Źródło: Spraw Zagranicznych
Bezprecedensowe globalne wyzwania, przed którymi stoją dziś Stany Zjednoczone – zmiany klimatyczne, pandemie, rozprzestrzenianie broni jądrowej, ogromne nierówności gospodarcze, terroryzm, korupcja, autorytaryzm – są wspólnymi wyzwaniami globalnymi. Nie da się ich rozwiązać samodzielnie, w pojedynkę. Wymagają zwiększonej współpracy międzynarodowej – w tym z Chinami, najludniejszym krajem na świecie.
Dlatego niepokojące i niebezpieczne jest wyłanianie się w Waszyngtonie szybko rosnącego konsensusu, który postrzega stosunki amerykańsko-chińskie jako walkę gospodarczą i militarną o sumie zerowej. Dominacja tego poglądu stworzy środowisko polityczne, w którym coraz trudniej będzie osiągnąć desperacko potrzebną światu współpracę.
To dość niezwykłe, jak szybko zmienił się konwencjonalny pogląd na tę kwestię. Nieco ponad dwie dekady temu, we wrześniu 2000 r., korporacyjna Ameryka i przywódcy obu partii politycznych zdecydowanie poparli przyznanie Chinom statusu „stałych normalnych stosunków handlowych”, w skrócie PNTR. W tamtym czasie Amerykańska Izba Handlowa, Krajowe Stowarzyszenie Producentów, media korporacyjne i praktycznie wszyscy eksperci ds. polityki zagranicznej establishmentu w Waszyngtonie upierali się, że PNTR jest niezbędny do utrzymania konkurencyjności amerykańskich przedsiębiorstw poprzez zapewnienie im dostępu do rozwijającego się rynku chińskiego oraz że liberalizacji gospodarki Chin towarzyszyłaby liberalizacja chińskiego rządu w zakresie demokracji i praw człowieka.
Stanowisko to uznano za oczywiste i niepodważalne. Udzielanie PNTR, ekonomista Nicholas Lardy z centrowego Brookings Institution argumentował wiosną 2000 r. „dostarczyłoby ważnego impulsu dla przywództwa Chin, które podejmuje znaczące ryzyko gospodarcze i polityczne, aby sprostać żądaniom społeczności międzynarodowej w sprawie istotnych dodatkowych reform gospodarczych”. Z drugiej strony odmowa PNTR „oznaczałaby, że amerykańskie firmy nie odniosłyby korzyści z najważniejszych zobowiązań, jakie podjęły Chiny, aby zostać członkiem” Światowej Organizacji Handlu (WTO). Pisząc mniej więcej w tym samym czasie, politolog Norman Ornstein z konserwatywnego American Enterprise Institute ujął to bardziej dosadnie. „Handel amerykański z Chinami jest dobrą rzeczą dla Ameryki i dla poszerzania wolności w Chinach” – stwierdził zapewnił. „To wydaje się lub powinno wydawać się oczywiste”.
Cóż, nie było to dla mnie oczywiste, dlatego pomogłem przewodzić opozycji wobec tej katastrofalnej umowy handlowej. Wiedziałem wtedy i wiedziało wielu ludzi pracy, że zezwolenie amerykańskim firmom na przenoszenie się do Chin i zatrudnianie tam pracowników za głodowe pensje wywołałoby wyścig w dół, w wyniku czego utrata dobrze płatnych stanowisk związkowych w Stanach Zjednoczonych i niższe płace amerykańskich pracowników. I właśnie to się stało. W ciągu mniej więcej dwudziestu lat, które potem nastąpiły, około dwa miliony amerykańskich stanowisk pracy zostało zlikwidowanych, ponad 40,000 2016 fabryk zostało zamkniętych, a amerykańscy pracownicy doświadczyli stagnacji płac – mimo że korporacje zarabiały miliardy, a kadra kierownicza była sowicie nagradzana. W XNUMX roku Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, częściowo prowadząc kampanię przeciwko amerykańskiej polityce handlowej, nawiązując do rzeczywistych zmagań gospodarczych wielu wyborców swoim fałszywym i powodującym podziały populizmem.
Tymczasem, nie trzeba dodawać, że wolność, demokracja i prawa człowieka w Chinach nie uległy rozszerzeniu. Zostały one poważnie ograniczone, gdy Chiny obrały bardziej autorytarny kierunek, a Chiny stały się coraz bardziej agresywne na arenie międzynarodowej. Wahadło konwencjonalnej wiedzy w Waszyngtonie przechyliło się obecnie od zbyt optymistycznego podejścia do możliwości, jakie stwarza nieskrępowany handel z Chinami, do zdecydowanie zbyt jastrzębiego podejścia do zagrożeń stwarzanych przez bogatsze, silniejsze i bardziej autorytarne Chiny, co jest jednym z rezultatów zwiększonego handlu handel.
W lutym 2020 r. analityk Brookings Napisał Bruce Jones że „awans Chin do pozycji drugiej co do wielkości gospodarki świata, największego konsumenta energii i drugiego państwa pod względem wydatków na obronę” zakłócił sprawy globalne” oraz że mobilizacja „do stawienia czoła nowym realiom rywalizacji wielkich mocarstw jest wyzwaniem dla Amerykańska polityka państwowa w nadchodzącym okresie.” Kilka miesięcy temu mój konserwatywny kolega, senator Tom Cotton, republikanin z Arkansas, porównał zagrożenie ze strony Chin do tego, jakie stwarzał Związek Radziecki podczas zimnej wojny: „Po raz kolejny Ameryka staje w obliczu potężnego totalitarnego przeciwnika, który pragnie zdominować Eurazję i zmienić porządek świata” – przekonywał. I tak jak Waszyngton zreorganizował architekturę bezpieczeństwa narodowego USA po II wojnie światowej, aby przygotować się na konflikt z Moskwą, Cotton napisał: „dziś długoterminowe wysiłki gospodarcze, przemysłowe i technologiczne Ameryki muszą zostać zaktualizowane, aby odzwierciedlić rosnące zagrożenie stwarzane przez komunistów Chiny." A zaledwie w zeszłym miesiącu Kurt Campbell, najwyższy urzędnik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych ds. polityki azjatyckiej, powiedział, że „okres ogólnie określany jako zaangażowanie [z Chinami] dobiegł końca” i że w przyszłości „dominującym paradygmatem będzie konkurencja”.
NIE WIERZYĆ W HIP
Dwadzieścia lat temu amerykański establishment gospodarczy i polityczny mylił się co do Chin. Obecnie pogląd na temat konsensusu uległ zmianie, ale po raz kolejny jest błędny. Teraz zamiast wychwalać zalety wolnego handlu i otwartości na Chiny, establishment bije w bębny na rzecz nowej zimnej wojny, przedstawiając Chiny jako egzystencjalne zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych. Już słyszymy, jak politycy i przedstawiciele kompleksu wojskowo-przemysłowego wykorzystują to jako najnowszy pretekst do coraz większych budżetów obronnych.
Uważam, że kwestionowanie tego nowego konsensusu jest ważne – tak samo jak ważne było kwestionowanie starego. Rząd chiński z pewnością jest winny wielu polityk i praktyk, którym się sprzeciwiam i którym powinni się sprzeciwiać wszyscy Amerykanie: kradzieży technologii, tłumienia praw pracowników i prasy, represji mających miejsce w Tybecie i Hongkongu, groźnego zachowania Pekinu wobec Tajwan i okrutna polityka chińskiego rządu wobec narodu ujgurskiego. Stany Zjednoczone powinny również być zaniepokojone agresywnymi globalnymi ambicjami Chin. Stany Zjednoczone powinny w dalszym ciągu naciskać na te kwestie w rozmowach dwustronnych z rządem chińskim oraz w instytucjach wielostronnych, takich jak Rada Praw Człowieka ONZ. Podejście to byłoby znacznie bardziej wiarygodne i skuteczne, gdyby Stany Zjednoczone utrzymywały spójne stanowisko w sprawie praw człowieka wobec własnych sojuszników i partnerów.
Amerykanie muszą oprzeć się pokusie prób budowania jedności narodowej poprzez wrogość i strach.
Organizowanie naszej polityki zagranicznej wokół globalnej konfrontacji z Chinami o sumie zerowej nie doprowadzi jednak do lepszego zachowania Chin, będzie politycznie niebezpieczne i strategicznie przyniesie efekt przeciwny do zamierzonego. Pośpiech do konfrontacji z Chinami ma bardzo niedawny precedens: globalną „wojnę z terroryzmem”. W następstwie ataków z 9 września amerykański establishment polityczny szybko doszedł do wniosku, że zwalczanie terroryzmu musi stać się nadrzędnym celem amerykańskiej polityki zagranicznej. Prawie dwie dekady i 11 bilionów dolarów później stało się jasne, że jedność narodowa została wykorzystana do wywołania serii niekończących się wojen, które okazały się niezwykle kosztowne pod względem ludzkim, gospodarczym i strategicznym i które dały początek ksenofobii i bigoterii w amerykańskiej polityce – główny ciężar ponoszone są przez amerykańskie społeczności muzułmańskie i arabskie. Nie jest niespodzianką, że dzisiaj, w atmosferze nieustannego siania strachu przed Chinami, kraj ten doświadcza wzrostu liczby przestępstw z nienawiści wobec Azji. Obecnie Stany Zjednoczone są bardziej podzielone niż kiedykolwiek w najnowszej historii. Jednak doświadczenie ostatnich dwóch dekad powinno było nam pokazać, że Amerykanie muszą oprzeć się pokusie prób budowania jedności narodowej poprzez wrogość i strach.
LEPSZA DROGA NA PRZYSZŁOŚĆ
Administracja prezydenta USA Joe Bidena słusznie uznała wzrost autorytaryzmu za główne zagrożenie dla demokracji. Główny konflikt między demokracją a autorytaryzmem toczy się jednak nie między krajami, ale wewnątrz nich – w tym w Stanach Zjednoczonych. A jeśli demokracja ma zwyciężyć, stanie się to nie na tradycyjnym polu bitwy, ale poprzez pokazanie, że demokracja może faktycznie zapewnić ludziom lepszą jakość życia niż autorytaryzm. Dlatego właśnie musimy ożywić amerykańską demokrację, przywracając wiarę ludzi w rząd, zaspokajając długo zaniedbywane potrzeby rodzin pracujących. Musimy stworzyć miliony dobrze płatnych miejsc pracy, odbudowując naszą rozpadającą się infrastrukturę i walcząc ze zmianami klimatycznymi. Musimy zająć się kryzysami, przed którymi stoimy w opiece zdrowotnej, mieszkalnictwie, edukacji, sądownictwie karnym, imigracji i wielu innych obszarach. Musimy to zrobić nie tylko dlatego, że zwiększy to naszą konkurencyjność w stosunku do Chin czy jakiegokolwiek innego kraju, ale także dlatego, że lepiej posłużymy potrzebom narodu amerykańskiego.
Chociaż główną troską rządu USA jest bezpieczeństwo i dobrobyt narodu amerykańskiego, powinniśmy również zdać sobie sprawę, że w naszym głęboko połączonym świecie nasze bezpieczeństwo i dobrobyt są powiązane z ludźmi na całym świecie. W tym celu w naszym interesie leży współpraca z innymi bogatymi narodami w celu podniesienia poziomu życia na całym świecie i zmniejszenia groteskowej nierówności ekonomicznej, którą siły autorytarne wszędzie wykorzystują do budowania własnej władzy politycznej i podważania demokracji.
Administracja Bidena nalegała na globalny minimalny podatek od osób prawnych. To dobry krok w stronę zakończenia wyścigu w dół. Musimy jednak pomyśleć o czymś jeszcze większym: globalnej płacy minimalnej, która wzmocniłaby prawa pracowników na całym świecie, zapewniając milionom kolejnych szansę na godne, godne życie i zmniejszając zdolność międzynarodowych korporacji do wyzysku najbardziej potrzebującej ludności świata. Aby pomóc biednym krajom podnieść poziom życia w miarę integracji z gospodarką światową, Stany Zjednoczone i inne bogate kraje powinny znacząco zwiększyć swoje inwestycje w zrównoważony rozwój.
Aby naród amerykański mógł prosperować, inni na całym świecie muszą wierzyć, że Stany Zjednoczone są ich sojusznikiem i że ich sukcesy są naszymi sukcesami. Biden postępuje dokładnie słusznie przekazał wsparcie w wysokości 4 miliardów dolarów na rzecz globalnej inicjatywy dotyczącej szczepionek znanej jako COVAX, dzieląc się ze światem 500 milionami dawek szczepionek oraz popierając zrzeczenie się prawa własności intelektualnej WTO umożliwiłoby biedniejszym krajom samodzielne wytwarzanie szczepionek. Chiny zasługują na uznanie za kroki podjęte w celu dostarczenia szczepionek, ale Stany Zjednoczone mogą zrobić jeszcze więcej. Kiedy ludzie na całym świecie zobaczą amerykańską flagę, powinna być ona dołączona do paczek z środkami ratującymi życie, a nie drony i bomby.
Tworzenie prawdziwego bezpieczeństwa i dobrobytu dla ludzi pracy zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Chinach wymaga zbudowania bardziej sprawiedliwego systemu globalnego, który przedkłada potrzeby ludzkie nad korporacyjną chciwość i militaryzm. W Stanach Zjednoczonych przekazywanie kolejnych miliardów dolarów podatników korporacjom i Pentagonowi przy jednoczesnym podsycaniu bigoterii nie będzie służyć tym celom.
Amerykanie nie mogą być naiwni, jeśli chodzi o represje w Chinach, lekceważenie praw człowieka i globalne ambicje. Mocno wierzę, że naród amerykański jest zainteresowany wzmocnieniem globalnych norm, które szanują prawa i godność wszystkich ludzi – w Stanach Zjednoczonych, Chinach i na całym świecie. Obawiam się jednak, że rosnące ponadpartyjne dążenie do konfrontacji z Chinami cofnie te cele i grozi wzmocnieniem autorytarnych, ultranacjonalistycznych sił w obu krajach. Odwróci także uwagę od wspólnych interesów obu krajów w walce z prawdziwie egzystencjalnymi zagrożeniami, takimi jak zmiany klimatyczne, pandemie i zniszczenia, jakie przyniesie wojna nuklearna.
Rozwijanie wzajemnie korzystnych stosunków z Chinami nie będzie łatwe. Ale możemy zrobić coś lepszego niż nowa zimna wojna.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna