Rządzenie absurdalne
Co jest najbardziej niepokojące w ostatnim fiasku Białego Domu i Pentagonu, wywołanym oświadczeniem zastępcy sekretarza obrony Paula Wolfowitza, że tylko kraje, które wspierały inwazję Stanów Zjednoczonych na Irak, mogą ubiegać się o lukratywne kontrakty na odbudowę okupowanego kraju?
Trudno powiedzieć. W tym żałosnym odcinku jest tak wiele rzeczy, że można się wzdrygnąć. W debacie na temat dyrektywy Wolfowitza brakuje potrzeb narodu irackiego. Wypowiadając się poza odpowiednim dyskursem głównego nurtu, Phyllis Bennis niedawno przedstawiła radykalny pogląd, że „odbudowa Iraku powinna odbywać się z korzyścią dla Irakijczyków”, a nie być źródłem „nagrody” dla „międzynarodowych korporacji” mających siedzibę poza Irakiem. Zgodnie z tym logicznym imperatywem „do odbudowy społeczności należy zatrudniać irackie firmy i pracowników, a nie firmy amerykańskie czy międzynarodowe” (Bennis, „Talking Points – American Corporations Only, Please…”, ZNet [11 grudnia 2003], dostępne w Internecie o godz www.zmag.org/content/print_article.cfm?itemID=4668§ionID=15)
W końcu deklarowanym celem inwazji była „wolność Iraku”. Jednakże, jak można się było spodziewać, arabskie cele „wyzwolenia” są traktowane jedynie jako bezimienne tło dla kolejnego rozdziału 500-letniego konfliktu między Wielkimi Białymi Ludźmi Zachodu o podział łupów na „zacofanych” peryferiach.
Do tego dochodzi absurd Monty-Pythone’a, gdy Wolfowitz wydaje swoją dyrektywę, podczas gdy George W. Bush dzwoni do przywódców Francji, Niemiec i Rosji, prosząc ich o umorzenie zagranicznego długu Iraku.
Równie przyjemny (dla hejterów Busha i Wolfowitza na całym świecie) jest moment uchwalenia dyrektywy Pentagonu wraz z ujawnieniem przez media głównego nurtu, że była firma wiceprezydenta War Hawk Dicka Cheneya, Haliburton, zawyżyła armię amerykańską, a tym samym amerykańscy podatnicy zapłacili 61 milionów dolarów za benzynę. pomóc w odbudowie irackiego przemysłu naftowego. Haliburton wnosi główny wkład w kampanię Busha. Howard Dean, demokratyczna kampania prezydencka, dobrze wykorzystała to ujawnienie, zauważając, że „George W. Bush uniemożliwia całym narodom składanie ofert w sprawie kontraktów w Iraku, aby uczestnicy jego kampanii mogli w dalszym ciągu nadmiernie obciążać amerykańskich podatników”.
To Biały Dom „wścieka się” z powodu wyczucia czasu Wolfowitza, a nie absurdalna sprzeczność między polityką A (karanie „Starej Europy” za przeciwstawienie się imperializmowi Stanów Zjednoczonych w Iraku) a polityką B (proszenie „Starej Europy” o ułatwienie imperializmu Stanów Zjednoczonych w Iraku poprzez umorzenie irackiego długu ). Biały Dom jest (podobno) zły na Wolfowitza za to, że nielogiczne dwójmyślenie leżące u podstaw globalnego programu Ameryki stało się zbyt oczywiste dla innych państw.
Podwójne standardy
Równie orwellowska niekonsekwencja występuje w podejściu Białego Domu do długów innych narodów. Stany Zjednoczone od dawna narzucają wyniszczające zadłużenie biednym i słabym krajom „rozwijającego się świata”. Nalega, aby kraje te wypatroszyły swoje sektory usług publicznych i zasoby naturalne, aby spłacić pożyczki udzielone skorumpowanym i autorytarnym reżimom, które często pod przykrywką i przy kluczowym wsparciu Wujka Sama brutalnie represjonują poddaną im ludność.
Jednakże po inwazji Irak ma uzyskać przepustkę na wyjście z więzienia dla dłużników, ponieważ ma wykazać pozytywną skuteczność doktryny Busha, która przyznaje USA prawo do użycia siły, a nawet obalenia suwerenne państwa według własnego uznania, niezależnie od prawa i opinii w kraju i za granicą. Okupowany Irak ma ukazać zalety narzuconej przez USA „stabilizacji” i transformacji politycznej (fałszywie nazywanej demokratyzacją) na bogatym w ropę Bliskim Wschodzie, najbardziej strategicznie znaczącym regionie świata w epoce petrokapitalizmu, która wypalała klimat. Pomaga oczywiście fakt, że znaczna część długu Iraku jest należna rywalizującym państwom kapitalistycznym.
Istnieje dysfunkcjonalny absurd tworzenia nowych barier między Irakijczykami a doświadczonymi, znającymi się na rzeczy firmami niemieckimi, francuskimi i rosyjskimi, które od dawna inwestują w iracką gospodarkę.
Następnie pojawia się motywowana politycznie niespójność w ustaleniu przez Pentagon, które kraje włączyć, a które wykluczyć z rekonstrukcji Iraku. Niemcy zostały zamrożone „mimo faktu” – zauważa Bennis – „że pozwoliło Pentagonowi na wykorzystanie Niemiec do celów baz oraz wsparcia tranzytowego i medycznego, a także wysłało znaczną liczbę żołnierzy do Kuwejtu w okresie poprzedzającym wojnę”. Turcja została uwzględniona „pomimo swojej odmowy zezwolenia wojskom amerykańskim na otwarcie frontu północnego przeciwko Irakowi z terytorium Turcji” (Bennis, „Talking Points”) – co niewątpliwie odzwierciedla postrzeganą strategiczną wartość Turcji dla amerykańskich wysiłków na rzecz kontrolowania spraw na Bliskim Wschodzie Wschód.
Ze względu na „bezpieczeństwo narodowe”
Wyraźnie nieszczery charakter twierdzenia, że ograniczanie ofert do firm z USA i „przyjaznych” (określenie Busha na kraje, które towarzyszyło inwazji) jest wymagane ze względu na „bezpieczeństwo narodowe”. Najbardziej prawdopodobne przyczyny są bardzo różne.
Dyrektywa Wolfowitza ma częściowo na celu przekupienie innych narodów, aby wysłały wojska pod dowództwem USA, aby pomóc Białemu Domowi wydostać się z jak najmniejszym, politycznie problematycznym rozlewem amerykańskiej krwi, z bagna, które stworzyli w Iraku. Jednocześnie Wolfowitz i Biały Dom (który bronił dyrektywy Wolfwitza, pomimo całej jej „wściekłości”) chcą wysłać wiadomość na temat przyszłych amerykańskich wojen „prewencyjnych”: „w linii z nami działamy zgodnie z naszą nową doktryną przed- bezmyślna wojna i zmiana reżimu, albo coś innego. Przesłanie, w którym zawarta jest niemała doza mściwej złośliwości, jest skierowane w szczególności do Niemiec, Francji i Rosji, których decydenci popełnili niewybaczalny grzech, działając zgodnie z przeważającym sprzeciwem ich społeczeństwa wobec inwazji. Muszą się nauczyć, że przyjmowanie rozkazów od własnych obywateli zamiast od kowboja i jego „bandy” (jak Bush lubił nazywać swój zespół doradców) w Crawford i Waszyngtonie jest niewybaczalnym wykroczeniem.
Wolfowitz, czołowy formułator unilateralistycznej doktryny Busha, mógł wydać swój edykt częściowo po to, aby uprzedzić potencjalne ruchy Białego Domu w kierunku prawdziwego multilateralizmu jako sposobu na wyjście z bałaganu w Iraku.
Siła militarna i słabość gospodarcza
Mówiąc bardziej ogólnie, nakaz „tylko dla amerykańskich korporacji” zapewnia specjalną pomoc dyrektorom amerykańskich korporacji, którzy dużo dają Partii Republikańskiej i potrzebują wszelkiej ochrony państwa imperialnego, jaką mogą uzyskać od bardziej wydajnych i dynamicznych międzynarodowych firm z siedzibą w Europie Zachodniej i Japonii. Jak dokumentuje Richard B. Duboff w najnowszym „Monthly Review”, wyniki gospodarcze Ameryki w dalszym ciągu spadają w porównaniu z wiodącą konkurencją przemysłową, handlową i finansową w Europie Zachodniej i Azji, co sprawia, że międzynarodowe koncerny amerykańskie i inne amerykańskie firmy są coraz bardziej zależne od strategii wojskowych aby wspierać swoje interesy gospodarcze (DuBoff, „US Hegemony: Continuing Decline, Enduring Danger”, Monthly Review, t. 55, nr 7 [grudzień 2003]: 1-15). Jak na ironię, głównymi przyczynami tego spadku są nadmierne inwestycje Ameryki w wojsko i związane z tym niedoinwestowanie w krajowe społeczeństwo i gospodarkę.
"Prawo międzynarodowe?"
Należy zwrócić uwagę na odrażającą bezduszność lekceważącej odpowiedzi Busha II na reportera, który zapytał go, czy zarządzenie Wolfowitza może stanowić naruszenie międzynarodowego prawa handlowego. "Prawo międzynarodowe? Lepiej zadzwonię do mojego prawnika; nie wspomniał mi o tym” („Uwagi Prezydenta po spotkaniu z Radą Ministrów”, 11 grudnia 2003 r., dostępne w Internecie pod adresem http://www.whitehouse.gov/news/releases/2003/12/20031211-1.html). Był to komentarz mrożący krew w żyłach na różnych poziomach, sugerujący, że Bush postrzega siebie (z jakiegoś powodu) jako de facto światowego monarchę, państwo dla siebie. Jego odpowiedź byłaby nieco bardziej humorystyczna, gdyby nie rzucił wyzwanie i tak już wątłej równowadze porządku światowego, która umożliwia przetrwanie ludzkości, podejmując się niesprowokowanej inwazji i przejęcia suwerennego narodu – działania, które ustanawia złowieszczy precedens i narusza najwyższe standardy edykty prawa światowego ponorymberskiego.
Krew i zysk
I wreszcie, co nie mniej ważne, istnieje jawne, atawistyczne, nazistowskie powiązanie Białego Domu pomiędzy imperialnym rozlewem krwi a prawem do dominacji w sprawach gospodarczych na okupowanych ziemiach. „Pozwólcie, że wszyscy zrozumieją” – powiedział Bush reporterowi w ubiegły czwartek – „że mężczyźni i kobiety z naszego kraju, którzy dumnie noszą nasze mundury, ryzykowali życie (sic!), aby wyzwolić Irak. A wydatki w dolarach amerykańskich będą odzwierciedlać fakt, że żołnierze amerykańscy i inni żołnierze ryzykowali życie (sic!)” („Uwagi Prezydenta”).
Prezydent w ciekawy sposób charakteryzuje niechęć żołnierzy do stanięcia przed sądem wojskowym, a nawet do egzekucji (niestosowanie się do rozkazów zaangażowania się w wojnę stanowi potencjalne przestępstwo zagrożone karą śmierci w świetle prawa wojskowego) za odmowę wykonania jego rozkazów inwazji śmiercionośnych sił.
Ale reporter próbował zapytać, czy kraje takie jak Niemcy i Francja nie powinny zostać nagrodzone dostępem do odbudowy, jeśli zgodzą się umorzyć iracki dług? „Podatnicy rozumieją” – odpowiedział Bush – „dlaczego dla krajów, które ryzykują życie, uczestnictwo w kontraktach w Iraku ma sens. To jest bardzo proste. Nasi ludzie ryzykują życie. Koalicja – ludzie z zaprzyjaźnionej koalicji ryzykują życie i dlatego zawieranie umowy będzie to odzwierciedlać. I tego właśnie oczekują podatnicy. Dziękuję."
Biorąc pod uwagę groteskową nierównowagę pomiędzy ofiarami amerykańskimi (liczby ofiar śmiertelnych) i Irakijczykami (dziesiątki tysięcy ofiar śmiertelnych, w tym ponad 8,000 XNUMX cywilów), być może Bush powinien był argumentować, że „ma to również sens dla krajów, które odbierają życie, aby uczestniczyć w kontraktach” w Iraku."
Kiedy – powinien był zapytać reporter – administracja Busha zdecydowała się otwarcie przyjąć feudalną i faszystowską doktrynę, zgodnie z którą światowe łupy gospodarcze są rozdzielane na podstawie (rzekomego) męstwa na polu bitwy? To oczywiście zbyt wiele, by oczekiwać, że reporter będzie wiedział i naciskał na fakt, że „wielka strategia imperialna” stojąca za amerykańską inwazją na Irak nie ma nic wspólnego z „uwolnieniem” Irakijczyków.
Klasa i koszty imperium
Oto coś jeszcze, „żeby wszyscy zrozumieli”: pod faux-populistyczną, kryptofaszystowską, krwią i ziemią retoryką plutokratycznej administracji Busha II (najbogatszego Białego Domu w historii) ludzie wysłani, by zadawać obrażenia i stawić im czoła śmiertelna przemoc w Iraku ma swoje źródło głównie w klasie robotniczej (patrz David M. Halbfinger i Steven A. Holmes, „Military Mirrors Working-Class America”, New York Times, 30 marca 2003). Pozbawieni standardowej drogi do amerykańskiego sukcesu klasy średniej i wyższej, do tych rekrutów z klasy robotniczej zalicza się wielu, którzy zaciągnęli się głównie dlatego, że służba wojskowa jest dla nich najlepszym dostępnym sposobem na pokrycie gwałtownie rosnących kosztów edukacji w college'u (np. Jessica Lynch), a niektórzy nawet zostali przydzieleni do obowiązek imperialny jako alternatywa dla szalejących amerykańskich masowych więzień. Pochodzą z niższych i niższych warstw średnich brutalnie zróżnicowanego społeczeństwa klasowego, najbardziej nierównego i najbogatszego narodu uprzemysłowionego świata, jak dotąd (zobacz mój artykuł „Forbidden Connections: Class, Cowardice and War”, ZNet Magazine, 25 lipca , 2003, dostępny w Internecie pod adresem http://www. dissidentvoice.org/Articles7/ Street_ Forbidden- Connections.htm). Otrzymują niewielkie, jeśli w ogóle, korzyści z przyznawania lukratywnych kontraktów wartych miliardy dolarów gigantycznym międzynarodowym firmom amerykańskim, takim jak Bechtel i zawyżający ceny, spekulujący na wojnie Haliburton.
Zyski te płyną w bardzo nieproporcjonalny sposób do już superbogatych władców wojny i imperium, którzy z uprzywilejowanych korporacyjnych skrzynek arystokratycznych przywilejów klasowych nawołują swoich społecznych i politycznych podwładnych na śmierć i zniszczenie. Mistrzowie „chowają się w swoich rezydencjach, podczas gdy krew młodych ludzi wypływa z ich ciał i zostaje pogrzebana w błocie” (Bob Dylan, „Masters of War”, 1963). Krew żołnierzy wsiąka w piasek i regularnie rozlewa się na ulice Iraku, poświęcana jest dla zysków nielicznych uprzywilejowanych, którzy „mocują kule, aby inni mogli wystrzelić, siedzą i patrzą, jak śmierć liczba staje się wyższa” (Dylan).
Państwo z przyjemnością „ryzykuje życie” swoich najmniej uprzywilejowanych obywateli, podczas gdy bogaci i potężni mogą swobodnie czerpać korzyści z cierpień niższych klas. Ofiara żołnierzy jest narzucona z góry, w warunkach znacznie nierównych sił i zgodnie z imperialnymi projektami, które sprawiają, że wypowiedzi Busha o żołnierzach „ryzykujących życie” (sic!), aby „uwolnić” Irakijczyków, są nieprzyzwoite.
Wewnętrzne funkcje imperium
Śmierć i obrażenia żołnierzy to najtragiczniejsza część ogromnej i wielostronnej ceny, jaką zwykli Amerykanie płacą za imperium panów. Cena obejmuje kolosalne przekierowanie funduszy publicznych i odwrócenie uwagi od pilnych problemów „ojczyzny”, takich jak endemiczna bieda, bezdomność, głód i bezrobocie (ciekawe spojrzenie na niewielką część ogólnych kosztów można znaleźć w przydatnym artykule „Koszt” projektu National Priorities Project Wojny dla Państw i Miast”, godz www.nationalpriorities.org/Issues/Military/Iraq/ CostOfWar.html) i związane z tym stworzenie klimatu politycznego, w którym nacjonalistycznej prawicy aż nazbyt łatwo staje się utożsamianie wewnętrznego sprzeciwu z „antyamerykanizmem”, a nawet zdradą stanu. Być może jest to dobry moment, aby przejrzeć refleksje Noama Chomsky’ego na temat klasy, władzy i imperium, zawarte w jego niedawno ponownie wydanym „For Reasons of State” (Nowy Jork, NY: The New Press, 2003), pierwotnie opublikowanym w 1970 r., a wciąż dość istotne dla tych, którzy chcą zrozumieć naturę, pochodzenie i funkcje współczesnej polityki USA:
„Być może należałoby dodać słowo w związku z powszechnie słyszanym argumentem, że koszty wojny w Wietnamie dowodzą, że Stany Zjednoczone nie kierują się motywami imperialnymi… Kosztami są oczywiście zyski wybranych segmentów amerykańskiej gospodarki, w dużej mierze mierzyć. Nie ma sensu opisywać wydatków rządowych na ropę naftową, samoloty odrzutowe, bomby kasetowe czy komputery do zautomatyzowanej wojny powietrznej po prostu jako „koszty interwencji”. Istnieją oczywiście koszty imperium, z których nikt nie korzysta: 50,000 47 amerykańskich ciał lub pogorszenie się siły gospodarki Stanów Zjednoczonych w porównaniu z przemysłowymi rywalami. Koszty te są jednak kosztami społecznymi, podczas gdy, powiedzmy, zyski z inwestycji zagranicznych gwarantowane sukcesem militarnym znów są silnie skoncentrowane w pewnych szczególnych segmentach społeczeństwa. Koszty imperium rozkładają się na ogół na całe społeczeństwo, podczas gdy jego zyski trafiają do niewielkiej części społeczeństwa. Pod tym względem imperium służy jako narzędzie wewnętrznej konsolidacji władzy i przywilejów i zupełnie nieistotne jest stwierdzenie, że jego koszty społeczne są często duże lub że wraz ze wzrostem kosztów mogą pojawić się różnice między osobami sprawującymi władzę i wywierać wpływ.” (str. XNUMX)
Ulica Pawła ([email chroniony]) jest stałym komentatorem ZNet. Pisze o rasie, klasie, imperializmie i kontroli myśli.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna