Wiadomość o śmierci Howarda Zinna uderzyła mnie jak tona cegieł. Nie spodziewałam się, że będę płakać i jakieś 10 minut po otrzymaniu e-maila… uderzyło mnie to – trzy razy. Ostatnim razem spojrzałem w dół i zobaczyłem, że stoję w swoim gabinecie około stopy od jednego z moich starych „kopii instruktorskich” arcydzieła Zinna, A People’s History of the United States, 1492-present.
„Nie traktuję go bardzo poważnie”
Dzięki „New York Times” i Associated Press (AP) dziś rano łzy ustąpiły miejsca odrobinie wstrętu. Nawet po śmierci wielcy krytycy bogatych i wpływowych muszą zostać postawieni na swoim miejscu. „The Times” wycofał swój pierwszy nekrolog Zinna z wiadomości Associated Press (AP).
„Nawet liberalni historycy byli niezadowoleni z profesora Zinna” – donosi AP, cytując byłego historyka sądu administracyjnego Kennedy’ego Arthura M. Schlesingera Jr. „Wiem, że uważa mnie za niebezpiecznego reakcjonistę” – powiedział kiedyś Schlesinger, według AP”. I nie traktuję go zbyt poważnie. To polemista, a nie historyk.
Dodanie tej protekcjonalnej dymisji ze strony akademickiego arystokraty z elity władzy, takiego jak Schlesinger, było dość obrazą. Tak, Arthur M. Schlesinger, który w swojej historii Tysiąca dni napisał co następuje: „1962 nie był rokiem złym… agresja [została] powstrzymana w Wietnamie”. Rok 1984 był, jak zauważył w XNUMX roku przyjaciel i sojusznik Zinna, Noam Chomsky, „rokiem, w którym Stany Zjednoczone podjęły bezpośrednią agresję na Wietnam Południowy… Orwell byłby pod wrażeniem” komentarza Schlesingera, dodał Chomsky. Arthur M. Schlesinger, który we wczesnej notatce skierowanej do swojego idola, arcymilitarnego prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy'ego, stwierdził, że problemem Kuby jest „rozprzestrzenianie się [w całej Ameryce Łacińskiej] idei Castro, by wziąć sprawy w swoje ręce i żądać szansę na godne życie, a wszystko to stymulowane przez Związek Radziecki, który jawi się jako wzór modernizacji w ciągu jednego pokolenia.” (Rewolucja narodów kubańskich groziła zainspirowaniem innych mieszkańców Ameryki Łacińskiej do pójścia za budzącym strach przykładem „sowieckim” poprzez modernizację na własny rachunek, bez tworzenia struktur swoich społeczeństw w sposób obliczony na uzupełnienie gospodarek przemysłowych wiodących państw zachodnich – co za okropność!)
Howard Zinn był amerykańskim gigantem. Sprawił, że nudni słudzy władzy, tacy jak Schlesinger i menedżerowie „New York Timesa”, wydawali się w porównaniu z nimi moralnymi i intelektualnymi mrówkami
„Dokładnie ta sama ograniczona wizja”
„Nawet” liberalni historycy byli „niespokojni” – Boże! Wypróbuj „zwłaszcza” liberalnych historyków! Zinn znakomicie wypaczył wąski światopogląd Schlesingera i innych liberalnych historyków oraz ich twierdzenia o oświeconym postępie. Liberałowie twierdzili, że odkryli głęboką demokratyczną i postępową treść w działaniach i wartościach takich przesiąkniętych krwią agentów klasy rządzącej, jak Andrew Jackson, Theodore Roosevelt, Woodrow Wilson, Franklin Roosevelt, Harry Truman i John Kennedy. Zinn przejrzał liberalną iluzję i pokazał, jak wszyscy (wraz ze swoimi republikańskimi odpowiednikami) zostali moralnie okaleczeni „dokładnie tą samą ograniczoną wizją, o której [Richard] Hofstader mówił [w swojej książce The American Political Tradition z 1949 r.] – kapitalistyczną zachętą dla ogromne fortuny w połączeniu z rozpaczliwą biedą, nacjonalistyczną akceptacją wojny i przygotowaniami do wojny. Władza rządowa przesunęła się z rąk Republikanów na Demokratów i z powrotem” – napisał Zinn – „ale żadna ze stron nie okazała się zdolna do wyjścia poza tę wizję”. Zinn zaktualizował historię, włączając w nią Lyndona Bainesa Johnsona, Jimmy'ego Cartera i Billa Clintona. Możemy być pewni, że aplikowałby również do Baracka Obamy w przyszłym wydaniu A People’s History.
„Przed i po tych dwóch minutach”
Nie spędziłem ostatniej nocy na słuchaniu nudnej, służącej władzy i centrowej oratorium „Orędzia o stanie Unii” prezydenta wojny korporacyjnej Baracka Obamy. Zamiast tego zastanowiłem się nad radykalnymi lekcjami i wizją Zinna, który określił następujące zjawiska mianem (jak to określił) „szaleństwa wyborczego”, które urzekło tak wielu postępowców podczas ostatniej wielkiej „czteroletniej ekstrawagancji wyborczej” (wspaniałe określenie Chomsky’ego):
„Szaleństwo wyborcze ogarnia kraj co cztery lata, ponieważ wszyscy zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że głosowanie ma kluczowe znaczenie dla określenia naszego losu, że najważniejszą czynnością, w jaką może zaangażować się obywatel, jest pójście do urn i wybranie jednego z dwóch przeciętności, które zostały już dla nas wybrane.”
„…Czy poparłbym jednego kandydata przeciwko drugiemu? Tak, przez dwie minuty – tyle czasu potrzeba, aby przesunąć dźwignię w kabinie do głosowania”.
„Ale przed i po tych dwóch minutach nasz czas, naszą energię powinniśmy przeznaczyć na edukację, agitację, organizowanie naszych współobywateli w miejscu pracy, w sąsiedztwie, w szkołach…”
„Pamiętajmy, że nawet jeśli pojawi się„ lepszy ”kandydat… ta różnica nic nie będzie oznaczać, chyba że władza ludu utwierdzi się w sposób, którego zignorowanie dla okupanta Białego Domu będzie niebezpieczne…..Dziś możemy to zrobić bądźcie pewni, że Partia Demokratyczna, jeśli nie stanie w obliczu wzrostu popularności, nie odejdzie od centrum. Dwaj czołowi kandydaci na prezydenta dali jasno do zrozumienia, że jeśli zostaną wybrani, nie spowodują natychmiastowego zakończenia wojny w Iraku ani nie wprowadzą systemu bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich.”
„Nie oferują radykalnej zmiany status quo. Nie proponują tego, o co woła obecna desperacja ludzi: rządowa gwarancja pracy dla każdego, kto jej potrzebuje, minimalny dochód dla każdego gospodarstwa domowego, ulga mieszkaniowa dla wszystkich, którym grozi eksmisja lub przejęcie. Nie sugerują głębokich cięć w budżecie wojskowym ani radykalnych zmian w systemie podatkowym, które uwolniłyby miliardy, a nawet biliony, na programy społeczne zmieniające sposób, w jaki żyjemy.
„Nic z tego nie powinno nas dziwić. Partia Demokratyczna zerwała ze swoim historycznym konserwatyzmem, schlebianiem bogatym i upodobaniem do wojny dopiero wtedy, gdy spotkała się z oddolnym buntem, jak w latach trzydziestych i sześćdziesiątych” (Howard Zinn, „Szaleństwo wyborcze”, The Progressive, marzec 2008).
Kto może zaprzeczyć mądrości tego klasycznego fragmentu Zinna, gdy wkraczamy w drugi rok bojowo korporacyjnej i imperialnej administracji Obamy zniewolonej przez Wall Street?
Przestępcy klasy rządzącej i walka ludowa
Powszechnie lubiana „Historia Ludu” Zinna (którą zwykłem przypisywać w ankietach dotyczących historii Ameryki na poziomie uniwersyteckim) była między innymi mistrzowską kroniką przestępczości amerykańskiej dwupartyjnej klasy rządzącej. Od brutalnych czystek etnicznych rdzennych Amerykanów i powstania niewoli kontraktowej i masowego niewolnictwa Czarnych, poprzez budowę przemysłowego gmachu kapitalistycznego w celu wyzysku milionów imigrantów i rodzimych pracowników, po straszliwe, masowo-mordercze przestępstwa amerykańskiego imperium wojskowego na Filipinach, Haiti, w Meksyku, Japonii, Indochinach, Serbii i Iraku i nie tylko, Zinn otwarcie opisał grzechy i zepsucie władzy.
Jednak Zinn (o którym podobno oferował studentom studiów licencjackich zaliczenie zajęć za dążenie do zaangażowania się w proces historyczny i działanie na rzecz zmiany historii) nie zadowalał się jedynie kroniką monumentalnych przestępstw elit. Jego słusznie legendarny tom był pełen inspirujących historii o oporze niższej klasy i klasy robotniczej oraz oddolnej walce radykalnie-demokratycznej. Od najemnej służby i niewolników, którzy przyłączyli się do buntu Bacona w kolonialnej Wirginii, poprzez niewolników, którzy powstali przeciwko systemowi ruchomości przed wojną secesyjną i w jej trakcie, poprzez wielkie związki zawodowe i walki socjalistyczne na przełomie XIX i XX wieku, a także późniejsze kampanie popularne (w tym ruch robotników przemysłowych z lat 19. XX w., Ruch Praw Obywatelskich, ruchy feministyczne i antywojenne i nie tylko) aż do chwili obecnej „Historia ludowa” Zinna nie była tragiczną opowieścią o zwykłej, odgórnej wiktymizacji. Opowiadał historię ostrego, często krwawego konfliktu, w którym zwykli ludzie wielokrotnie angażowali swoich panów i kształtowali historię od dołu.
Zinn nie interesował się quasi-antropologicznym obszarem tak zwanej „historii społecznej”, która w fałszywie egalitarny sposób skupiała się na najdrobniejszych sposobach życia, „etnokulturach” i lokalnych społecznościach ludzi pracujących i z klas niższych, postrzeganych w zwodniczych izolacji od walki z bogatymi i wpływowymi. Zinn nie ma czasu na takie akademickie brednie. Sam wywodząc się z klasy robotniczej, był zaniepokojony powtarzającym się wzorem konfliktów, w których klasa rządząca i jej liczni słudzy walczyli z szeroką masą „zwykłych” ludzi pracy i ich sojuszników wśród uciekinierów z klasy średniej i wyższej.
„Historia ludowa” Zinna nie pominęła klasy rządzącej. Traktowała klasę pracującą i niższą jako agentów i aktorów, a nie przedmioty klinicznej analizy „nowej historii społecznej” lub „postmodernistycznej” drwiny.
„Uczniom nie wolno cytować dzieł Zinna”
Wczoraj wieczorem na mojej stronie na Facebooku znany mi młody postępowy działacz napisał następujący post: „Obama i Demokraci powinni zadać sobie pytanie: Co [chciałby] H[oward] Z[inn] D[o]?” To było przyjazne oświadczenie, które w pewnym sensie mi się podobało (nawet jeśli nie miało ono nic wspólnego z tym, o co tak naprawdę chodzi czołowym Demokratom). Zasmarkany komentator, którego nazwę Jack, napisał: „Masz na myśli napisanie książki, która spodoba się lewicowcom, prawda?”
Szybko odpowiedziałem: „Jack, ta książka (People's History of U.S.) była podziwiana i kochana przez wielu, którzy nie byli lewicowcami. Wiem, przez wiele lat przypisywałem ją do masowych badań historii USA i cieszyła się ogromną popularnością wśród ludzi z różnych perspektyw… jak mi powiedziano, nadal tak jest”.
To skłoniło młodego postępowego działacza (oryginalny plakat) do dodania następującego słowa: „Historia ludowa zmieniła historię akademicką i naukę historyczną, stanowiła ogromny wkład w tę dziedzinę, niezależnie od ideologii politycznej…”
Działacz nie miał racji. Historia Ludu Zinna była i jest książką wspaniałą i transcendentną pod wieloma względami, ale wcale nie o to chodziło i nie odzwierciedlała tego, co twierdziła aktywistka. Była to uwielbiana i inspirująca książka dla ludzi i często przypisywana była jej przez mniejszość profesorów lewicy/Nowej Lewicy w badaniach historycznych w USA (także przez wielu nauczycieli historii w szkołach średnich – co moim zdaniem jest bardziej niezwykłe). Ale nie, tak naprawdę nie „zmieniło to historii akademickiej i wiedzy historycznej”.
Ja wiem. Byłem przyszłym historykiem neo-Nowej Lewicy w USA, zanim w końcu uciekłem ze środowiska akademickiego, słysząc w uszach słowa pijanego liberalnego kierownika katedry: „nie potrzebujemy już więcej Howarda Zinnsa”.
Mówię to bez poczucia braku szacunku. Howarda Zinna nie obchodziła większość historii/historyków akademickich [1], a historycy zawodowi, ogólnie rzecz biorąc, odnosili się do niego z pogardą. W „A People’s History” jest bardzo niewiele badań źródeł pierwotnych i nie ma żadnych prawdziwych innowacji metodologicznych. Nie jestem pewien, ile czasu Zinn spędził w archiwach po pierwszych dniach studiów. Dokonał syntezy źródeł wtórnych w sposób, który ożywił historię zarówno zwykłych czytelników, jak i wielu studentów. To historia, którą opowiedział, piękno jego słów i jego fascynująca analiza liryczna z bardzo lewicowej perspektywy wyróżniały jego twórczość, wraz z rozmachem i zasięgiem.
Ale zawód historyka tak naprawdę nie zmienił się zbytnio, jeśli w ogóle, przez Zinna, a jednym z powodów, dla których (który kiedyś spędziłem dużo czasu w archiwach) się wycofałem, jest to, że historia akademicka straciła zainteresowanie opowiadaniem większych i szerszych syntetycznych historii – to i ich żałosną niechęć do tworzenia odpowiednich, postępowych i współczesnych powiązań politycznych między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością
A skoro mowa o reakcji środowiska akademickiego na Zinna, oto kolejna ciekawostka z mojej strony na Facebooku, dzięki uprzejmości bardzo postępowego nauczyciela, Terry'ego D. z New Jersey:
„Nie dalej jak wczoraj rozmawiałem z kolegą/przyjacielem na temat Howarda Zinna. Ten kolega jest młodym nauczycielem historii w gimnazjum, obecnie uczestniczy w programie studiów magisterskich z historii”.
„Przed przystąpieniem do programu magisterskiego był wielkim fanem twórczości zarówno Zinna, jak i Chomsky’ego. Właściwie to on pożyczył mi swój egzemplarz „Historii Ludowej” Zinna zaledwie kilka lat temu.
„Na jego studiach magisterskich z historii studentom nie wolno cytować prac Zinna w swoich artykułach. Uczą ich, że Zinn jest „ogólnie” i niewiarygodny. Powiedział mi, że prace Zinna nie są postrzegane jako „czyste”, ale z perspektywy — że jego twórczość jest wypaczona, bo pisał o wybranych aspektach historii. Stwierdził, że brakuje jej równowagi.
„To samo powiedział o Chomskym”.
„Ten program uczy go, że aby kogoś uznać za wartościowego i wiarygodnego «historyka», trzeba przedstawić wszystkie strony problemu lub fragmentu historii (w sposób zrównoważony), a źródła muszą być dobrze cytowane. Powiedział, że prace Zinna nie spełniają tego kryterium.”
„Ten młody człowiek był zwolennikiem Zinna/Chomsky’ego przed programem… a teraz odchodzi od ich pracy”.
„Myślę, że to sposób uniwersytetu na wykluczenie idei Zinna i Chomsky'ego z programu nauczania i zmianę sposobu myślenia/umysłu”.
– Zobacz, co to z nim zrobiło.
Cóż za żałosna historia z pierwszej linii frontu korporatyzacji szkolnictwa wyższego, gdzie wielu moich byłych kolegów lewicowców ze szkół wyższych jest uwięzionych aż do emerytury i nigdy więcej o nich nie słyszano w żaden istotny sposób polityczny!
Jestem pewien, że opowieść Terri D jest autentyczna. Boże chroń nas przed profesorami etatowymi. Co najmniej 90 procent z nich po prostu spędza życie będąc posłusznymi bogatym i potężnym oraz modelując poddanie się na wznak. Nie wykonują swojej pracy, więc nieżyjący już Howard Zinn i Noam (Chomsky) oraz kilku innych musieli to za nich zrobić. Akademia potrzebuje znacznie więcej Howarda Zinnsa.
„Jest was wielu, a ich jest niewielu!”
Kiedy wczoraj wieczorem na ogólnokrajowych Teleekranach rozbłysły najnowsze, fałszywie postępowe, niezbyt „liberalne” przemówienie Obamy, skłoniło mnie to do refleksji nad mądrością elementarnej, ale dobitnej obserwacji Howarda Zinna, że „lepszy” polityk w Biały Dom „nie będzie miał żadnego znaczenia, chyba że władza ludu przejawi się w sposób, którego ignorowanie dla okupanta Białego Domu będzie niebezpieczne”. Tak prawdziwe! Żaden uczciwy i świadomy postępowiec nie może zaprzeczyć mądrości tej uwagi, gdy wkraczamy w drugi rok administracji Obamy – co jest uosobieniem mrocznej oceny Zinna na temat „ograniczonej wizji” amerykańskiej kultury politycznej w przeszłości i teraźniejszości. Do nas należy napisanie i odegranie drugiego wielkiego tematu z „A People’s History” – powszechnego oporu na dużą skalę, opartego na mądrości Shelley, którą Zinn zacytował na końcu posłowia do wydania „A People’s History” z 2003 roku:
Powstańcie jak lwy ze snu
W niepokonanej liczbie!
Potrząśnij łańcuchami jak ziemia
Co we śnie spadło na ciebie –
Jest Was wielu; jest ich niewielu!
Ulica Pawła
Iowa City, IA
Piątek, styczeń 28, 2010
[email chroniony]
Note
1. Oto zabawna anegdota autorstwa byłego historyka akademickiego Staughtona Lynda: „Trajektoria Howarda Zinna była podobna. Chociaż zarabiał na życie jako pracownik naukowy, wydawał się całkowicie obojętny na środowisko akademickie. Pamiętam to, kiedy po raz pierwszy zwerbował mnie, żebym dołączył do niego w Ja, świeżo po studiach, w Spellman College zapytałem Howarda, nad jakimi artykułami pracuje, aby zaprezentować je na jakich konferencjach historyków. Spojrzał na mnie, jakbym mówił w obcym języku. Był jednym z dwóch dorosłych doradców Studenta Komitetu Koordynacyjnego ds. Pokoju, a jego szef miał za zadanie rejestrować ich doświadczenia i uczestniczyć w ich działaniach i strategii”. Staughton Lynd i Andrej Grubacic, Wobblies i Zapatysta: Rozmowy o marksizmie, anarchizmie i radykalnej historii (Oakland, Kalifornia: PM Press 2008), 65-66.
Zapisz się!
Wszystkie najnowsze informacje od Z bezpośrednio do Twojej skrzynki odbiorczej.
Instytut Komunikacji Społecznej i Kulturalnej, Inc. jest organizacją non-profit o statusie 501(c)3.
Nasz numer EIN to #22-2959506. Darowiznę można odliczyć od podatku w zakresie dozwolonym przez prawo.
Nie przyjmujemy finansowania od sponsorów reklamowych ani korporacyjnych. Polegamy na darczyńcach takich jak Ty, którzy wykonują naszą pracę.
ZNetwork: lewe wiadomości, analizy, wizja i strategia