Któregoś ranka zeszłej jesieni byłem świadkiem masowej zbrodni wojennej w zaciszu własnego salonu: The Maury Povich Show.
To był wciągający odcinek. Małżeństwo czekało, aż biegli Povich na ojcostwo przyjdą z werdyktem stwierdzającym, czy mąż jest ojcem dziecka swojej ciężarnej żony.
Wyrok przyszedł w zapieczętowanej kopercie. Povich trzymała wyniki w powietrzu i oświadczyła, że mąż „nie ma się czym martwić”. To twoje dziecko, Stewart!.”
„Stewart” wydał zwycięski okrzyk wojenny i uderzył pięścią w powietrze. Uścisnął Maury'ego mocno.
Żona Stewarta przewróciła oczami. „Mówiłam ci, że jesteś tatusiem” – powiedziała z wyraźnie południowym akcentem. „Jesteś duży [pip]”.
Publiczność ryknęła.
Maury lubi budować swoje programy wokół testów na ojcostwo.
Ostatnim razem, gdy widziałem go robiącego coś takiego, sprawy potoczyły się inaczej. Zdradzony mąż zalał się łzami. Kiedy leżał łkając na kanapie, mrugający Maury udawał, że go pociesza. Jego żona płakała, a tłum wył.
Tego rodzaju okrucieństwa były od jakiegoś czasu na porządku dziennym w amerykańskiej telewizji korporacyjnej.
Povich nie jest pierwszym ani ostatnim gospodarzem telewizji dziennej, który stworzył program poświęcony zatrudnianiu ludzi z marginesu i biednych jako tragicznych socjologicznych dziwaków cyrkowych. W ten sposób „Jenny Jones” i Sally Jesse Raphael rozmawiały o tym, kto i jak zaczął swoją karierę Montel Williams.
Najgorszy jest prawdopodobnie Jerry Springer, który uwielbia stawiać przeciwko sobie zdradzające pary z niższych klas i ich kochanków. W typowym odcinku Springera widzowie skaczą „Jerry, Jerry”, podczas gdy dziwaki gonią się nawzajem po scenie. Personel ochrony jest starannie rozmieszczony, aby zapobiec nadmiernej przemocy.
Są też programy sądowe z prawdziwego życia, w których sędziowie zajmujący się drobnymi roszczeniami i rozwodami, tacy jak „Sędzia Judy” i „Sędzia Joe Brown”, przewodniczą dysfunkcyjnym biednym ludziom, którzy nie mogą przestać zawzięcie się ze sobą kłócić . Ci sędziowie telewizyjni ozdabiają swoje postępowania i wyroki wykładami na temat właściwego zachowania i wartości, towarzysząc swoim wyrokom prawnym ostrymi komentarzami na temat zachowań i zachowań motłochu w niewystarczającym stopniu mieszczańskim oraz pouczając go o cnotach pracy, wierności, odpowiedzialności rodzinnej, i szacunek dla władzy.
Co tu się dzieje? Poza swoim dochodowym (dla nadawców) odwołaniem się do najbardziej podstawowych i voyerystycznych instynktów publiczności, te i inne programy telewizyjne z „prawdziwego życia” odgrywają zaniedbaną rolę ideologiczną w stworzonej przez korporacje „kulturze popularnej” pasożytniczy późny kapitalizm. Są częścią elitarnego projektu kontroli myśli: inżynierii kulturowej i egzekwowania masowej zgody na hierarchię społeczną.
Wraz z wieloma innymi produkcjami telewizji korporacyjnej propagują co najmniej dwie centralne idee autorytarne. Pierwsza taka koncepcja utrzymuje, że biedni ludzie – praktycznie zawsze są to ludzie pracujący i ludzie z niższych klas, którzy są wyśmiewani w ludzkich walkach kogutów inscenizowanych przez Maury’ego, Jerry’ego i resztę – zasługują na własne ubóstwo oraz związana z nią izolacja i kryminalizacja w Ameryce. Studentka, która została masowo odstawiona od piersi przez Jerry'ego (Springer), Jenny (Jones), Sally (Jesse-Raphael), Judy (sędzia) i Maury'ego i in. nie jest dobrym kandydatem do podążania za jego lewicowo-liberalną socjologią, historią czy dyskursem profesora języka angielskiego na temat roli, jaką siły strukturalne i elitarni agenci ucisku klasowego, rasowego i/lub płciowego odgrywają w tworzeniu masowych nierówności i nędzy w społeczeństwie Stany Zjednoczone. Niekończąca się armia głupich, pełnych nienawiści, wyobcowanych i beznadziejnych biednych ludzi, paradujących po ekranie telewizora przez Maury'ego i jego przyjaciół, sprawia wrażenie studentki jako osoby uciskanej przez nikogo i przez nic tak bardzo jak przez nich samych.
Oczywiście Maury i Jerry nie robią programów o szerzącej się niesprawiedliwości społecznej, która powoduje, że ludzie pojawiają się na ich scenach. Sędziowie Judy i Joe Brown oraz władze Sądu Rozwodowego nie orzekają w sprawie polityczno-gospodarczego porzucenia śródmieścia ani korporacyjnej globalizacji, która niszczy miejsca pracy, rodziny i społeczności.
Jednakże wszyscy czerpią korzyści z kryzysów osobistych i grupowych oraz desperackich i autodestrukcyjnych zachowań, które są tak naturalnie powszechne wśród „dysfunkcjonalnych” ludzi, którzy tkwią po złej stronie tych sił i procesów.
Druga koncepcja o charakterze autorytarnym „nauczana” przez Maury’ego i Jerry’ego i in. utrzymuje, że zwykła ludność jest zbyt głupia, podła, dzika, samolubna, atawistyczna i nieświadoma, aby można było jej powierzyć posiadanie jakiejkolwiek szczególnej władzy w „demokratycznej” Ameryce.
Płodny lewicowy intelektualista i krytyk mediów Noam Chomsky prawdopodobnie nie dałby się złapać na oglądaniu Maury'ego Povicha, gdyby tylko mógł. Podobnie jak większość lewicowych intelektualistów (łącznie ze mną), angażuje dominujące media przede wszystkim za pośrednictwem czołowych serwisów informacyjnych i komentarzy: New York Times, Wall Street Journal, Financial Times, Washington Post itp. Co jednak ciekawe, Maury , Jerry i pozostali są doskonałymi propagatorami poglądu, który Chomsky słusznie umieszcza w sercu czcigodnego projektu kontroli myśli korporacyjnej klasy mistrzowskiej: „ludzie, którzy powinni kierować przedstawieniem” (społeczeństwo) elity władzy) muszą „robić to bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony mas społeczeństwa, które nie mają żadnego interesu na arenie publicznej” (Noam Chomsky, Imperial Ambitions: Conversations on the Post-9/11 World [Nowy Jork, Nowy Jork : Metropolitan Books, 2005], s. 21).
„Żadnego interesu na arenie publicznej” – z wyjątkiem wściekłych i tragicznych maniaków cyrku, którzy zasługują na swoje miejsce na dnie stromych piramid społeczno-ekonomicznych w Ameryce.
Masowa populacja pojawiająca się w „Maurym i Jerrym” (zarówno na scenie, jak i na widowni) jest więcej niż tylko niezdolna do rządzenia. Jest to współczesne ucieleśnienie nieszczęsnego, niesfornego i dziecinnego „tłumu” – niebezpiecznego, aż nazbyt „pozbawionego pana” i „wielogłowego potwora” – którego arystokraci zawsze twierdził, że widzi, kiedy opisują zwykłych ludzi. Jest to dowód klasycznej autorytarnej i egoistycznej idei klasy rządzącej, że zwykli obywatele nie mają kwalifikacji do wolności i zawsze należy ich kontrolować, zmuszać i manipulować odgórnie. Jest to dowód na poparcie czcigodnej burżuazyjnej tezy, że „natura ludzka” jest z natury paskudna, brutalna, nieprzyjemna i brutalna. Teza ta utrzymuje, że większość cywilizacji na samym dole rzekomo opartej na zasługach piramidy społeczno-ekonomicznej składa się z ignorantów i prostaków. Ten niewdzięczny motłoch musi być kontrolowany dla jego własnego dobra i dobra społeczeństwa przez życzliwych, dalekowzrocznych panów, którzy rzekomo są mniej skażeni wrodzoną ludzkości wewnętrzną dzikością.
Oczywiście, nie tylko w dziennych dziwacznych programach te zaciekle hierarchiczne idee znajdują wyraz we współczesnych mediach. Te opresyjne poglądy są wszechobecne w różnych formach (szczególnie w dramatach kryminalnych) w całym spektrum stworzonej przez korporacje amerykańskiej „kultury popularnej”, co ma autorytarne konsekwencje, które zasługują na poważne rozważenie przez postępowych krytyków i aktywistów medialnych. Ubarwiają treść licznych dramatów sytuacyjnych i komedii, a także pseudodokumentalnych programów dla organów ścigania, takich jak niebezpiecznie sprzyjający represjom program „COPS”.
Pomijając konkretne fakty, „wytwarzanie [masowej] zgody” na szokującą koncentrację amerykańskiego bogactwa i władzy ma miejsce w równym stopniu w mediach rozrywkowych, jak i w mediach informacyjnych i publicystycznych, które zajmują większość lewicowych krytyków mediów i aktywiści.
Ulica Pawła ([email chroniony]) jest autorem książki Empire and Inequality: America and the World From 9 września (www.paradigmpublishers.com) oraz Szkoły segregowane: edukacyjny apartheid w epoce po wprowadzeniu praw obywatelskich (Nowy Jork, Nowy Jork: Routledge, 2005).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna