Craig Murray, były ambasador w Uzbekistanie, ojciec nowonarodzonego dziecka, mężczyzna o bardzo złym stanie zdrowia i niekarany, w niedzielę rano będzie musiał oddać się w ręce szkockiej policji. Staje się pierwszą osobą w historii osadzoną w więzieniu pod niejasnym i niejasno zdefiniowanym zarzutem „identyfikacji układanki”.
Murray jest także pierwszą osobą skazaną w Wielkiej Brytanii za obrazę sądu od pół wieku – okresu, w którym panowały tak odmienne wartości prawne i moralne, że brytyjski establishment dopiero co zakończył prześladowanie „homoseksualistów” i wsadzanie do więzienia kobiet za dokonując aborcji.
Uwięzienie Murraya na osiem miesięcy przez Lady Dorrian, drugą co do rangi sędzię w Szkocji, opiera się oczywiście wyłącznie na wnikliwej lekturze szkockiego prawa, a nie na dowodach wskazujących, że szkocki i londyński establishment polityczny pragnie zemsty na byłym dyplomacie. Oraz czwartkowa odmowa brytyjskiego sądu najwyższego rozpatrzenia apelacji Murraya, pomimo wielu rażące anomalie prawne w tej sprawie, otwierając tym samym drogę do więzienia, jest w równym stopniu zakorzeniony w ścisłym stosowaniu prawa i nie mają na niego żadnego wpływu względy polityczne.
Uwięzienie Murraya nie ma nic wspólnego z faktem, że na początku XXI wieku zawstydził państwo brytyjskie, stając się czymś najrzadszym: dyplomatą sygnalizującym nieprawidłowości. Ujawnił zmowę rządu brytyjskiego i Stanów Zjednoczonych w sprawie reżimu tortur w Uzbekistanie.
Jego uwięzienie nie ma również nic wspólnego z faktem, że Murray ostatnio zawstydził państwo brytyjskie, donosząc o żałosnym i ciągłym nadużycia prawne na sali sądowej w Londynie, gdy Waszyngton stara się dokonać ekstradycji założyciela Wikileaks, Juliana Assange’a, i zamknąć go na dożywocie w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Stany Zjednoczone chcą dać przykład Assange'owi za ujawnienie jego zbrodni wojennych w Iraku i Afganistanie oraz za publikację depesz dyplomatycznych, które wyciekły, zdejmując maskę z brzydkiej polityki zagranicznej Waszyngtonu.
Uwięzienie Murraya nie ma nic wspólnego z faktem, że prowadzone przeciwko niemu postępowanie o pogardę pozwoliło szkockiemu sądowi pozbawić go paszportu, aby nie mógł podróżować do Hiszpanii i składać zeznań w powiązanej sprawie Assange'a, która jest poważnie zawstydzająca Wielką Brytanię i USA. Podczas hiszpańskiego przesłuchania przedstawiono mnóstwo dowodów na to, że Stany Zjednoczone nielegalnie szpiegowany Assange'a w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, gdzie starał się o azyl polityczny, aby uniknąć ekstradycji. Murray miał zeznawać, że nagrywano jego poufne rozmowy z Assange'em, podobnie jak uprzywilejowane spotkania Assange'a z jego własnymi prawnikami. Takie szpiegostwo powinno zakończyć się odrzuceniem sprawy przeciwko Assange’owi, gdyby sędzia w Londynie faktycznie stosował prawo.
Podobnie uwięzienie Murraya nie ma nic wspólnego z tym, że zawstydził on szkocki establishment polityczny i prawniczy poprzez niemal samodzielne doniesienie o sprawie obrony w procesie byłego pierwszego ministra Szkocji Alexa Salmonda. Niezgłoszone przez korporacyjne media dowody przedstawione przez prawników Salmonda skłoniły ławę przysięgłych zdominowaną przez kobiety do uniewinnienia go od szeregu zarzutów o napaść na tle seksualnym. To właśnie doniesienia Murraya na temat obrony Salmonda są źródłem jego obecnych problemów.
I z całą pewnością uwięzienie Murraya nie ma nic wspólnego z jego argumentem – takim, który mógłby wyjaśnić, dlaczego ława przysięgłych była tak nieprzekonana w sprawie oskarżenia – że Salmond był w rzeczywistości ofiarą spisku wysokiego szczebla polityków z Holyrood mającego na celu jego zdyskredytowanie i uniemożliwić jego powrót na czoło szkockiej polityki. Zamiarem, mówi Murray, było pozbawienie Salmonda szansy na przeciwstawienie się Londynowi i przedstawienie poważnych argumentów za niepodległością, a tym samym zdemaskowanie coraz częstszych pustych słów Partii SNP w tej sprawie.
Bezlitosny atak
Murray był solą w oku brytyjskiego establishmentu przez prawie dwie dekady. Teraz znaleźli sposób, aby go zamknąć tak samo, jak Assange’a, a także związać Murraya potencjalnie na lata w sporach prawnych, które mogą doprowadzić go do bankructwa, gdy będzie próbował oczyścić swoje imię.
Biorąc pod uwagę jego wyjątkowo niepewny stan zdrowia – szczegółowo udokumentowany przed sądem – jego uwięzienie grozi dodatkowo przekształceniem ośmiu miesięcy w dożywocie. Murray prawie umarł na zatorowość płucną 17 lat temu, kiedy ostatni raz był pod tak bezlitosnym atakiem brytyjskiego establishmentu. Od tego czasu jego stan zdrowia nie uległ poprawie.
W tym czasie, na początku XXI wieku, w okresie poprzedzającym inwazję na Irak i na jej wczesnych etapach, Murray skutecznie zdemaskował współudział innych brytyjskich dyplomatów – ich wolę przymykania oczu na nadużycia sankcjonowane przez ich własny rząd i jego skorumpowany i skorumpowany sojusz z USA.
Później, kiedy na światło dzienne wyszedł program Waszyngtonu dotyczący „wydawania w trybie nadzwyczajnym” – porwań państwowych – a także reżim tortur w takich miejscach jak Abu Ghraib, uwaga powinna była zwrócić się na brak zabierania głosu przez dyplomatów. W przeciwieństwie do Murraya nie chcieli zostać sygnalistami. Stanowiły przykrywkę dla nielegalności i barbarzyństwa.
Za swoje wysiłki rząd Tony’ego Blaira oczernił Murraya, między innymi, uznając go za drapieżnika seksualnego – z zarzutów, które ostatecznie oczyściło go dochodzenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ale szkody zostały wyrządzone, a Murray został wypchnięty. Przywiązanie do uczciwości moralnej i prawnej było wyraźnie niezgodne z celami brytyjskiej polityki zagranicznej.
Murray musiał na nowo wymyślić swoją karierę i zrobił to poprzez: popularny blog. W swoim dziennikarstwie z takim samym oddaniem opowiadaniu prawdy i zaangażowaniu w ochronę praw człowieka spotkał się z równie ostrym sprzeciwem brytyjskiego establishmentu.
Dziennikarstwo dwupoziomowe
Najbardziej rażącą i niepokojącą innowacją prawną w wyroku Lady Dorrian przeciwko Murrayowi – i główną przyczyną jego kary więzienia – jest jej decyzja o podziale dziennikarzy na dwie klasy: tych, którzy pracują dla zatwierdzonych korporacyjnych mediów, oraz takich jak Murray, którzy są niezależne, często finansowane przez czytelników, a nie wypłacane przez miliarderów lub państwo.
Według Lady Dorrian licencjonowani dziennikarze korporacyjni mają prawo do ochrony prawnej, której odmówiła nieoficjalnym i niezależnym dziennikarzom, takim jak Murray – właśnie dziennikarzom, którzy najprawdopodobniej wystąpią przeciwko rządom, krytykują system prawny oraz demaskują hipokryzję i kłamstwa korporacyjnych głoska bezdźwięczna.
Uznając Murraya za winnego tak zwanej „identyfikacji układanki”, Lady Dorrian nie dokonała rozróżnienia między tym, co Murray napisał o sprawie Salmonda, a tym, co napisali dziennikarze korporacyjni.
Nie bez powodu. Dwie ankiety wykazały, że większość osób śledzących proces Salmonda, które uważają, że zidentyfikowały jednego lub więcej jego oskarżycieli, uczyniła to na podstawie relacji w mediach korporacyjnych, zwłaszcza w BBC. Wydaje się, że pisma Murraya miały bardzo niewielki wpływ na identyfikację któregokolwiek z oskarżycieli. Wśród wymienionych dziennikarzy indywidualnych Dani Garavelli, która w niedzielę napisała o procesie Szkocji oraz w London Review of Books, była cytowana przez respondentów 15 razy częściej niż Murray jako osoba pomagająca im zidentyfikować oskarżycieli Salmonda.
Lady Dorrian rozróżniła raczej, kto zostanie chroniony w przypadku identyfikacji. Napisz dla „The Times” lub „Guardiana” lub wyemituj w BBC, gdzie zasięg odbiorców jest ogromny, a sądy uchronią Cię przed ściganiem. Pisz o tych samych sprawach na blogu, a ryzykujesz, że trafisz do więzienia.
W rzeczywistości podstawą prawną „identyfikacji układanki” – można by argumentować w całym jej znaczeniu – jest to, że przyznaje ona państwu niebezpieczne uprawnienia. Pozwala podmiotowi prawnemu na arbitralną decyzję, który element rzekomej układanki należy uznać za identyfikację. Jeśli Kirsty Wark z BBC zawiera fragment układanki, w oczach sądu nie liczy się to jako identyfikacja. Jeśli Murray lub inny niezależny dziennikarz zaproponuje inny element układanki, to się liczy. Nie należy podkreślać oczywistej łatwości, z jaką establishment może nadużywać tej zasady w celu ucisku i uciszania dziennikarzy-dysydentów.
A jednak nie jest to już wyłącznie decyzja Lady Dorrian. Odmawiając rozpatrzenia apelacji Murraya, brytyjski sąd najwyższy udzielił błogosławieństwa tej samej niebezpiecznej, dwustopniowej klasyfikacji.
Akredytowany przez państwo
Lady Dorrian obaliła tradycyjne poglądy na temat tego, czym jest dziennikarstwo: że jest to praktyka, która w najlepszym wydaniu ma na celu pociągnięcie wpływowych do odpowiedzialności oraz że każdy, kto zajmuje się taką pracą, zajmuje się dziennikarstwem, niezależnie od tego, czy są zazwyczaj uważani za dziennikarzy.
Pomysł ten był oczywisty jeszcze całkiem niedawno. Kiedy media społecznościowe nabrały rozgłosu, jednym z osiągnięć ogłoszonych nawet przez media korporacyjne było pojawienie się nowego rodzaju „dziennikarza obywatelskiego”. Na tym etapie media korporacyjne wierzyły, że dziennikarze obywatelscy staną się tanią paszą dostarczającą lokalnych historii, do których tylko oni będą mieli dostęp i że tylko media establishmentu będą w stanie na tym zarobić. To był właśnie impuls do powstania sekcji „Komentarz jest bezpłatny” w Guardianie, która w swoim wczesnym wcieleniu umożliwiała zróżnicowanemu wyborowi osób posiadających specjalistyczną wiedzę lub informacje na bezpłatne dostarczanie gazecie artykułów w celu zwiększenia sprzedaży gazety i stawek za reklamy.
Postawa establishmentu wobec dziennikarzy obywatelskich i modelu „The Guardian” w stosunku do „Comment is Free” uległa zmianie dopiero wtedy, gdy nowi dziennikarze zaczęli okazywać się trudni do kontrolowania, a ich praca często w sposób niezamierzony lub w inny sposób uwypuklała niedociągnięcia, oszustwa i podwójne standardy mediów korporacyjnych.
Teraz Lady Dorrian wbiła ostatni gwóźdź do trumny dziennikarstwa obywatelskiego. W swoim orzeczeniu oświadczyła, że ona i inni sędziowie będą decydowali, kto będzie uważany za dziennikarza, a tym samym kto otrzyma ochronę prawną w związku z jego pracą. Jest to ledwie ukryty sposób, w jaki państwo może nadawać dziennikarzom licencje lub „akredytować”. Zamienia dziennikarstwo w gildię zawodową, w której jedynie oficjalni dziennikarze korporacyjni są bezpieczni przed odpowiedzialnością prawną ze strony państwa.
Jeśli jesteś niezatwierdzonym i niewiarygodnym dziennikarzem, możesz zostać skazany na karę więzienia, tak jak Murray, na podobnej podstawie prawnej, co kara pozbawienia wolności osoby, która przeprowadza operację chirurgiczną bez niezbędnych kwalifikacji. Ale podczas gdy prawo zabraniające chirurgów-szarlatanów ma chronić społeczeństwo i zapobiegać wyrządzaniu chorym niepotrzebnej krzywdy, orzeczenie Lady Dorrian będzie służyć zupełnie innemu celowi: ochronie państwa przed szkodami spowodowanymi ujawnieniem jego tajemnic lub najbardziej złych praktyk stosowanych przez sprawiających kłopoty, sceptycznych – a obecnie w dużej mierze niezależnych – dziennikarzy.
Dziennikarstwo jest ponownie wpychane pod wyłączną kontrolę państwa i korporacji będących własnością miliarderów. Nie może być zaskoczeniem, że dziennikarze korporacyjni, którym zależy na utrzymaniu pracy, poprzez milczenie wyrażają zgodę na ten totalny atak na dziennikarstwo i wolność słowa. Przecież jest to rodzaj protekcjonizmu – dodatkowego zabezpieczenia zatrudnienia – dla dziennikarzy zatrudnionych w mediach korporacyjnych, którzy tak naprawdę nie mają zamiaru rzucać wyzwania wpływowym.
Jednak naprawdę szokujące jest to, że to niebezpieczne przekazywanie dalszej władzy państwu i jego sprzymierzonej klasie korporacyjnej jest pośrednio wspierane przez związek dziennikarzy NUJ. Zamilkła na przestrzeni wielu miesięcy ataków na Murraya i szeroko zakrojonych wysiłków mających na celu zdyskredytowanie go za jego reportaże. NUJ nie zrobiło większego szumu na temat stworzenia przez Lady Dorrian dwóch klas dziennikarzy – zatwierdzonych i niezatwierdzonych przez państwo – ani na temat uwięzienia Murraya z tego powodu.
Ale NUJ poszła dalej. Jej przywódcy publicznie umyli ręce przed Murrayem, wykluczając go z członkostwa w związku, mimo że urzędnicy przyznali, że powinien się kwalifikować. NUJ stała się tak samo współwinna w prześladowaniu dziennikarza, jak kiedyś dyplomaci Murraya byli kiedyś w związku z jego prześladowaniem jako ambasadora. To naprawdę haniebny epizod w historii NUJ.
Wolność słowa kryminalizowana
Ale co jeszcze bardziej niebezpieczne, orzeczenie Lady Dorrian wpisuje się w schemat, w ramach którego establishment polityczny, sądowniczy i medialny zmówił się, aby zawęzić definicję tego, co liczy się jako dziennikarstwo, i wykluczyć wszystko poza papką, co zwykle uchodzi za dziennikarstwo w mediach korporacyjnych.
Murray był jednym z niewielu dziennikarzy, którzy szczegółowo opisali argumenty przedstawiane przez zespół prawny Assange'a podczas jego przesłuchań ekstradycyjnych. Co zauważalne, zarówno w sprawach Assange’a, jak i Murraya, sędzia przewodniczący ograniczył ochronę wolności słowa tradycyjnie zapewnianą dziennikarstwu, ograniczając uprawnienia dziennikarza. Obydwa przypadki stanowiły frontalny atak na zdolność niektórych dziennikarzy – tych, którzy są wolni od nacisków ze strony korporacji lub państwa – do relacjonowania ważnych wydarzeń politycznych, skutecznie kryminalizując niezależne dziennikarstwo. A wszystko to udało się osiągnąć dzięki zręczności.
W sprawie Assange’a sędzia Vanessa Baraitser w dużej mierze zgodziła się z twierdzeniami Stanów Zjednoczonych, że działania założyciela Wikileaks były raczej szpiegostwem niż dziennikarstwem. Administracja Obamy wstrzymała się ze ściganiem Assange'a, ponieważ nie mogła znaleźć prawnego rozróżnienia między jego prawem do publikowania dowodów amerykańskich zbrodni wojennych i „New York Timesa” a prawem „Guardiana” do publikowania tych samych dowodów dostarczonych im przez Wikileaks. Gdyby administracja USA wniosła oskarżenie przeciwko Assange’owi, musiałaby postawić przed sądem także redaktorów tych gazet.
Urzędnicy Donalda Trumpa ominęli ten problem, tworząc rozróżnienie między „właściwymi” dziennikarzami, zatrudnionymi w korporacjach, które nadzorują i kontrolują to, co jest publikowane, a dziennikarzami „fałszywymi”, czyli niezależnymi, którzy nie podlegają takiemu nadzorowi i naciskom.
Urzędnicy Trumpa odmówili Assange’owi statusu dziennikarza i wydawcy, zamiast tego traktowali go jak szpiega, który współpracował z sygnalistami i pomagał im. To rzekomo unieważniło ochronę wolności słowa, z której korzystał zgodnie z konstytucją. Ale oczywiście amerykańska sprawa przeciwko Assange’owi była oczywistą bzdurą. W pracy dziennikarzy śledczych kluczowe znaczenie ma „zmowa” z sygnalistami i pomaganie im. A szpiedzy zatajają informacje przekazywane im przez takich sygnalistów, nie publikują ich światu, jak to zrobił Assange.
Zwróć uwagę na podobieństwa ze sprawą Murraya.
Podejście sędziego Baraitsera do Assange'a było powtórzeniem podejścia amerykańskiego: że tylko zatwierdzeni, akredytowani dziennikarze cieszą się ochroną prawną przed ściganiem; tylko zatwierdzeni, akredytowani dziennikarze mają prawo do wolności słowa (jeśli ze względu na interesy państwa lub korporacji zdecydują się korzystać z niego w redakcjach). Wolność słowa i ochrona prawa, jak sugerował Baraitser, nie odnoszą się już głównie do legalności co się mówi, ale do stanu prawnego którzy testują i oceniają narzędzia, przedstawiając swoje potrzeby i wyzwania w kontekście stosowanych narzędzi to mówi.
Podobną metodologię przyjęła Lady Dorrian w przypadku Murraya. Odmówiła mu statusu dziennikarza, a zamiast tego zaklasyfikowała go jako pewnego rodzaju „niewłaściwego” dziennikarza, czy blogera. Podobnie jak w przypadku Assange’a, sugeruje się, że „niewłaściwi” lub „fałszywi” dziennikarze stanowią tak wyjątkowe zagrożenie dla społeczeństwa, że należy ich pozbawić normalnej ochrony prawnej wolności słowa.
„Identyfikacja poprzez układankę” – zwłaszcza w połączeniu z zarzutami o napaść na tle seksualnym, obejmującą prawa kobiet i wpisując się w szerszą, obecną obsesję na punkcie polityki tożsamości – jest idealnym narzędziem do zdobycia powszechnej zgody na kryminalizację wolności słowa krytycznych dziennikarzy.
Korporacyjne medialne kajdany
Jest jeszcze szerszy obraz, który powinien być trudny do przeoczenia dla każdego uczciwego dziennikarza, czy to korporacyjnego, czy innego. Lady Dorrian i sędzia Baraitser – a także stojący za nimi establishment – próbują włożyć dżina z powrotem do butelki. Próbują odwrócić trend, zgodnie z którym przez ponad dekadę niewielka, ale rosnąca liczba dziennikarzy korzysta z nowych technologii i mediów społecznościowych, aby wyzwolić się z okowów mediów korporacyjnych i mówić prawdy, których odbiorcy nigdy nie powinni usłyszeć.
Nie wierzysz mi? Rozważmy przypadek dziennikarza Guardiana i Observera, Eda Vulliamy’ego. W swojej książce Flat Earth News kolega Vulliamy'ego z Guardiana, Nick Davies, opowiada historię Rogera Altona, redaktora „Observera” w czasie wojny w Iraku i dyplomowanego, licencjonowanego dziennikarza, jeśli w ogóle taki istniał, siedział na jednym z największych artykułów w historii gazety przez wiele miesięcy.
Pod koniec 2002 roku Vulliamy, weteran i cieszący się dużym zaufaniem reporter, przekonał Mela Goodmana, byłego wyższego rangą urzędnika CIA, który nadal posiadał w tej agencji poświadczenie bezpieczeństwa, aby oświadczył, że CIA wiedziała, że w Iraku nie ma broni masowego rażenia, co było pretekstem do nieuchronną i nielegalną inwazję na ten kraj. Jak wielu podejrzewało, rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii kłamały, aby usprawiedliwić nadchodzącą wojnę agresywną przeciwko Irakowi, a Vulliamy miał kluczowe źródło, które mogło to udowodnić.
Ale Alton dodał jeszcze więcej treści do tej wstrząsającej historii, a następnie odmówił opublikowania kolejnych sześciu wersji napisanych przez coraz bardziej zirytowanego Vulliamy'ego w ciągu następnych kilku miesięcy, gdy zbliżała się wojna. Alton był zdecydowany nie ujawniać tej historii w wiadomościach. W 2002 roku wystarczyła garstka redaktorów – z których wszyscy pnieli się po szczeblach kariery dzięki dyskrecji, niuansom i uważnemu „osądowi” – aby mieć pewność, że niektóre wiadomości nigdy nie dotrą do czytelników.
Media społecznościowe zmieniły takie wyliczenia. Dziś nie można było tak łatwo unicestwić historii Vulliamy’ego. Wyciekłoby to właśnie za pośrednictwem tak znanego niezależnego dziennikarza, jak Assange czy Murray. Właśnie dlatego takie liczby są tak niezwykle ważne dla zdrowego i poinformowanego społeczeństwa – i dlatego one oraz kilka innych im podobnych stopniowo znikają. establishment zrozumiał, że koszt umożliwienia niezależnym dziennikarzom swobodnej działalności jest zdecydowanie za wysoki.
Po pierwsze, całe niezależne, nielicencjonowane dziennikarstwo zostało wrzucone do jednego worka jako „fałszywe wiadomości”. Na tym tle korporacje mediów społecznościowych były w stanie zmówić się z tak zwanymi korporacjami medialnymi starszego typu, aby algorytmicznie zapomnieć niezależnych dziennikarzy. A teraz niezależni dziennikarze są edukowani na temat tego, jaki los może ich spotkać, jeśli spróbują naśladować Assange'a lub Murraya.
Spanie za kierownicą
W rzeczywistości, podczas gdy dziennikarze korporacyjni spali za kierownicą, brytyjski establishment przygotowywał się do poszerzenia sieci, aby kryminalizować całe dziennikarstwo, które stara się poważnie pociągać władzę do odpowiedzialności. Niedawny rząd dokument konsultacyjny wzywanie do bardziej drakońskiego rozprawienia się z tym, co zwodniczo nazywa się „dalszym ujawnianiem” – kodeksem dziennikarstwa – zyskało poparcie minister spraw wewnętrznych Priti Patel. Dokument pośrednio kategoryzuje dziennikarstwo jako niewiele różniące się od szpiegostwa i sygnalizowania nieprawidłowości.
W następstwie dokumentu konsultacyjnego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wezwało parlament do rozważenia „zwiększenia maksymalnych kar” dla przestępców – czyli dziennikarzy – i położenia kresu rozróżnieniu „między szpiegostwem a najpoważniejszymi nieuprawnionymi ujawnieniami”. Rząd argumentuje, że „dalsze ujawnianie informacji” może spowodować „znacznie poważniejsze szkody” niż szpiegostwo, dlatego należy je traktować podobnie. Jeśli zostanie przyjęta, wszelka obrona interesu publicznego – tradycyjna ochrona dziennikarzy – zostanie wyciszona.
Każdy, kto śledził zeszłego lata przesłuchania Assange’a – co nie obejmuje większości dziennikarzy mediów korporacyjnych – zauważy silne echa argumentów USA za ekstradycją Assange’a, argumentów łączących dziennikarstwo ze szpiegostwem, które w dużej mierze zaakceptował sędzia Baraitser.
Nic z tego nie wzięło się znikąd. Jak podaje internetowa publikacja technologiczna The Register zauważyć w 2017 r. Komisja Prawna rozważała wówczas „propozycje w Wielkiej Brytanii dotyczące nowej, wahadłowej ustawy o szpiegostwie, która mogłaby więzić dziennikarzy jako szpiegów”. Stwierdził, że taka ustawa jest „opracowywana w pośpiechu przez doradców prawnych”.
To dość niezwykłe, że dwóm dziennikarzom śledczym – jednemu z wieloletnim stażem i byłym pracownikiem „Guardiana” – udało się napisać cały artykuł w tym miesiącu w tym dokumencie na temat rządowego dokumentu konsultacyjnego i ani razu nie wspomniał o Assange’u. Sygnały ostrzegawcze pojawiały się przez większą część dekady, ale dziennikarze korporacyjni nie chcieli ich zauważyć. Podobnie nie jest przypadkiem, że trudna sytuacja Murraya nie została zauważona przez media korporacyjne.
Assange i Murray są kanarkami w kopalni węgla za nasilające się ataki na dziennikarstwo śledcze i wysiłki mające na celu pociągnięcie władzy wykonawczej do odpowiedzialności. Korporacyjne media oczywiście robią to coraz rzadziej, co może wyjaśniać, dlaczego korporacyjne media nie tylko wydają się zrelaksowane w związku z narastającym klimatem politycznym i prawnym sprzeciwiającym się wolności słowa i przejrzystości, ale wręcz im kibicują.
W sprawach Assange'a i Murraya państwo brytyjskie wytycza sobie przestrzeń do zdefiniowania tego, co uważa się za legalne, autoryzowane dziennikarstwo, a dziennikarze współdziałają w tym niebezpiecznym rozwoju wydarzeń, choćby poprzez swoje milczenie. Ta zmowa mówi nam wiele o wzajemnych interesach korporacyjnego establishmentu polityczno-prawnego z jednej strony i korporacyjnego establishmentu medialnego z drugiej.
Assange i Murray nie tylko mówią nam niepokojące prawdy, których nie powinniśmy słyszeć. Fakt, że odmawiają im solidarności ze strony swoich kolegów, którzy mogą być następni na linii ognia, mówi nam wszystko, co powinniśmy wiedzieć o tak zwanych mediach głównego nurtu: że rolą dziennikarzy korporacyjnych jest służenie establishmentowi interesów, a nie je kwestionować.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna