Podobnie jak marksistowski projekt polityczny, którego świadkami były ostre konwulsje, a jednocześnie optymistyczne otwarcia, wybuchające w całym społeczeństwie. Są one widoczne wokół i wewnątrz związków zawodowych, podzielone mniej więcej po połowie na zwolenników i antyrządowców; Bojownicy o Wolność Gospodarczą w parlamencie mającym mandat miliona wyborców (w zeszłym roku 6 proc. elektoratu); Zjednoczony Front Wspólnoty Pracowniczej i być może Partia Robotnicza kierowana przez hutników; licząca 200,000 XNUMX członków Partia Komunistyczna Republiki Południowej Afryki (SACP); i kilka drobnych grup trockistowskich i świadomości Czarnych. Toczy się także ożywiona debata ideologiczna i strategiczna w ramach zbyt często lokalistycznych odłamów tak zwanego „autonomizmu”, aktywizmu niepowiązanego ruchu na rzecz sprawiedliwości środowiskowej, naszego słabo rozwiniętego feminizmu socjalistycznego, postępowych organizacji pozarządowych i instytutów oraz we wszystkich innych, głównie -zahamowane (szczerze mówiąc) lewicowe inicjatywy.
Przecież to nie przypadek, że w marcu ubiegłego roku elity biznesowe Johannesburga zostały uznane przez PricewaterhouseCoopers za najbardziej skorumpowaną załogę korporacji na świecie lub że Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) uznał te firmy za trzecie pod względem rentowności w swojej bazie danych. Nie jest też zaskakujące, że we wrześniu ubiegłego roku południowoafrykańska klasa robotnicza trzeci rok z rzędu została uznana w raporcie globalnej konkurencyjności Światowego Forum Ekonomicznego w Davos za najbardziej bojową na świecie.
Johannesburg był zatem doskonałym laboratorium dla ponad 150 marksistów o różnym rodowodzie, w którym mogli rozważyć ponad siedemdziesiąt artykułów wygłoszonych w ubiegły weekend na Forum Światowego Stowarzyszenia Ekonomii Politycznej (WAPE), którego współgospodarzami byli Instytut Chrisa Hani i Centrum ds. Społeczeństwo obywatelskie (ujawnienie: które kieruję). „Hani była odpowiedzią Republiki Południowej Afryki na Che Guevrę” – przypomniał gościom dyrektor Instytutu Eddie Webster, „marksistą o klasycznym wykształceniu, rewolucyjnej polityce i całkowitym zaangażowaniu”.
I tutaj 82-letni egipski marksista Samir Amin został zwycięzcą nagrody WAPE za całokształt twórczości. Jednak z przeprosinami był zmuszony wycofać się z Forum w ostatniej chwili, ponieważ znalazł w Atenach lepszą klasę ludzi, do których mógł dołączyć. Greckie masy energicznie mobilizują się na rzecz możliwej niewypłacalności państwa w przyszły wtorek w związku z, jak to nazywają, „ohydnym długiem” zaciągniętym przez poprzedni rząd wobec MFW.
Sympatyzujący z niektórymi (nie wszystkimi) ideami Amina, przewodniczący WAPE zajmuje oficjalny neomaoizm – w osobie Enfu Chenga, byłego nauczyciela chińskiego przywódcy Xi Jinpinga, na tyle starszego, że okazjonalnie krytykował politykę państwa. Ale także co najmniej cztery istotne tendencje marksistowskiej ekonomii politycznej zasiadały w wiceprzewodniczących WAPE:
- genialny brazylijski teoretyk zależności, Niemeyer Almeida Filho;
- przedstawiciel marksistowskiego modelowania matematycznego tradycji japońskiej, Hiroshi Onishi;
- amerykański teoretyk Nowej Lewicy, twórca analizy „społecznych struktur akumulacji”, David Kotz;
- oraz Sam Moyo, mieszkaniec Zimbabwe, którego korzenie w analizie klas agrarnych rozkwitły podczas jego niedawnego przewodnictwa w liczącej tysiące członków Radzie Rozwoju Badań Nauk Społecznych w Afryce.
Jest jednak znakiem czasów, że ta zdumiewająca różnorodność faktycznie zadziałała, ponieważ intelektualne tarcia stworzyły znacznie więcej światła niż ciepła, przynajmniej tym razem. Dlaczego? Jesteśmy świadkami szybko dojrzewającego dwudziestolecia światowej ekonomii politycznej, będącego efektem całkowitego bankructwa „ekonomii burżuazyjnej”. Punktem zwrotnym nie był kryzys z 2008 r., ale początek 1995 r., kiedy stopił się Meksyk, a następnie połowa 1998 r., kiedy Republika Południowej Afryki dołączyła do potężnych gospodarek Azji Wschodniej w obliczu ogromnego, nieoczekiwanego pęknięcia bańki finansowej.
Nawet jeśli prawie wszystkie południowoafrykańskie uniwersytety – a w rzeczywistości większość międzynarodowych – wydziałów ekonomii jeszcze tego nie pojęły, potrzebna jest radykalna alternatywa. Ani łakomy reformizm zaproponowany przez laureatów Nagrody Nobla Josepha Stiglitza i Paula Krugmana, ekonomistę ds. rozwoju Jeffreya Sachsa czy nawet egalitarnego Thomasa Pikkety’ego, którego słynny Kapitał XXI wieku nie ma żadnego związku ze swoim przodkiem, Marksowskim Das Kapital, nie ponieważ Pikkety najwyraźniej nie czytał Marksa.
W ten sposób Marks i jego następcy przeformułowali „ekonomię polityczną” w sposób obecnie niezbędny dla współczesnych analiz. Jednak od czasu do czasu można spotkać się z tym terminem zawłaszczonym w pracach liberałów i neoliberałów: teoretyków racjonalnego wyboru, badaczy Banku Światowego i sfrustrowanych naukowców głównego nurtu. Gdyby ci pretendenci odwiedzili Forum WAPE w Joburgu, poczuliby rezonans z głęboką historią analiz marksistowskich tutaj.
Nawiązała do swojej rewizji Marksowskiej analizy głęboko zakorzenionych systemów wyzysku, takich jak migrująca siła robocza, osiągających pełnoletność wówczas, gdy chłopom odbierano ziemię lub obrzucano ich „podatkami od chat”, aby zmusić ich do pracy w kopalniach, na polach i w fabryki, a ich kobiety do ośrodków reprodukcji społecznej dla osławionej „taniej siły roboczej” Republiki Południowej Afryki, głównie w „Bantustanach”, oddalonych o setki kilometrów od ich męskich mieszkańców. Na szczęście po upadku apartheidu w 1994 r. to już historia… czy nie? Słowo Marikana idealnie pasowało do relacji Luksemburga, gdyż w tym osławionym platynowym mieście, które w 2012 r. było gospodarzem masakry 34 pracowników dokonanej przez Lonmina i jego policyjnych sojuszników, kapitał grabie również nieopłacaną siłę roboczą kobiet zajmujących się reprodukcją pracy, a także środowisko.
A to oznacza, że jeśli ekonomia polityczna rzeczywiście ma na celu oferowanie „bezwzględnej krytyki wszystkiego, co istnieje”, jak bezceremonialnie reklamował to Marks w 1843 r., to w ubiegły weekend nie można było pozostawić bezkwestionowanych żadnych bzdur, łącznie z tak zwanym „socjalizmem o chińskiej charakterystyce”. Dwóch doktorantów, Farai Maguwu i Toendepi Shonhe (którzy – ujawnienie – studiują w Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego UKZN) przedstawiło referaty na temat sposobu, w jaki chińskie firmy (Anjin i Anjin i Tytoń z Mashonaland East) wyrywają z ziemi diamenty nabywcy kontraktowi-rolnicy) w sojuszu z rodzimymi tyranami z Zimbabwe. Jest na to określenie: superwyzysk.
Ale to z kolei doprowadziło do niewygodnej świadomości, że solidarność to wciąż długa i ciężka harówka. A w jednej z kluczowych debat – czy BRICS jest antyimperialistyczna, subimperialistyczna czy międzyimperialistyczna? – kolejny zdobywca nagrody WAPE Distinguished Accomplishment, Pritam Singh, podsumował: „BRICS wzmacniają światowe problemy gospodarcze, a nie je rozwiązują”. Niezależnie od tego, czy ta kwestia, czy też niezliczone inne zaciekłe debaty zostaną wkrótce rozstrzygnięte, dużym wyzwaniem jest dalsze budowanie połączeń „BRICS od dołu” za pośrednictwem WAPE, zwłaszcza że Forum 2016 prawdopodobnie odbędzie się w Delhi w przyszłym roku.
Patrick Bond obejmie w przyszłym tygodniu wspólne stanowisko w dziedzinie ekonomii politycznej w Wits University School of Governance w Johannesburgu wraz z kierowaniem Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego UKZN. Jego książka BRICS: An Anti-Capitalist Critique (współredagowana z Aną Garcia) zostanie opublikowana w lipcu przez Pluto (Londyn), Haymarket (Chicago), Jacana (Joburg) i Aakar (Delhi).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna