Izraelska polityka kolonizacyjna wkracza w nową, niepokojącą fazę, porównywalną pod względem historycznym skali do pierwotnych planów kolonizacji Gazy, Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy po wojnie w 1967 r. 24 kwietnia izraelski komitet ministerialny zatwierdził trzy placówki osadnicze – Bruchin i Rechelim w północnej części Zachodniego Brzegu i Sansana na południu. Chociaż wszelka działalność osadnicza na okupowanym Zachodnim Brzegu i Wschodniej Jerozolimie jest uważana za nielegalną w świetle prawa międzynarodowego, prawo izraelskie rozróżnia osady objęte sankcjami i osady „nielegalne”. To rozróżnienie okazało się w rzeczywistości jedynie nieszczerą próbą połączenia prawa międzynarodowego, które ma zastosowanie do ziem okupowanych, z prawem izraelskim, które nie ma tu żadnego znaczenia.
Od 1967 roku Izrael dzielił okupowane ziemie palestyńskie, będące własnością prywatną lub nie, na różne kategorie. Jedną z tych kategorii jest „państwowa”, czyli uzyskana w wyniku okupacji wojskowej. Zajęte przez „państwo” grunty przez wiele lat przeznaczano na różne cele. Jednak od 1990 r. rząd izraelski wstrzymywał się od zakładania osiedli, przynajmniej formalnie. Obecnie, według izraelskiej grupy przeciwnej osadnikom Peace Now, „zamiast zawrzeć pokój, rząd ogłasza utworzenie trzech nowych osiedli…. To oświadczenie jest sprzeczne z izraelskim interesem osiągnięcia pokoju i rozwiązania w postaci dwóch państw”.
Choć grupa twierdzi, że czteroosobowa komisja nie miała uprawnień do podjęcia takiej decyzji, tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Każda fizyczna przestrzeń na terytoriach okupowanych – czy to prywatna, czy państwowa, uzyskana legalnie lub „nielegalnie” – jest wolną zwierzyną. Ekstremistyczni żydowscy osadnicy, których macki sięgają daleko i szeroko – przeganiając Palestyńczyków na każdym rogu – nie otrzymali tak wzmacniających wiadomości od czasów świetności izraelskiego premiera Ariela Szarona.
Posunięcie dotyczące osiedli nie jest odosobnione. Rząd izraelski kwestionuje obecnie decyzje podjęte przez izraelski Sąd Najwyższy, które wykorzystano jako platformę legitymizacji wielu nielegalnych osiedli, które wypędziły Palestyńczyków z ich ziemi.
27 kwietnia izraelski rząd podobno zwrócił się do Sądu Najwyższego o opóźnienie rozbiórki „nieautoryzowanej” placówki na Zachodnim Brzegu w osadzie Beit El, która miała nastąpić 1 maja. Teren, nawet według izraelskich standardów prawnych, jest uważany za prywatny ziemi palestyńskiej i rząd izraelski zobowiązały się przed sądem do zniszczenia nielegalnych placówek – ponownie, zgodnie z izraelską definicją – w określonym terminie.
Teraz prawicowy rząd Netanjahu ponownie zmienia zdanie. W swoim wniosku do sądu rząd argumentował: „Ewakuacja budynków może mieć konsekwencje społeczne, polityczne i operacyjne dla budowy w Beit El i innych osadach”. Taki argument, zastosowany w szerszym kontekście terytoriów okupowanych, mógłby z łatwością uzasadnić, dlaczego nie należy likwidować placówek. Mogłoby raz na zawsze wyeliminować takie politycznie niewygodne terminy, jak „legalny” i „nielegalny”.
„Poprzednie rządy Izraela zobowiązały się do zniszczenia nieautoryzowanych placówek osadniczych na Zachodnim Brzegu, ale tylko kilka zostało usuniętych” – podaje CNN w Internecie. W rzeczywistości ta garstka prawdopodobnie zostanie odbudowana wraz z wieloma innymi nowymi placówkami, teraz, gdy nowy precedens prawny jest w toku.
Michael Sfard, prawnik organizacji Yesh Din, która podobno opowiada się za prawami Palestyny, określił tę prośbę jako „zapowiedź wojny przez izraelski rząd przeciwko praworządności”. Mówiąc dokładniej, „wyraźnie powiedzieli, że podjęli decyzję o nie ewakuowaniu nielegalnych obiektów budowlanych na prywatnej posiadłości palestyńskiej”.
Niektórzy analitycy sugerowali, że Netanjahu kłaniał się bardziej prawicowym elementom w swoim rządzie – tak jakby ten człowiek do tej pory był rozjemcą.
Konkluzja jest taka, że Izrael zdecydował się rozpocząć nowy i niebezpieczny etap, który narusza nie tylko prawo międzynarodowe, ale także własne, dostosowane do własnych potrzeb prawa Izraela, które miały na celu kolonizację terytoriów okupowanych. Wydaje się, że nawet te niepewne „prawa” nie są już w stanie zaspokoić kolonialnego apetytu izraelskich osadników i klasy rządzącej.
Osiedla izraelskie zostały umiejscowione w kontekście za pomocą izraelskich odniesień prawnych i politycznych, w przeciwieństwie do odniesień powszechnie akceptowanych w prawie międzynarodowym. Nacisk na różnice między izraelskimi rządami, partiami politycznymi i religijnymi/ultranacjonalistycznymi ruchami osadniczymi rozprasza i wprowadza w błąd; kolonizacja reszty historycznej Palestyny była i pozostaje narodowym projektem Izraela.
Artykuł na prawicy Jerusalem Post zgadza się. „Poparcie dla osadnictwa to nie tylko program prawicowego Likudu. Jej historia ma mocne korzenie w działalności Partii Pracy w okresie jej rządów oraz działalności poprzedników Partii Pracy jeszcze przed utworzeniem państwa izraelskiego” (27 kwietnia).
Jedyną zmienną, którą warto zbadać, jest cel osady, a nie sama osada. Po wojnie w 1967 r. plan Allona zakładał aneksję ponad 30 procent Zachodniego Brzegu i całej Gazy ze względów bezpieczeństwa. Przewidywał utworzenie „korytarza bezpieczeństwa” wzdłuż rzeki Jordan, a także poza „zieloną linią”, jednostronnym izraelskim wytyczeniem granic z Zachodnim Brzegiem. Nie było wtedy żadnej partii Likud, którą można by demonizować, bo taka była wizja Partii Pracy na nowo terytoria okupowane.
Choć od tego czasu izraelskie osadnictwo pochłonęło znaczną część Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy, zaludniając je ponad pół miliona Izraelczyków, reakcja społeczności międzynarodowej w 1967 r. była równie dyskusyjna, jak obecnie, w 2012 r. W odpowiedzi na ostatnie sankcje wobec nielegalnego placówkach sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon oświadczył, że jest „głęboko zaniepokojony” tą wiadomością. Tymczasem Rosja była „głęboko zaniepokojona”, podobnie jak Catherine Ashton z UE. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, rzeczniczka Departamentu Stanu Victoria Nuland upierała się, że izraelskie rozwiązanie „nie jest pomocne w tym procesie”. Jaki proces?
Podczas gdy Izrael pokazał teraz wszystkie swoje karty, a społeczność międzynarodowa ogłosiła swoje samozadowolenie lub niemoc, przywódcy palestyńscy w Ramallah w dalszym ciągu planują swego rodzaju potępienie osiedli przez ONZ. Nawet jeśli rozwodniona wersja jakiegoś projektu ONZ przetrwa weto USA, jakie są szanse, że Izrael usłucha wezwania społeczności międzynarodowej?
Nie ma wątpliwości, że Izrael knuje swoją wersję gry końcowej, w której Palestyńczycy będą nadal istnieć w obliczu fizycznej fragmentacji i trwałej okupacji. Dopóki nie wybuchnie popularne powstanie palestyńskie, nikt nie będzie prawdopodobnie kwestionował izraelskiego wypowiedzenia wojny narodowi palestyńskiemu.
Z
Ramzy Baroud jest felietonistą i redaktorem Palestine Chronicle.com o zasięgu międzynarodowym. Jego najnowsza książka to Mój ojciec był bojownikiem o wolność: nieopowiedziana historia Gazy.