Lektura tekstu ustawy niedawno podpisanej przez prezydenta USA Baracka Obamę powinna zaszczepić strach w sercach zwykłych Amerykanów. Najwyraźniej w pracy pracują barbarzyńcy przybywający z odległych krain. Gromadzą się na granicy USA i Meksyku, przecinają płoty i są gotowi siać spustoszenie w skądinąd spokojnym amerykańskim krajobrazie.
Nieważne, że szaleni, uzbrojeni po zęby, domorośli amerykańscy terroryści zabijają dzieci i terroryzują całe miasta. Według nowego prawa to właśnie irańskiego zagrożenia mamy się obawiać. W połączeniu z innymi wyimaginowanymi zagrożeniami ze strony Hezbollahu i Hamasu, a wszystko to z „złowrogimi” programami, nadszedł właściwy czas, aby Amerykanie wrócili do swoich domów, zaryglowali drzwi i usiedli w schronach w oczekiwaniu na dalsze instrukcje dla, oczywiście, „Irańczyków” idą."
Jest to równie komiczne, co nieprawdziwe. Jednak „Ustawa o przeciwdziałaniu Iranowi na półkuli zachodniej” obowiązująca od 28 grudnia jest oficjalnym prawem Stanów Zjednoczonych. Jest ona pełna półprawd, ale przeważnie kompletnych i całkowitych kłamstw. Tak, wpływy Iranu w Ameryce Łacińskiej rosną. Jednak według standardów amerykańskich rozszerzanie stosunków dyplomatycznych, wydłużanie szlaków handlowych i tym podobne uważane są za zagrożenie, któremu należy przeciwdziałać lub, według Forbes „konfrontacja” z nieskończoną mądrością magazynu.
Język w polityce może być bardzo niebezpieczny, ponieważ może błędnie interpretować rzeczywistość, zamieniając fikcyjne scenariusze w fakty. Pomimo słabnącej gospodarki Stany Zjednoczone w dalszym ciągu doświadczają gwałtownego wzrostu liczby ośrodków doradczych – mężczyzn i kobiet, których jedynym celem jest wymyślanie i forsowanie programów politycznych, które często należą do jakiegoś zagranicznego podmiotu – w tym przypadku Izraela. Ian Barman, wiceprzewodniczący amerykańskiej Rady Polityki Zagranicznej, wyraził tę opinię w niedawnym artykule w: Forbes.
Dopiero w zeszłym roku „decydenci w Waszyngtonie zbudzili się i dostrzegli nowe (irańskie) zagrożenie dla bezpieczeństwa USA” – napisał, cytując rzekomy irański spisek mający na celu zabójstwo w Waszyngtonie. Według Barmana była to pobudka prowadząca do „głęboko niepokojącej” rzeczywistości. W chwili rzekomego opanowania pisze: „Dokładnie to, jak znaczące jest to zagrożenie, jest przedmiotem nowego badania opublikowanego pod koniec listopada przez Komisję Bezpieczeństwa Wewnętrznego Izby Reprezentantów USA. Raport ten zatytułowany „A Line In The Sand” dokumentuje złowrogie synergie, które powstały w ostatnich latach między Iranem i Hezbollahem z jednej strony, a radykalnymi regionalnymi reżimami i podmiotami – od Wenezueli po meksykańskie kartele narkotykowe – z drugiej .”
Według Agencji France Press, która 29 grudnia doniosła na temat nowego prawa, „Waszyngton wielokrotnie zapewniał, że ściśle monitoruje działalność Teheranu w Ameryce Łacińskiej, chociaż wyżsi rangą urzędnicy Departamentu Stanu i wywiadu wskazali, że nic nie wskazuje na to, aby Iran prowadził nielegalne działania. ”
Rzeczywiście, w kwestii wpływów Iranu w Ameryce Łacińskiej istnieją dwie sprzeczne narracje. Jedna, która jedynie potwierdza rosnący zasięg dyplomatyczny Irańczyków w Ameryce Łacińskiej od 2005 roku, a druga, która mówi o masowych spiskach z udziałem Iranu, Wenezueli, Ekwadoru, Boliwii, karteli narkotykowych i, tak, nawet podziemnych grup piractwa muzycznego.
Rzekomy spisek jest nie tylko naciągany, ale także celowo sfabrykowany, aby w imieniu Izraela ukarać Iran za jego program nuklearny. Panika wywołana „infiltracją” przez Iran „sąsiedztwa” Stanów Zjednoczonych w Ameryce Łacińskiej nie zaczęła się rok temu (jak twierdzi Barman), ale raczej zbiegła się w czasie ze starą izraelsko-zachodnią propagandą, która malowała Iran jako kraj rządzony przez diabłów religijnych, których głównym Hobby to składanie bomb i zagrażanie zachodniej cywilizacji. Kiedy „eksperci” proizraelskiego think tanku zaczęli snuć scenariusz „A co, jeśli Iran i Hezbollah połączą siły z meksykańskim kartelem narkotykowym Los Zetas?” kilka lat temu pomysł wydawał się zbyt absurdalny, aby wymagał racjonalnej reakcji. Obecnie jest to faktycznie zapisane w nowym projekcie ustawy, który stał się prawem, tak jakby był faktem (część 2, ustalenia 12).
Ustawie nie tylko brakuje rozsądku i odpowiednich odniesień, ale jest ona usiana dziwnym połączeniem oskarżeń inspirowanych politycznie, ale także opiera się na hurtowych zarzutach o niewielkich, jeśli w ogóle, wiarygodnych podstawach. Na przykład „Hezbollah i inni irańscy pełnomocnicy obecni w Ameryce Łacińskiej zwiększyli dochody poprzez nielegalną działalność, w tym handel narkotykami i bronią, fałszerstwo, pranie pieniędzy, fałszowanie dokumentów podróży, pirackie oprogramowanie i muzykę oraz zapewnianie schronienia i pomocy innym terrorystom przechodzącym tranzytem regionie” (część 2, ustalenia 8).
Oczywiście, ponieważ całe ćwiczenie jest podsycane izraelskim niepokojem, Hamas również musiał zostać w jakiś sposób wciągnięty, jeśli nie postawiony w stan oskarżenia na podstawie tego samego niewytłumaczalnego rozumowania: „Amerykańska Agencja ds. Walki z Narkotykami stwierdziła w 2008 roku, że prawie połowa zagranicznych organizacji terrorystycznych na świecie są powiązane z handlem narkotykami i przemytem narkotyków, w tym z Hezbollahem i Hamasem” (część 2, ustalenia 10).
Amerykański pisarz i dziennikarz Belen Fernandez od lat zajmuje się tą sprawą. We wszystkich swoich pismach na ten temat zdawała się śledzić ten sam wątek, który łączy wymyślony przewrót w związku z rzekomym przejęciem półkuli zachodniej przez Iran. W artykule zatytułowanym „Zniekształcanie stosunków irańsko-latynoamerykańskich” napisanym prawie dwa lata temu napisała: „Irańska «penetracja» w Ameryce Łacińskiej stała się w ostatnich latach tematem przewodnim urzędników izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i amerykańskich ekspertów neokonserwatywnych, wielu z nich którzy czują się urażeni rzekomym niepowodzeniem rządu USA w odpowiedniej ocenie zagrożenia bezpieczeństwa, jakie stwarza na przykład inauguracja cotygodniowego lotu z Caracas do Teheranu z przesiadką w Damaszku”.
Sprawa Izraela i jego kanałów w USA jest całkowicie polityczna. Iran rzeczywiście rozszerza swój zasięg polityczny i dyplomatyczny, ale wyłącznie środkami prawnymi i oficjalnymi, czego Stanom Zjednoczonym nie udało się zrobić, odkąd Doktryna Monroe zapewniła im wyłączną hegemonię nad Ameryką Łacińską, począwszy od grudnia 1823 r. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło , zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch dekad, kiedy Stany Zjednoczone skierowały się w stronę katastrofalnej polityki zagranicznej na Bliskim Wschodzie, ku wielkiej przyjemności Izraela. Cierpienia Arabów i muzułmanów były dla niektórych krajów Ameryki Łacińskiej niezbędnym momentem, aby rzucić wyzwanie polityce USA w swoich krajach. Okres ten był erą, w której rozkwitły potęgi takie jak Brazylia, a stery przejęły popularne rządy. Polityka USA w Ameryce Łacińskiej nie zawodzi z powodu „złowrogich” planów Irańczyków, ale z powodu czegoś zupełnie innego.
Poniżanie Ameryki Łacińskiej jako nieszczęsnego regionu oczekującego na amerykańskich wybawicieli i przypinanie amerykańskich zasobów politycznych Iranowi może służyć bezpośrednim celom Izraela, ale z pewnością przyczyni się do rosnących złudzeń politycznych, które przenikają Waszyngton. Wystarczy przyjrzeć się autorowi antyirańskiej ustawy, kongresmenowi Jeffowi Duncanowi (R-SC), który dołączył do Kongresu w 2011 r. i był sponsorem ustawy 3 stycznia, zaledwie kilka dni przed wyjazdem irańskiego prezydenta w dużą podróż dyplomatyczną w języku łacińskim Amerykę do rozszerzenia stosunków międzynarodowych swojego kraju. Samo to było nie do przyjęcia, ponieważ Amerykę Łacińską od dawna uznawano za „podwórko” Stanów Zjednoczonych, zgodnie z poniżającym postrzeganiem amerykańskich mediów głównego nurtu.
Duncan mógł być nowicjuszem, ale 20 maja z dumą zamieścił na stronie internetowej swojej Izby Reprezentantów oświadczenie, w którym potępił uwagi własnego prezydenta na temat Izraela, w pełni wspierając stanowisko polityczne przywódcy innego kraju, premiera Izraela Benjamina Netanjahu . Potępił stanięcie Obamy po stronie „rządu kierowanego przez Hamas”, „podważając w ten sposób pozycję Izraela w procesie negocjacyjnym”.
„Oświadczenie prezydenta Obamy, że Izrael powinien wycofać się do niemożliwych do obrony granic z 1967 r., łamie obietnicę złożoną jednemu z naszych najsilniejszych sojuszników, zagraża bezpieczeństwu Izraela i zagraża przyszłości demokracji w regionie” – napisał. Oczywiście Duncan całym sercem zgodził się z prawicową polityką Netanjahu: „(Izraelski) premier rozumie trudną rzeczywistość niepewnej sytuacji bezpieczeństwa Izraela i codziennych zagrożeń terrorystycznych. Zgadzam się z premierem Izraela, że stanowisko prezydenta Obamy jest po prostu nierealne”. Zakończył bardzo wymownym oświadczeniem: „Jako chrześcijanin proszę Amerykanów, aby w dalszym ciągu podnosili naród izraelski modlitwami o bezpieczeństwo i nadzieję na trwały pokój”.
To dziwne podejście do polityki i amerykańskiego bezpieczeństwa narodowego jest prawdziwym zagrożeniem, a nie irańskie ambasady i projekty oczyszczania wody w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej. Jednak biorąc pod uwagę rosnącą fanatyczność religijną, izraelskie lobby i liczne ośrodki doradcze oferujące wiedzę, niewiele jest miejsca na pragmatyczną politykę lub rozsądne podejście do czegokolwiek, co dotyczy Izraela. W ten sposób Obama uchwalił ustawę i zabezpieczono fundusze na ocenę potencjalnego rosnącego zagrożenia ze strony Iranu, aby podjąć odpowiednie środki w celu przeciwdziałania przerażającym możliwościom.
Duncan nie wie jednak, że Ameryka Łacińska nie jest już zakładnikiem ani kaprysów Waszyngtonu, ani jego okręgu w Południowej Karolinie. I że półkula zachodnia nie jest już definiowana przez granice amerykańskiej polityki zagranicznej, która wydaje się zawężać z roku na rok, aby sprostać oczekiwaniom Izraela – a nie Ameryki.
Z
Ramzy Baroud (www.ramzybaroud.net) jest felietonistą i redaktorem Palestine Chronicle.com. Jego najnowsza książka to: Mój ojciec był bojownikiem o wolność: nieopowiedziana historia Gazy (Prasa Plutona).