Co zaskakujące, nagroda w tym tygodniu za „Najgłupszy komentarz polityczny w wyścigu prezydenckim” nie trafia do Donniego Trumpa ani Teda Cruza.
Zaszczyt ten należy raczej do nieświadomych znawców konwencjonalnej mądrości politycznej. Ci eksperci i profesjonalni agenci kampanii podjęli jednostronną decyzję, że Bernie Sanders musi teraz zrezygnować z wyścigu o nominację Demokratów. Dlaczego? Bo mówią: „On nie może wygrać”.
Właściwie już to zrobił. Żywa populistyczna wizja Sandersa, niepohamowany idealizm i wielkie idee przywrócenia Ameryki własnemu narodowi wyrwały debatę prezydencką z rąk korporacjonistów zajmujących się status quo, ożywiły świadomość klasową i znaczenie Partii Demokratycznej, dodały energii milionom młodych ludzi do zaangażowani i udowodnieni demokratycznemu establishmentowi, że nie muszą sprzedawać się wielkim darczyńcom korporacyjnym, aby zebrać pieniądze potrzebne do ubiegania się o urząd.
Bernie merytorycznie, a nawet głęboko, zmienił amerykańską politykę na lepsze, dlatego zyskuje coraz większe poparcie i wciąż pozyskuje delegatów. Od początku mówił: „W tej kampanii nie chodzi o mnie” – to szansa dla zlekceważonych i odrzuconych wyborców na dokonanie nowej rewolucji politycznej, która będzie się rozwijać po tych wyborach i stworzy prawdziwy rząd ludowy.
Od wybrzeża do wybrzeża miliony wyborców „poczują Berno”. To hasło kampanii stworzone przez oddolnych zwolenników, aby wyrazić swoją pasję do niekonwencjonalnej kampanii prezydenckiej prowadzonej przez Berniego Sandersa.
Tak, pasja-wylew prawdziwego podniecenia, które jest (jak mówimy w Teksasie) „gorętsze niż miłość w szkole średniej”. Wszystko to dla 74-letniego Demokratycznego Socjalisty, który otwarcie przeciwstawia się korporacyjnej plutokracji, która powala klasę średnią i uciska biednych. Sanders jest najstarszym kandydatem w wyścigu, ale pod względem politycznym jest najmłodszym kandydatem, który z zapałem przedstawia wizję i program na miarę FDR, mające na celu zwiększenie amerykańskiej większości w dzień roboczy. I zgadnij co? Okazuje się, że na co dzień Amerykanie bardziej cenią demokrację od plutokracji, stąd jego pełne pasji poparcie.
Czy muszę wspominać, że zamożne władze – i politycy uzależnieni od ich pieniędzy – nienawidzą tej obrazy wobec ich przytulnego systemu „polityka jak zwykle” / „jak zwykle”? Szczególnie szokujący jest dla nich fakt, że zwolennicy Sandersa przedostali się przez zwykły mur wielkich pieniędzy, który zawsze rzuca nam establishment, aby udaremnić kampanie populistyczne. Tym razem jednak przeciwwaga zwykłych ludzi utworzyła własny, odnoszący duże sukcesy fundusz kampanii, mający na celu wsparcie Rebelii Bernie. Jak udany? W milionach małych darowizn zebrano aż 182 miliony dolarów. Jaki mały? Średnio 27 dolarów za sztukę.
To jest rewolucja, właśnie tam! Każda rewolucja potrzebuje sloganu, więc oto taki, który wisiał na namiocie zabytkowego, lokalnego motelu niedaleko miejsca, gdzie mieszkam w Austin: „Bez dodatków, bez konserwantów, bez korporacji od 1938 roku”. To doskonale podsumowuje wyjątkową kampanię społeczną, którą stworzyli dla siebie ludzie Bernie.
Strażnicy Ustalonego Porządku obawiają się tego oddolnego powstania anonimowych „obcych” i wiedzą, że tegoroczna nominacja Demokratów jest wciąż bardzo do wygrania, więc głupio próbują wypchnąć Sandersa, zanim inne stany będą mogły głosować. Ale Bernie i ruch masowy, który wspiera, nie zamierzają się poddać – zorganizują się w każdych prawyborach, które dopiero nadejdą, będą główną siłą na konwencji Demokratów i będą nadal forsować swoje ideały i politykę podczas wyborów powszechnych… i poza nimi.
Jak to ujął Sanders: „Nie kandyduję, aby sprzeciwiać się jakiemukolwiek mężczyźnie czy kobiecie, ale aby zaproponować nową i dalekosiężną politykę poradzenia sobie z kryzysem naszych czasów… Może być już za późno, aby powstrzymać klasę miliarderów przed próbami kupienia prezydentury i kongres… Ale jesteśmy to winni naszym dzieciom i wnukom, aby spróbować… Musimy stawić czoła rzeczywistości, w której jesteśmy jako naród i potrzebujemy masowego ruchu ludzi, aby walczyć o zmiany”. Właśnie to real polityka powinna być – nie tylko bezmyślną kampanią mającą na celu wybranie osobowości, ale doniosłym ruchem demokratycznym walczącym o dobro wspólne.
Jim Hightower jest autorem sześciu książek, m.in Złodzieje na wysokich stanowiskach (Wiking 2003). Znany populista i były komisarz ds. rolnictwa Teksasu, obecnie pisze ogólnokrajową kolumnę zawierającą 75 publikacji. Pisze także comiesięczny biuletyn pt Nizina Hightower, i przyczynia się do Postępowy populista.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
Nie mam pożytku z cholernego Berniego i cholernej korporacjokracji. To dlatego, że mi zależy.