Czytelnicy i inne osoby wciąż czasami pytają mnie, co sądzę o tekście Edwarda S. Hermana i Noama Chomsky'ego z 1988 roku Zgoda produkcyjna: Ekonomia polityczna mass mediów. Moja odpowiedź jest zawsze taka sama: jest to niezbędne, klasyczne i słusznie znane studium roli amerykańskich mediów korporacyjnych jako organu propagandowego imperialnego establishmentu tego narodu. Dla wielu z nas na lewicy Zgoda na produkcję była publikacją odkrywczą, która znacząco wyostrzyła naszą wiedzę na temat tego, w jaki sposób i dlaczego „główne” amerykańskie media pełnią tę funkcję. Książka ta szczególnie mnie pouczyła, jeśli chodzi o kluczową rolę, jaką odegrały (nie tak) „skrajnie” „lewicowe” liberalne skrzydła tych mediów – New York Times zwłaszcza – w ustalaniu wąskich imperialnych parametrów akceptowalnej debaty politycznej i politycznej dla klas wykształconych narodu.
Poza wiadomościami
Mimo to Herman i Chomsky nie udawali, że dają czytelnikom coś więcej niż skromne i otwarte spojrzenie na inkluzywną rolę dominujących amerykańskich mediów w służeniu władzy. Genialna analiza treści i „model propagandy”, który rozwinęli Herman i Chomsky Zgoda na produkcję skupił się na tym, jak media te relacjonowały i komentowały kwestie amerykańskiej „polityki zagranicznej” (Imperium USA). Ten sam podstawowy model i analiza może i powinna zostać zaadaptowana i zastosowana również do amerykańskiej polityki wewnętrznej i społeczeństwa (i rzeczywiście pojawia się od tego czasu w różnych pismach, w tym w pismach Hermana i Chomsky'ego). Wiodące kapitalistyczne amerykańskie korporacje medialne są naturalnie nie mniej zaangażowane w rozwój struktur i ideologii ucisku „ojczyzny”, niż w propagowanie powiązanej z nimi imperialnej polityki i propagandy.
W tym samym czasie, Zgoda na produkcję nie zbadał, jaka jest prawdopodobnie największa część wkładu amerykańskich mediów korporacyjnych w inżynierię masowej „zgody”. Funkcja mediów polegająca na przekazywaniu ideologii i propagandy w służbie osobom znajdującym się na szczycie powiązanych ze sobą hierarchii imperium i nierówności w kraju nie ogranicza się do wiadomości. Równie istotne, jeśli nie bardziej istotne dla tego zadania są media „rozrywkowe”. Dalekie od ograniczania ich mocy wpływania na serca i umysły do (Aldousa) „huxleanowskiego” zadania masowego odwracania uwagi, odwracania uwagi i infantylizacji, amerykańskie filmy (takie jak amerykańskie seriale telewizyjne, dramaty i gry wideo) są przepełnione bogato „orwellowskimi” treści politycznych i ideologicznych. Jak wyjaśnił sędzia Sądu Apelacyjnego Stanów Zjednoczonych Bennett C. Clark, podtrzymując wyrok skazujący dziesięciu hollywoodzkich scenarzystów i reżyserów, którzy w 1949 r. odmówili „przyznania się” do „przyznania się” do obecnego lub przeszłego członkostwa w Partii Komunistycznej, amerykańskie filmy kinowe odgrywają „niezwykle ważną rolę” jako „potężny czynnik środkiem rozpowszechniania propagandy.” To samo można trafnie powiedzieć ponad sześćdziesiąt lat później o amerykańskich serialach telewizyjnych, dramatach, „reality show”, talk show, a nawet reklamach, a także o przemyśle filmowym, nie wspominając o grach wideo oraz dużej części publikacji książek i czasopism .
Idiotyzm i okrucieństwo w produkcji
Jednak nawet to poszerzenie naszego zrozumienia autorytarnej roli amerykańskich środków masowego przekazu w (nie do końca) „demokratycznej” Ameryce jest niewystarczające. Patrząc szeroko na jej całkowity, wielostronny i wielokrotnie wywierany wpływ, misja tych mediów jest gorsza niż jedynie wytwarzanie masowej zgody. Prawdziwym celem jest budowanie masowego idiotyzmu – produkcja idiotów. Używam tutaj słów „idiotyzm” i „idiota” w oryginalnym greckim i ateńskim znaczeniu, które nie odnosi się do głupoty, ale raczej do dziecięcego egoizmu i umyślnej obojętności na sprawy i sprawy publiczne. Jak wyjaśnia Wikipedia: „Idiotą w demokracji ateńskiej był ktoś, kto cechował się egocentryzmem i zajmował się prawie wyłącznie sprawami prywatnymi – w przeciwieństwie do publicznych… Odmowa wzięcia udziału w życiu publicznym, takim jak demokratyczne rządy polis (miasta) państwa),… „idiotów” postrzegano jako osoby źle oceniające sprawy publiczne i polityczne”.
W amerykańskich filmach, serialach telewizyjnych, serialach telewizyjnych, reality show, reklamach, loteriach państwowych i grach wideo Amerykanin typu idealnego jest w niemałym stopniu idiotą w klasycznym ateńskim sensie: osobą, która dba o niewiele więcej niż jego własny dobrobyt, zamożność, osobistą konsumpcję, indywidualny status i osiągnięcia. Ten szlachetny amerykański idiota tak naprawdę nie przejmuje się losem innych. Jest błogo obojętny na straszliwe ceny społeczne i środowiskowe, jakie płacą inni ludzie i inne czujące istoty za utrzymanie aktualnie panujących i wzajemnie powiązanych struktur ucisku (klasowych, rasowych, płciowych, etnicznych, narodowościowych, antropocentrycznych, imperialnych i innych) w w kraju i za granicą.
Krytycznym, złośliwym i wszechobecnym tematem tej brzydkiej kultury medialnej jest pogląd, że ludzie biedni, pozbawieni poczucia bezpieczeństwa, zmuszani, walczący lub w inny sposób popychani i trzymani w dół przez te (oficjalnie niewidoczne) struktury ucisku są nieodpowiedzialnymi twórcami posiadającymi wady osobiste i kulturowe własnego losu. Wersję ateńskiego idiotyzmu przedstawianą przez środki masowego przekazu „można sobie wyobrazić”, jak mówi lewicowy teoretyk kultury Henry Giroux (który w swojej płodnej pracy na temat autorytarnej „kultury neoliberalizmu” włącza znakomite analizy treści amerykańskich filmów i programów telewizyjnych niebędących wiadomościami). , „sprawy publiczne wyłącznie jako sprawy prywatne”. Działa na rzecz „wymazania kwestii społecznych z języka życia publicznego, aby zredukować” kwestie dysproporcji rasowych i społeczno-ekonomicznych do „kwestii prywatnych o… indywidualnym charakterze i kulturowej deprawacji”. Zgodnie z „głównym neoliberalnym założeniem, że wszystkie problemy mają raczej charakter prywatny niż społeczny”, ukazuje jedyną przeszkodę na drodze do równości i znaczącego uczestnictwa w demokracji „jest brak pryncypialnej samopomocy i odpowiedzialności moralnej” oraz złe wybory osobiste. (Giroux). Wysiłki rządu mające na celu znaczące zajęcie się i złagodzenie (nie wspominając o zniesieniu) ostrych dysproporcji społecznych ze względu na rasę, klasę, płeć, pochodzenie etniczne, narodowość i tym podobne są nieustannie przedstawiane jako daremne, przynoszące efekt przeciwny do zamierzonego, naiwne, megalomańskie, niebezpieczne, zwodnicze, przynoszące efekt przeciwny do zamierzonego i „antyamerykański”.
Pewny rodzaj zainteresowania i zaangażowania opinii publicznej rzeczywiście pojawia się i nabiera korzystnego światła w korporacyjnej kulturze medialnej. Przybiera formę często okrutnej, a nawet sadystycznie brutalnej reakcji wobec tych niegodnych i złych Innych, którzy w niewybaczalny sposób nie przestrzegają złośliwych „neoliberalnych” kodów kulturowych kapitalistycznych mediów. System komunikacji wytwarzający idiotyzmy nie jest przeciwny rządowi jako takiemu. Jest przeciwieństwem tego, co francuski socjolog Pierre Bourdieu nazwał „lewą ręką państwa” – części sektora publicznego, które służą społecznym i demokratycznym potrzebom niezamożnej większości. Celebruje i w inny sposób wspiera „prawą rękę państwa” – te części rządu, które służą bogatej mniejszości, wymierzają kary biednym i atakują zmieniającą się paradę „złych facetów”, którzy stawiają opór lub są postrzegani jako nikczemnie stawiający opór rzekomo życzliwy porządek korporacyjny i imperialny Stanów Zjednoczonych w kraju i za granicą. Policjanci, prokuratorzy i personel wojskowy (w tym nawet socjopatyczny snajper, którego wychwala się za zabicie ponad 150 Irakijczyków stawiających opór kryminalnej inwazji i okupacji ich narodu przez z natury szlachetne imperium amerykańskie) oraz dowódcy, którzy walczą i zabijają różnych „złych facetów” ( „antyamerykańscy” „powstańcy” i „terroryści” oraz różni oszustowie i radykałowie za granicą i w „ojczyźnie”) są najczęstszymi bohaterami i wzorami do naśladowania w tych mediach; obrońcy publiczni, inni obrońcy, libertarianie obywatelscy, obrońcy praw obywatelskich, działacze pokojowi i tym podobni są powszechnie przedstawiani jako w najlepszym przypadku naiwni i irytujący „czyniący dobro”, a w najgorszym jako nikczemni rozpieszczacze, a nawet agenci zła.
Irracjonalna perswazja i elektroniczna reklama ADD
Nie oznacza to, że generowanie idiotyzmu we współczesnym znaczeniu czystej głupoty nie jest także centralnym elementem misji medialnej „głównego nurtu”. Taki idiotyzm jest szeroko kultywowany w całym „ojczystym” spektrum medialnym. Nigdzie nie jest to wyraźniej widoczne niż w ciągłym natłoku szybkich reklam, które zalewają amerykańskie media. Jak trzydzieści lat temu zauważył amerykański krytyk kulturalny Neil Postman, współczesna reklama telewizyjna w USA jest antytezą racjonalnych rozważań ekonomicznych, które pierwsi zachodni mistrzowie systemu zysków uważali za oświeconą esencję kapitalizmu. „Jego główni teoretycy, a nawet najwybitniejsi praktycy” – zauważył Postman – „wierzyli, że kapitalizm opiera się na idei, że zarówno kupujący, jak i sprzedający są wystarczająco dojrzali, dobrze poinformowani i rozsądni, aby angażować się w transakcje we własnym interesie”. Reklamy robią z tej wiary „hasz”. Ich zadaniem jest przekonywanie konsumentów irracjonalnymi twierdzeniami, opierając się nie na poważnej prezentacji dowodów i logicznej argumentacji, ale na sugestywnym emocjonalizmie i sugestywnych obrazach
Te same techniki zatruwają amerykańską politykę wyborczą. Inwestycje w jawnie oszukańcze i manipulacyjne reklamy kampanii często decydują o sukcesie lub porażce w coraz bardziej przygnębiająco ogłupiałych konkursach marketingowych i brandingowych pomiędzy kandydatami zaangażowanymi w biznes. Co gorsza, zdumiewające koszty tej szkodliwej komercjalizacji polityki powodują, że wydatki na kampanie są tak wysokie, że jeszcze bardziej absurdalnie uzależniają kandydatów od wielkich korporacji finansujących duże pieniądze.
Po drodze masowe kompetencje poznawcze są atakowane przez odrętwiającą, wszechobecną wszechobecność reklam, które atakują zdolność trwałego skupienia i racjonalnego myślenia przez prawie szesnaście minut każdej godziny w telewizji kablowej (przy czym 44 procent pojedynczych reklam jest obecnie emitowanych przez zaledwie piętnaście sekund). Być może jest to czynnik długo opłakiwanej w Stanach Zjednoczonych epidemii „zespołu deficytu uwagi” (ADD)?
Wierzchołki drzew i korzenie
Oto, gdzie doświadczony czytelnik New York TimesThe Washington PostThe Financial TimesThe Wall Street Journal i krytyczna literatura amerykańskiej lewicy może wtrącić, że każdy z tych i innych głównych mediów korporacyjnych produkuje znaczną ilość informacyjnych, wysokiej jakości i często szczerych raportów i komentarzy, które myśliciele i aktywiści lewicy powszechnie cytują na poparcie swoich argumentów za radykalnymi i demokratycznymi zmianami . Obserwacja byłaby słuszna.
Czy to oznacza, że paranoiczna prawica Tea Party FOX News ma rację, twierdząc, że media „głównego nurtu” są liberalne, a nawet lewicowe? Ledwie. Aby zrozumieć, dlaczego lewicowi poszukiwacze prawdy, którzy sprzeciwiają się strukturom władzy wspieranym przez media, często mogą znaleźć przydatne informacje w wiadomościach i komentarzach establishmentu, ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że dominujące media tworzą dwie różne wersje amerykańskiej polityki, polityki, społeczeństwa, „życia” ” i bieżących wydarzeń dla dwóch różnych odbiorców. Podążając za twórczością genialnego australijskiego krytyka propagandy Alexa Careya (którego twórczość zainspirowała Hermana i Chomsky’ego do napisania Zgoda na produkcję), pierwszą publiczność możemy nazwać „oddolną”. Obejmuje ogólną masę obywateli klasy robotniczej i niższej. Jeśli chodzi o elity biznesowe, które są właścicielami środków masowego przekazu i zarządzają nimi, oraz korporacje płacące za te media zakupami reklam, temu „motłochowi” nie można ufać w zakresie poważnych, szczerych i bezpośrednich informacji. Jego zasadniczą rolą w społeczeństwie jest milczenie, ciężka praca, rozrywka (należy pamiętać, że w sposób bogato propagandowy i ideologiczny), kupowanie rzeczy i ogólnie robienie tego, co się mu każe. Mają pozostawić kluczowe decyzje społeczne tym, których wiodący XX-wieczny amerykański intelektualista publiczny i entuzjasta propagandy medialnej Walter Lippman (twórca wyrażenia „produkcja zgody”, jak zauważyli Herman i Chomsky) nazwał „ludźmi odpowiedzialnymi”. Ta „inteligentna”, życzliwa, „ekspercka” i „odpowiedzialna” elita – w istocie odpowiedzialna za tak chwalebne osiągnięcia, jak Wielki Kryzys, wojna w Wietnamie, inwazja na Irak, Wielka Recesja, globalne ocieplenie i wzrost Państwo Islamskie – należało, zdaniem Lippmana, chronić przed, jak to określił, „deptaniem i rykiem oszołomionego stada” (cyt. za: N.Chomsky, Systemy zasilania [2013], 81). Oszukany tłum, subobywatel, niebezpieczna większość klasy robotniczej („prole” z „XNUMX” George’a Orwella) nie są publicznością dla elitarnych organów, takich jak CzasyThe Posti Czasopismo.
Druga grupa docelowa obejmuje odpowiednią klasę polityczną Amerykanów, co najwyżej z górnej piątej części społeczeństwa. To jest ten, kto czyta „Times”, „Post” i „Journal”. Nazwij tę publiczność (znowu za Careyem) „wierzchołkami drzew”: ludźmi, którzy się liczą i którym na to zasługują i którym można powierzyć coś bardziej zbliżonego do prawdziwej historii, ponieważ ich umysły zostały odpowiednio zdyscyplinowane i schlebiane im przez wyższe pensje, znaczną autonomię w miejscu pracy i zaawansowana, „specjalistyczna” certyfikacja edukacyjno-zawodowa. Segment ten obejmuje osoby uprzywilejowane i silnie zindoktrynowane, takie jak menedżerowie korporacji, prawnicy, administratorzy publiczni i (większość) profesorowie uniwersyteccy. Ponieważ ci superobywatele wykonują kluczowe, odgórne zadania społeczne polegające na nadzorze, dyscyplinie, szkoleniu, demoralizacji, kooptacji i indoktrynacji, nie można ich zbyt całkowicie wprowadzić w błąd co do bieżących wydarzeń i polityki bez szkodliwych konsekwencji dla sprawnego funkcjonowania dominującej władzy. porządek społeczny i polityczny. Wymagają odpowiednich informacji i nie mogą ulegać nadmiernemu wpływowi brutalnej i głupiej propagandy generowanej dla mas. Jednocześnie informacje i komentarze kierowane do odpowiednich i szanowanych klas biznesowych i politycznych oraz ich menedżerów i koordynatorów czasami odzwierciedlają uzasadnioną debatę wśród elit na temat najlepszego sposobu kierowania społeczeństwem w interesie uprzywilejowanych. Dlatego radykalny myśliciel i aktywista może znaleźć wiele przydatnych informacji w tak elitarnych organach medialnych jak New York TimesThe Washington PostThe Wall Street JournalThe Financial Times oraz w różnych innych mediach w koronach drzew. Taki myśliciel lub aktywista byłby w istocie głupcem, gdyby nie zasięgnął informacji w tych źródłach, jeśli mają na to czas i energię.
Najnowsza książka Paula Streeta to „ They Rule: The 1% v. Democracy (Paradigm”).
3 Komentarze
Moim zdaniem jest to łatwy do wyjaśnienia aspekt produkcji kulturalnej, ale istnieje aspekt ideologii, który działa na znacznie bardziej subtelnym i abstrakcyjnym poziomie. Pomyśl o popularnym filmie dla dzieci Wally, w którym chciwe korporacje niszczą ziemię. Albo filmy Matrix albo V jak Vendetta, oczywista krytyka kapitalizmu. Prawda jest taka, że kultura obfituje w krytykę kapitalizmu, ponieważ na poziomie ideologii możemy wiedzieć, co robimy, ale mimo to robimy to dalej (tak jak wszyscy „wiedzą”, że reklamy i reklamy polityczne to bzdury, a mimo to upierają się w swoim irracjonalnym wierzenia.
Moim zdaniem jest to obszar teoretyczny wymagający większej pracy. Chomsky twierdzi również, że pranie mózgu kończy się niepowodzeniem i prowadzi do „deficytu demokracji”. Innymi słowy, wydaje się, że chce tego w obie strony. Nie ma żadnego spisku, wszystko dzieje się na widoku (na przykład w Davos), ale nasza podświadomość symbolizuje to w sposób, który jest błędnie przedstawiany.
kolejny ważny i dający do myślenia artykuł Paula. Link umieściłem na Facebooku pod adresem https://www.facebook.com/frank.kashner . Michael, twoja pogarda dla kapitalistycznych mediów, takich jak FB, ogranicza dystrybucję treści Z, ze szkodą dla autorów Z i tych z nas, którzy chcą zobaczyć szerszą publiczność dla swojej pracy.
Wiele osób zna książkę „Kłamstwa, które powiedział mi mój nauczyciel” Jamesa Loewena (jeśli nie, przeczytaj ją natychmiast). Odwołuje się w nim do ważnego badania przeprowadzonego wśród mieszkańców USA, które pokazało, że im wyższe wykształcenie, tym większe poparcie dla wojny amerykańskiej w Wietnamie. (Ci, którzy odnieśli największe korzyści finansowe/zawodowe z systemu, zazwyczaj wierzyli w niego i jego przesłania.)
Istnieje zatem podobieństwo: ci, którzy najprawdopodobniej czytają NYTimes, znajdują się pod jego bezpośrednim wpływem. Ma to sens i tę grupę czytelników można z powodzeniem określić, jak wynika z ankiety, o której mówi Loewen, jako elitę, z braku lepszego określenia.
To, co Paul mówi o telewizji i filmach, dociera do znacznie większej publiczności/grupy i ci, którzy tworzą elitę, oczywiście to rozumieją, a te media są wykorzystywane znacznie częściej niż NYTimes i podobne główne gazety do formowania i kształtowania myśli masowej.
Amerykańskie filmy i programy telewizyjne docierają do odbiorców na całym świecie, a kiedy przez wiele lat mieszkałem poza Stanami Zjednoczonymi, miałem do nich dostęp w telewizji. Często myślałem o obrazie, jaki tworzą te media nie tylko w USA, ale na całym świecie.
Tak zwane „wartości produkcyjne” telewizji i filmów są wysoko rozwinięte i skutecznie przyciągają widzów. Ciągłe programowanie programów, takich jak „Prawo i porządek” oraz „NCIS”, żeby wymienić tylko dwa, stworzyło potężny obraz skuteczności i uczciwości władzy, policji, wojska i innych organizacji – niezależnie od tego, czy była to realistyczna ocena, czy nie.
„Idiotyzm” to właściwe słowo opisujące to, co powstaje, a dokładniej idiotyzm moralny, w USA. Często jednak ludzie w innych krajach mają rzeczywiste doświadczenia z władzą i władzą Stanów Zjednoczonych, które w pewnym stopniu to neutralizują, ale nie prawie. wystarczająco.
Tutaj, w USA, nieustannie widzę, jak profesjonalni ludzie mają niewielki lub żaden wgląd w rzeczywistość. Filtr(y) utworzony(-e) w wyniku wysoce wyrafinowanej indoktrynacji jest niezwykły. Często, gdy „wtajemniczeni” zobaczą w indywidualnych przypadkach fałszywy obraz, mogą go zapisać jako „wyjątkowe” przypadki złego postępowania lub „błędów”, nie odzwierciedlające ogólnej idiotycznej natury otaczającej kultury. Oczywistym przykładem jest „błąd Wietnamu”, a nie jako przykład sprzedajności, przemocy, głupoty i brutalności, które są również charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych. Można podać wiele innych przykładów – stulecia niewolnictwa Czarnych, eksterminacja rdzennej ludności… nie ma potrzeby ciągnąć dalej tej krótkiej odpowiedzi na artykuł Pawła.