Nancy Cantor, była kanclerz i rektor Uniwersytetu Syracuse oraz nowy rektor Rutgers-Newark, jest dobrze znana ze swojej innowacyjnej i ambitnej koncepcji misji społecznej szkół wyższych i uniwersytetów. Jej projekt „Stypendium w działaniu”
[http://www.syr.edu/chancellor/selected_works/], który został wdrożony w Syracuse, stanowi cenny model dla innych instytucji edukacyjnych. Satya P. Mohanty, profesor Cornell i założycielka krajowego Letniego Instytutu Studiów nad Przyszłością Mniejszości (www.fmsproject.cornell.edu) i współredaktor książki The Future of Diversity: Academic Leaders Reflect on American Higher Education (2010) rozmawiał z Cantorem o edukacyjnej wartości różnorodności i społecznej odpowiedzialności uniwersytetów.
Kilka miesięcy temu Sąd Najwyższy odesłał sprawę dotyczącą akcji afirmatywnej w Teksasie z powrotem do sądów niższej instancji, ale niezwykle istotne – a co przeszło niezauważone w mediach ogólnokrajowych – jest to, że większość sędziów otwarcie popiera obecnie zasadę, że „Różnorodność” rasowa i etniczna kampusu uniwersyteckiego przynosi „korzyści edukacyjne”. Jest to twierdzenie, które ty i twoi koledzy z U Michigan rozwinęliście w ramach przygotowań do sprawy Grutter przeciwko Bollingerowi, wcześniejszej sprawy dotyczącej akcji afirmatywnej w procesie rekrutacji na studia. Musisz czuć się bardzo dobrze z powodu tej decyzji Trybunału, ponieważ byłeś rektorem w U Michigan i pomagałeś koordynować i organizować sprawę dotyczącą akcji afirmatywnej w związku z tym roszczeniem. Idea ta wkracza obecnie do głównego nurtu, zastępując wąskie i wyłączne skupianie się na kwotach, liczbach itp. Opowiedz nam więc trochę o tym, w jaki sposób można by produktywniej omawiać temat różnorodności na kampusach uniwersyteckich w mediach ogólnokrajowych — to znaczy w mediach świat poza salami seminaryjnymi naszych wydziałów Edukacji i Psychologii.
Rozmowa na temat różnorodności w szkolnictwie wyższym od dawna ugrzęzła w retoryce sumy zerowej obowiązującej w naszym bardzo dzielącym i podzielonym krajobrazie narodowym. Za tą retoryką kryje się pogląd, że przyjęcia na studia można sprowadzić do bezpośredniej bitwy pomiędzy jednostkami jako przedstawicielami pojedynczych grup, których „prawo” do miejsca przy stole zależy od wąskiego wyniku będącego wyznacznikiem zasług. Nie tylko pomija to złożoność wielowymiarowych tożsamości, które wszyscy ze sobą niesiemy, a także wiele atrybutów, które w rzeczywistości stanowią zasługę, ale także nasuwa się całkowicie najważniejsze zadanie stojące przed naszym narodem – jak możemy cała kolekcja nauczyć się współpracować, aby czerpać znaczące korzyści, jakie różnorodność zapewnia w rozwiązywaniu problemów, zrozumieniu, spójności społecznej i innowacjach.
Ta pozytywna historia, jeśli można tak powiedzieć, o korzyściach płynących z różnorodności dla edukacji i siły roboczej, trafia prosto w sedno wartości demokratycznego życia – ale nie możemy czerpać tych korzyści, jeśli zjednoczymy się pogrążeni w podejrzeniach, wyjątkowo chroniąc naszą jednostkę praw i pozbawione jakiejkolwiek empatii wobec innych, których doświadczenia i tożsamość mogą wzbogacić nasze własne w równym stopniu proporcjonalnie do tego, jak bardzo się różnią, jak i pod względem naszych podobieństw. Demokratyczne życie, nauka i praca nie mogą opierać się na „sprawdzaniu naszej tożsamości” u drzwi ani nie mogą wykorzystywać swojego potencjału, aby rozciągnąć nasze serca i umysły oraz rzucić nam wyzwanie, abyśmy na nowo myśleli o naszych zbiorowych wyzwaniach (od zmiany klimatu po edukację miejską do ubóstwa), jeśli zasadniczo skonfiguruje się ją jako grę zwycięzców i przegranych. Potrzebujemy siebie nawzajem cała kolekcja wygrać. Nie możemy przetrwać (konkurencyjnie) jako naród, jeśli w dalszym ciągu będziemy pomijać i wykluczać najszybciej rosnące pule talentów; musimy kształcić liderów w sposób legitymizujący — czy to o charakterze obywatelskim, korporacyjnym, wojskowym, rządowym czy edukacyjnym – a legitymacja musi obejmować całą naszą zróżnicowaną populację, ponieważ wspólnie stawiamy czoła wyzwaniom. Nie możemy stawić im czoła razem, jeśli nie nauczymy się, jak się jednoczyć. To jasne i proste – wymaga to ciężkiej pracy w coraz bardziej spolaryzowanym i podzielonym społeczeństwie. Szkolnictwo wyższe to miejsce, w którym możemy starać się być jak najlepszymi.
Ty i Twoi koledzy z Michigan argumentowaliście przed Sądem Najwyższym, że różnorodność nie jest tylko ideałem sentymentalnym, ale w rzeczywistości niesie ze sobą wyraźne korzyści edukacyjne. Jakie, zdaniem pedagogów i psychologów, są te korzyści? Jak podsumowałbyś ustalenia badaczy takich jak Twój kolega Pat Gurin i innych, nietechnicznym językiem dla tych z nas, którzy nie są psychologami?
Powiedziałbym, że głównym argumentem na temat edukacyjnych korzyści płynących z różnorodności jest to, że zróżnicowane środowiska uczenia się prowadzą do bardziej aktywnego i krytycznego myślenia u jednostek, co skutkuje lepszym i bardziej kreatywnym rozwiązywaniem problemów ze strony grup. Spostrzeżenie to jest dość stare i opiera się na przykład na tradycjach i dziedzictwie wielkiego filozofa edukacji Johna Deweya na temat społecznego charakteru edukacji. Idąc o jeden bardzo ważny krok dalej, Pat Gurin i jej współpracownicy wykazali, że ponieważ rasa ma ogromne znaczenie jako jeden wymiar, który organizuje codzienne doświadczenia, spostrzeżenia i przekonania ludzi w naszym społeczeństwie, kiedy uczniowie – lub którykolwiek z nas – autentycznie wchodzą w interakcje, prowadzą dialog, słuchają się nawzajem w grupach zróżnicowanych rasowo i etnicznie, podnosi to poziom eksploracji poznawczej i społecznej wszystkich części uczestników. Jednak aby uzyskać korzystny wpływ różnorodności na uczenie się, wymagana jest prawdziwa interakcja, a nie tylko przebywanie w tym samym ogólnym środowisku.
Znaczenie bezpośredniej interakcji i zaangażowania międzygrupowego jest szczególnie istotne w zmianie domyślnych przekonań i reakcji ludzi na temat rasy oraz w motywowaniu tego, co moglibyśmy nazwać skłonnością do zachowań prospołecznych – chęci łączenia się, współpracy, budowania społeczności i wspólnych relacji. przyczyna — składniki dobrej demokracji. Interakcja w zróżnicowanym środowisku uczenia się może przynieść długotrwałe skutki dla zaangażowania obywatelskiego i tolerancji, jak Gurin i jej współpracownicy wykazali w swoich pracach od czasu sprawy Gruttera, ale wymaga to od wszystkich prawdziwej pracy w terenie – tak się nie dzieje nie dzieje się biernie. Stare nawyki nie znikają nagle, zwłaszcza gdy wszyscy dorastamy w tak spolaryzowanych i podzielonych – często segregowanych – światach.
Idąc o krok dalej, teraz wiemy również, że musimy to mieć dość różnorodność – znacząca liczba osób z dowolnej grupy z różnymi doświadczeniami i pomysłami – abyśmy mogli postrzegać innych jako skomplikowane jednostki, a nie monolitycznych „przedstawicieli” pojedynczej grupy, rasowej lub innej. Zatem w tym sensie z naszej mają znaczenie, aby umożliwić interakcje, w których można ujawnić wspólne doświadczenia niezależnie od rasy i pochodzenia etnicznego – w sposób, który faktycznie zmniejsza (stygmatyzujące) znaczenie rasy w naszych umysłach, jednocześnie doceniając pozytywne tożsamości związane z naszym pochodzeniem, przynależnością społeczną i grupami.
Gratulujemy nowej nominacji na stanowisko rektora kampusu Newark Uniwersytetu Rutgers, kampusu dobrze znanego z bogatej różnorodności studentów i wizji edukacji publicznej. Czego najbardziej nie możesz się doczekać w swojej nowej pracy jako kierownika akademickiego tak ważnej i tętniącej życiem uczelni publicznej?
Opierając się na motywie wykorzystania różnorodności, aby przełamać uproszczone, domyślne wyobrażenia, jakie mamy na temat „innych” i pozytywnie uczcić wkład w tętniące życiem środowisko społecznego uczenia się, które pojawia się, gdy „mieszamy” oraz rozmawiamy i pracujemy ponad różnicami — to dla mnie jedna z głównych atrakcji wyjazdu do Rutgers-Newark, miejsca, gdzie studenci pochodzą z tak wielu różnych środowisk, że dosłownie nie ma w ogóle grupy większościowej, na którą można by wskazać. W tym kontekście złamię swoją zasadę unikania rankingów i zauważę, że Rutgers-Newark jest uznawany za krajowy uniwersytet badawczy numer jeden pod względem różnorodności właśnie dlatego, że stanowi tak dynamiczną mieszankę. Następnie dodaj do tego klejnot wydziału – najwyższej klasy uczeni – zaangażowani na rzecz tych studentów oraz miasta Newark i jego „ponownego wprowadzenia” na świat (żeby użyć określenia ulubionego syna Newark, profesora Clementa Price’a). Czy może być lepiej dla lidera edukacyjnego, który mocno wierzy w synergię między różnorodnością i doskonałością w nauce a nauką zaangażowaną publicznie, a także w rolę szkolnictwa wyższego jako partnera głęboko zakorzenionego w miejscach, w których jesteśmy kotwicą instytucje, jako siła dobra publicznego na dłuższą metę?
Przez prawie dekadę jako rektor i rektor Uniwersytetu Syracuse wypracowywał Pan model zaangażowanej nauki zwany „stypendium w działaniu”. Czym jest stypendium w działaniu? W jaki sposób można go dostosować do miejskich, publicznych uniwersytetów, takich jak Rutgers-Newark? W jaki sposób inne uczelnie, miejskie i wiejskie, prywatne i publiczne, mogą wykorzystać ten model?
W swej najbardziej elementarnej formie Stypendium w działaniu stanowi ponowne zaangażowanie w publiczną misję szkolnictwa wyższego, zarówno w przypadku publicznych, jak i prywatnych szkół wyższych i uniwersytetów. W końcu, jeśli Lincoln w środku wojny domowej mógłby stworzyć uniwersytety przyznające ziemię, wyraźnie w celu wspierania zarówno możliwości gospodarczych, jak i edukacyjnych, to czy nie moglibyśmy przyspieszyć i opuścić naszych wież z kości słoniowej na wystarczająco długo, aby docenić siłę budującą społeczność stypendium publiczne i zasadniczą odpowiedzialność za urzeczywistnienie edukacji dla większej liczby zróżnicowanych talentów kolejnego pokolenia w miastach i miasteczkach, w których jesteśmy zakotwiczeni jako instytucje lokalne? Każda dyscyplina ma tu do odegrania rolę do odegrania, od STEM po dyscypliny kulturowe, od biomateriałów tworzących innowacje w dziedzinie zdrowia po sztukę, architekturę i projektowanie, które budują nowe narracje o możliwościach społecznych i technologii, które zmieniają sposób, w jaki się komunikujemy, i wiele więcej. Wszyscy możemy współpracować i współpracować w głęboki i trwały sposób z różnorodną „społecznością ekspertów” – mieszkańcami, liderami biznesu, wybranymi urzędnikami, dziećmi i babciami w wieku szkolnym, przywódcami religijnymi, działaczami społecznymi i przedsiębiorcami, aby wspólnie zmienić szanse dla pojedynczych osób i dzielnic oraz całe miasta i regiony. A kiedy robimy to blisko domu, okazuje się, że chociaż cała praca ma charakter lokalny, wiele z nich rezonuje i odbija się w lokalizacjach geograficznych możliwości w kraju i na świecie. Tak więc, jak Syracuse i środkowy Nowy Jork są głęboko naznaczone historią innowacji przemysłowych i ruchów społecznych poszukujących możliwości, a także współczesną rzeczywistością dziesięcioleci ucieczki białych, degradacji środowiska i stagnacji gospodarczej, tak samo jest w Newark i jego północnym Nowym Jorku Rzeczywistość metra w Jersey została w bardzo wyraźny sposób ukształtowana przez dziesięciolecia historii po zamieszkach, bogate zasoby kulturowe i społeczne oraz głód nowych możliwości. Każde miejsce jest inne; ale nie ma miejsca bez tych zasobów, na których można budować, rąk, z którymi można się połączyć, i marzeń, które można spełnić. Każdy uniwersytet i uczelnia, publiczna lub prywatna, dwu- lub czteroletnia, ma swoje miejsce i rolę do przyjęcia przy tym zbiorowym stole zmian. Co jednak ważniejsze, my, „wieża z kości słoniowej” (oraz reprezentowani przez nas studenci, wykładowcy i dyscypliny), możemy zmienić miejsce w tym procesie – wymyślając się na nowo pod kątem tego, co ma nadejść, a nie tego, co było, jak kiedyś Komisja Carnegie intonowany.
„Publiczne” instytucje szkolnictwa wyższego w całym kraju znajdują się obecnie w obliczu znacznych trudności finansowych i wydaje się, że następuje ogólny ruch w kierunku prywatyzacji wielu instytucji społecznych. Zajmowałeś stanowiska kierownicze zarówno na uczelniach prywatnych, jak i publicznych. Czy istnieje szczególny powód, aby cenić instytucje publiczne – takie jak uniwersytety państwowe – w naszym zglobalizowanym 21st gospodarka stulecia? Jaką rolę w naszej historii odegrały takie instytucje, zwłaszcza miejskie, jak City University of New York?
Przez ostatnią dekadę stanowczo argumentowaliśmy, że nawet prywatna instytucja, taka jak Syracuse, pełni publiczną rolę, odpowiedzialność i rzeczywistość jako instytucja oparta na miejscu – taka, która prawdopodobnie nie wstanie i nie odejdzie nawet w tym nadmiernie mobilnym „płaskim świecie” – Chcę tu zachować ostrożność, przypisując instytucjom publicznym wyłączne znaczenie misji publicznej. Jednocześnie, przynajmniej historycznie, należy dokonać bardzo interesującego kontrastu pomiędzy sposobami, w jakie wiele instytucji publicznych zyskiwało tożsamość dzięki powiązaniom ze swoimi społecznościami (regionami, państwami) a falami populacji imigrantów, którzy w nich mieszkali i przejęło w pewnym stopniu te instytucje jako miejsca możliwości, podczas gdy instytucje prywatne stały się miejscami docelowymi bardziej odległymi. Wspominasz o CUNY, a ja myślę tylko o roli, jaką szczególnie City College odegrało w życiu mojego ojca, żydowskiego syna rosyjskich imigrantów mieszkającego w kamienicy na Brooklynie, dla którego otworzyło ono drzwi do możliwości intelektualnych i ekonomicznych a mimo to pozostawał głęboko utożsamiony i połączony ze swoją społecznością, nawet jeśli wymagało to przejazdu metrem. I dokładnie to widzę, patrząc szybko, jako szczególną, choć nie wyłączną, rolę współczesnych instytucji publicznych: są one drogami możliwości nie tylko dla prywatnych korzyści, jakie oferują „lokalnym” studentom jako indywidualnym osobom, ale także dla dobro publiczne, które reprezentują dla całych społeczności, oraz wpływ gospodarczy, społeczny i rozwiązywanie problemów, jakie mogą mieć jako instytucje głęboko zakorzenione w tożsamości swoich miejsc, swoich domów. Ryzykując, że zostanę oskarżony o zaniżanie standardów retorycznych, pozwolę sobie zasugerować, że są one bardziej zbliżone do wpływu, jaki wywiera Major League Baseball, osadzając „zespół rolniczy” w lokalnej społeczności (a swoją drogą Newark ma właśnie takie drużyna z niższej ligi) – drużyna, która zarówno reprezentuje szkolenie i kultywowanie przyszłych talentów całego baseballu, a jednocześnie przejmuje tożsamość i aspiracje swojej rodzimej społeczności – niż wtedy, gdy koszykówka wyrywa domokrążnego dzieciaka ze społeczności i wysyła go lub ją na studia, aby zostać gwiazdą. Z pewnością, jeśli ten naród ma przywrócić szkolnictwo wyższe jako realistyczną drogę do mobilności społecznej dla najszybciej rosnących populacji w wielu naszych lokalizacjach geograficznych oferujących możliwości – naszych licznych społeczności miejskich i wiejskich, które obecnie czują się oderwane od tej rzeczywistości – musimy zrobić jedno i drugie – wysyłaj tych, którzy są gotowi i pragną studiować na Harvardzie na Harvardzie (a jak pokazali Hoxby i Turner, jest ich o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać), a jednocześnie wspieraj także drużyny gospodarzy, tak jak Rutgers-Newarks na świecie są w stanie utrzymać całkiem nieźle, jeśli tylko nadarzy się taka okazja.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna