Niedawny felieton Johna Mihalca (50 lat temu: początek wojny w Wietnamie, 7 lutego) jest dobry do śmiechu, ale poważnie brakuje mu historii. Oto historia, którą wygodnie pominięto w jego fantazyjnym opisie.
Określenie, gdzie rozpoczęła się agresja USA w Wietnamie, zależy od tego, jak określić, jak rozpoczyna się wojna. Jednakże skrajnie głupim jest twierdzenie, że zaczęło się to w 1965 r., kiedy z rąk USA zginęło już dziesiątki tysięcy Wietnamczyków. Lepiej prześledzić początki tego zjawiska do roku 1945, kiedy Stany Zjednoczone odmówiły uznania nowego rządu utworzonego przez wietnamskie siły niepodległościowe. Japonia najechała Wietnam kilka lat wcześniej, a francuscy kolonialiści uciekli i oddali kraj Japończykom.
To pozostawiło Wietnamczykom zadanie dźwigania najcięższych zadań, a podczas drugiej wojny światowej spisali się równie bohatersko, jak wszyscy inni ludzie. Kiedy w 1945 roku francuscy kolonialiści skończyli popijać koniak w Paryżu i zdecydowali się na ponowną inwazję na Wietnam, Stany Zjednoczone wsparły ich po rękojeść bronią, finansowaniem i przykrywką dyplomatyczną. Nic dziwnego, że Wietnamczycy nie byli tak entuzjastycznie nastawieni i stawiali opór, tak jak przez wieki stawiali opór innym okupantom.
W miarę jak Francuzi dopuszczali się straszliwej przemocy podczas nieudanej próby ponownego podboju, Stany Zjednoczone dźwigały coraz większy ciężar wojny, aż w 1954 roku Wietnamczycy ponownie pozornie uzyskali niepodległość. Tak się jednak nie stało, ponieważ Stany Zjednoczone zniszczyły tę możliwość, podważając wybory, i Waszyngton wiedział, że Ho Chi Minh wygra miażdżącym zwycięstwem. Podobnie jak w dziesiątkach innych przypadków w ciągu ostatnich ponad 100 lat, Stany Zjednoczone sprzeciwiały się demokracji na rzecz agresji. Wybory są dobre, ale tylko wtedy, gdy wygrają właściwi ludzie; jeśli wygrają niewłaściwi ludzie, wtedy wyjdą karabiny maszynowe.
Zatem Stany Zjednoczone przyleciały z New Jersey Ngo Dinh Diem i zainstalowały go na stanowisku dyktatora. Ostatecznie administracja Kennedy'ego uznała Diema za zbyt niewiarygodnego i kazała mu walnąć zaledwie trzy tygodnie przed podobnym zamachem na Kennedy'ego. Nie miało to jednak miejsca zanim Kennedy rozpoczął ciągłe bombardowania Wietnamu Południowego, nakazał użycie napalmu i innej broni chemicznej masowego rażenia, wprowadził wojska lądowe i zorganizował strategiczne wioski. Takie wspaniałe sformułowanie, strategiczne wioski; to tak, jakby nazwać Auschwitz miejscem wypoczynku na wsi.
Kolejnym punktem zwrotnym było sfabrykowanie przez Lyndona Johnsona incydentu w Zatoce Tonkińskiej w sierpniu 1964 roku. W ciągu sześciu miesięcy Kandydat do Pokoju, który zaskoczył świat reklamą kampanii atakującą Barry'ego Goldwatera jako podżegacza wojennego (5…4…3…2…1), rozszerzył inwazję i bombardowania na cały Wietnam. I tak było, dopóki superbogaci nie zaczęli się niepokoić kosztami finansowymi wojny, rosnącym międzynarodowym zakłopotaniem Stanów Zjednoczonych, bezprecedensowymi wstrząsami wewnętrznymi i wyraźną świadomością, że Wietnamczycy w żaden sposób nie mogą przegrać militarnie. Pamiętam, jak wiele lat temu czytałem coś, co powiedział wietnamski starszy, który prawdopodobnie widział tyle śmierci i zniszczenia, ile ktokolwiek, kto kiedykolwiek żył, powiedział (parafrazując):
Możemy to rozstrzygnąć teraz lub możemy to rozstrzygnąć za tysiąc lat. To zależy od Amerykanów.
Nie da się dokładnie obliczyć Wietnamczyków. Cokolwiek powiedział Wietnam, zostało odrzucone przez tutejszych wpływowych, ponieważ antyamerykańska propaganda i elity amerykańskie nigdy nie zaprzątnęły sobie głowy rozliczeniem. Ich postawę doskonale oddaje ogólne sformułowanie niedawnej pożogi: „Nie liczymy ciał”. W każdym razie nie, gdy zwłoki są ofiarami amerykańskiej przemocy.
Trzy miliony ofiar śmiertelnych w Wietnamie to popularna liczba, ale niewątpliwie o wiele za niska. Całkowicie zignorowano tutaj także wietnamskie doświadczenie na przykład Agenta Orange i zespołu stresu pourazowego. Weźmy straszliwe cierpienia żołnierzy amerykańskich i pomnóżmy ich liczbę dziesięć tysięcy razy lub więcej, a otrzymamy poczucie szkód wyrządzonych Wietnamczykom. Ponadto Wietnam i reszta Indochin (często wygodnie zapomina się, że Stany Zjednoczone również prowadziły wojnę z Laosem i Kambodżą) są pełne niewybuchów, które po dziś dzień regularnie powodują śmierć i obrażenia. Zaraz po wojnie w całych Indochinach doszło do śmierci głodowej setek tysięcy ludzi. Wieś zniszczona bombardowaniami w połączeniu z ograniczeniem transportu powietrznego skazała te setki tysięcy na zagładę, gdy Stany Zjednoczone nałożyły żelazne embargo. To jednak nieprzyjemna prawda; o wiele łatwiej zwalić wszystko na wietnamskich komunistów i despotycznych Czerwonych Khmerów.
Dyskusje na temat Wietnamu nie są ćwiczeniami akademickimi; w USA panuje globalny szał, a fałszowanie historii utorowało drogę do spowodowanej przez USA śmierci trzech milionów Irakijczyków od czasu pierwszej inwazji w 1991 r., by przytoczyć tylko jeden z wielu niedawnych przykładów. Pozostajemy w uścisku ludzi, którzy czczą bogactwo i kochają śmierć, więc wszelka prawda i rozliczenie dotyczące Wietnamu i roli, jaką odgrywamy w świecie, będą musiały wyjść od nas.
Andy Piascik to wieloletni aktywista i wielokrotnie nagradzany autor piszący dla: Z, kontratak oraz wiele innych publikacji i stron internetowych. Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony].
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna