W jednym z telewizyjnych tabloidów szum wokół ostatniego segmentu wyglądał następująco: „Lepiej uważaj, co mówisz”. Następnie spiker wyjaśnił, że w obecnych niebezpiecznych czasach wyrażanie pewnych opinii może skutkować zwolnieniem. To było bardzo swobodne, bezceremonialne, po prostu kolejna porcja informacji i rozrywki dla widzów przyzwyczajonych do słuchania, że ich prawa są odbierane. Oficjalne stanowisko jest takie, że są one po prostu „zawieszane” — jakbyśmy po prostu tymczasowo anulowali subskrypcję.
Ale nieformalne podejście nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że tak wiele osób jest skłonnych porzucić prywatność, Kartę Praw, a nawet prawa człowieka, aby chronić się przed zagrożeniami.
Zatem teraz mamy amerykańską ustawę Patriot Act, która oznacza „Zjednoczenie i wzmocnienie Ameryki poprzez zapewnienie odpowiednich narzędzi niezbędnych do przechwytywania i utrudniania terroryzmu”. Zezwala między innymi na przetrzymywanie i deportację osób niebędących obywatelami kraju, które pomagają w legalnej działalności grup – jeśli rząd twierdzi, że są to organizacje terrorystyczne. Grupa ta nie musi nawet być oficjalnie uznana za terrorystyczną. Ciężar dowodu spoczywa na imigrantu, który musi udowodnić, że nie wiedział, że jego kontakty mogą być niebezpieczne.
Co rodzi pytanie: jaka jest definicja terroryzmu? W nowym prawie obejmuje to użycie „broni lub innego niebezpiecznego urządzenia… w celu spowodowania znacznych szkód w mieniu”. ” Uszkodzenie nie musi powodować niebezpieczeństwa odniesienia obrażeń. Jest tak szeroki, że ludzie protestujący przeciwko WTO, którzy dopuszczają się drobnego wandalizmu, mogą stać się celem. Lub ludzie sprzeciwiający się aborcji, którzy angażują się w obywatelskie nieposłuszeństwo. Albo protestujący w Vieques, którzy niszczą płot. Każdą z nich można zakwalifikować jako grupy terrorystyczne.
Oto kolejny przykład. Artykuł 411 ustawy Patriot Act, który wskrzesza ustawę z ery McCarthy'ego, znaną jako ustawa McCarrena-Waltera, pozwala rządowi zapobiegać ponownemu wjazdowi legalnych stałych mieszkańców do kraju, jeśli Sekretarz Stanu stwierdzi, że opowiadali się oni za czymś, co podważa wysiłki antyterrorystyczne . Nie musi to wywoływać zamieszek. To może być po prostu kontrowersyjne przemówienie.
Jest o wiele więcej. Podobnie jak zezwolenie CIA na tworzenie dokumentacji dotyczącej konstytucyjnie chronionej działalności Amerykanów i wyeliminowanie kontroli sądowej. Lub jak rządowe przechwytywanie rozmów telefonicznych i internetowych bez nakazu sądu. Należy jednak pamiętać o dwóch rzeczach: jest to trend globalny, powielany między innymi w całej Europie i niewiele z niego jest naprawdę nowych.
Kryminalizacja niezgody
Obecne ograniczanie swobód obywatelskich rozpoczęło się prawie dziesięć lat temu. W latach 1993–1998 budżet FBI wzrósł z 78 do 301 milionów dolarów. Następnie w 1996 roku, w wyniku zamachu bombowego w Oklahoma City, Kongres uchwalił ustawę antyterrorystyczną. W rezultacie powstały Połączone Siły Zadaniowe ds. Terroryzmu, które działały w całym kraju na długo przed 11 września. I co robiły? Głównie szpiegostwo grup robotniczych i lewicy. Weźmy Portland w Oregonie, które ma grupę zadaniową. Tamtejsza policja nagrywała i monitorowała ruch robotniczy, w tym jego organizacje organizowane przez Międzynarodowy Związek Dokerów. Niektóre grupy antyglobalistyczne również zostały określone jako zagrożenie terrorystyczne, podobnie jak nieposłuszeństwo obywatelskie w Internecie.
Wcześniej, pod koniec lat 60. i na początku 70., mieliśmy Cointelpro, tajny rządowy program mający na celu rozbijanie różnych grup – na lewicy i skrajnej prawicy. Pod koniec lat 70. działacze antynuklearni również byli celem jako potencjalni terroryści. Jeszcze bardziej podstępna była jednak próba przepisania amerykańskiego kodeksu karnego. To była kolejna potężna ustawa – setki stron, których prawie żaden członek Kongresu nie przeczytał. I stało się to planem administracji Nixona na stłumienie sprzeciwu. Przeżyła odejście Nixona i ostatecznie została pokonana – głównie dlatego, że była tak ogromna, a także dlatego, że koalicji Lewicy i Prawicy udało się ją powstrzymać.
Ta próba napisania na nowo prawa karnego – i skutecznej kryminalizacji sprzeciwu – była w latach 70. współfinansowana przez Stroma Thurmonda i Edwarda Kennedy’ego. Jak to często bywa, podważanie praw podstawowych było sprawą obu stron. Dobrym przykładem jest ustawa karna z czasów Clintona.
Efekt chłodzenia
Pod koniec lat czterdziestych obowiązywało prawo przeciwdziałające buntowi, zwane Ustawą Smitha. Uchwalony w 1940 r., po raz pierwszy został użyty przeciwko przywódcom Socjalistycznej Partii Robotniczej. W dalszej kolejności skierowany był do każdego, kto był funkcjonariuszem podejrzanym o sympatie komunistyczne. Ta wojna z sprzeciwem nasiliła się po części dlatego, że niewielu ludzi miało odwagę bronić jej pierwszych ofiar. W obliczu niewielkiego sprzeciwu represje przekształciły się w pełną i bardzo śmiercionośną czerwoną panikę.
Nawiasem mówiąc, Socjalistyczna Partia Robotnicza była także jednym z głównych celów programu Cointel z lat 60. Dziś znów jest to cel, być może zwiastun tego, co będzie przed nami. W październiku ubiegłego roku Goodwill Industries zwolniła kandydata robotników socjalistycznych na burmistrza Miami. Według kierownika fabryki powodem było to, że „poglądy Michaela Italie na temat rządu USA” były sprzeczne z poglądami firmy. Niewiele tam dobrej woli.
Tydzień później Lida Rodriquez-Tassef, przewodnicząca oddziału Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich w Miami, pogorszyła problem. Powiedziała: „Pracownicy nie mają przewidzianego w Pierwszej Poprawce prawa do wyrażania swoich poglądów politycznych, jeśli pracują dla prywatnych pracodawców. Pracodawcy mają prawo wynikające z Pierwszej Poprawki do przebywania w towarzystwie osób, których opinie akceptują”. Krótko mówiąc, ACLU nie zamierzało zająć się tą sprawą. Oczywiście muszą istnieć uzasadnione powody prawne. Jednak w obecnej atmosferze – przynajmniej bez stwierdzenia stanowczo, że ludzie nie powinni się bać, że stracą pracę – tego rodzaju reakcja wywołuje mrożący krew w żyłach sygnał.
Cofając się w czasie, dochodzimy do okresu po I wojnie światowej. Wtedy też obowiązywała ustawa o działalności wywrotowej, czyli ustawa o szpiegostwie. Uchwalona w 1917 r., była bronią mającą na celu uciszenie każdego, kto sprzeciwiał się wojnie, poborowi do wojska lub politycznemu status quo. Wyniki? Nielegalne naloty, masowe deportacje imigrantów, a nawet lincze anarchistów, socjalistów, członków Robotników Przemysłowych Świata i bojowników związkowych.
Korzenie represji
I wreszcie Haymarket – moment, który na dziesięciolecia zmienił ruch robotniczy i wyrył w amerykańskiej psychice obraz zagranicznych radykałów jako brutalnych terrorystów. Stało się to w Chicago w 1886 roku, wówczas najbardziej radykalnym mieście w USA. Kraj szybko się uprzemysłowiał i doświadczył masowej imigracji.
Dla prasy głównego nurtu imigranci byli outsiderami, komunistami, socjalistami i, co gorsza, anarchistami, co dla większości ówczesnych ludzi oznaczało, że byli wrogami wszelkiego prawa. Wielu radykałów przyjęło te etykiety jako odznaki honorowe. Wielu dochodziło do wniosku, że pokojowe zmiany spotkały się z brutalnymi represjami. Z pewnością mieli dowody. Strajki i pokojowe demonstracje były zakłócane przez ciężko uzbrojoną policję, która biła, a czasem zabijała nieuzbrojonych ludzi. Biznesmeni tworzyli prywatne armie, a gazety nawoływały do represji. Pod pewnymi względami przypomina obecny ruch antyglobalistyczny. Doniesienia prasowe opisują nawet niektórych dzisiejszych protestujących jako „brutalnych anarchistów” i osoby z zewnątrz.
1 maja 1886 roku w całym kraju 300,000 40,000 robotników złożyło narzędzia, wzywając do krótszego tygodnia pracy. W Chicago strajkowało XNUMX XNUMX osób. Trzy dni później, podczas konfrontacji strajkujących, łamistrajków i zbirów z zarządu, zginęło kilka osób. Następnego wieczoru podczas wiecu protestacyjnego ktoś rzucił w tłum bombę, zabijając kilku policjantów. Właśnie takiej wymówki chciał establishment.
Rezultatem był jeden z najbardziej haniebnych momentów w historii prawa Stanów Zjednoczonych — pokazowy proces, w którym osiem osób, głównie samozwańczych anarchistów, zostało skazanych za to, w co wierzyli i mówili. Żaden nie miał nic wspólnego z zamachem, ale i tak czterech z nich powieszono.
W tym czasie gazety opracowały wizualną interpretację słowa anarchista: długowłosy mężczyzna, najwyraźniej obcy, o dzikich oczach i trzymający w jednej ręce zapaloną bombę. Stało się to oficjalnym podejściem do radykałów urodzonych za granicą. Łącząc ksenofobię ze strachem przed przemocą, wydawcy przeprowadzili skuteczną kampanię dezinformacyjną – jedną z najwcześniejszych w kraju – która wyryła w świadomości narodu „nieamerykański” i niebezpieczny obraz.
Od tego czasu zawsze, gdy establishmentowi udało się wykorzystać tragedię lub jakiś akt przemocy, podstawowe prawa były podważane. Nie zawsze trwa to długo, ale szkody są długotrwałe – i to nie tylko dla bezpośrednich celów. Szkodą jest cała idea wolności wypowiedzi, wolności zrzeszania się i prawa do zgromadzeń.
Przeformułowanie debaty
Co więc zrobić? Cóż, najpierw musimy przekonać ludzi, że podstawowe prawa mają znaczenie. W tym momencie większość nawet nie pamięta, co jest w Karcie Praw. A nawet jeśli słyszeli o wolności słowa, wielu uważa, że jest to coś, bez czego będziemy musieli się obejść, dopóki znów nie poczujemy się bezpiecznie – kiedykolwiek to nastąpi. Wskazuje to na ważne zadanie — zakrojony na szeroką skalę program reedukacji na temat tego, czym naprawdę jest wolność. Musimy wyjść poza interes własny i przekonać miliony ludzi, że podstawowe prawa są kluczowe dla każdego, a nie tylko opcje, które możemy wybrać lub odrzucić w zależności od tego, jak czujemy się bezpieczni.
Co więcej, musimy odzyskać język. Oznacza to wyzwanie dla swobodnego użycia słów takich jak patriotyzm i terroryzm. Pod tym względem mamy do czynienia z ogromnymi siłami propagandy – innymi słowy, z mediami korporacyjnymi. Oczywiście potrzebujemy własnych mediów i musimy znacznie lepiej kształtować debatę. Na przykład, czym jest prawdziwe bezpieczeństwo i czy rzeczywiście możemy je osiągnąć dzięki czujności graniczącej z paranoją?
Z drugiej strony musimy także znaleźć wspólną płaszczyznę z tymi, którzy są więźniami strachu. Nie wystarczy powiedzieć, że ktoś ich okłamuje, ani przyjąć jakiś wzniosłych podstaw moralnych. Musimy kultywować współczucie i słuchać tak samo, jak mówimy.
Wreszcie musimy skonfrontować wszechobecną atmosferę strachu z narracją nadziei, która będzie inspirująca i przekonująca, odważna i włączająca, atrakcyjna i szczera. Łatwo to powiedzieć, ale bardzo trudno to utrzymać. Aby tego dokonać, musimy najpierw przekonać samych siebie, że lepsza przyszłość jest wciąż możliwa. Że pomimo przemocy kapitalizmu i przemocy fundamentalizmu ludzka solidarność i prawdziwa wolność mogą zwyciężyć – i często to robią.
Greg Guma jest redaktorem biuletynu poświęconego sprawom światowym „Toward Freedom”. Ten artykuł jest fragmentem przemówienia z 22 stycznia 2002 roku w Burlington w stanie Vermont. www.TowardFreedom.com
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna