Jeszcze kilka dni temu od lat nie słyszałem o Gregu Palaście, człowieku, który twierdzi, że od dwóch miesięcy zasypuje mnie pytaniami. Nigdy nie zadzwonił, nie napisał, nie wysłał e-maila ani nie nawiązał ze mną żadnego innego kontaktu, co w ciekawy sposób przypomina zachowanie komisji Senatu USA. Zmusiwszy się teraz do spojrzenia na jego zgubne pisma, wydaje mi się, że obłąkane bełkoty, których można się spodziewać, wypychane są spod drzwi zamkniętego oddziału. Twierdzi, że jest dziennikarzem. Najwyraźniej nie ma zbyt wiele pracy.
Palast łączy spotkania, prawdy i półprawdy, stwierdzenia wyrwane z kontekstu, aby stworzyć toksyczną plamę, która mogłaby zostać zaskarżona w kraju, w którym twierdzi, że pracuje, w moim kraju. Ile razy mam odpowiadać na bełkot rynsztoków? Spotkałem Saddama dwukrotnie, tyle samo razy, co Donalda Rumsfelda. Różnica jest taka, że nie próbowałem mu sprzedać broni i systemów naprowadzania. Za pierwszym i niechlubnym razem moje słowa zostały wyrwane z kontekstu. W drugim, w którym Saddam ujawnił swoje ulubione słodycze, próbowałem go przekonać, aby wpuścił inspektorów broni z powrotem. Oczywiście daremna misja, ponieważ Stany Zjednoczone i Wielka Brytania już zdecydowały się nielegalnie przystąpić do wojny, cokolwiek by zrobił.
Apel Mariam, do którego Palast wciąga, twierdząc, że czerpałem korzyści finansowe z jego pracy, nie był organizacją charytatywną. To była kampania polityczna. Jej podstawową funkcją nie było dostarczanie leków irackim dzieciom, choć to zrobiliśmy, ale podkreślanie warunków politycznych, które je zabijały. Sankcje! Największym darczyńcą był władca Zjednoczonych Emiratów Arabskich (który przekazał około 500,000 375,000 funtów), następnie Fawaz Zureikat – 150,000 99 funtów, a następnie obecny król Arabii Saudyjskiej (reżimu, którego nienawidzę) z kwotą XNUMX XNUMX funtów. Darowizny tej trójki stanowiły XNUMX% całkowitego dochodu kampanii. Dawcy ci byli wówczas wyraźnie zidentyfikowani i nie próbowano ich ukrywać, jak twierdzi palooka. Żaden z nich nie skarżył się, że pieniądze zostały źle wydane. Palast mógłby stanąć na stanowisku, że nie należy czerpać środków z takich źródeł. Przepraszam, ale muszę.
Wśród działań podjętych w ramach apelu znalazł się codzienny biuletyn na temat sankcji, lot do Bagdadu znoszący sankcje, przejazd Big Benem do Bagdadu czerwonym londyńskim autobusem, niezliczone spotkania i konferencje, plakaty i ulotki, projekcja antywojennego slogan na Izbie Gmin, co zdarzyło się po raz pierwszy w historii, oraz umożliwienie dziesiątkom dziennikarzy wyjazdów do Iraku, z których wielu uczestniczyło w moich spotkaniach z Tarikiem Azizem. I praktycznie wszystkich oprowadził po Bagdadzie Fawaz Zureikat, otwarcie przedstawiany jako przewodniczący Apelu Mariam, a zarazem biznesmen handlujący z Irakiem. Sprowadziliśmy Mariam Hamzę na leczenie do Wielkiej Brytanii – nieskromnie, ale zgodnie z prawdą, twierdzę, że uratowaliśmy jej życie – gdzie przebywała przez pół roku, odesłana wyleczona. Mógłbym tak wymieniać dalej, ale moi wrogowie z pewnością twierdziliby, że dmę w swoją własną trąbkę.
Ale tym, czego nie będę tolerować – i będę pozywać na każdym terytorium, gdzie będzie to możliwe – jest kłamstwo, że osobiście odniosłem korzyści finansowe z kampanii. Dochodzenie Komisji Dobroczynnej, o którym wspomina Palast, zostało zainicjowane na podstawie skierowania od prokuratora generalnego Tony’ego Blaira. Komisja jest w posiadaniu każdego wpływu środków oraz każdego wystawienia czeku lub przelewu bankowego, jaki kiedykolwiek wykonano. Stwierdzili, że nie doszło do nadużycia i zamknęli sprawę bez dalszych działań, niewątpliwie ku rozczarowaniu Prokuratora Generalnego Blaira. Organizacje charytatywne w Wielkiej Brytanii nie mogą prowadzić kampanii politycznej, co było głównym celem apelu i w swojej ocenie komisja stwierdziła, że operację należało podzielić na dwie części, z których jedna, ta, która zapewniła pomoc fizyczną, powinna była zarejestrować się jako organizacja charytatywna organizacja pożytku publicznego. No cóż, przykro mi, ale to jest mak.
Następnie ten potknięcie wciąga Hitchensa – być może dwóch włóczęgów znajdujących wzajemne wsparcie – człowieka, z którym niedawno debatowałem w Nowym Jorku. Po raz chyba dziesięciotysięczny pozwólcie mi w końcu dobić kaczkę, z której skorzystałem w ramach programu „ropa za żywność”, a zarzut ten w chwili pisania tego tekstu przyniósł mi co najmniej 4 miliony dolarów odszkodowania i kosztów z tytułu zniesławienia. Oczywiście, kiedy rozmawiałem z Tarikiem Azizem, mówiłem o programie, ale tylko w kontekście skutków, jakie wywiera on na Irak. Nie prosiłem o bony na olej ani ich nie otrzymałem. Nie odniosłem korzyści finansowych. Ani o jeden cienki grosz! Powiedziałem to dobrowolnie i pod groźbą oskarżenia pod przysięgą komisji Senatu USA – kolejnej instytucji, która nie pozwala, aby fakty przeszkodziły w dobrym oszczerstwie – i powtarzam to jeszcze raz. Gdybym był winny tego, co zarzuca Palastowi, nie siedziałbym w Izbie Gmin, ale w celi więziennej! Niech to już będzie koniec, bo jestem pewien, że opinia publiczna jest jeszcze bardziej zmęczona i zdezorientowana niż ja.
Wczołgaj się z powrotem pod swój kamień, panie Palast!
poseł George'a Gallowaya
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna