Źródło: Naród
TDziś Stany Zjednoczone formalnie ponownie przystępują do Umowa Paryż. Podpisane w grudniu 2015 r. przez administrację Obamy i opuszczone w 2017 r. przez ówczesnego prezydenta Trumpa, porozumienie było i pozostaje przełomowym osiągnięciem w globalnej dyplomacji klimatycznej. Szefowie rządów, liderzy biznesu i działacze klimatyczni na całym świecie z radością przyjęli powrót Stanów Zjednoczonych. Prezydent Biden będzie gościł światowych przywódców na wirtualnym szczycie klimatycznym w Białym Domu z okazji Dnia Ziemi, 22 kwietnia, w celu przygotowania kolejnego dużego spotkania klimatycznego ONZ, które odbędzie się w listopadzie w Glasgow w Szkocji. A do tego czasu pozostaje wiele do zrobienia, jeśli ma zostać osiągnięty paryski cel, jakim jest zachowanie nadającego się do zamieszkania klimatu.
Kiedy 12 grudnia 2015 r. zostało zakończone, Porozumienie paryskie przełamało bolesny, trwający od dziesięcioleci impas polityczny. Zapanowała radość, i to nie tylko w salach politycznych. Wreszcie w Paryżu zdobyliśmy powszechny traktat o redukcji emisji gazów cieplarnianych, traktat mający zastosowanie do wszystkich krajów, zarówno bogatych, jak i rozwijających się, co jest warunkiem wstępnym przyszłego sukcesu. Wreszcie moglibyśmy odejść od niekończących się, często prowadzonych w złej wierze, negocjacji i zająć się ciężką pracą na rzecz globalnej dekarbonizacji.
Przełom był prawdziwy, ale to nigdy nie była cała historia. Były też mieszane uczucia, spora dawka gorzkiej krytyki i niedokończone sprawy. Porozumienie paryskie, które jedynie umożliwiło dalszy postęp, nie przyniosło przełomu operacyjnego.
Nie żeby ktoś naprawdę się tego spodziewał. Marzenie o globalnym porozumieniu, które natychmiast ma na celu ustabilizowanie systemu klimatycznego – porozumienie „Plan A”, w którym oparte na nauce i prawnie wiążące krajowe cele i harmonogramy redukcji emisji zostały ustalone przez przywódców spółdzielni, którzy żarliwie wspólnie pracowali nad ocaleniem naszego wspólnego świata — to marzenie zostało rozwiane już dawno temu, podczas mrocznej zimy szczytu klimatycznego w Kopenhadze w 2009 roku. Kopenhagę powszechnie wyśmiewano jako porażkę, ja jednak wolę nazywać ją rozczarowaniem. Zmiana klimatu jest prawdziwym zagrożeniem egzystencjalnym i w obliczu takiego zagrożenia złudzenia nie są naszymi przyjaciółmi.
Pomimo wielu i istotnych wad Porozumienie paryskie stworzyło podstawy, które uczestniczące w nim kraje mogłyby w zasadzie wykorzystać do budowania instytucji i procesów zapewniających szybką międzynarodową transformację klimatyczną. To nigdy nie miało być końcem tej historii. W rzeczywistości w tak zwanym „mechanizmie ambicji”, za pomocą którego wielokrotnie wzmacniane są zobowiązania krajowe, nadal brakuje kluczowych przepisów dotyczących finansów i oceny. Niemniej jednak istnieje podstawowa struktura międzynarodowej strategii transformacji. Jej rdzeniem jest otwarty cykl pięcioletnich cykli, w których zobowiązania mają być coraz silniejsze. Pierwszy cykl rozpoczął się w Paryżu. Drugi, opóźniony przez pandemię, właśnie się rozpoczyna i niesie ze sobą dobrą wiadomość, że zobowiązania krajowe są wzmacniane – i mogą zostać jeszcze znacznie wzmocnione.
Zła wiadomość jest taka, że kończy nam się czas. Celem Porozumienia paryskiego jest utrzymanie „wzrostu średniej temperatury na świecie znacznie poniżej 2°C w stosunku do poziomu przedindustrialnego” i podjęcie wysiłków na rzecz ograniczenia wzrostu do 1.5°C. Oraz – jak wyjaśnił Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu ONZ w swoim raporcie z 2018 r Raport specjalny na temat globalnego ocieplenia 1.5 ° C– powinniśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby to osiągnąć. Dwa stopnie Celsjusza przybliżyłyby nas do a geofizyczny punkt krytyczny. Więcej złych wiadomości: wydaje się, że ocieplenie planety przyspiesza, a cel 1.5°C może już być poza zasięgiem. „Decydenci” jako niedawny artykuł w Natura zauważyli, „mają mniej czasu na udzielenie odpowiedzi, niż myśleli”.
Wniosek jest jasny: musimy odbudować bez paliw kopalnych, ale samo to nie wystarczy. Według Wydanie 2020 z autorytatywnego raportu ONZ na temat luki w emisji wynika, że narody będą musiały potroić swoje obecne zobowiązania w zakresie redukcji emisji, jeśli chcą osiągnąć cel 2°C, i zwiększyć je ponad pięciokrotnie, jeśli szczerze dążą do osiągnięcia temperatury 1.5°C. Trzymając linię 1.5°C oznacza ograniczenie globalnych emisji o połowę do 2030 r., następnie ponownie do 2040 r., a następnie ponownie do 2050 r. Nawet jeśli będziemy mieli szczęście mieć tyle czasu, takie przejście nie będzie możliwe bez globalnej mobilizacji pierwszego rzędu. To po prostu nie stanie się bez poważnych zmian w globalnej architekturze finansowej i równie poważnych zmian w emisji „stylu życia” bogatych.
Co prowadzi nas z powrotem do niedokończonych mechanizmów ambicji Paryża oraz do grudnia 2020 r., kiedy Sekretariat ds. Klimatu ONZ zorganizował globalne spotkanie Szczyt klimatyczny. W rzeczywistości była to wirtualna konferencja wysokiego szczebla poświęcona darczyńcom, zorganizowana w celu zastąpienia przełożonego zeszłorocznego szczytu klimatycznego. Ekrany otrzymali prezydenci i premierzy, którzy przekazali sporo zachęcających wiadomości. Szczegóły zobowiązań drugiego etapu nie są jeszcze znane, ale znamy kilka kluczowych liczb. Grupa krajów zobowiązała się do zerowej emisji gazów cieplarnianych do połowy stulecia. Do tej pory grupa liczyła ponad 130 członków, pokrywający 51 procent światowych emisji gazów cieplarnianych. Kiedy Stany Zjednoczone dołączą, tak jak obiecał Bidenliczba ta wzrośnie do 63 proc.
Z niedawnego podsumowania IPCC wynika, że „ograniczenie globalnego ocieplenia do 1.5°C wymaga szybkich, dalekosiężnych i bezprecedensowych zmian we wszystkich aspektach społeczeństwa”, a nawet osiągnięcie awaryjnego celu „znacznie poniżej 2°C” będzie wymagało herkulesowego wysiłek. Aby tego dokonać, muszą zostać spełnione dwa warunki: po pierwsze, potrzebna będzie nam rewolucja w zakresie zielonych technologii. Jest to rzeczywiście możliwe; słoneczny, według nie mniejszego autorytetu niż Międzynarodowa Agencja Energetyczna, jest już „najtańszą energią elektryczną w historii” – choć jej wdrażanie jest nadal zdecydowanie zbyt powolne. Po drugie, będziemy potrzebować nowej ery globalnej współpracy.
Bezpośrednim wyzwaniem jest finansowanie działań związanych ze zmianą klimatu. Bez względu na to, jak transformacyjna okaże się rewolucja w zakresie odnawialnych źródeł energii, szybkie przekształcenie gospodarki światowej z jej obecnego przytłaczającego uzależnienia od paliw kopalnych będzie wymagało dużej pomocy finansowej. Unia Europejska ogłosiła, że do 55 r. zmniejszy swoje emisje o 2030 procent, a Chiny zobowiązały się do „neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla” do 2060 r. Nie można jednak oczekiwać, że mniej zamożne kraje świata pójdą w ich ślady szybko bez znacznego zastrzyku wsparcia finansowego i technologicznego. Ograniczanie ubóstwa i rozwój są właściwymi celami biedniejszych krajów i nie będą one działać z wystarczającą determinacją, aby dekarbonizować swoje gospodarki, jeśli nie będą w stanie tego zrobić, realizując te cele.
Aby wesprzeć te wysiłki, UE zobowiązała się podwoić swój wkład na rzecz Zielonego Funduszu Klimatycznego ONZ, którego zadaniem jest wspieranie krajów rozwijających się w procesie transformacji klimatycznej. Prezydentowi Barackowi Obamie udało się zasilić fundusz kwotą 3 miliardów dolarów, ale administracja Trumpa unieważniła 2 miliardy dolarów, które nie zostały jeszcze wypłacone w momencie objęcia urzędu. To była parodia, ale nie wyjątkowa. W 2009 roku w Kopenhadze bogate kraje zobowiązały się do przekazywania 100 miliardów dolarów rocznie na pomoc krajom rozwijającym się w przeprowadzeniu transformacji klimatycznej, ale według Oxfamu W skali międzynarodowej faktycznie udzielone przez nich wsparcie wynosi od 19 do 22 miliardów dolarów rocznie. Biden powiedział, że chce, aby Stany Zjednoczone wróciły do Paryża jako „lider klimatyczny”. Będzie musiał zacząć od spłaty 2 miliardów dolarów długu Trumpa, a następnie dostosowując się do europejskiego posunięcia, podwoi początkowe zobowiązanie Stanów Zjednoczonych. To będzie $ 8 mld, aby wrócić do gry.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała: „Ustalenie ambitnych celów klimatycznych to jedno; osiągnięcie ich to co innego.” Luka wdrożeniowa, jak się to nazywa, nie zostanie zamknięta bez przełomów zarówno w finansach publicznych, jak i prywatnych. 25 największych banków globalnych na świecie zainwestowali od czasu Paryża ponad 2.7 biliona dolarów na energię kopalną; to musi się skończyć. Pozytywna strona Europejskiego Banku Inwestycyjnego decyzja osiągnięcie porozumienia paryskiego mogłoby, jeśli będzie uczciwie realizowane, stanowić kluczowy kamień milowy, podobnie jak decyzja Wielkiej Brytanii o przestańcie subsydiować rozwój paliw kopalnych za granicą przed listopadowym szczytem w Glasgow. Jeśli zastawki dotacji do paliw kopalnych nie zostaną zamknięte, a fundusze nie zostaną przesunięte w celu wsparcia transformacji klimatycznej na całym świecie, dzisiejsze obietnice „zero netto” rzeczywiście okażą się rzeczywistością „gównianego zera”, jakiej oczekują niektórzy cynicy.
Dobra wiadomość jest taka, że pandemia nauczyła nas, że gdy wymaga tego sytuacja nadzwyczajna, można zmobilizować ogromne kwoty pieniędzy. Według raportu 2020 Gap Report na całym świecie wydatki budżetowe związane z Covid-12 osiągnęły do grudnia 2020 r. około 14 bilionów dolarów, co stanowi około 2020 procent produktu światowego brutto w 10 r. Zła wiadomość jest taka, że duża część tych pieniędzy została przeznaczona na wspieranie przedsiębiorstw zajmujących się energią kopalną. Według stanu na 2021 lutego 20 r. grupa G242 przeznaczyła ponad 189 miliardy dolarów na działalność wysokoemisyjną i energię kopalną, w porównaniu do XNUMX miliardów dolarów na odnawialne źródła energii i działalność niskoemisyjną. The Stany Zjednoczone pod administracją Trumpa przeznaczył ponad 70 miliardów dolarów na działalność wysokoemisyjną.
Uratowanie przyszłości klimatycznej będzie wymagało nowego internacjonalizmu i wspólnej mobilizacji, w której Stany Zjednoczone wniosą sprawiedliwy udział, zwłaszcza pomagając krajom rozwijającym się w ograniczaniu własnych emisji. Propozycja Zielonego Nowego Ładu Berniego Sandersa, która zaradziła tej potrzebie, stwierdziła, że sprawiedliwy udział Stanów Zjednoczonych wyniósłby 161 procent, co obejmowałoby spadek krajowych emisji o 71 procent. Sanders zaproponował ponadto, aby Stany Zjednoczone przekazały 200 miliardów dolarów na rzecz Zielonego Funduszu Klimatycznego na lata 2020–2030, czyli około 20 miliardów dolarów rocznie.
W porównaniu z 2 bilionami dolarów, które prezydent Biden zamierza wydać na krajowe działania klimatyczne w ciągu najbliższych czterech lat, 200 miliardów dolarów to niewiele pieniędzy. Byłby to jednak absolutnie przełomowy moment, który pokazałby prawdziwe amerykańskie przywództwo w globalnej walce klimatycznej.
Gdy Stany Zjednoczone ponownie wkraczają do kręgu paryskiego, należy się trochę refleksji. Naukowcy są przerażeni i przekazują wiadomości, które trudno usłyszeć, szczególnie teraz, gdy mamy uzasadnione powody, aby wątpić, czy nasze systemy polityczne sprostają wyzwaniu. Rozpacz, wraz z samozadowoleniem, jakie może wywołać, jest prawdziwym niebezpieczeństwem. Łatwo zrozumieć, dlaczego wiele osób uważa, że słabości porozumienia stanowią kolejny dowód większej niemocy instytucjonalnej.
W rzeczywistości jednak Porozumienie paryskie może zadziałać, ale wkrótce należy wykonać pierwsze istotne kroki. Ten rok przyniesie nowe zobowiązania w zakresie redukcji emisji. Przełomy w finansach też będą musiały nadejść i będziemy musieli stawić czoła nowej nauce (która, notabene, nie jest wcale ciemna). Następnie w 2023 r. odbędzie się „globalna inwentaryzacja”, podczas której narody świata zostaną zapytane, czy zrobiły wystarczająco dużo.
Czas zabrać się do pracy.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna