Kiedy słyszysz, jak nadawcy wiadomości w mediach korporacyjnych mówią o „gospodarce” i „ożywieniu”, zawsze zadaj sobie pytanie, czyją gospodarkę i czyje ożywienie mają na myśli.
Według New York Timespisarz zajmujący się ekonomią, Nelson Schwartz, „w dzisiejszych czasach trudno jest zrozumieć gospodarkę”. W czymś, co nazywa „pozorną zagadką”, Schwartz zauważa, że giełda „przeciwstawia się grawitacji i maszeruje coraz wyżej”, mimo że zatrudnienie i zaufanie konsumentów spadają, a „w Waszyngtonie panuje polityka oszczędności”.
Z jednej strony cierpią ludzie pracujący na co dzień i mniejsze firmy – jak eksperci i politycy lubią nazywać Main Street –. Ból wynika w dużej mierze z „zaostrzenia fiskalnego w Waszyngtonie – przede wszystkim automatycznych cięć budżetowych narzuconych przez Kongres… i wzrostu podatków na ubezpieczenie społeczne w tym roku”. Mały biznes jest „martwy w wodzie” (tak twierdzi szef Krajowej Federacji Niezależnych Przedsiębiorstw), tworząc ponury nastrój, który „utrzymuje się na poziomie bliskim recesji”.
Z drugiej strony „zysk” spółek jest na rekordowym poziomie. Oczekuje się, że zyski 100 największych spółek uwzględnionych w indeksie giełdowym Standards & Poor 500 wzrosną w tym kwartale o 6.6%. Całkowicie 22% zysków indeksu S&P 500 będzie pochodzić od 10 największych spółek notowanych na giełdzie w kraju, w porównaniu z 18% w 2010 r.[1]
Schwartz mógł dodać, że zyski amerykańskich przedsiębiorstw po opodatkowaniu w zeszłym roku wyniosły 1.75 biliona dolarów, co stanowi wzrost o ponad 50% w porównaniu z poprzednim rekordem wynoszącym 1.125 biliona dolarów w 2006 roku. Mógł to zauważyć, jak zauważył niedawno Joel Geier w Międzynarodowy Przegląd Socjalistyczny, te „zyski stanowiły najwyższy w historii odsetek PKB, przy płacach najniższym w historii”.
Schwartz mógł również dodać, że amerykańskie korporacje dysponują obecnie niezwykłym zapasem środków pieniężnych o wartości 2 bilionów dolarów – gigantyczną nadwyżką, którą można wykorzystać, aby zatrudnić ludzi, sfinansować programy społeczne dla wielu milionów biednych i/lub spłacić deficyt, nad którym nieustannie (i nieszczerze) ubolewają korporacyjni propagandyści i zniewoleni przez korporacje politycy. Zamiast tego skarb ten wykorzystuje się do „napędzania… bańki aktywów wywołanej wzrostem na giełdzie w ostatnich miesiącach, w miarę jak środki pieniężne przepływają z obligacji o niskim oprocentowaniu do akcji lub [do] fuzji i przejęć”.[2]
Pomijając dodatki, gdzie jest „zagadka?” Naiwnością jest twierdzenie, że istnieje paradoks lub coś „trudnego do zrozumienia” w fakcie, że Main Street i Ameryka z klasy robotniczej cierpią, podczas gdy Wall Street i korporacyjna Ameryka prosperują. Opiera się na dziecinnym założeniu o harmonii interesów pomiędzy gigantycznymi korporacjami nielicznych bogatych a resztą z nas.
Rzeczywistość kapitalistyczna jest zupełnie inna. Wbrew wszelkim koncepcjom wspólnych interesów, mniejszy udział w biznesie i rynku małych i średnich przedsiębiorstw oznacza większy udział w biznesie i rynku dla gigantów. Mniejsze zatrudnienie podtrzymuje „rezerwową armię [bezrobotnych] pracowników” (doskonałe, wciąż aktualne określenie Marksa), co pomaga tłumić płace, co zwiększa zyski. Deficyt i oszczędności odzwierciedlają obniżkę podatków dla amerykańskich korporacji, którym po cichu przyznano niezwykłą 50% obniżkę podatków w latach 2006–2012 (kolejny wspaniały znak „postępowej” ery Obamy!), jednocześnie obniżając płace socjalne. Obniżenie płacy socjalnej (świadczenia dla pracowników pochodzące ze źródeł innych niż zatrudnienie) pogłębia niechęć pracowników do rzucania wyzwania szefom i żądania wyższych stawek czynszu za swoją siłę roboczą.[3]
Potężni i wysoce świadomi klasowo aktorzy polityczni i polityczni w korporacyjnym i finansowym „1%”[4] wiedzieć to wszystko bardzo dobrze. Nie polegają wyłącznie na rynku, aby zapewnić rekordowe zyski, podczas gdy miliony zmagają się z jedynie „ludzką recesją”, która ropieje pod „ożywieniem statystycznym”. Za swoją „antyrządową” i „wolnorynkową” retoryką pociągają za plutokratyczne sznurki, aby zapewnić, że rząd będzie działał na rzecz wielkiego kapitału i dystrybucji bogactwa w górę. Na przykład w dużej mierze dzięki ich naciskom Biały Dom i Kongres nałożyły w ostatniej chwili lwią część zeszłorocznej podwyżki podatków na klasę pracującą i średnią, a nie na tych zamożnych, którzy znajdują się na szczycie struktury klasowej sytuacja jest obecnie tak brutalnie nierówna, że sześciu spadkobierców Waltona (Wal-Martu) ma tyle samo majątku netto, co 41.5% najuboższych Amerykanów.[5] Większość zredukowanej podwyżki podatków Obamy – 125 miliardów dolarów z 212 miliardów dolarów – wynikała z podniesienia podatku od wynagrodzeń o 2%. Oznaczało to 2% obniżkę wynagrodzeń wszystkich Amerykanów zarabiających mniej niż 113,000 113,000 dolarów rocznie. Dzięki wpływom pieniądza elity nie do pomyślenia jest, aby decydenci wykazali poważne zaangażowanie w redukcję deficytu i rozsądne finansowanie Ubezpieczeń Społecznych poprzez pozbycie się rażąco regresywnego górnego limitu opodatkowania wynagrodzeń powyżej XNUMX XNUMX dolarów.[6]
Aby wymienić kolejny spośród wielu przykładów dzisiejszego kapitalizmu stanowego w USA, Rezerwa Federalna podjęła działania od początku Wielkiej Recesji, aby:
„organizować… szybką koncentrację systemu bankowego na dużą skalę, subwencjonując przejęcia przez największe banki słabszych, mniej efektywnych banków, które były na skraju bankructwa…. Podczas tego kryzysu państwo zorganizowało i zapewniło kapitał pośredni, aby skoncentrować kapitał finansowy. Pięć największych banków (Chase, Wells, Bank of America, Citicorp i Goldman Sachs) kontroluje obecnie ponad 70 procent aktywów banków, w porównaniu z 50 procent przed kryzysem. Fed wymusił sprzedaż (Washington Mutual, Merrill Lynch, Bear Stearns i wielu innych) czołowym bankom po korzystnych dla nich cenach, gwarantując zagrożone kredyty sprzedawanych banków i zapewnił duże banki o swojej ochrony na tej podstawie, że są zbyt duże, aby upaść. W rezultacie stawki, jakie duże banki płacą za kapitał, są znacznie niższe niż ich mniejsi, słabsi, niechronieni przez Fed konkurenci, subsydiujący ich zyski o miliardy dolarów każdego roku…”
Jakby tego było mało plutokratycznie, Fed „utrzymywał stopy procentowe na poziomie zerowym przez ponad cztery lata, dając bankom darmowe pieniądze do spekulacji (na towarach, akcjach, obligacjach śmieciowych, instrumentach pochodnych i całej symfonii instrumentów które wywołały panikę finansową w 2008 r.) i przywrócenie ich bilansów. Fed kupił papiery wartościowe zabezpieczone hipoteką o wartości 1 biliona dolarów i nadal to robi w tempie 40 miliardów dolarów miesięcznie…”[7]
Prawdą jest, że – jak martwi się Schwartz – obecna polityka oszczędności (narzucona przez wielki kapitał, o czym Schwartz nie zauważa) grozi spowolnieniem „ożywienia”. Wielki kapitał ma odpowiedź na tę obawę: „I co z tego?” Największe „amerykańskie” firmy to zazwyczaj korporacje międzynarodowe, takie jak General Electric (GE), które generują większe przychody i zatrudniają więcej pracowników za granicą niż „w kraju”. Jak podaje Schwartz, udział Stanów Zjednoczonych w sile roboczej i przychodach GE spadł odpowiednio z 51% i 55% do 44% i 47% w latach 2005–2012.[8]
Jednocześnie elitarna klasa biznesowa liczy na to, że Stany Zjednoczone staną się bardziej gościnnym (zyskownym) środowiskiem dla inwestycji i produkcji w nie tak odległej przyszłości, kiedy wstrząsy wywołane oszczędnościami fiskalnymi wymuszą obniżenie płac, świadczeń, podatków i przepisów do punktu uznanego za wystarczający. Jak zauważa Geier, wprowadzenie przez administrację Obamy dwupoziomowego systemu wynagrodzeń (obniżenie stawki godzinowej nowych pracowników z 28 do 16 dolarów) jest częścią krajowego planu restrukturyzacji, w ramach którego „Stany Zjednoczone stają się tanim rynkiem pracy uprzemysłowionego świata. ”[9] Regresywna pomoc finansowa była tylko jednym z wielu sposobów, w jaki rząd federalny zniewolony przez korporacje i Wall Street pomaga najnowszemu kryzysowi odegrać podstawową rolę przypisywaną recesji i kryzysom w systemie zysków: ograniczając siłę roboczą, materiały, podatki i regulacje koszty kapitału, eliminując „mniej efektywny” kapitał i koncentrując bogactwo i kontrolę w mniejszej liczbie rąk. Inną metodą jest niedawna dramatyczna, zatwierdzona przez Waszyngton i katastrofalna dla środowiska ekspansja krajowego wydobycia ropy i gazu poprzez szczelinowanie hydrauliczne i wiercenia poziome.[10]
Nie ma w tym wszystkim żadnego tajemniczego paradoksu, żadnej nuty „zagadki”. To amerykański kapitalizm państwowy 101, który jak zawsze pracuje dla bogatych i wpływowych, a teraz stwarza coraz wyraźniejsze bezpośrednie zagrożenie dla życia na Ziemi.
Paul Street jest autorem wielu książek. Jego kolejny tom to Rządzą: 1% kontra demokracja (Paradygmat, jesień 2013).
[1] N. Schwartz, „Gdy Wall Street rośnie w trudnych czasach”, NYT, 15 kwietnia 2013, A1, B9.
[2] J.Geier, „Długi kryzys kapitalizmu”, ISR 88 (marzec-kwiecień 2013), 4.
[3] Użyteczną dyskusję na temat znaczenia płacy socjalnej dla siły przetargowej pracowników na rynku pracy można znaleźć w: Francis Fox Piven i Richard Cloward, Nowa wojna klasowa: atak Reagana na państwo opiekuńcze i jego konsekwencje {Nowy Jork: Pantheon, 1985), 22-36, 53-70
[5] Tampa Bay Times, „Bernie Sanders twierdzi, że spadkobiercy Walmartu posiadają większy majątek niż najniższe 40 procent Amerykanów”, PolitiFact.com (31 lipca 2012 r.), http://www.politifact.com/truth-o-meter/statements/2012/jul/31/bernie-s/sanders-says-walmart-heirs-own-more-wealth-bottom-/ . Zobacz także Truth-0-Meter, „Michael Moore mówi, że 400 Amerykanów ma więcej bogactwa niż połowa wszystkich Amerykanów razem wziętych” (marzec 2011), Journal-Sentinel PolitiFact Wisconsin, czytaj w Internecie pod adresem http://www.politifact.com/wisconsin/statements/2011/mar/10/michael-moore/michael-moore-says-400-americans-have-more-wealth-/ (dostęp 18 grudnia 2012). Bezimienni autorzy tego sprawdzenia faktów zapewniają wyczerpujące źródła i dane potwierdzające
[6] Geier, „Długi kryzys kapitalizmu”, s. 6,
[7] Geiera, 5.
[8] Schwartz, „Gdy Wall Street rośnie”, B9.
[9] Geiera, 6.
[10] Mrożącą krew w żyłach relację można znaleźć w artykule Richarda Manninga, „List z rancza Elkhorn: Bakken Business”, Harper's Magazine (Marzec 2013)