Hugo Chavez, prezydent Wenezueli, to genialny facet z dobrym poczuciem humoru i niezachwianymi celami politycznymi. Jako były oficer wojskowy jest przyzwyczajony do języka bitewnego i radzi sobie świetnie, gdy jest atakowany. Wyśmieje wysuniętą w tym tygodniu sugestię Pata Robertsona, amerykańskiego teleewangelisty, że powinien zostać zamordowany, ale wykorzysta ją również do zaostrzenia słownego konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi, który trwa przez całą jego prezydenturę.
Chavez, obecnie 51-letni, jest w tym samym wieku co Tony Blair, a po prawie siedmiu latach sprawowania urzędu prezydenta sprawuje władzę niemal tak długo. Ale na tym podobieństwa się kończą. Chavez jest człowiekiem lewicy i jak większość mieszkańców Ameryki Łacińskiej mających poczucie historii, jest nieufny wobec Stanów Zjednoczonych. Wolne wybory w Ameryce Łacińskiej często prowadziły do wyłonienia radykalnych rządów, które Waszyngton chciałby obalić, a rząd Chaveza nie stanowi wyjątku od tej reguły.
Chavez to postać prawdziwie rewolucyjna, jedna z tych niezwykłych postaci, które regularnie pojawiają się w historii Ameryki Łacińskiej i zdobywają władzę może dwa razy w ciągu stu lat. Chce zmienić historię kontynentu.
Jego bliskim przyjacielem i wzorem do naśladowania jest Fidel Castro, wieloletni przywódca Kuby. Obaj mężczyźni spotykają się regularnie, stale rozmawiają przez telefon i utworzyli ścisły sojusz polityczno-wojskowy. Wenezuela oddelegowała ponad 20,000 1962 kubańskich lekarzy do swoich slumsów, a Kuba jest wdzięcznym odbiorcą taniej wenezuelskiej ropy, zastępującej dotowaną ropę, którą kiedyś otrzymywała ze Związku Radzieckiego. W oczach rządu USA byłoby to samo w sobie haniebną zbrodnią, w wyniku której Chavez znalazłby się na szczycie listy osób wymagających usunięcia. Stany Zjednoczone toczą wojnę z Kubą od prawie pół wieku, prowadzoną głównie środkami gospodarczymi, a plany bezpośredniego obalenia Castro porzuciły dopiero po podpisaniu milczącego porozumienia, aby nie robić tego ze Związkiem Radzieckim po kryzysie rakietowym w XNUMX roku.
Amerykanie poradziliby sobie z Chavezem już dawno temu, gdyby nie stanęli przed dwiema zasadniczymi przeszkodami. Po pierwsze, w ostatnich latach byli szczególnie zajęci pracą w innych częściach świata i prawie nie mieli czasu, personelu ani wystarczającej ilości uwagi, aby zająć się charyzmatycznym pułkownikiem. Po drugie, Wenezuela jest jednym z głównych dostawców ropy na rynek amerykański (dosłownie w tym sensie, że 13,000 70 stacji benzynowych w USA należy do Citgo, będącego przedłużeniem państwowego koncernu naftowego Wenezueli). Jakakolwiek pośpieszna próba obalenia rządu Wenezueli niewątpliwie zagroziłaby ropowi ratunkowej, a sam Chavez od dawna ostrzegał, że jego zabójstwo doprowadzi do wyłączenia pomp. Biorąc pod uwagę, że jego popularność w sondażach sięga XNUMX%, trudno byłoby go wyprzeć.
Chavez pochodzi z prowincji Wenezueli, z rozległych południowych krain bydła Llanos, które rozciągają się aż do rzek Apure i Orinoko. Jego rodzice byli nauczycielami w miejscowej szkole, a jego rodzice byli czarnoskórymi i indyjskimi przodkami, a on odziedziczył po nich umiejętności dydaktyczne. Jego talenty ujawniły się po raz pierwszy, gdy wstąpił do wojska i został popularnym wykładowcą w szkole wojskowej w Caracas. Jest znakomitym mówcą, godzinami przemawia w telewizji w ludowy sposób, który urzeka swoich wielbicieli i irytuje przeciwników.
Nigdy nie przestaje mówić i nigdy nie przestaje pracować. Dla każdego ma czas i nigdy nie zapomina twarzy. Przez kilka lat bez przerwy podróżował po kraju, aby na bieżąco śledzić, co się dzieje. Nie była to zwykła agitacja wyborcza, gdyż godzinami rozmawiał z tymi, którzy nie mieli wśród nich prawie żadnego głosu. Wyczerpuje swoje kadry, sekretarzy i ministrów. Podróżowałem z nim i nimi do najgłębszych zakątków kraju, a potem, po 16 godzinach dnia, zwoływał gabinet o szarej twarzy na zaimprowizowane spotkanie, aby przeanalizować, co odkryli i jakie kroki powinni podjąć .
W tej gorączkowej działalności zawsze było coś nawiązującego do XIX wieku, jak gdyby prezydent wciąż jechał na koniu, a wiadomo, że Castro ostrzegał Chaveza, aby nie zajmował się nadmiernie szczegółami administracyjnymi. „Jesteś prezydentem Wenezueli” – miał powiedzieć – „a nie burmistrzem Caracas”. Chavez wziął sobie tę radę do serca i stał się mniej populistycznym bohaterem ludowym, a bardziej imponującym mężem stanu. Zaniepokojenie możliwym zabójstwem pojawiło się na długo przed wybuchem Robertsona, a przez ostatnie dwa lata Chavez ograniczał podróże po kraju i wszędzie towarzyszyli mu groźnie wyglądający strażnicy.
Za granicą jednak jest częstym gościem w stolicach Ameryki Łacińskiej i jest powszechnie postrzegany jako przywódca grupy lewicowych prezydentów wybranych niedawno w Brazylii, Argentynie i Urugwaju, a także inspiracja zradykalizowanych ruchy tubylcze domagające się obecnie bram władzy w Boliwii i Ekwadorze. Jest tu jeszcze jeden akcent XIX wieku, gdyż Chavez jest zwolennikiem i propagatorem idei i kariery Simóna BolÃvara, wenezuelskiego przywódcy, który sprowadził filozofię europejskiego oświecenia i rewolucji francuskiej do Ameryki Łacińskiej i wyzwolił większość kontynent spod panowania hiszpańskiego. Chavez nazwał swój ruch „rewolucją boliwariańską” i ma nadzieję, że jego idee polityczne rozprzestrzenią się na cały kontynent.
To samo w sobie byłoby wystarczająco niepokojące dla Stanów Zjednoczonych, gdyby miały czas, aby zwrócić na to należytą uwagę. Równie niepokojący dla Amerykanów jest czas, jaki Chavez poświęcił Bliskiemu Wschodowi, skutecznie zabiegając o względy rządów należących do OPEC, organizacji producentów ropy naftowej, z których część została nazwana przez Amerykanów „osią zła”. Dzisiejsza wysoka cena ropy ma wiele wspólnego ze zwiększonym popytem ze strony Chin i Indii oraz wojną w Iraku, ale robotę, która zapewniła OPEC nową wiarygodność, wykonał Chavez. Wkrótce będzie pomagał pokazać nowemu prezydentowi Iranu, na przykładzie Wenezueli, jak zwiększyć przychody państwowego koncernu naftowego i skierować je na programy pomocy biednym.
Chavez cieszy się dziś dużą popularnością, ale przez większą część swojej prezydentury był postacią kwestionowaną, a nawet znienawidzoną, budzącą powszechne niezadowolenie w tradycyjnej białej elicie Wenezueli. Choć jego retoryka jest rewolucyjna, jego reformy były umiarkowane i socjaldemokratyczne. Krytykuje politykę „dzikiego neoliberalizmu”, która w ciągu ostatnich 20 lat wyrządziła tak wiele krzywd biedniejszym narodom Wenezueli i Ameryki Łacińskiej, a mimo to sektor prywatny wciąż żyje i ma się dobrze. Jego reforma rolna ma na celu głównie ziemię nieprodukcyjną i przewiduje rekompensatę. Jego najbardziej oczywistym osiągnięciem, które nie powinno budzić kontrowersji, było skierowanie zwiększonych dochodów z ropy naftowej na szereg nowych projektów społecznych, które zapewniają opiekę zdrowotną i edukację w zaniedbanych slumsach.
Nienawiść, jaką wzbudza w starych partiach opozycyjnych, w których zmniejsza się liczba członków i wpływów, wynika bardziej z ideologii i niechęci rasowej niż ze strat materialnych. Niektórym przeciwnikom nie podoba się jego przyjaźń z Castro, jego werbalna wrogość wobec Stanów Zjednoczonych i krytyka Kościoła katolickiego, a niektórzy nadal żywią resztkową wrogość do faktu, że zorganizował on nieudany wojskowy zamach stanu w 1992 r., kiedy to młody pułkownik w pułk spadochronowy. Wielu mieszkańców Ameryki Łacińskiej wciąż nie może pogodzić się z koncepcją postępowego wojskowego. Ale przede wszystkim są zaniepokojeni sposobem, w jaki uwłaszczył on ogromną niższą klasę w kraju, zakłócając przytulny, inspirowany USA styl życia białej klasy średniej wizjami przerażającego świata, który żyje poza społecznościami objętymi apartheidem.
W ciągu ostatnich kilku lat ta zaniepokojona opozycja podjęła kilka prób pozbycia się Chaveza, przy milczącej zachęcie Waszyngtonu. W kwietniu 2002 r. zorganizowali zamach stanu, który odbił się przeciwko nim dwa dni później, kiedy porwany Chavez został przywrócony do władzy dzięki sojuszowi armii i narodu. Próbowali dokonać zamachu stanu gospodarczego, zamykając rafinerie ropy naftowej, ale i to zakończyło się porażką. Zeszłoroczne referendum w sprawie odwołania, które miało doprowadzić do porażki Chaveza, było dla niego miażdżącym zwycięstwem. Lokalna opozycja, a co za tym idzie, Stany Zjednoczone, oddały ostateczny strzał. W szafce nie ma już nic poza oczywiście zabójstwem.
Palce szalonych kaznodziejów zwykle nie są w porządku, ale przedwczesne słowa Pata Robertsona, które z łatwością można zlekceważyć w Waszyngtonie i beztrosko odrzucić przez Departament Stanu jako „niestosowne”, mogą jednak obudzić echo wśród fanatyków w Wenezueli. Podobny apel wystosował w zeszłym roku były prezydent Wenezueli. Zabójstwa mogą być łatwe do zaplanowania i nie trudne do wykonania. Ale ich dziedzictwo jest nieobliczalne. Radykalny przywódca sąsiedniej Kolumbii, Jorge Gaitan, został zamordowany ponad 50 lat temu, w 1948 r. Od tego czasu Kolumbijczycy płacą cenę za wojnę domową i przemoc. Nikt nie życzyłby takiego losu Wenezueli.
· Richard Gott jest autorem książki Hugo Chavez i rewolucja boliwariańska, opublikowanej w tym miesiącu przez Verso, w cenie 9.99 funtów.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna