[przetłumaczone przez irlandesę – z września 2002, opublikowane w La Jornada 18 listopada 2002]
Dla Fernando Yañez Muñoz, architekta,
Od podkomendanta Insurgente Marcosa.
Duży brat:
Proszę przyjąć zwyczajowe pozdrowienia, prawie tak zwyczajne jak chłód, który wkrótce okryje góry południowo-wschodniego Meksyku.
Jak pamiętacie, minęło już 18 lat, odkąd przybyłem w góry południowo-wschodniego Meksyku, czyli osiągnąłem pełnoletność. To doskonały pretekst, żeby do Ciebie napisać, pozdrowić i przy okazji pogratulować, bo dowiedziałem się, że ukończyłeś studia z wyróżnieniem, czyli tak kończą studia zapatyści.
Otrzymałem list, w którym opowiedziałeś mi o projekcie profesora Sergio RodrÃgueza Lascano, nauczycielki Adriany López MonjardÃn i Javiera Elorriagi, dotyczącym stworzenia magazynu, którego nazwa, jak rozumiem, będzie brzmieć RebeldÃa.
W związku z tym pragnę poinformować, że nie pozostaje nam nic innego, jak tylko pochwalić ten intelektualny wysiłek i powiedzieć, jak dobrze, że to zapatyści podejmują się tego zadania.
Jeśli ten magazyn „RebeldÃa” nie pójdzie drogą publikacji lewicowych, prawdopodobne jest, że opublikuje nawet więcej niż jeden egzemplarz i pewnego pięknego dnia opublikuje go publicznie, tak aby cały świat (tj. , ci, którzy to robią, ich przyjaciele i rodzina) będą o tym wiedzieć.
Nigdy nie byłam na premierze magazynu, ale wyobrażam sobie, że jest tam stół, przy którym zasiądą prezenterzy magazynu i patrzą na siebie, zadając sobie pytanie, nie bez rumieńca, dlaczego przy stole jest więcej osób niż na publiczność.
Ale tak naprawdę przy założeniu, że projekt nie zostanie odłożony na półkę.
A skoro mowa o założeniach, przyszedł mi do głowy dziwaczny pomysł, że możesz być obecny przy nieprawdopodobnym wystrzeleniu RebeldÃi, a jeśli tak, nasz głos będzie reprezentowany w twoim głosie.
Przecież będzie to magazyn prowadzony przez zapatystów i w jakiejś formie powinniśmy być obecni.
Ponieważ trwamy w milczeniu – a cisza nie jest przerywana, ale pielęgnowana – nie będziemy mogli uczestniczyć (w istocie przyjmuję za pewnik, że ci, którzy wydają magazyn, będą mieli takt, aby nas zaprosić , choć wątpię, czy to zrobią, nie z braku uprzejmości, ale ze strachu, że będziemy mówić o ich publikacji).
Jeśli nas nie zaproszą, zrób z siebie ofiarę i śpiewając piosenkę Aute's, która mówi: „przechodząc tutaj”, zatrzaśnij drzwi, a gdy ziewają, poproś o przemówienie i wyjdź z jednym z tych wykładów, które pozostawiają rany. Na pewno będą spać, ale przynajmniej zamiast snów będą mieli koszmary.
Ponieważ wiem już, że zadajecie sobie pytanie, o czym możecie rozmawiać, skoro milczymy, przesyłam Wam tutaj kilka przemyśleń, które można wykorzystać w swojej prezentacji.
Problem w tym, że są napisane w tym błyskotliwym i zabawnym stylu, który cieszy młodych i starych, a nie w sztywnym i poważnym stylu antropologów, ale można je skomponować w coś bardzo formalnego.
Oto więc moje przemyślenia (pamiętajcie, że bardzo uważałem, aby nie odnosić się do niczego aktualnego ani do lokalnego prawa; w odniesieniu do tych tematów słowo nadejdzie, które nadejdzie; uważajcie też, aby nie przerwać milczenia) .
JEDEN. Praca intelektualna lewicy powinna być przede wszystkim ćwiczeniem krytycznym i samokrytycznym.
Ponieważ samokrytykę zawsze odkłada się na później, krytyka staje się zatem jedynym motorem myślenia.
W przypadku lewicy w Meksyku ta praca intelektualna ma obecnie między innymi jeden główny cel: krytykę polityki i kultury oraz historii.
DWA. We współczesnym Meksyku praktyka polityczna i kulturowa jest pełna mitów.
Zatem krytyka lewicy powinna zwalczać te mity. A mitów krążących w tej kulturze nie brakuje.
Ale są mity i mity.
Istnieje na przykład mit kulturowy, który skanduje: „Enrique Krauze jest intelektualistą”, choć wszyscy wiemy, że jest po prostu przeciętnym biznesmenem.
Albo ten drugi, który mówi: „Mara Felix była divą”, choć tak naprawdę była po prostu profesjonalistką w swojej dziedzinie.
Istnieje mit, że „Viana sprzedaje taniej”, podczas gdy od dowolnego sprzedawcy ulicznego można uzyskać lepszą cenę i lepszą jakość.
W polityce są też mity:
Istnieje mit, że „Partia Akcji Narodowej jest partią prawicy”.
Właściwie nie jest to też partia centrowa ani lewicowa.
PAN to w rzeczywistości nic innego jak agencja pośrednictwa pracy na stanowiska kierownicze.
Istnieje również inny mit, jakoby „Partia Demokratyczno-Rewolucyjna jest lewicową alternatywą”.
Z drugiej strony nie jest to alternatywa dla centrum czy prawicy. PRD nie jest po prostu alternatywą dla czegokolwiek.
Albo masz mit: „Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna jest partią polityczną”. PRI to w rzeczywistości jaskinia, w której przebywa 40 złodziei, którzy bezowocnie czekają na swojego Ali Babę. Albo ten inny mit, tak ukochany przez stojącą w stagnacji lewicę, który skanduje: „Przeciwko globalizacji jest jak przeciwstawienie się prawu grawitacji”.
Przeciwstawiają się temu na całym świecie marginalizowani przedstawiciele wszystkich kolorów, którzy przeciwstawiają się jednemu i drugiemu i ani fizyka, ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie mogą temu zapobiec.
Istnieje mit, za który rządy federalne i stanowe Chiapas płacą, i to drogo, a który głosi: „Zapatyści są skończeni”, podczas gdy jedyną rzeczą, z którą zapatyści mają już dość, jest cierpliwość.
Na pewno są jeszcze inne mity, które pominąłem, ale przytoczę tylko kilka.
I jestem pewna, że magazyn RebeldÃa zdemaskuje je bardziej radykalnie.
I nie robię tego w ten sposób, bo już wiadomo, że zapatyści słyną z tego, że są „umiarkowani” i „reformistyczni”.
Tak nazywali nas rzekomi „ultras” CGH, którzy dziś niewątpliwie ustawiają się w kolejce pod najbliższe ich sercu i portfelom drzwi PRD, czekając na szansę startu w kolejnych wyborach.
TRZY. Buntownik to, jeśli pozwolimy na obraz, człowiek bijący się o ściany labiryntu historii. I żeby nie było błędnej interpretacji, nie jest tak, że obija się on sam, szukając ścieżki, która doprowadzi go do wyjścia.
Nie, buntownik bije w ściany, bo wie, że labirynt jest pułapką, bo wie, że nie ma innego wyjścia niż rozbicie murów.
Jeśli buntownik używa swojej głowy jak maczugi, to nie dlatego, że jest twardą głową (co nie ulega wątpliwości), ale dlatego, że rozbijanie pułapek historii wraz z mitami to zadanie, które wykonuje się z głowa, czyli jest to dzieło intelektualne.
I tak w konsekwencji buntownik cierpi na tak silny i ciągły ból głowy, że zapomina o najcięższej migrenie.
CZTERY. Wśród pułapek historii jest ta, która głosi, że „wszystkie poprzednie czasy były lepsze”.
Mówiąc to prawica, przyznaje się do swojej reakcyjnej natury. Kiedy przedstawia to lewica parlamentarna, demonstruje kapitulację swojej teraźniejszości.
Kiedy mówi centrum, ktoś ma delirium, ponieważ centrum nie istnieje. Kiedy instytucjonalna lewica patrzy na siebie w lustrze Władzy i mówi: „Jestem lewicą odpowiedzialną i dojrzałą”, w rzeczywistości mówi: „Jestem lewicą, którą prawica uważa za przyjemną”.
Kiedy prawica patrzy na siebie w lustrze Władzy i mówi: „Jakie piękne ubrania mam na sobie!”, zapomina, że jest naga.
Kiedy centrum szuka siebie w zwierciadle Władzy, niczego nie znajduje.
PIĘĆ. Ani formy walki, ani czasy nie są przeznaczone wyłącznie dla jednego sektora społecznego. Ani autonomia, ani opór nie są formami organizacji i walki, które dotyczą wyłącznie ludów indyjskich.
I tutaj coś Wam powiem: mówi się, że EZLN jest przykładem konstrukcji autonomii i oporu.
I tak. Przykładowo każdy zapatysta jest swego rodzaju autonomiczną gminą, albo robi co chce.
A jaki jest lepszy opór niż ten, który sprzeciwia się wykonywaniu rozkazów. I to wszystko jest wadą, ale jest też zaletą.
Oto wróg przechwytujący naszą komunikację i dowiaduje się, że dowództwo wzywa na spotkanie w punkcie G (zwróć uwagę, że moje dwuznaki są teraz wzniosłe).
Wróg wykonuje swoją pracę i organizuje zasadzkę… ale nikt nie przybywa.
Co się stało? Czy to była niekompetencja seksualna? Czy zapatystowskie służby kontrwywiadu działały wzorowo?
Nie, jeśli się dokładniej zbada, okaże się, że Panfilo nie przybył, bo uznał, że lepiej będzie spotkać się po drugiej stronie. Clotilde pomyślała, że tak, ale innego dnia. A Eufrosino o tym nie pomyślał, bo studiował podręcznik edukacji seksualnej, żeby zobaczyć, gdzie jest punkt G (a swoją drogą, twój kompan wciąż czeka, aż go znajdziesz).
Czyż nie są to wspaniałe przykłady autonomii i oporu zapatystów, wykorzystywane jako broń przeciwko wrogowi?
A skoro mowa o punkcie G, pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję, gdyż ten list nie zostanie upubliczniony.
Nowa płyta Joaquina Sabiny będzie zawierała, oprócz utworu, który nie jest piosenką napisaną przez Sup, jeszcze jedno cięcie o nazwie 69 G-spot.
Powiedziano mi, że płyta będzie się sprzedawać jak świeże bułeczki (69 i punkt G to najgorętsze) i nie dlatego, że to piosenka The Sup, ale raczej – tak między nami – pomimo tego.
Teraz przypominam sobie inny mit, ten, który głosi, że Sabina i Sup są w sobie zakochani, podczas gdy tym, którego oboje kochają, jest Panchito Varona.
Ale dobrze, chcę ci powiedzieć o Sabinie, że pewnego dnia byłem w wiosce, wycinając niebieski goździk dla księżniczki, i przyjechała baza wsparcia, aby pokazać mi jej syna.
„Nazywa się Sabino” – powiedziała mi.
Zrobiłem minę w stylu „Sabino?”, ale nic nie powiedziałem.
Compañera zrozumiała mój gest i wyjaśniła: „Tak, Sabino, podobnie jak Sabina, dla której tworzysz piosenki. Ale ponieważ ten jest płci męskiej, wyszedł Sabino, a nie Sabina.
Jakie?
O tym, jak robię piosenki dla Sabiny.
Jeśli się dowiedzą, nie dadzą nam nawet jednego procenta tantiem.
Gdzie byłem?
O tak! W mitach, w polityce i kulturze, w ciągłych bólach głowy buntowników w ich zapałach do rozbijania pułapek historii.
SZEŚĆ. Podstawowy mit wyjaśniający, dlaczego Moc jest taka, jaka jest, ma korzenie w historii.
Nie w historii jako takiej, ale w tej, którą wymyśla dla własnej wygody.
Na przykład w tej historii, w historii Władzy, walka tych na dole składa się wyłącznie z porażek, zdrad i kapitulacji.
Dobrze wiesz, że jesteśmy pełni blizn, które się nie zamykają. Część z nich, mniejszość, wynika z bezduszności.
Większość z nich dotyczy naszej historii, historii podziemnej i, w naszym przypadku, historii podziemnej, tajnej.
To nie tak, że nie było tam porażek i zdrad, ale nie tylko.
Rzeka, która ją niesie, ma w sobie więcej bohaterstwa i hojności niż podłości i egoizmu.
A skoro mowa o historii, przypominam sobie teraz, kiedy spotkałem cię 22 lata temu, ciebie i Luchę, w domu, który nazywaliśmy La Mina.
I to była La Mina nie dlatego, że zawierała skarb, ale dlatego, że była ciemna i wilgotna jak jaskinia.
W tym czasie Lucha był zdecydowany zmusić mnie do jedzenia, a ty chciałeś mnie nauczyć wielu rzeczy, które, jak mówiłeś, kiedyś się przydadzą.
Uważam, że nie byłem dobrym gościem ani dobrym uczniem, ale dobrze pamiętam figurkę Che, którą podarowałeś mi na urodziny i na której własnoręcznie napisałeś słowa Jose Marty, które brzmią: mniej więcej: „Prawdziwy człowiek nie patrzy na to, po której stronie żyje się lepiej, ale po której stronie leży obowiązek”.
Obowiązek, bracie, ten miły tyran, który nami rządzi.
W naszej historii miałem szczęście poznać mężczyzn i kobiety, dla których obowiązek jest całym życiem, a w nielicznych przypadkach całą śmiercią.
I to prowadzi mnie do refleksji numer…
SIEDEM. Biorąc pod uwagę potrzebę wyboru pomiędzy czymkolwiek a obowiązkiem, buntownik zawsze wybiera obowiązek. I tak to się dzieje.
Uważam, Wielki Bracie, że tym właśnie zwrotem, ale aktualnie, powinieneś uraczyć także tych, którzy Cię słuchają w dniu premiery magazynu. A ja powiedziałbym coś w stylu…
„Mężczyzna, kobieta, homoseksualista, lesbijka, dziecko, młodzież, stary, czyli prawdziwy człowiek, nie patrzy na to, po której stronie żyje się lepiej, ale po której stronie leży obowiązek”.
Te słowa lepiej niż cokolwiek innego podsumowują powołanie buntownika i przewyższają wszystko, co mógłbym powiedzieć tobie lub komukolwiek na ten temat.
Zatem dobrze, bracie, teraz się żegnam. Wszyscy compañeros i compañeras przesyłają ci pozdrowienia. Mają nadzieję, podobnie jak ja, że czujesz się dobrze fizycznie, ponieważ wiemy już, że moralnie jesteś, jak zawsze, silny i mocny.
Dolina. Saluduj, a jeśli cię będą naciskać, powiedz im, że bunt to tylko ból głowy, z którego nie warto się leczyć… nigdy.
Z gór południowo-wschodniego Meksyku.
Podkomandant Insurgente Marcos.
Meksyk.
Jest wrzesień 2002 roku i deszcz nie był w stanie zranić słonecznej skóry.
PS: Można się spodziewać, że na widowni znajdzie się taki czy inny członek Zapatystycznego Frontu Wyzwolenia Narodowego.
Przekaż im nasze pozdrowienia.
Wiemy już, że ciężko pracują, aby nadać sobie nową twarz, nowy profil.
I jak dobrze, że profil Frente nie będzie już przypominał uczniów, ale twarz i ścieżkę nadały mu takie osoby jak Don Manuel, opalony były pracownik kolei; jak Mirios, charakteryzujący się skromnym bohaterstwem; jak pułkownik-Gisella, który jest jednym i drugim, i nie tym samym, ale równym; tacy jak młodzi studenci CGH; takie jak te z UAM; takie jak te z Poli; takie jak te z UPN; takie jak te z ENAH; jak te z innych ośrodków szkolnictwa wyższego; jak ci z Veracruz, którzy w zeszłorocznym marcu dokonali cudu, jakim była Orizaba; jak te z Oaxaca; jak te z Tlaxcala; jak te z Nuevo León; jak te z Morelos; jak te ze stanu Meksyk; jak te z Jalisco; jak te z Queretaro; jak te z Michoacan; jak te z Jukatanu; jak te z Quintana Roo; jak te z Guanajuato; jak te z Zacatecas; jak te z Durango; jak te z Chihuahua; jak te z Coahuila; jak te z dwóch Baja Californias; jak te z Colimy; jak te z Sonory; jak te z Sinaloa; jak te z Tamaulipas; jak te z Guerrero; jak te z San Luis Potosa i jak te z DF.
I jak wszyscy podli członkowie Frente, którzy, biorąc pod uwagę ich liczebność i pracę, okazują się czymś w rodzaju ośmiornicy, a w dodatku wszyscy nie znają się na poddaniu.
KOLEJNY PS. A teraz przypominam sobie inny mit, który głosi, że „EZLN nie kocha frentistów”, choć jest jasne, że to nie kochamy frentistów. Nie, to nie prawda.
Rzeczywiście kochamy ich wszystkich, dzieje się tak, że oni również na swój sposób praktykują autonomię i opór… na naszych oczach.
Bo są bunty zorganizowane, jak zakłada się, powinny narastać w FZLN, i bunty zdezorganizowane, jak te, których doświadczamy w EZLN, i tak jedziemy.
PS. Ostatni i jedziemy. Przysługa: kiedy podczas prezentacji magazynu przeczytasz coś ode mnie, kaszlnij od czasu do czasu. To po to, żeby szerzyć kolejny mit, ten, który mówi, że jestem bardzo, bardzo chora.
Mam nadzieję, że wyślą mi orzechy.
PS. Tak, rzeczywiście ostatni. (uwaga: ten nagłówek postscriptowy unieważnia poprzedni nagłówek postscriptowy).
Teraz widać, że jak na ciszę, rozmawiamy całkiem sporo.
Prawdopodobnie wynika to z faktu, że jesteśmy zapatystami. Ponieważ w Meksyku słowo „REBELDIA” zapisuje się przez „Z” oznaczające „nuez” i „zapatista”.
Vale de Nuez de la India.
Bardzo, bardzo chory (Ha!) Sup marzący, że Cień-Światło w końcu będzie chodzić i że horyzont będzie już widoczny.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna