Media i polityka głównego nurtu rutynowo zakładają, że Stany Zjednoczone są światowym gigantem pełnym dobrych intencji, starającym się trzymać niebezpiecznych przeciwników na dystans. Tak więc był to kolejny dzień w cesarskim biurze 19 lipca, kiedy dyrektor FBI Christopher Wray Deklarowana: „Rosjanie próbują nas rozerwać na strzępy. Chińczycy próbują zaradzić naszemu upadkowi, a Irańczycy próbują nakłonić nas do wyjazdu”.
Takie stwierdzenia współgrają z panującym pejzażem dźwiękowym. Standardowy scenariusz stwierdza, że Stany Zjednoczone są potężne i oblężone – potężne, ale zawsze zagrożone – wiodącą światłością świata, choć nękaną przez wrogie narody i inne złowrogie siły, których celem jest podważenie prawowitej dominacji USA na świecie.
Nastawienie na fortecę zasila ogromny budżet „obronny” rządu USA – który jest wyższy niż budżety wojskowe kolejnych 10 krajów łącznie — podczas gdy Pentagon utrzymuje ok 750 baz wojskowych za granicą. Jednak wiktymologia należy do oficjalnych póz Waszyngtonu, co jest zgodne z podstawowym przekonaniem, jakim są Stany Zjednoczone W centrum znaczenia świata i dlatego musi nadzorować świat najlepiej, jak potrafi.
W ostatnich dziesięcioleciach potęga militarna Stanów Zjednoczonych stanęła w obliczu nowych wyzwań związanych z utrzymaniem jednobiegunowego wpływu na planetę po upadku Związku Radzieckiego. (Ciężka jest głowa Wuja Sama, która nosi koronę.) Wraz z nowymi wyzwaniami pojawiły się zachęty do aktualizacji leksykonu politycznego w celu racjonalizacji czerwono-biało-niebieskiego militaryzmu.
Odkąd sekretarz stanu Madeleine Albright nadała temu mottowi rozgłos debiut narodowy w lutym 1998 r NBCw „Today Show” wysiłki mające na celu ukazanie Stanów Zjednoczonych jako „niezastąpionego narodu” stały się znaną retoryką – lub przynajmniej odnowionymi ramami koncepcyjnymi – amerykańskiego interwencjonizmu. „Jeśli musimy użyć siły” – powiedziała – „to dlatego, że jesteśmy Ameryką; jesteśmy narodem niezastąpionym. Jesteśmy dumni i patrzymy w przyszłość dalej niż inne kraje i widzimy niebezpieczeństwo dla nas wszystkich”.
W 2022 roku takie słownictwo z łatwością zmieściłoby się na teleprompterach na najwyższych szczeblach amerykańskiego rządu. Potęga takich słów nigdy nie słabła wśród środków masowego przekazu i urzędników w Waszyngtonie, ponieważ Stany Zjednoczone jednocześnie reklamują się jako główna cnotliwa gwiazda na arenie światowej i kraj, który po prostu próbuje chronić się przed wrogością.
Rozważmy retorykę dyrektora FBI Wraya na temat oficjalnych wrogów:
„Rosjanie próbują nas rozerwać na kawałki”.
Ten motyw pozostaje ulubionym motywem establishmentu. Unika ponurych realiów społeczeństwa amerykańskiego – zupełnie niezwiązanych z Rosją – takich jak długotrwałe i trwające konflikty spowodowane rasizmem, mizoginią, nierównością dochodów, władzą korporacji, oligarchią i innymi niesprawiedliwościami strukturalnymi. Prawicowe zagrożenie dla ludzkiej przyzwoitości i demokracji w Stanach Zjednoczonych ma charakter rodzimy, co z przerażającą jasnością pokazało powstanie na Kapitolu 6 stycznia.
W tym miesiącu, gdy nadal trwa straszliwa i nieuzasadniona wojna rosyjska na Ukrainie, Stany Zjednoczone w dalszym ciągu dostarczają masowe dostawy broni dla ukraińskiego rządu. Tymczasem oficjalne zainteresowanie prawdziwą dyplomacją waha się pomiędzy znikomym a zerowym. Jedno z niewielu poruszeń w kierunku racjonalności ze Wzgórza Kapitolińskiego miało miejsce na początku tego miesiąca, kiedy poseł Ro Khanna powiedział The Washington Post: „Ludzie nie chcą widzieć postawy rezygnacji, że to będzie trwało tak długo, jak długo to będzie trwało. Jaki jest plan na froncie dyplomatycznym?” Kilka tygodni później administracja Bidena nadal nie wykazuje zainteresowania takim planem.
„Chińczycy próbują zaradzić naszemu upadkowi”.
Przywódcy w Waszyngtonie nie chcą, aby słońce zachodziło nad imperium amerykańskim, ale Chiny i wiele innych krajów mają inny pomysł. W tym tygodniu wiadomość o zamiarze Nancy Pelosi wizyty na Tajwanie w sierpniu została przyjęta brawami przez redakcję czasopisma Wall Street Journal, który napisał że zasłużyła na „pochwały” za zaplanowanie „pierwszej od 25 lat podróży spikera Izby Reprezentantów do demokracji na wyspie”.
W środku tygodnia prezydent Biden wyraził zaniepokojenie o planowanej podróży, mówiąc: „Myślę, że wojsko uważa, że to w tej chwili nie jest dobrym pomysłem. Nie wiem jednak, jaki jest jego status.” Jednakże ogólne podejście jego zespołu jest konfrontacyjne, co grozi potencjalnie katastrofalną wojną z Chinami posiadającymi broń nuklearną. Pomimo straszny ostrzeżenia zdaniem wielu analityków stanowisko geopolityczne Stanów Zjednoczonych wobec Chin jest odruchowo i niebezpiecznie o sumie zerowej.
„Irańczycy próbują nas zmusić do wyjazdu”.
Rząd Iranu przystąpił do porozumienia nuklearnego zawartego w 2015 roku, formalnie znanego jako Wspólny kompleksowy plan działania (JCPOA). Jednak administracja Trumpa wycofała się z paktu. Zamiast szybko przystąpić do UE, administracja Bidena wahała się i stawiała blokady na drogach.
Dwa tygodnie temu sekretarz stanu Antony Blinken obłudnie ogłosił: „Nakładamy sankcje na irańskich producentów ropy naftowej i produktów petrochemicznych, przewoźników i firmy-przykrywki. W przypadku braku zobowiązania ze strony Iranu do powrotu do JCPOA, do czego w dalszym ciągu dążymy, będziemy w dalszym ciągu wykorzystywać nasze władze do atakowania irańskiego eksportu produktów energetycznych”.
W odpowiedzi wiceprezes wykonawczy Quincy Institute, Trita Parsi podsumowałem: „Biden kontynuuje i stosuje politykę maksymalnego nacisku Trumpa, oczekując jednocześnie innego rezultatu. Można było tego wszystkiego uniknąć, gdyby Biden właśnie wrócił do JCPOA na mocy rozkazu Exe” – z rozporządzeniem wykonawczym, podobnie jak to zrobił, aby cofnąć wycofanie się Stanów Zjednoczonych przez prezydenta Trumpa z paryskiego porozumienia klimatycznego i Światowej Organizacji Zdrowia.
Tym, co trwa nadal – z niezliczonymi przypadkami przymusu powtarzania – jest głoszona wizja Stanów Zjednoczonych Ameryki wiodących oskarżenie przeciwko złu świata. Jednak pod fasadą dobroci utrzymuje się systematyczna hipokryzja i oportunistyczne okrucieństwo na masową skalę.
Dobrym przykładem jest niedawna podróż Bidena na Bliski Wschód: do najważniejszych elementów tej podróży prezydenckiej należało zderzenie pięścią z saudyjskim monarchą, którego rząd spowodował śmierć ćwierć miliona osób i ogromną nędzę związaną z wojną z Jemenem, i wyrażając gorące poparcie dla rządu izraelskiego, ponieważ w dalszym ciągu narzuca on apartheid narodowi palestyńskiemu.
Przywódcy rządu USA niestrudzenie potwierdzają swoje zaangażowanie na rzecz praw człowieka i demokracji. Jednocześnie upierają się, że niewyczerpana liczba przeciwników jest nastawiona na wyrządzenie szkody Stanom Zjednoczonym, które nie mogą uciekać od zdecydowanego zaangażowania ze światem. Jednak prawdziwym celem USA jest rządzenie światem.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna