W czasach kryzysu wielu decydentów i dziennikarzy zwraca szczególną uwagę na artykuły redakcyjne z najbardziej wpływowych gazet amerykańskich. Zmienność relacji informacyjnych i mieszanka indywidualnych opinii zwykle wskazują na poglądy establishmentu medialnego, ale artykuły redakcyjne wpływowych gazet niosą bardziej bezpośredni przekaz.
Ponieważ rzezie są codziennością w Izraelu i na Zachodnim Brzegu, niektóre artykuły redakcyjne były całkowicie przewidywalne. The Wall Street Journal, wierny ideologicznej formie, pochwala żelazną pięść Izraela i nalega, aby Biały Dom stanowczo stanął po stronie izraelskich przywódców. Z kolei bardziej wyrafinowane artykuły redakcyjne „Washington Post” i „New York Times” mówią nam wiele o powszechnych reakcjach amerykańskich mediów.
Dla redaktorów „Post” i „The Times” niezaprzeczalnym faktem jest to, że Jaser Arafat musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za samobójcze zamachy bombowe, które miały miejsce w ostatnich tygodniach. „Nie można zapominać, że pan Arafat odmówił podjęcia poważnych działań, aby powstrzymać odrażającą falę samobójczych zamachów bombowych na Izrael i że Izrael ma prawo do samoobrony” – ogłoszono 3 kwietnia w artykule redakcyjnym Post.
W niezliczonych innych komentarzach powtarzają się także urzędnicy z Waszyngtonu. Niewielu może odnieść się do uwagi, którą Zbigniew Brzeziński wygłosił w „NewsHour” PBS na początku tego miesiąca. „Twierdzenie, że Arafat może położyć kres terroryzmowi, jest absolutną hipokryzją” – stwierdził były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. „I utrzymywanie takiego stanu rzeczy jest – delikatnie mówiąc – złą informacją ze strony prezydenta. Ten facet (Arafat) siedzi odizolowany. Sharon próbuje represjonować Palestyńczyków, a terroryzm nie ustaje. Jak Arafat ma temu położyć kres?”
Zazwyczaj zarówno „Post”, jak i „Los Angeles Times” skupiają się raczej na strategicznej skuteczności izraelskiej ofensywy wojskowej niż na jej rażącej niezgodności z prawem i zaciekłym okrucieństwie. „Podobnie jak poprzednia próba pana Szarona zniszczenia palestyńskich aspiracji narodowych poprzez inwazję na Liban, ta strategia jest skazana na porażkę” – czytamy w artykule wstępnym „Post”. Dzień wcześniej „Los Angeles Times” cmokał, że Sharon błędnie „wydaje się zdecydowana położyć kres terroryzmowi wyłącznie środkami militarnymi”.
„The Times” nie mógł się powstrzymać od wrzasku przestarzałego dzwonka na temat terrorystów, którzy „chcą zepchnąć Izrael i jego żydowskich mieszkańców prosto do morza”. Taka hiperretoryka uderza w stare emocjonalne guziki. (Cue Hollywood's „Exodus”). Ale jak Michael Lerner, amerykański rabin-aktywista, zauważył kilka dni temu w liście otwartym: „Izraelowi nie grozi zaprzestanie istnienia – jest czwartą co do wielkości potęgą militarną na świecie i stawia czoła narodowi palestyńskiemu, który nie ma czołgów, samolotów ani ciężkiej artylerii”. Lerner był przekonujący: „Postawmy jasno sprawę, że Izrael używa dziś swojej władzy, aby utrzymać okupację, a nie po to, aby zachować swoje bezpieczeństwo”.
Choć całkiem słusznie wzywają do natychmiastowego zaprzestania straszliwych samobójczych zamachów bombowych, artykuły redakcyjne New York Timesa są szczególnie cierpliwe i raczej dwuznaczne w kwestii położenia kresu izraelskiej okupacji. W pierwszym akapicie artykułu redakcyjnego z 30 marca „Times” zalecał „zobowiązanie się do wycofania się z okupowanych ziem”. W końcowym akapicie gazeta oświadczyła: „Izrael musi jasno dać do zrozumienia, że uznaje potrzebę zrzeczenia się większości terytoriów, które przejął w 1967 roku”.
Tłumaczenie: Nawet w tak późnym i krwawym terminie „New York Times” nie może się zdobyć na bezpośrednie wezwanie do natychmiastowego i całkowitego zakończenia okupacji. Zamiast tego artykuł ucieka się do niejednoznaczności; Izrael powinien uznać potrzebę opuszczenia „większości terytoriów”. Gdyby obce mocarstwo okupowało Twój dom przez 35 lat, co byś pomyślał o pomyśle, że powinno „uznać potrzebę” opuszczenia jego większości – jedynie zachowując kontrolę nad, powiedzmy, wszystkimi korytarzami i drzwiami?
Większość autorów redakcyjnych wydaje się zdeterminowana ominąć oczywiste podobieństwa z Republiką Południowej Afryki z czasów apartheidu. Unikanie i apologetyka podstawowych elementów polityki Izraela tak dominują w amerykańskim krajobrazie medialnym, że wnikliwe komentarze Brzezińskiego były rzucające się w oczy: „Izraelczycy stają się coraz bardziej podobni do południowoafrykańskich zwolenników białej supremacji, postrzegających Palestyńczyków jako niższą formę życia, bez wahania zabić bardzo wielu z nich”.
Papugowate, wysoce selektywne używanie przez media etykiety „terroryzm” zapewnia czołowym urzędnikom amerykańskim i izraelskim nieocenioną osłonę propagandową. Tymczasem Brzeziński ma rację: „Nie można definiować utraty życia ludzkiego w kategoriach liczby Izraelczyków zabitych przez brutalny, dziki, niewybaczalny terror palestyński. I to ma miejsce. Faktem jest, że zginęło trzy razy więcej Palestyńczyków, a stosunkowo niewielka liczba z nich to naprawdę bojownicy. Większość stanowili cywile. Kilkaset dzieci.
„The New York Times” zakończył artykuł redakcyjny z 3 kwietnia następującym zdaniem: „Tylko najbardziej zbankrutowani przywódcy — duchowo, intelektualnie i politycznie — pozwalają temu makabrycznemu, oszukańczemu aktowi ruiny przejść bez bolesnego potępienia”. Słowa te nawiązywały do niedawnego zamachu samobójczego. Ale odnoszą się one także do rządu USA i głównych mediów, które nadal mrugają i kiwają głowami, podczas gdy izraelskie wojsko morduje naród palestyński.
Najnowsza książka Normana Solomona nosi tytuł „Nawyki wysoce zwodniczych mediów”. Jego konsorcjalna kolumna koncentruje się na mediach i polityce.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna