Święto Pracy może być odpowiednim hołdem dla amerykańskich pracowników. Ale co z pozostałymi 364 dniami roku? Pomimo całego mówienia o znaczeniu i godności ludzi pracy, w codziennym świecie mediów informacyjnych niewiele mają oni władzy i chwały.
A gdyby sytuacja się odwróciła?
Raz w roku w Dniu Biznesu można było uhonorować dużych inwestorów i właścicieli korporacji. Aby uczcić to święto, politycy mogą maszerować ramię w ramię przez centrum Manhattanu z takimi postaciami jak Bill Gates, Warren Buffett i Donald Trump. Kadra kierownicza mogła mieć dzień wolny, podczas gdy media mówiły o nich miłe rzeczy.
W tym odwróconym scenariuszu przez resztę roku dziennikarze skupialiby się na prawdziwym życiu siły roboczej w kraju. Zamiast robić bohaterów z inwestorów-miliarderów i zamiast donosić o Wall Street jako o ostatecznym centrum życia gospodarczego ludzi, media informacyjne szeroko opisywałyby miejsce pracy.
Na przykład takie ubezpieczenie odzwierciedlałoby zagrożenia dla zdrowia, na jakie narażeni są pracownicy. Średnio 18 Amerykanów umiera z powodu obrażeń w miejscu pracy, a szacunkowo 165 osób umiera z powodu chorób zawodowych. Inne dzienne dane dotyczące pracy obejmują 36,400 3,200 urazów i XNUMX chorób.
Jeżeli media mogą codziennie tak dokładnie informować nas o cenach akcji, mogłyby również informować nas dokładnie o tym, które zakłady przemysłowe zabijają i ranią amerykańskich pracowników. Większość ofiar nie jest oczywista: naukowcy odkryli, że na każdego Amerykanina zabitego w wyniku urazu w miejscu pracy przypada prawie 10 zgonów związanych z pracą z powodu chorób.
Gdyby te ponure wydarzenia były relacjonowane codziennie, z intensywnością i dbałością o szczegóły zarezerwowaną obecnie dla relacji z giełdy, nasze społeczeństwo byłoby znacznie bardziej świadome warunków pracy w całym kraju i istniałby większy nacisk społeczny na poprawa.
W bardziej przyjaznym środowisku medialnym dziennikarze telewizyjni nie byliby zdominowani przez prokorporacyjne fora, takie jak „The Capital Gang”, „Hardball”, „The McLaughlin Group” i „This Week” stacji ABC – które nieprzypadkowo są było to możliwe dzięki walczącym ze związkami firmom, takim jak Archer Daniels Midland i General Electric. Natomiast w czołowych programach telewizyjnych prezentowane byłyby poglądy osób, które nie jeżdżą limuzynami.
Telewizja publiczna – obecnie emitująca program „Nocny raport biznesowy” – również byłaby skłonna nadawać regularny program, który mógłby nosić nazwę „Nocny raport o pracy”. W tym medialnym świecie marzeń Krajowe Radio Publiczne nie zamieszczałoby w cogodzinnych audycjach informacyjnych „aktualności biznesowych”, nie udostępniając jednocześnie „aktualności dotyczących pracy” na początku każdej godziny.
Dzienniki o największym nakładzie nie ograniczałyby się do gazet korporacyjnych, takich jak „USA Today”, „Wall Street Journal” i „New York Times”. Zamiast tego co najmniej jedna z najbardziej rozpowszechnionych gazet byłaby własnością i była zarządzana przez koalicję związków zawodowych. A strony redakcyjne rutynowo publikowały prawdziwą różnorodność poglądów.
Na półkach magazynów czasopisma takie jak Business Week i Forbes (motto: „Narzędzie kapitalistyczne”) musiałyby konkurować z równie finansowanymi publikacjami, jak Labour Week i Solidarity Forever (motto: „Narzędzie pracownika”).
Kongresowi nie uszłoby na sucho zmiana nazwy Krajowego Portu Lotniczego w Waszyngtonie na Krajowy Port Lotniczy im. Ronalda Reagana, jak to miało miejsce w 1998 r. Prorobotnicza atmosfera w mediach sprawiłaby, że nadanie temu lotnisku nazwy na cześć byłego prezydenta, który rozbił kontrolerów ruchu lotniczego, byłoby politycznie nie do utrzymania. związku na początku swojej pierwszej kadencji.
Nie zadowalając się ciągłym potokiem frazesów na temat „demokracji” i „wolnego rynku”, media informacyjne zaczęły badać koncepcję demokracji w miejscu pracy.
Obecnie środki masowego przekazu rzadko rozważają pomysł rozszerzenia zasad demokracji na instytucje, w których Amerykanie zarabiają na życie. To tak, jakbyśmy byli uwarunkowani w przekonaniu, że nasze najwznioślejsze wartości polityczne — wolność słowa i prawo do głosowania na przywódców potężnych instytucji — nie powinny wdzierać się przez drzwi miejsca pracy.
Kilkadziesiąt lat temu satyryk Tom Lehrer nagrał piosenkę o Narodowym Tygodniu Braterstwa. „To tylko tydzień, więc nie martw się” – zarechotał. „Bądź wdzięczny, że to nie trwa cały rok!”
Święto Pracy trwa 24 godziny. Szkoda, że tego potrzebujemy.