Lizardi Prada jest gospodynią domową, założycielką i generalną koordynatorką pierwszego w Wenezueli Związku Gospodyń Domowych oraz wybraną członkinią rady miejskiej miasta Merida. W wywiadzie dla Venezuelanalytic.com Prada daje wyjątkowy wgląd w walkę o prawa kobiet w kontekście wenezuelskim. Prada mówi o utworzeniu związku zawodowego i jego codziennym funkcjonowaniu, jego programie dotyczącym praw gospodyń domowych, jego związku z Kościołem katolickim, roli klasy, równowadze pomiędzy autonomią i wsparciem dla rządu, reakcjach mężczyzn i kobiet na zjednoczenie i aborcja.
----
Czy mógłbyś podać swoje imię i nazwisko oraz stanowisko?
Lizardi Prada, Generalna Koordynatorka Związku Gospodyń Domowych stanu Merida.
Proszę powiedzieć, dlaczego utworzyli Państwo związek gospodyń domowych i jak przebiegał ten proces?
Cóż, zaczynając od walki, która rozpoczęła się w 2001 roku, grupa rewolucjonistek i socjalistek postawiła sobie za zadanie zorganizowanie związku, który walczyłby o prawa naszych kobiet, zapewniał kobietom świadczenia, a także o to, co jest zapisane w naszej Konstytucji Boliwariańskiej Republiki Wenezueli, w szczególności w art. 88, który stanowi, że gospodynie domowe mają prawo do zrzeszania się. Obecnie mamy ponad pięć związków w całym kraju, jeden w stanie Lara, drugi w Vargas, kolejny w Aragui, kolejny w Bolivar, a trzeci tutaj, w Meridzie.
Gospodynią domową jest ta kobieta lub mężczyzna, bo są też gospodynie domowe płci męskiej, która pracuje w domu, zmaga się z dziećmi, sprząta, prasuje, gotuje, wychowuje dzieci, wielokrotnie dźwigając na ramionach rodzinę, dźwigając problemy męża i otaczały ją problemy, a ona nigdy nie miała możliwości pracy, nigdy nie miała możliwości otrzymania stałej pensji, więc dzisiaj są ludzie w wieku 50, 55 lat, którzy nie mają żadnych inwestycji ekonomicznych. To także nasi pracownicy domowi, jak widzicie, nasi pracownicy zastępczy, nasi pracownicy akordowi, którzy nigdy nie mieli stałej pensji, więc pomysł jest taki, aby tymczasowo lub na stałe skierować pomoc ekonomiczną do naszych filii.
W związku nadajemy kobietom godność poprzez warsztaty i szkolenia, spółdzielnie, a także zarządzamy potrzebami każdej kobiety i kierujemy nimi za pośrednictwem różnych istniejących podmiotów. Informujemy także kobiety; wiele gospodyń domowych nie jest informowanych. Czasem ludzie im mówią: „Hej, zabiorą wam dzieci i dom!”, jak mówiła [opozycja] przed referendum [z grudnia 2007 r.] i nowelizacją [referendum z lutego 2008 r.]. Musimy więc zorganizować kobiety, aby im powiedziały, że tak nie jest. Wielu nie ma radia, żeby słuchać naszego prezydenta, żeby dowiedzieć się o programach społecznych. Przyprowadzamy zatem do naszych kobiet osoby kierujące różnymi instytucjami, dyrektorki programów społecznych, aby spotkały się z nimi i przedstawiły swoje potrzeby.
Wszyscy jesteśmy wojownikami i troszczymy się o siebie nawzajem. Na przykład w tym tygodniu pani Carmen nie przyszła. Dlaczego nie przyszła? Co się z nią stało? Przejdę obok i zobaczę, co się stało. Kiedy umiera członek rodziny, jesteśmy przy nim, odwiedzamy go w tych trudnych chwilach. Niektóre z naszych gospodyń domowych mają dzieci w więzieniu. Tam też pomagamy; realizowaliśmy projekty z kobietami w więzieniach. Przywoziliśmy książki, rozmawiamy z nimi, taka jest idea związku. To dużo; jest jeszcze wiele do zrobienia. To długa ścieżka.
Czym związek jest podobny i czym różni się od tradycyjnych związków zawodowych?
Ta Unia jest sui generis, co oznacza, że jest to związek, który nie posiada budżetu, nie płaci składek i nie otrzymuje środków od władz krajowych, regionalnych czy lokalnych. Oznacza to, że nasze istnienie zawdzięczamy ludziom, sektorowi społecznemu. W pozostałych związkach płacą składki miesięczne.
Czy związek zawodowy podlega przepisom kodeksu pracy?
Tak. Nasz związek jest zarejestrowany w Agencji Inspekcji Pracy.
Jesteście ruchem kobiecym, a także ruchem robotniczym. Czy możesz o tym porozmawiać, proszę?
W naszym związku gospodyń domowych kobiety są integralnymi gospodyniami domowymi. Dlaczego mówię integralną? Ponieważ jesteśmy nauczycielami. Pomagamy naszym dzieciom w ich formacji, w odrabianiu zadań domowych. Jesteśmy lekarzami, ponieważ zawsze to my dbamy o zdrowie domu. Jesteśmy dekoratorami. Jesteśmy szefami kuchni. Jesteśmy sprzątaczkami. Co więcej, jesteśmy ludźmi, którzy… są i tacy, którzy pracują zawodowo, a także zajmują się domem. Dlatego mówimy, że jesteśmy integralnymi gospodyniami domowymi, integralnymi profesjonalistami, ponieważ jesteśmy wszystkim, wszystkim w jednej osobie, w gospodyni domowej. Jesteśmy także kochankami, dziewczynami, żonami, matkami i córkami.
Jak walka kobiet ma się do walki klas? Czy jest jakaś różnica pomiędzy kobietami z klasy robotniczej i kobietami z klasy burżuazyjnej?
Członkowie naszego związku to przede wszystkim ludzie, którzy nie mają środków ekonomicznych. Zaprosiliśmy tych ludzi, ponieważ jesteśmy Boliwariańską Unią Rewolucyjną, ponieważ wywodzi się ona z Konstytucji Boliwariańskiej Republiki Wenezueli.
Związek nie jest też żadną partią polityczną. Co przez to rozumiem? Tutaj akceptujemy gospodynie domowe o różnych poglądach politycznych, ponieważ wszystkie mają potrzeby, wszystkie mają dzieci i ponieważ dobry socjalista musi się dzielić. Prawdziwy socjalizm to pomaganie bliźnim i solidarność z ich potrzebami.
Nie można po prostu powiedzieć: „ty, jesteś burżuazją, wynoś się stąd”. Nie! Ale kobiety z różnych klas mają różne priorytety. Są na przykład tacy, którzy najbardziej potrzebują pomocy mieszkaniowej. Są też inni, większość z klasy, która ma więcej zasobów i nie potrzebują mieszkania, żywności ani laski, potrzebują pomocy w opłaceniu leków. W wielu przypadkach są sami; ich dzieci wyjechały, a oni zostali sami w swoich domach. Ale w równym stopniu dbamy o wszystkich partnerów.
Czy Twoim celem jest zmiana roli kobiet w domu i rodzinie, czy po prostu uhonorowanie roli kobiet jako gospodyń domowych?
Nie, żeby się nie zmieniać, nie, bo to jest nasze, to jest nasze. Bycie gospodynią domową jest dla kobiet czymś naturalnym. Naszym celem jest godność kobiet. Słuchaj, jest duża różnica. Bycie feministką to jedno, a to zupełnie inna sprawa, bo sugeruje uniezależnienie się od mężczyzn. NIE! Chodzi o uhonorowanie kobiet, zapewnienie im informacji, edukacji i pomocy, której nie mają.
Czy kobiety w waszym związku uczestniczą w programach rządowych?
Bank Kobiet przyznał kobietom kredyty i zorganizował warsztaty szkoleniowe. Również Fundacja Suwerenni Ludzie [Ministerstwa Gospodarki Ludowej] bardzo życzliwie nas ozdobiła i pomogła w sprawach naszych filii. Wiele osób szuka stałej pomocy ekonomicznej w postaci emerytury, która stanowiłaby minimalną płacę dla starszych pracowników, którzy potrzebują leków i opieki medycznej. Wspierają nas także inne programy społeczne zainicjowane przez naszego Prezydenta Hugo Cháveza. W dalszym ciągu zabiegamy o zabezpieczenie społeczne wskazane w art. 88 naszej konstytucji. To nie tylko część ekonomiczna; zabezpieczenie społeczne obejmuje edukację, godny dom i opiekę zdrowotną. Ponadto IMMFA [Instytut Meridan dla Kobiet i Rodziny] pomaga w części prawnej dotyczącej wszelkiej przemocy w naszych rodzinach. Mają zespół prawniczy.
W przypadku Misji Matek ze Slumsów (Misión Madres del Barrio) mam bardzo złe doświadczenia, kiedy to zarejestrowaliśmy 64 osoby w potrzebie, którym nie udzielono pomocy, w związku z czym pozostają tam bez uwagi. Potrzebni są ludzie, którzy mają wrażliwość społeczną, dyrektorzy na szczeblu regionalnym i lokalnym muszą mieć wrażliwość społeczną. Ale rozmawiając z Minister [ds. Kobiet i Równości Płci] Maríą León, znajdziemy inną ścieżkę. To nie jest wina samej instytucji, ale funkcjonariuszy i dyrektorów.
Wiemy, że to duży wydatek dla państwa, ale mamy też ludzi, którzy cierpieli przez dziesięciolecia i dopiero teraz rewolucja otwiera przed nimi drzwi. Osób wkraczających w starość jest 700,000 tysięcy i trzeba przyznać, że ci ludzie całe swoje życie poświęcili walce o naszą ojczyznę, za kraj. Wiele z tych babć było tam w czasie dyktatury. Wiedzą, jakie były poprzednie rządy i jak zakrywali usta.
Proszę mówić o równowadze pomiędzy autonomią związku a wsparciem dla rządu.
To bardzo ważne, co mówisz. Tak, jesteśmy autonomiczni. Nie pozwalamy żadnej osobie ani żadnej części rządu przychodzić i kierować nami. Dla nas jedynym przywódcą jest nasz prezydent Chavez. Jeśli ktoś nam powie, że musimy tam pojechać i poprzeć kandydata Pedro Pereza, powiemy nie! To nie kandydaturę Pedro Pereza będziemy wspierać, ale linię polityczną wyznaczoną przez prezydenta Chaveza.
Dlatego wiele z nas, kobiet, które tu mamy, to bojówki ze Zjednoczonej Socjalistycznej Partii Wenezueli (PSUV). Są tam także ci, którzy nie są bojownikami, bardzo współpracują, bardzo wspierają, wszyscy są zaproszeni.
Chciałbym, aby prezydent Chávez usłyszał, że w naszych związkach toczy się ponad 500 spraw, a także mamy osoby niepełnosprawne, które nie zostały poddane leczeniu, i chciałbym położyć na to większy nacisk. Walczymy dalej, a dziś nadal nie mamy stałej siedziby. Organizujemy spotkania w różnych miejscach. Złożyliśmy petycję do byłego burmistrza o udostępnienie kawałka gruntu miejskiego pod budowę kilku Petrocas i wykorzystanie ich jako siedziby, a także schronisk dla kobiet, sal konferencyjnych, kliniki Barrio Adentro i Endogenous Development Nucleus (NUDES) związku gospodyń domowych. Ten projekt dla naszych kobiet jest nadal w toku. Brakuje nam w tej kwestii dużego wsparcia ze strony rządu.
Ale nie zamierzamy z tego powodu zemdleć. Będziemy nadal posuwać się do przodu i wszędzie tam, gdzie prezydent będzie nas potrzebował, będziemy tam, oferując nasze wsparcie.
Ale w związku istnieje autonomia w podejmowaniu własnych decyzji. Związek działa w sposób autonomiczny i zorganizowany.
Jaka jest różnica między oferowaniem usług kobietom a wzmacnianiem pozycji kobiet? Które z nich ten rząd robi najczęściej?
Zawsze mówiłam kobietom, że teraz mamy rady gmin i każda z nas powinna w nich uczestniczyć. Wiele rad lokalnych jest zdezorganizowanych i musimy im pomóc. Dlaczego? Ponieważ to jedyny sposób na wzmocnienie pozycji nas jako kobiet w formie uczestnictwa, naszego uczestnictwa.
Nie mogę narzekać, że jeśli nie wezmę udziału, na ulicy zrobi się dziura. Jestem całkowicie świadoma tego, że jestem ze związku gospodyń domowych i że walczę o kobiety. Bardzo ważne jest, aby podkreślić, że nasze kobiety są w radach gmin, w tworzących się dziś gminach. Na przykład w [okolicy] Los Curos mamy gminę i mamy ją także w Campo de Oro. W nich kobiety walczą o pomoc samorządom gmin w projektach mieszkaniowych, ponieważ wiele budynków ma dachy z rakotwórczego azbestu. Musimy pracować w skoordynowanej formie za pośrednictwem rad gmin.
Jak rekrutować do związku?
Prawie zawsze rekrutuję kobiety poprzez osobiste zaproszenie lub za pośrednictwem gazety. Właśnie przeprowadziliśmy spis ludności i ustaliliśmy, że mamy 200 członków i to bez korzystania z mediów. Korzystamy również z mediów społecznościowych, aby zwiększyć liczbę członków. Chętnych do przystąpienia i przyłączenia się do Związku Gospodyń Domowych jest znacznie więcej i na tym się skupimy. Czasami chciałbym mieć więcej niż 24 godziny na dobę, aby móc poświęcić więcej czasu na tę walkę społeczną.
W jaki sposób związek podejmuje decyzje?
W celu podjęcia decyzji mamy zgromadzenie i ja im podpowiadam na przykład, co powinniśmy zrobić na Dzień Matki i pytam, gdzie chcieliby to zrobić. I chcieliby to zrobić tam, w budynku, w którym się spotykamy. Ale ponieważ jest ich tak wiele, nie pasują tam. Jak mamy się nimi zająć? No cóż, mówię, zróbmy to w Tulio Febres [Centrum Kultury w Meridzie], które jest trochę większe. A nie chcą, bo lubią swoją przestrzeń, postrzegają ją jako swoją przestrzeń, do której mogą pójść… i nikt nie może ich ruszyć.
Innym razem, wiesz, o co prosili? Abyśmy wszyscy pojechali autobusem do Caracas, stanęli przed [budynkiem prezydenckim] Miraflores i poprosili prezydenta, aby wysłuchał wszystkich naszych próśb, ponieważ naprawdę potrzebujemy emerytur dla tych starszych kobiet. Więc powiedziałem im, ok, to prawda, pojedziemy tam. Ale czasami myślą, że prezydent jest taki: ktoś może po prostu podejść do prezydenta raz i on to zrobi… Uważają, że to bardzo proste. I mówię im: spójrzcie, sprawy nie są takie proste. A oni mi mówią: nie, ale my chcemy go dotknąć [Cháveza]. A ja mówię: spójrz, zróbmy to w ten sposób. Najpierw jadę, w przyszłym tygodniu nawiążę kilka kontaktów, a po nawiązaniu kontaktów zobaczymy, czy uda nam się porozmawiać z prezydentem, ale nie wiem, bo nie mam siły lub moc.
W ten sposób decyzje zapadają w związku. Mówię: spójrz, co mówi zgromadzenie? Tak lub nie? I odpowiadają. Jest zarząd, ale wszyscy pomagają, słuchają, komentują, oglądają propozycje i mówią, czy są w porządku, czy nie. Jestem na czele nie bez powodu, bo gdyby nie było powodu, nie byłbym na czele. Zawsze będzie szef, ktoś, kto motywuje, kto musi przejąć stery.
Jak mężczyźni zareagowali na tę inicjatywę – związek gospodyń domowych?
Wielu opowiada dowcipy, a wiele z nich mówi, że kiedy zapraszamy kobiety do związku, mówią: „Nie, bo teraz będę musiał ci płacić za pracę, którą wykonujesz”. Mężczyźni, gdy są seksistami, mówią nie, w związkach nie, ponieważ zamierzasz mnie obciążyć za wyprasowanie koszuli. To są żarty, które opowiadają.
To nie tak. Ideą jest pomoc naszym kobietom i rodzinie; oferować pomoc w zakresie zasad; oferowanie wsparcia w zakresie edukacji, szkoleń i informacji; zasiać w nich ideologię rewolucyjną.
Jak kobiety zareagowały na związek? Czy są kobiety, które sprzeciwiają się związkowi?
Wszystkie kobiety, które przychodzą do związku, są bardzo otwarte. Idą z różnych powodów. Prezydent sprawuje urząd od dziewięciu lat i przed nami jeszcze długa droga, musimy pójść znacznie dalej, aby skonsolidować nasze cele. Ale tak naprawdę wszystkie kobiety były bardzo otwarte.
Czy pojawiły się przeszkody w przekonaniu niektórych kobiet, że przysługują im prawa? Jak zmusić ludzi, w tym kobiety należące do związku, do przezwyciężenia uprzedzeń na temat tego, jaki rodzaj pracy jest wartościowy?
Zawsze podkreślam naszym członkom, że życie nie jest za darmo, nie. Każdy z nas ma misję. I opowiadam im o moich osobistych doświadczeniach.
Gdy miałem jedenaście lat, zachorowałem. Przez rok leżałem unieruchomiony, nie mogłem mówić ani się poruszać, miałem problemy z nerwami i kośćmi, na wózku inwalidzkim zabrano mnie ze szpitala. Później to przezwyciężyłem. Ożeniłem się, urodziłem dzieci i byłem w pewnym miejscu, w mieście Caracas, i nie znałem Caracas. Byłem w Caracas przez osiem lat i nie poznałem Caracas. Dlaczego? Być może dlatego, że miałam taki sposób myślenia… Byłam bardzo uległa, podporządkowana. Ale potem otworzyłam oczy, zobaczyłam i zdałam sobie sprawę, że wokół mnie istnieje inny świat, któremu muszę pomóc.
I rozmawiam z kobietami o tym wszystkim, o tym, że nie można się zamknąć w sobie, bo gospodynie domowe mają wartość, której nie da się wyrazić w liczbach, bo gospodynie domowe to wszystko w jednej osobie. W tym sensie musimy wpajać im te zasady.
Prowadzimy także program radiowy „Gospodyni dnia”, w którym każda z kobiet podchodzi i przemawia, dzieląc się przepisem na halaki na przykład lub inne tradycyjne wenezuelskie jedzenie. Nie tylko każdy wie, jak zrobić coś dobrego Halle, nie każdy wie jak zrobić faszerowanego kurczaka.
To są rzeczy, które pomagają naszym kobietom, naszym gospodyniom domowym, mieć wielką wartość, podnosić ich poczucie własnej wartości, które czasami wiele z nich ma bardzo niskie. I to jest logiczne, prawda? Kiedy byli tak źle traktowani i krytykowani. Czasami docierają do nas w bardzo złym stanie, ale to nie jest ich wina. To wina społeczeństwa, które ciągniemy za sobą.
Jakie jest Twoje zdanie na temat symboli kobiet w społeczeństwie Wenezueli? W jaki sposób kobiety są reprezentowane w reklamie rządowej, a także w reklamie prywatnej i komercyjnej?
Przynajmniej jeśli chodzi o politykę, bardzo się cieszymy, że kobiety odgrywają bardzo ważną rolę. Mamy w Zgromadzeniu Narodowym [Przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego] Cilię Flores, mamy dyrektor Banku Kobiet, która także jest kobietą, mamy minister Marię Leon w Ministerstwie ds. Kobiet i Równości Płci. To jest reprezentatywne; to reprezentacja kobiet. Mamy też wiele kobiet na stanowiskach samorządowych i regionalnych. Spójrzcie na przykład, jako radny miejski nigdy bym o tym nie pomyślał. Ustawodawcami byli zawsze wyłącznie mężczyźni. Teraz mamy ustawodawcę zajmującego się domem; Jestem profesjonalistą, mam dyplom, którego nie zdobyłem łatwo. Musiałam uczyć się z dziećmi, nie mając czasami łóżka do spania ani nawet chleba.
Jeśli chodzi o rozgłos, to zależy od rozgłosu. Jest dobra reklama i jest reklama pornograficzna, jak w reklamach piwa, alkoholi i papierosów, gdzie pojawiają się tylko ciała kobiet bez głów. Z dużym szacunkiem podchodzimy do reklamy rządu. Zawsze, gdy prezydent wygłasza swoje przemówienia w niedzielę, zawsze zwraca się do kobiet z najwyższym szacunkiem. Reklama rządowa informuje wszystkich o znaczeniu macierzyństwa, o tym, co się dzieje, o programach socjalnych, mieszkalnictwie, szpitalach i tak dalej, o wszystkim, co dzieje się w kraju, z najwyższym szacunkiem dla kobiet.
Jak oceniasz inicjatywę niektórych grup kobiecych popierających legalizację aborcji?
W szczególności wypowiadam się jako Lizardi Prada i każdy ma prawo wyrazić swoją opinię. Nie mogę wypowiadać się w imieniu pozostałych kobiet, bo nie wiem, co się z nimi dzieje. Mamy w związku przypadki, niektóre z nich zostały zgwałcone i zaszły w ciążę. Czasami są to kryteria, które sprawiają, że musisz postawić się w sytuacji drugiej osoby. Ale ja osobiście nie zgadzam się na aborcję, tak jak Lizardi Prada nie zgadzam się. Dlaczego? Bo to życie, które istnieje i od pierwszej chwili trzeba mu pomóc. Jestem mamą, mam trójkę dzieci i trójkę wnucząt. Od pierwszej chwili, w której istnieje relacja między mężczyzną i kobietą, jest już życie. Zatem dla mnie, poza tym, że jestem chrześcijanką, bardzo trudno mi, to prawda, zaakceptować aborcję. Myślę, że w przypadku każdej osoby istnieją różne sytuacje, na przykład sytuacja, gdy ktoś jest w dużym ryzyku, i musimy je przestudiować, ale tak naprawdę jako matka, jako żona, jako kobieta, jako córka, nie zgadzam się.
Jak Kościół katolicki wpływa na walkę kobiet?
To zależy. Kościół szanuje prawa kobiet zawsze i tylko wtedy, gdy szanuje je ten, kto przewodzi Kościołowi jako służebnica. Kościół katolicki ma kilku sług, którym rzeczywiście udzielamy wsparcia. Ale są też inni, którzy naprawdę powinni być poza Kościołem katolickim. Na przykład Baltazar Porras [arcybiskup miasta Merida], podżegacz do zamachu stanu taki jak on, powinien być poza Kościołem katolickim. Nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Bierze udział w zamachach stanu, przynosząc ludziom niestabilność. To nie może tak być. Ale są też inni, którzy zasługują na to, aby tam być.
Prawie wszyscy nasi członkowie to katolicy, a niektórzy są protestantami. W Unii respektowana jest wolność wyznania. Nie angażowaliśmy się w sam Kościół katolicki. To, co zrobiliśmy, polega na tym, że zawsze rozmawiamy z przywódcami kościoła o naszych prawach. Wiele razy prosimy ich, aby zwracali się do nich w kazaniach i upewniamy się, że jeśli jeden z naszych członków musi pochować członka rodziny, jest obecny przywódca kościoła. Ale wtrącanie się, chęć walki z kościołem, nie, nic z tego. Raczej ogólnie wspieramy Kościół.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna