymienione w związku z (1) i (2) powyżej. Dlatego właśnie o tym mówię i dlatego nie posuwam się zbyt daleko. Jeśli nie jest to oczywiste, mogę wymienić znacznie więcej nazwisk.

 

Osobom zainteresowanym przedstawieniem literackim, które odzwierciedla w dużej mierze te same spostrzeżenia (ale od wewnątrz), sugeruję Davida Lodge'a. O ile mogę ocenić, prawie celowo.

 

Komentator również uznał za „szczególnie zagadkowe” to, że tak „zwięźle lekceważę” te kręgi intelektualistów, spędzając dużo czasu na „demaskowaniu pozerstwa i zaciemniania „New York Timesa”. Więc „dlaczego nie zapewnić tym chłopakom takiego samego traktowania”. 

 

Uczciwe pytanie. Są też proste odpowiedzi. To, co pojawia się w pracach, którymi się zajmuję (NYT, czasopisma opinii, większość publikacji naukowych itp.), jest po prostu napisane zrozumiałą prozą i ma ogromny wpływ na świat, ustanawiając ramy doktrynalne, w których powinny znajdować się myśli i ekspresja zawarte i w dużej mierze są zawarte w odnoszących sukcesy systemach doktrynalnych, takich jak nasz. Ma to ogromny wpływ na to, co dzieje się z cierpiącymi ludźmi na całym świecie, tymi, którzy mnie dotyczą, w odróżnieniu od tych, którzy żyją w świecie przedstawionym przez Lodge'a (chyba trafnie). Dlatego tę pracę należy traktować poważnie, przynajmniej jeśli troszczy się o zwykłych ludzi i ich problemy. Praca, do której odnosi się komentator, o ile mi wiadomo, nie ma żadnej z tych cech. Z pewnością nie ma to żadnego wpływu, ponieważ jest adresowane tylko do innych intelektualistów z tych samych kręgów. Co więcej, nie jestem świadomy żadnych wysiłków, aby uczynić go zrozumiałym dla dużej masy społeczeństwa (powiedzmy dla ludzi, z którymi stale rozmawiam, spotykam się i piszę listy, i mam na myśli, pisząc i którzy wydają się rozumieć, co mówię, bez żadnych szczególnych trudności, choć generalnie wydaje się, że mają tę samą niepełnosprawność poznawczą co ja, gdy spotykam się z kultami postmodernistycznymi). Nie jestem też świadomy żadnych wysiłków, aby pokazać, jak odnosi się to do czegokolwiek na świecie w sensie, o którym wspomniałem wcześniej: na podstawie wniosków, które nie były już oczywiste. Ponieważ niespecjalnie interesują mnie sposoby, w jakie intelektualiści zawyżają swoją reputację, zdobywają przywileje i prestiż oraz wycofują się z faktycznego udziału w walce ludu, nie poświęcam temu ani chwili.

 

Komentator sugeruje zacząć od Foucaulta, który – jak już wielokrotnie pisałem – wyróżnia się nieco na tle innych z dwóch powodów: przynajmniej część tego, co pisze, wydaje mi się zrozumiała, choć generalnie niezbyt interesująca; po drugie, nie był osobiście wycofany i nie ograniczał się do interakcji z innymi osobami z tych samych wysoce uprzywilejowanych elitarnych kręgów. Następnie komentator robi dokładnie to, o co prosiłem: podaje kilka ilustracji wyjaśniających, dlaczego według niego praca Foucaulta jest ważna. To dokładnie właściwy sposób postępowania i myślę, że pomaga to zrozumieć, dlaczego podchodzę do tego wszystkiego tak „lekceważąco” – w rzeczywistości nie zwracam na to uwagi.

 

To, co opisuje komentator, jestem pewien, że trafnie, wydaje mi się nieistotne, bo wszyscy to wiedzieli od zawsze — poza szczegółami historii społecznej i intelektualnej, a co do nich, sugerowałbym ostrożność: niektóre z tych obszarów to obszary, które tak się składa, że ​​mam sam dość intensywnie pracowałem i wiem, że stypendium Foucaulta po prostu nie jest tu godne zaufania, więc nie ufam mu bez niezależnych badań w obszarach, których nie znam – pojawia się to trochę w dyskusji z 1972 r., że jest w druku. Myślę, że istnieją znacznie lepsze badania na temat XVII i XVIII wieku i tego się trzymam oraz moich własnych badań. Ale odłóżmy na bok inne prace historyczne i przejdźmy do „konstrukcji teoretycznych” i wyjaśnień: że nastąpiła „wielka zmiana od surowych mechanizmów represji do bardziej subtelnych mechanizmów, dzięki którym ludzie zaczynają robić” to, czego chcą potężni, nawet entuzjastycznie. To prawda, wręcz całkowity truizm. Jeśli to jest „teoria”, to cała krytyka pod moim adresem jest błędna: ja też mam „teorię”, ponieważ mówię to dokładnie od lat, podając także powody i tło historyczne, ale bez opisywania jej jako teorii (bo nie zasługuje na takie określenie) i bez zaciemniającej retoryki (bo jest taka naiwna) i bez twierdzenia, że ​​jest nowa (bo to truizm). Od dawna w pełni uznano, że w miarę zmniejszania się władzy kontroli i przymusu coraz bardziej konieczne jest uciekanie się do tego, co praktycy branży PR na początku tego stulecia – którzy dobrze to wszystko rozumieli – nazywali „kontrolowaniem umysłu opinii publicznej”. " Powody, jak zauważył Hume w XVIII wieku, są takie, że „ukryta uległość, z jaką ludzie rezygnują ze swoich własnych uczuć i namiętności na rzecz uczuć i namiętności swoich władców”, ostatecznie opiera się na kontroli opinii i postaw. Dlaczego te truizmy miały nagle stać się „teorią” lub „filozofią”, inni będą musieli wyjaśnić; Hume by się roześmiał.

 

Niektóre konkretne przykłady Foucaulta (powiedzmy około XVIII-wiecznych technik karania) wydają się interesujące i warte zbadania pod kątem ich dokładności. Ale „teoria” jest jedynie niezwykle złożonym i przesadnym powtórzeniem tego, co wielu innych ujęło w bardzo prosty sposób i bez żadnych pretensji, że w grę wchodzi coś głębokiego. W tym, co opisuje komentujący, nie ma nic, czego bym o sobie nie pisał od 18 lat, podając też mnóstwo dokumentacji, żeby pokazać, że było to zawsze oczywiste i rzeczywiście trudno odbiegać od truizmu. Interesujące w tych trywialnościach nie jest zasada, która jest przejrzysta, ale pokazanie, jak to działa w konkretnych szczegółach w sprawach ważnych dla ludzi: takich jak interwencja i agresja, wyzysk i terror, oszustwa „wolnorynkowe” i Wkrótce. Nie znajduję tego u Foucaulta, chociaż znajduję ich mnóstwo u ludzi, którzy zdają się być w stanie pisać zdania, które rozumiem, i którzy nie są umieszczeni na intelektualnym firmamencie jako „teoretycy”.

 

Żeby było jasne, komentator postępuje dokładnie słusznie: przedstawia to, co uważa za „ważne spostrzeżenia i konstrukty teoretyczne”, które znajduje u Foucaulta. Mój problem polega na tym, że „spostrzeżenia” wydają mi się znajome i nie ma w nich „konstruktów teoretycznych”, z wyjątkiem tego, że proste i znane pomysły zostały ubrane w skomplikowaną i pretensjonalną retorykę. Komentator pyta, czy moim zdaniem jest to „złe, bezużyteczne czy pozujące”. Nie. Części historyczne czasami wyglądają interesująco, choć należy do nich podchodzić z ostrożnością i jeszcze bardziej niż zwykle warto podjąć się niezależnej weryfikacji. Części, które powtarzają to, co od dawna oczywiste i ujęte w znacznie prostsze terminy, nie są „bezużyteczne”, ale w rzeczywistości przydatne, dlatego ja i inni zawsze zwracaliśmy uwagę na to samo. Jeśli chodzi o „pozowanie”, moim zdaniem jest w dużej mierze tak, chociaż nie winię za to szczególnie Foucaulta: jest to tak głęboko zakorzeniona część skorumpowanej kultury intelektualnej Paryża, że ​​wpadł w nią całkiem naturalnie, choć trzeba przyznać, że zdystansował się od tego. Jeśli chodzi o „korupcję” tej kultury, szczególnie od czasu II wojny światowej, to jest to inny temat, który omawiałem gdzie indziej i nie będę go tutaj omawiał. Moim zdaniem są ważniejsze rzeczy do zrobienia niż dociekanie cech elitarnych intelektualistów zajmujących się różnymi karierowiczami i innymi zajęciami w swoich wąskich i (przynajmniej dla mnie) całkiem nieciekawych kręgach. To szerokie pojęcie i jeszcze raz podkreślam, że wygłaszanie takich komentarzy bez ich udowodnienia jest niesprawiedliwe, ale zostałem o to poproszony i odpowiedziałem na jedyną konkretną kwestię, którą uważam za poruszoną. Zapytany o moją ogólną opinię, mogę ją jedynie wyrazić lub, jeśli zostanie zaproponowane coś bardziej konkretnego, odnieść się do niej. Nie mam zamiaru pisać eseju na tematy, które mnie nie interesują.

 

Dopóki nikt nie będzie w stanie odpowiedzieć na proste pytania, które natychmiast pojawiają się w umyśle każdej rozsądnej osoby, gdy pojawiają się twierdzenia dotyczące „teorii” i „filozofii”, będę kontynuował pracę, która wydaje mi się rozsądna i pouczająca, a dla osób zainteresowanych w rozumieniu i zmienianiu świata.

 

Inny komentator zauważył, że „prosty język nie wystarczy, gdy słuchacz nie ma dostępu do układu odniesienia”; poprawne i ważne. Jednak właściwą reakcją nie jest uciekanie się do niejasnych i niepotrzebnie skomplikowanych słownictwa i pozowania na temat nieistniejących „teorii”. Chodzi raczej o poproszenie słuchacza, aby zakwestionował akceptowany przez siebie układ odniesienia i zasugerował alternatywy, które można rozważyć, wszystko prostym językiem. Nigdy nie widziałem tego problemu, gdy rozmawiam z ludźmi, którzy nie mają dużego lub czasami żadnego formalnego wykształcenia, choć prawdą jest, że w miarę wspinania się po szczeblach edukacji staje się to coraz trudniejsze, przez co indoktrynacja jest znacznie głębsza, a samoselekcja gdyż posłuszeństwo, które jest istotną częścią elitarnej edukacji, zebrało swoje żniwo. Ten komentator sugeruje, że poza kręgami takimi jak to forum „dla reszty kraju jest on niezrozumiały” („on” to ja). Jest to całkowicie sprzeczne z moim dość dużym doświadczeniem z różnymi rodzajami publiczności. Raczej moje doświadczenie jest tym, co właśnie opisałem. Niezrozumiałość z grubsza odpowiada poziomowi wykształcenia. Weźmy, powiedzmy, rozmowę radiową. Gram dość często i zazwyczaj na podstawie akcentu itp. łatwo jest odgadnąć, jaki to rodzaj publiczności. Wielokrotnie przekonałem się, że gdy publiczność jest w większości uboga i mniej wykształcona, mogę pominąć wiele kwestii tła i „układu odniesienia”, ponieważ są one już oczywiste i przez wszystkich przyjmowane za oczywiste, i mogę przejść do spraw, które zajmują wszystkich nas. W przypadku bardziej wykształconej publiczności jest to znacznie trudniejsze; trzeba rozwikłać wiele konstrukcji ideologicznych.

 

Z pewnością prawdą jest, że wiele osób nie potrafi czytać książek, które piszę. Nie dzieje się tak dlatego, że pomysły czy język są skomplikowane — nie mamy problemów z nieformalną dyskusją na dokładnie te same punkty, a nawet tymi samymi słowami. Powody są różne, może częściowo wynika to z mojego stylu pisania, częściowo wynika z potrzeby (przynajmniej taką czuję) przedstawienia dość obszernej dokumentacji, co utrudnia lekturę. Z tych powodów wiele osób wykorzystało prawie ten sam materiał, często te same słowa, i umieściło je w formie broszury itp. Wydaje się, że nikt nie ma większego problemu – choć znowu recenzenci „Times Literary Suplement” lub profesjonalnych czasopism akademickich dość często nie mają pojęcia, o co chodzi; czasami jest to dość komiczne.

 

I ostatnia kwestia, o której pisałem już gdzie indziej (np. w dyskusji w gazetach Z iw ostatnim rozdziale Roku 501). W ostatnich latach nastąpiła uderzająca zmiana w zachowaniu klasy intelektualistów. Lewicowi intelektualiści, którzy 60 lat temu uczyli w szkołach robotniczych, pisali książki typu „matematyka dla milionów” (dzięki której matematyka stała się zrozumiała dla milionów ludzi), uczestniczyli w organizacjach popularnych i przemawiali w ich imieniu itp., obecnie są w dużej mierze odłączeni od takiej działalności i chociaż szybko nam mówią, że są znacznie bardziej radykalni od ciebie, wydaje się, że nie można ich znaleźć, gdy istnieje tak oczywista i rosnąca potrzeba, a nawet wyraźna prośba o pracę, którą mogliby tam wykonać w świecie ludzi z żywymi problemami i troskami. To nie jest mały problem. Ten kraj jest obecnie w bardzo dziwnym i złowieszczym stanie. Ludzie są przestraszeni, źli, rozczarowani, sceptyczni i zdezorientowani. To marzenie organizatora, jak kiedyś powiedział Mike. Jest to także żyzny grunt dla demagogów i fanatyków, którzy mogą (i faktycznie już to robią) zgromadzić znaczne poparcie społeczne dzięki przesłaniom, które nie są obce ich poprzednikom w nieco podobnych okolicznościach. Wiemy, dokąd to doprowadziło w przeszłości; znowu mogłoby. Istnieje ogromna luka, którą kiedyś przynajmniej częściowo wypełnili lewicowi intelektualiści chcący nawiązać kontakt ze społeczeństwem i jego problemami. Moim zdaniem ma to złowieszcze konsekwencje.

  


ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.

Darowizna
Darowizna

Noam Chomsky (urodzony 7 grudnia 1928 w Filadelfii w Pensylwanii) to amerykański językoznawca, filozof, kognitywista, eseista historyczny, krytyk społeczny i działacz polityczny. Czasami nazywany „ojcem nowoczesnego językoznawstwa” Chomsky jest także ważną postacią filozofii analitycznej i jednym z założycieli dziedziny kognitywistyki. Jest profesorem-laureatem lingwistyki na Uniwersytecie w Arizonie i emerytowanym profesorem Instytutu Massachusetts Institute of Technology (MIT) oraz autorem ponad 150 książek. Pisał i prowadził liczne wykłady na temat językoznawstwa, filozofii, historii intelektualnej, zagadnień współczesnych, a zwłaszcza spraw międzynarodowych i polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Chomsky był autorem projektów Z od samego początku ich powstania i niestrudzenie wspiera nasze działania.

Zostaw odpowiedź Anuluj odpowiedź

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Instytut Komunikacji Społecznej i Kulturalnej, Inc. jest organizacją non-profit o statusie 501(c)3.

Nasz numer EIN to #22-2959506. Darowiznę można odliczyć od podatku w zakresie dozwolonym przez prawo.

Nie przyjmujemy finansowania od sponsorów reklamowych ani korporacyjnych. Polegamy na darczyńcach takich jak Ty, którzy wykonują naszą pracę.

ZNetwork: lewe wiadomości, analizy, wizja i strategia

Zapisz się!

Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.

Zapisz się!

Dołącz do społeczności Z – otrzymuj zaproszenia na wydarzenia, ogłoszenia, cotygodniowe podsumowanie i możliwości zaangażowania.

Zamknij wersję mobilną