Źródło: The Independent
W porównaniu z Bliskim Wschodem Irlandia Północna była bezpiecznym zadaniem. Tragiczne, sekciarskie, brutalne, obłudne; mała wojna domowa – bo o to właśnie chodziło – ludzie wywiadu armii brytyjskiej nazywali konfliktem „o małej intensywności”. My, dziennikarze, pisaliśmy nasze historie. Następnie udaliśmy się do wynajętego mieszkania w Belfast. Mieszkaliśmy – a przynajmniej tak nam się wydawało – w Wielkiej Brytanii.
Byłem świadkiem moich pierwszych prawdziwych bitew – na Falls Road i w Derry – i przebiegłem przez Belfast w Krwawy Piątek w lipcu 1972 roku i widziałem kawałki ludzi pozostawione po tym, jak w ciągu półtorej godziny w mieście eksplodowało 20 bomb IRA . Dziewięciu zginęło, pięciu cywilów, większość na dworcu autobusowym. IRA twierdziła, że wydała ostrzeżenia. Policja stwierdziła, że jest przeciążona. Wściekłam się, gdy zobaczyłam wyniki. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że wojna nie polega na zwycięstwie lub porażce, ale na całkowitej porażce ludzkiego ducha – ze wszystkich stron.
Tak, w Belfaście widziałem moje pierwsze zwłoki: brytyjski żołnierz spadający z tyłu swojego pojazdu opancerzonego w Andersonstown, jego karabin odbijał się od asfaltu, zastrzelony przez tymczasowego żołnierza IRA z bardzo długimi włosami chowającego się za śmietnikiem; oraz protestancki oddział paramilitarny leżący w trumnie, otoczony przez żałobników z milicji w brązowych koszulach, którzy okazali się jego mordercami. Ojciec podniósł rękę zmarłego syna, aby pokazać mi, jak złamano mu palce.
Ale przede wszystkim w Irlandii Północnej – przygotowania na to, co miało nadejść na Bliskim Wschodzie, czego wtedy nie mogłem sobie wyobrazić – było doświadczeniem konfrontacji z urzędnikami rządowymi i pułkownikami armii brytyjskiej, kiedy kłamali, a ja próbowałem pociągnąć ich do odpowiedzialności. Kiedy pisałem raporty o brytyjskich żołnierzach brutalizujących katolików, powiedziano mi, że jestem „pro-IRA” lub „proterrorysta” – do tego ostatniego oskarżenia miałem już przyzwyczaić się na Bliskim Wschodzie – a kiedy podróżowałem armią brytyjską, lub patrole policyjne, sprzymierzyłem się z „siłami koronnymi” lub zostałem szyderczo oskarżony o bycie oficerem wywiadu.
kiedy pisałem historie, które uraziły generała dowodzącego oddziałami brytyjskimi w Irlandii Północnej, zakazano mi udziału w odprawach wojskowych
A kiedy pisałem historie, które uraziły generała dowodzącego oddziałami brytyjskimi w Irlandii Północnej, zakazano mi udziału w odprawach wojskowych – był to bojkot, który później narzuciłem armii, gdy zdecydowała się wybaczyć moje przewinienia. Odmowa rozmowy z pułkownikami była słuszną decyzją, bo potem młodzi kapitanowie i majorowie zatrzymywali się obok mnie na ulicach Belfastu i wręczali mi koperty z poufnymi instrukcjami wojskowymi, które uważali za moralnie wątpliwe.
Kiedy otrzymałem dokumenty wskazujące, że Brytyjczycy zamierzali szantażować protestanckich polityków, którzy nie popierali ich polityki w Irlandii Północnej, opublikowałem tę historię. W ciągu dwóch dni przed świtem do mojego domu przyszło trzech detektywów, żeby przesłuchać mnie w sprawie źródeł. Uciekłem do Republiki, zameldowałem się w hotelu w Dublinie i niemal natychmiast spotkałem się z funkcjonariuszem MI6 rezydentem ambasady brytyjskiej. Zagroziłem, że wezwę irlandzką policję, jeśli nie przestanie mnie nękać. Wyszedł. Wtedy nie było to tak zabawne, jak się wydaje teraz. Ale to była lekcja. Następnie opisałem historię wtargnięcia pracownika ambasady.
Nigdy, nigdy, nigdy się nie poddawaj, jak kiedyś powiedział Churchill (dodam, że nie był moim bohaterem, chociaż jego portret wisiał nad kominkiem w bibliotece mojego ojca), ale w tym sprzeciwie człowiek roku 1940 miał rację. Nigdy nie poddawaj się władzy. Kiedy masz świetną historię, a potencjalni przedstawiciele chcą cię zdeptać (czasami z pomocą własnych kolegów), nigdy nie przepraszaj. Trzymaj się historii. Dopiero po latach – kiedy byłem w Bejrucie podczas wojen, dowiedziałem się, że doświadczenie zdobyte w Belfaście zaledwie pomogło mi przetrwać – że dokumenty szantażu, które dostałem w swoje ręce i które opublikowałem, stanowiły niewielką część czegoś, co można by nazwać skandalem Kincora , co było oburzeniem, w którym rzekomo brytyjski wywiad organizował sieroty dla pedofilów, którzy mogliby wówczas stać się przedmiotem szantażu politycznego. Zaciekły spór dotyczący tego, co wydarzyło się w Kincora, trwa do dziś, a dochodzenie rządowe zostało już oddalone przez ofiary.
Wiele osób, z którymi rozmawiałem w Belfaście i Derry (lub Londonderry, jak to nazywaliśmy) – okrutni ludzie z UDA, bezwzględni żołnierze tymczasowi, specjaliści od public relations w rządzie, starzy żołnierze – już nie żyje. Ale był to – być może chłodno na to patrząc – niezbędny poligon dla zdrad, masakr i cynizmu Bliskiego Wschodu. My, dziennikarze, musimy walczyć z Trumpami, a także z arabskimi dyktatorami, proizraelskimi lobbystami i frakcjami muzułmańskimi, a czasem – znowu – tolerujemy gniew naszych kolegów.
Przejście z Belfastu nie nastąpiło z patelni w ogień. Od wyobrażalnej przemocy po niewyobrażalne okrucieństwo na masową skalę
Przejście z Belfastu nie nastąpiło z patelni w ogień. Od wyobrażalnej przemocy po niewyobrażalne okrucieństwo na masową skalę. Jestem wdzięczny za te lata w Irlandii Północnej. Myślę, że pomogły mi utrzymać się przy życiu w późniejszych latach.
Wciąż wracam do Belfastu – aby wygłaszać wykłady o Bliskim Wschodzie, aby zatrzymać się u mojego starego kumpla Davida McKittricka, który później Niezależneczłowieka w Belfaście – i chciałbym, żeby dla Bliskiego Wschodu był Wielki Piątek. Niestety, nie będzie. Porozumienia pokojowe nie mają dobrej opinii. Ale teraz, kiedy tam jestem, widzę, jak dawne wrogości rozmrażają się i ponownie podgrzewają szalone pragnienie Wielkiej Brytanii, aby popełnić samobójstwo z powodu brexitu. I obawiam się, że to stworzenie na Downing Street i jego karły z gabinetu ponownie rozerwą Irlandię Północną na kawałki. Modlę się, żeby nie. Ale jeśli tak, będę obserwował z bezpiecznego miejsca na Bliskim Wschodzie.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna