Jeśli jesteś jak wielu pokrzywdzonych ludzi, których znam, perspektywa potknięcia się, upadku, a może nawet upadku amerykańskiego imperium gospodarczego jest naprawdę mile widziana.
Zatem rozchmurz się, wygląda na to, że rozpoczął się sezon na występy. Były gubernator Rezerwy Federalnej Paul Volcker ostrzegł na początku tego roku o „75% szans na to, że kryzys finansowy dotknie Stany Zjednoczone w ciągu najbliższych pięciu lat, jeśli nie zmienią one swojej polityki”.
Jak Volcker powiedział „Financial Times” miesiąc temu: „Myślę, że obecnie problem polega na tym, że nie ma poczucia kryzysu. Jasne, można mówić o deficycie budżetowym w Ameryce, jeśli uważa się to za problem – a myślę, że to duży problem – ale nie ma poczucia kryzysu, więc nikt nie chce słuchać.
Być może to się właśnie zmieniło. Następca Volckera, Alan Greenspan, w zeszłym tygodniu przestraszył rynki finansowe do mini-ataku, przyznając: „Wydaje się przekonujące, że biorąc pod uwagę wielkość deficytu na rachunku obrotów bieżących w USA, w pewnym momencie musi nastąpić zmniejszony apetyt na dokładanie do salda dolarowego. '
Były sekretarz pracy USA Robert Reich przewidywał we wrześniu: „W głównym nurcie panuje pogląd, że deficyt budżetowy będzie się powiększał. Jednocześnie w głównym nurcie panuje pogląd, że nie ma podstaw sądzić, że deficyt handlowy w najbliższym czasie ulegnie zmniejszeniu. Tak naprawdę widzę, że dolar nadal traci na wartości i w pewnym momencie widzę punkt krytyczny, ponieważ w pewnym momencie staje się to kiepską inwestycją.
Tydzień po wyborach były sekretarz skarbu Robert Rubin oskarżył Busha o „igranie z ogniem” za dopuszczenie do osłabienia dolara przy jednoczesnym dalszym wydatkowaniu deficytu federalnego, co spowodowałoby „poważne zakłócenia na naszych rynkach finansowych”.
Dodał C. Fred Bergsten, dyrektor Instytutu Gospodarki Międzynarodowej w Waszyngtonie (głos czystej ortodoksji): „Wszyscy na rynku wiedzą, że dolar musi mocno stracić na wartości. Ludzie zaczynają uciekać do wyjść.
Na przykład próba wyjścia z UE może być niezwykle kosztowna dla Chin, gdyż były urzędnik skarbu Nouriel Roubini powiedział agencji Reuters, że około 8% PKB Chin – czyli pół biliona dolarów amerykańskich – zostałoby utracone, gdyby chińska waluta uzyskała zgodę na znaleźć swoją prawdziwą wartość, a dolar załamał się o kolejne 20%.
Oczywiście nie chodzi tu jedynie o śledzenie zmienności ceny dolara w stosunku do innych krajów, która będzie spadać, spadać i umacniać się z nieregularnych powodów krótkoterminowych. Głębiej wymagana jest analiza strukturalna.
Anarchista z Yale, David Graeber, półżartem sugeruje „systematyczny podział pracy, w którym marksiści krytykują ekonomię polityczną, ale trzymają się z daleka od organizowania, a anarchiści zajmują się codziennym organizowaniem, ale podporządkowują się marksistom w kwestiach abstrakcyjnej teorii” ; tj. w którym marksiści wyjaśniają, dlaczego nastąpił krach gospodarczy w Argentynie, a anarchiści zastanawiają się, co z tym zrobić.
No dobrze, co zatem mają do powiedzenia marksiści i inni ekonomiści-dysydenci w obliczu zbliżających się problemów finansowych na megaargentyńską skalę?
Na początek warto przytoczyć cztery krytyczne szkoły myślenia, ponieważ mają one nieco odmienne – i często konkurencyjne – wyobrażenia na temat problemów amerykańskiego i globalnego kapitalizmu:
1) Korporacje nadmiernie konkurencyjne, które zaniżają stopę zysku; 2) Nadmierna pewność siebie na rynkach finansowych, które dziś pełnią bardziej funkcję kasyna niż mechanizmu oszczędnościowo-inwestycyjnego; 3) Nadprodukcja towarów jako utrzymujące się odzwierciedlenie niewystarczającej siły nabywczej konsumentów; oraz 4) ogólnie rzecz biorąc, nadmierna akumulacja kapitału, problem, którego nie można przesunąć na zawsze, ale którego pewnego dnia trzeba będzie stawić czoła poważniejszej dewaluacji.
W pierwszym przypadku najlepszym przykładem jest książka historyka UCLA Roberta Brennera z 2003 roku „The Boom and the Bubble” oraz późniejsza analiza w New Left Review, London Review of Books, Against the Current i innych czasopismach.
W drugim przypadku zwolennicy zmarłego amerykańskiego ekonomisty finansowego Hymana Minsky’ego – tacy jak David Felix z Washington University i Steve Keen z University of Western Sydney – argumentują, że rynki finansowe nieubłaganie przechodzą od sprzyjającego kapitalizmowi, przez goszczenie inwestycji spekulacyjnych, aż do czystego hazardu, w duchu starych schematów odwróconych piramid w stylu „Ponziego”.
Trzecia kategoria czerpie z dziedzictwa Johna Maynarda Keynesa, którego rozwiązania problemu „niedostatecznej konsumpcji” zazwyczaj obejmują luźne kredyty i hojne dotacje państwowe, mające na celu zwiększenie siły nabywczej konsumentów. Wielu radykalnych ekonomistów w USA odnowiło tę linię argumentacji, być może dlatego, że jest ona politycznie bezpieczniejsza niż wzywanie do rewolucji antykapitalistycznej. (Reagana, Busha seniora i Busha juniora można określić mianem „keynesistów wojskowych” ze względu na ich ogromne deficyty budżetowe i hedonizm Pentagonu.)
Opierając się na czwartym przypadku, wymowni klasyczni marksiści, tacy jak Ellen Meikskins Wood w swojej książce „Imperium kapitału” (2003) i David Harvey w „The New Imperialism” (2004) zaktualizowali ważne wcześniejsze opisy nadmiernej akumulacji autorstwa Simona Clarke’a („Keynesianizm, Monetaryzm i kryzys państwa*, 1988), Harvey w „Stan ponowoczesności” (1989), Harry Shutt („Kłopoty z kapitalizmem*, 1999) i Robert Biel („Nowy imperializm*, 2000).
Przeciwstawia się temu stanowisko marksistowskie, które szanuje siłę, zaradność i zdolność samoleczenia w kapitalizmie – a szczególnie odzwierciedla słabość głównego wroga systemu: klasy robotniczej. Do argumentów, że system *nie* stoi w obliczu systemowego kryzysu nadmiernej akumulacji, zaliczają się Leo Panitch, Sam Gindin i Chris Rude w nowym *Socialist Register 2005: The Empire Reloaded*, Doug Henwood w *After the New Economy* (2003) i Giovanni Arrighi (krytykując Brennera) w zeszłym roku w *New Left Review*.
Niektóre z tych ostatnich relacji podkreślają piątą szkołę teorii marksistowskiej: walkę klas jako wyznacznik. I prawdą jest, że klasa robotnicza świata i prawie wszystkie kontrhegemoniczne walki narodowe poniosły w ciągu ostatnich trzech dekad uporczywe, wyniszczające porażki, co z pewnością pomaga wyjaśnić widoczne ożywienie kapitału po nieszczęściach lat 1970. XX wieku.
Jednak wewnętrzne sprzeczności wciąż narastają. Globalizacja spowodowała stagnację gospodarczą, a nie dynamikę. Nawet według Banku Światowego wzrost światowego rocznego PKB na osobę spadł z 3.6% w latach sześćdziesiątych XX wieku do 1960% w latach siedemdziesiątych XX wieku, 2.1% w latach osiemdziesiątych XX wieku do 1970% w latach dziewięćdziesiątych XX wieku i 1.3% na początku XXI wieku .
Co więcej, miary PKB są notorycznie przeszacowanymi szacunkami dobrobytu społecznego, zwłaszcza że od lat 1970. XX wieku degradacja środowiska stała się bardziej ekstremalna. Musimy także wziąć pod uwagę niezwykle nierówny charakter akumulacji na całym świecie, przy czym w niektórych miejscach – jak Europa Wschodnia i Afryka – przez większą część epoki globalizacji następuje gwałtowny spadek PKB na mieszkańca.
Albo rozważmy klasyczny objaw kryzysu kapitalistycznego: korporacyjną stopę zysku. Na pierwszy rzut oka stopa zysków przedsiębiorstw w USA po opodatkowaniu – która gwałtownie spadała od połowy lat 1960. XX w. – wydawała się wzrastać od 1984 r., niemal osiągając najwyższe poziomy powojenne (chociaż trzeba przyznać, że stawki podatkowe były znacznie niższe w ostatni okres).
Z drugiej strony, w latach 1980. i 90. odsetki przedsiębiorstw utrzymywały się na rekordowo wysokim poziomie. Odejmując koszty odsetek, uzyskujemy lepszy pogląd na dochód netto dostępny dla firmy na przyszłe inwestycje i akumulację, który w rzeczywistości pozostawał znacznie niższy od początku lat 1980. ://www.cepremap.ens.fr).
Duménil i Lévy dekonstruują także sposoby, w jakie amerykańskie korporacje zareagowały na malejącą akumulację w sektorze produkcyjnym. Przychody z produkcji odpowiadały za mniej więcej połowę całkowitych (przed opodatkowaniem) zysków przedsiębiorstw w ćwierćwieczu powojennym „złotym wieku”, ale na początku XXI wieku spadły poniżej 20%.
Z kolei zyski w sektorze finansowym wzrosły z 10–20% w latach 1950. i 60. XX wieku do ponad 30% w 2000 r. W latach 1980. i 90. finansiści podwoili swoją bazę aktywów w porównaniu z odpowiednikami z sektora niefinansowego.
Co to oznacza?
Według Harveya sprzeczności kapitalizmu zamiast zostać rozwiązane „przesunięto”: przeniesiono je w czasie i przestrzeni, zwłaszcza za pośrednictwem hiperaktywnych rynków finansowych. Czas rozliczany jest w ogromnej bańce kredytowej, która pozwala na spłatę już teraz, w oparciu o zadłużenie, i nadzieję na uzyskanie przyszłych przychodów na pokrycie spłat kredytu.
A kapitalistyczne wykorzystanie „przestrzeni” – przemieszczenie w wyniku kryzysu geograficznego – w rzeczywistości jest tym, o co chodzi w globalizacji: umożliwieniu korporacjom stojącym w obliczu spadających zysków szukania ulgi w miejscach, gdzie surowce i siła robocza są tańsze, gdzie jest mniej przepisów i gdzie mogą powstać nowe rynki produktów. pojawić się. W związku z tym zyski przedsiębiorstw czerpane z działalności globalnej wzrosły z zakresu 4–8% w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku do ponad 1950% w roku 60.
Z pewnością niektóre problemy, przed którymi stoi kapitalizm, nie zostały po prostu zatrzymane i przesunięte. W ciągu ostatnich 30 lat w różnych miejscach miały miejsce pewne groźne skutki – dewaluacja aktywów.
Należą do nich kryzys zadłużenia Trzeciego Świata (początek lat 1980. w przypadku komercyjnych pożyczkodawców, ale nadal trwający w większości państw i społeczeństw świata); szoki w finansowaniu energii (połowa lat 1980.); krachy na międzynarodowych rynkach akcji (1987) i nieruchomości (1991-93); kryzysy w niemal wszystkich dużych krajach rynków wschodzących (1995-2002); a nawet ogromne indywidualne bankructwa, które wywołały silne skutki międzynarodowe.
Przykłady gier finansowo-spekulacyjnych z końca lat 1990., które bardzo zjadły w przypadku instrumentów pochodnych, egzotycznych pozycji na giełdzie, handlu walutami i złych zakładów na kontrakty terminowe na towary i stopy procentowe, obejmują długoterminowe zarządzanie kapitałem (3.5 miliarda dolarów) (1998), Sumitomo/Londyn Metal Exchange (1.6 miliarda dolarów) (1996), IGMetallgessellschaft (2.2 miliarda dolarów) (1994), Kashima Oil (1.57 miliarda dolarów) (1994), Orange County w Kalifornii (1.5 miliarda dolarów) (1994), Barings Bank (,900 milionów)( 1995), rząd belgijski (1 miliard dolarów) (1997) i Union Bank of Switzerland (690 milionów dolarów) (1998).
Od 2000 roku kolejne bankructwa amerykańskich firm na jeszcze większą skalę – np. Enron, Anderson Accounting, World Com, Tyco – miały więcej wspólnego z korupcją, ale były też przejawami finansowego hazardu na niedojrzałych rynkach.
Co najważniejsze, amerykańska giełda była miejscem ogromnej bańki „Nowej Gospodarki” do 2000 r., której kulminacją mógł być krach Dot Comów, który wymazał z ksiąg papierowe bogactwo o wartości 8.5 biliona dolarów od szczytu do minimum (w samych Stanach Zjednoczonych) – ale z drugiej strony pozornie inflacja w latach 2003–04 dzięki powrotowi inwestorów z gospodarstw domowych i przepływom funduszy wspólnego inwestowania i prawdopodobnie dalsza w przyszłych latach, jeśli Bush rozpocznie prywatyzację systemów zabezpieczenia społecznego.
Krachy miały miejsce nie tylko w Nowym Jorku, ale w 1 r. miały miejsce także spadki o 3/2002 w Finlandii, Niemczech, Grecji, Irlandii, Holandii i Szwecji, a także inne, mniej dotkliwe spadki na większości pozostałych rynków akcji.
David Harvey przedstawia kolejny pomysł na interpretację reakcji systemu na nadmierną akumulację i nawis finansowy. Zainspirowany rozmyślaniami Róży Luksemburg sprzed stu lat na temat relacji między kapitalizmem a niekapitalistycznymi sferami życia, opisuje nowe systemy „akumulacji przez wywłaszczenie”, co w istocie oznacza grabież dóbr wspólnych i wykorzystanie władzy pozaekonomicznej do osiągać zyski.
Dzisiejsze systemy wywłaszczenia również w bardziej wyraźny sposób atakują sferę „reprodukcji”, gdzie wyzysk ma miejsce zwłaszcza w wyniku nierównych relacji władzy między płciami. Odzwierciedla to „reprywatyzację” życia, jak twierdzą politolodzy z Uniwersytetu York, Isabella Bakker i Stephen Gill, w swojej książce z 2003 roku pt. „Władza, produkcja i reprodukcja społeczna”*.
Razem te koncepcje pozwalają marksistom wyjaśnić, dlaczego „kryzys kapitalistyczny” nie generuje automatycznie tego rodzaju załamań systemu płatniczego i problemów masowego bezrobocia wśród kapitalistów rdzeniowych, które były świadkami poprzedniego głównego okresu nadmiernej akumulacji, Wielkiego Kryzysu.
Według dokładnej analizy Grega Albo z Uniwersytetu York, zawartej w zeszłorocznym *Socialist Register 2004: The New Imperial Challenge*, „spowolnienie gospodarcze i neoliberalizm doprowadziły do znacznej finansjalizacji gospodarki począwszy od lat 1970. XX wieku”. Obecnie „deflacja bańki spekulacyjnej powoduje kolejne napięcie między Stanami Zjednoczonymi a innymi strefami, co komplikuje jakąkolwiek ścieżkę dostosowań na rynku światowym”.
Wydaje się, że tylko na to mam miejsce w tej części: kilka cytatów ze zwiastunów, szczypta teorii marksistowskiej i wstępne dowody. W następnej kolumnie przedstawię statystyki wskazujące na nową falę głębokiej niestabilności gospodarczej, nie wspominając o bardzo poważnym „napięciu między USA a innymi strefami”. Jest też kilka głębokich lekcji politycznych, których należy się nauczyć, jeśli tym razem nie mamy dać się zabrać na przejażdżkę kolejką górską, tak jak miało to miejsce pod koniec lat 1990.
(Patryk – [email chroniony] – wykłada ekonomię polityczną na Uniwersytecie KwaZulu-Natal i kieruje Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego – http://www.ukzn.ac.za/ccs)