Mniej znane jest to, że doprowadziło to również UE do umieszczenia kontroli migracji w centrum swojej polityki międzynarodowej i stosunków z krajami trzecimi, nalegając na zawarcie umów o kontroli granicznej z ponad 35 sąsiadującymi krajami w celu kontroli migracji, określanych w języku Komisji jako „eksternalizacja granicy”. Porozumienia te nakładają na państwa sygnatariuszy obowiązek przyjmowania deportowanych migrantów z Europy, zwiększenia kontroli granicznych i personelu na granicach, wprowadzenia nowych systemów tożsamości biometrycznej i paszportów w celu monitorowania migrantów, a także budowy obozów detencyjnych w celu przetrzymywania uchodźców.
UE uzasadnia, że zapobiegnie to śmierci uchodźców, ale bardziej prawdopodobnym powodem jest chęć dopilnowania, aby uchodźcy zostali zatrzymani na długo przed dotarciem do europejskich wybrzeży. Satysfakcjonuje to zarówno wrogich rasistowskich polityków w Europie, jak i tych pozornie bardziej liberalnych polityków, którzy nie chcą stawić czoła narastającym nastrojom antyimigracyjnym i którzy chcą mieć kryzys poza zasięgiem wzroku i myśli. Na przykład Niemcy, które mają stosunkowo postępowe wyniki w zakresie przyjmowania uchodźców (przynajmniej latem 2015 r.), są również jednym z głównych fundatorów eksternalizacji granic i chętnie podpisują umowy z dyktatorami takimi jak Sisi w Egipcie, aby uniemożliwić uchodźcom przedostawanie się do Europy.
Dowody sugerują, że umowy te mogły służyć ostatecznemu celowi UE, jakim jest zmniejszenie liczby osób przybywających do Europy, ale z pewnością nie zwiększyły bezpieczeństwa i ochrony uchodźców. Większość badań pokazuje, że zmusiło to uchodźców do poszukiwania bardziej niebezpiecznych dróg i polegania na coraz bardziej pozbawionych skrupułów handlarzach. Odsetek zarejestrowanych zgonów wśród osób przybywających szlakami śródziemnomorskimi do Europy w 2017 r. przekroczył granicę pięć razy wyższy w 2017 r. tak samo jak w 2015 r. Nigdy nie odnotowuje się znacznie większej liczby zgonów na morzach i pustyniach w Afryce Północnej.
Jak nowy raport przez Transnational Institute i Stop Wapenhandel, doprowadziło to również Unię Europejską do przyjęcia reżimów autorytarnych – i, co gorsza, do zapewnienia sprzętu i funduszy represyjnej policji i siłom bezpieczeństwa – przy jednoczesnym odwróceniu niezbędnych zasobów od inwestycji w opiekę zdrowotną, edukację i zatrudnienie.
Brudne układy z dyktatorami
Niger, główny kraj tranzytowy uchodźców, stał się największym na świecie odbiorcą pomocy UE w przeliczeniu na mieszkańca. Dzieje się tak częściowo dlatego, że jest to jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, ale jest on również traktowany priorytetowo, ponieważ stanowi bramę dla wielu uchodźców udających się do Europy. Wydaje się, że zasoby dostępne na infrastrukturę graniczną nie są ograniczone, a mimo to Światowy Program Żywnościowy, który wspiera prawie jedną dziesiątą ludności Nigru, otrzymał jedynie 34 procent środków potrzebnych na rok 2018. Tymczasem pod presją Europy wzmocnienie bezpieczeństwa granic zniszczyło opartą na migracji gospodarkę w regionie Agadez, zagrażając kruchej stabilności wewnętrznej kraju.
Zależność UE od współpracy z rządem Nigru ośmieliła także autokratycznych przywódców kraju. Na przykład protest Nigeryjczyków przeciwko podwyżce cen żywności w marcu 2018 r. doprowadził do aresztowań głównych organizatorów. Uchodźcy podróżujący przez Niger zgłaszają zwiększoną liczbę przypadków łamania praw człowieka i są zmuszeni do podejmowania większego ryzyka podczas migracji. W jednym przerażającym przypadku z czerwca 2016 r. na Saharze odnaleziono ciała 34 uchodźców, w tym 20 dzieci, prawdopodobnie pozostawionych przez przemytników na śmierć z pragnienia.
Podobnie w Sudanie Unia Europejska utrzymuje, że podtrzymuje międzynarodowe sankcje nałożone na cieszący się złą sławą reżim Al-Baszira za jego zbrodnie wojenne i represje, nie waha się jednak podpisywać umów o kontroli granicznej z sudańskimi agencjami rządowymi. Obejmowało to szkolenie i wyposażenie funkcjonariuszy policji granicznej, mimo że granice Sudanu są patrolowane głównie przez Siły Szybkiego Wsparcia (RSF), które składają się z byłych bojowników milicji Janjaweed, wykorzystywanych do zwalczania wewnętrznego sprzeciwu pod dowództwem operacyjnym Sudańskich Narodowych Służb Wywiadu i Bezpieczeństwa (NISS). Organizacja Human Rights Watch „ustaliła, że RSF dopuściła się szeregu straszliwych nadużyć, w tym… tortur, pozasądowych zabójstw i masowych gwałtów”. Niemiecka agencja rządowa GIZ twierdzi, że jest świadoma zagrożeń związanych ze współpracą, niemniej jednak uważa za „konieczne” uwzględnienie ich w działaniach na rzecz rozwoju potencjału.
Zaangażowanie Europy w Sudanie i Nigrze podkreśla argumentację autorki i aktywistki Harshy Walii zawartą w jej książce: Cofanie imperializmu granicznego, że środki kontroli granicznej są formą imperializmu, ponieważ obejmują wysiedlenia, kryminalizację, rasistowską hierarchię i wyzysk ludzi. Jeśli chodzi o historyczne echa imperializmu granicznego UE, zauważalne jest to, że chociaż kolonialni apologeci w dużej mierze bronili Wyścigu o Afrykę ze względu na jej potencjał ucywilizowania „barbarzyńców” u bram Europy, tym razem wydaje się, że skupiono się jedynie na utrzymaniu „ barbarzyńcom” przed przejściem przez bramy Europy.
W jeszcze bardziej niepokojących podobieństwach historycznych szokująca jest uwaga, że chociaż porozumienie berlińskie z 1885 r. stanowiło, że Afryka „nie może służyć jako rynek lub środek tranzytu w handlu niewolnikami, niezależnie od rasy”, współpraca UE z Libijska milicja faktycznie doprowadziła do ożywienia handlu niewolnikami, a uchodźcy byli sprzedawani jako niewolnicy schwytani przez CNN pod koniec 2017 roku.
Granice równej przemocy
Ostatecznie nie powinniśmy być zaskoczeni. Jako dziennikarka Dawn Paley zauważył„Granica nie tylko nie zapobiega przemocy, ale jest w rzeczywistości przyczyną jej wystąpienia”. Granice to mury, które mają na celu zablokowanie rażącej nierówności między Afryką a Europą, zbudowanej podczas kolonializmu i utrwalonej przez dzisiejszą europejską politykę gospodarczą i polityczną. Ostatecznie tę przemoc odczuwa się na ciele, a granica wyznacza blizny na ciele ludzi. Czuje się to na rozdartej skórze tych, którzy codziennie próbują przekroczyć mury obronne Ceuty i Melilli w Maroku. Jest to odczuwalne w zgwałconych ciałach kobiet zgwałconych i maltretowanych przez przemytników i funkcjonariuszy straży granicznej. Występuje w wielu nieodkrytych szkieletach na pustyniach Afryki Północnej i Morzu Śródziemnym.
Ten graniczny imperializm nie jest zjawiskiem wyłącznie europejskim. Można go znaleźć w Meksyku Program Frontera Sur, rozpoczęte w 2014 r. pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, aby wzmocnić bezpieczeństwo granic na granicy z Gwatemalą. Podobnie jak jej europejskie odpowiedniki, spowodowało to również nasilenie represji i przemocy wobec uchodźców, zwiększenie liczby zatrzymań i deportacji oraz zmuszanie uchodźców do wybierania bardziej niebezpiecznych szlaków migracyjnych i wpadania w ręce przestępczych siatek przemytniczych.
Być może najbardziej znanym przykładem eksternalizacji granic są australijskie ośrodki zatrzymań na wyspach Nauru oraz – do czasu uznania ich za nielegalne w zeszłym roku – w Manus (Papua Nowa Gwinea). Wszyscy migranci próbujący przedostać się do Australii drogą morską są przewożeni do tych ośrodków prowadzonych przez prywatnych wykonawców i przetrzymywani tam przez długi czas. Jeżeli zatrzymani uchodźcy uzyskają status azylu, są przesiedlani do krajów trzecich. Polityce tej towarzyszy „Operacja Suwerenne Granice”, wojskowa operacja morska mająca na celu zmuszenie lub holowanie łodzi z uchodźcami z powrotem na wody międzynarodowe.
Odnotowano wiele przypadków łamania praw człowieka w australijskich ośrodkach detencyjnych na morzu. Jednak wielu europejskich przywódców przyjęło model australijski, coraz częściej opowiadając się za umieszczeniem przez UE uchodźców w „obozach przetwórczych” w krajach Afryki Północnej, opierając się na obecnej polityce przekształcania sąsiadów Europy w nowych funkcjonariuszy straży granicznej. Europa entuzjastycznie przyjmuje australijskie podejście polegające na budowaniu obozów w odległych miejscach, co – jak zauważa prawnik zajmujący się prawami człowieka Daniel Webb – służy „ukrywaniu przed wzrokiem tego, czego nie chce, aby społeczeństwo widziało – celowego okrucieństwa wobec niewinnych ludzi”.
Zwycięzcy korporacyjni
Choć podobieństwa między tymi przykładami eksternalizacji granic są niezaprzeczalne, jedynie w Europie wyraźnie łączą one tę politykę z dawnymi stosunkami kolonialnymi. Podczas inauguracji Ram partnerstwa w sprawie migracji – ogólnych ram współpracy w zakresie migracji z krajami trzecimi – w czerwcu 2016 r. Komisja Europejska zauważyła, że „szczególne stosunki, jakie państwa członkowskie mogą utrzymywać z krajami trzecimi, odzwierciedlające więzi polityczne, historyczne i kulturowe wspierane przez dziesięciolecia kontaktów, należy również w pełni wykorzystać z korzyścią dla UE”. Jednoznacznie pochwaliła także możliwości, jakie umowa stwarza dla europejskiego biznesu, argumentując, że „prywatni inwestorzy poszukujący nowych możliwości inwestycyjnych na rynkach wschodzących” muszą odgrywać znacznie większą rolę zamiast „tradycyjnych modeli współpracy rozwojowej”.
To wskazuje nam na prywatne interesy, które czerpią korzyści z polityki eksternalizacji granic: przemysł wojskowy i sektor bezpieczeństwa dostarczający sprzęt i usługi w celu wprowadzenia wzmocnionego i zmilitaryzowanego bezpieczeństwa granic i kontroli w krajach trzecich. Na tym rozwijającym się rynku prosperuje mnóstwo firm, ale wśród nich wybitni są europejscy giganci zbrojeniowi, tacy jak Airbus (paneuropejski), Thales (Francja) i Leonardo (Włochy – dawniej Finmeccanica).
Nie są to tylko przypadkowi zwycięzcy polityk UE; są także siłą napędową, która za nimi stoi. Zarówno wyznaczyli ogólny dyskurs – określając migrację jako zagrożenie dla bezpieczeństwa, które należy zwalczać środkami wojskowymi – jak i przedstawili konkretne propozycje, takie jak utworzenie unijnego „systemu systemów” nadzoru EUROSUR i rozszerzenie Frontexu, które dzięki skutecznemu lobbowaniu zostały przekształcone w oficjalną politykę UE i nowe instytucje.
Firmy te mogą następnie czerpać korzyści, promując własne usługi i produkty, przy wsparciu stałych interakcji z decydentami UE. Obejmuje to regularne spotkania z urzędnikami Komisji Europejskiej i Fronteksu, udział w oficjalnych organach doradczych, wydawanie wpływowych dokumentów doradczych, udział w targach i konferencjach dotyczących bezpieczeństwa i nie tylko. Chociaż główny nacisk położono na militaryzację granic zewnętrznych UE, firmy coraz częściej zwracają uwagę również na afrykański rynek bezpieczeństwa granic. Dlatego też lobbują na rzecz finansowania przez UE zakupów w zakresie bezpieczeństwa granic w krajach trzecich.
Ta strategia opłaciła się znakomicie. Wzmocnienie globalnej konkurencyjności europejskiego przemysłu wojskowego i bezpieczeństwa stało się obecnie deklarowanym celem UE. Komisja planuje na kolejne wieloletnie ramy finansowe (WRF), budżet UE na lata 2021–2027, proponując niemal potrojenie wydatków na kontrolę migracji. Frontex, Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej, państwa członkowskie UE i państwa trzecie otrzymają więcej pieniędzy do wydania na wzmocnienie bezpieczeństwa granic, w tym na zakup sprzętu i usług wojskowych oraz zapewniających bezpieczeństwo.
Widoczny opór renderowania
Chociaż określone przerażające sytuacje, takie jak targi niewolników dla migrantów w Libii lub szczególne utonięcie na Morzu Śródziemnym, czasami powodują oburzenie i sprzeciw, trudno dostrzec zmianę w ogólnym europejskim nacisku na „zmniejszanie liczby” osób chcących aby dokonać przeprawy. Stanowi to jeszcze większe wyzwanie, gdy militaryzacja granic UE jest zlecana na zewnątrz i przez to staje się w dużej mierze niewidoczna w krajach oddalonych od Europy.
Z polityką UE należy walczyć na wielu poziomach, zarówno wewnątrz UE, jak i w krajach trzecich. Oznacza to, że musimy działać nie tylko przeciwko najbardziej oczywistym przejawom tej polityki – w zakresie kontroli granic oraz przetrzymywania i deportacji uchodźców – ale także przeciwko prywatnym interesom stojącym za tą polityką. Musimy zdemaskować siły handlowe i przemysłowe, które obecnie czerpią zyski z imperializmu granicznego Europy, a także media i partie polityczne, które manipulowały opinią publiczną, wybierając uchodźców jako kozły ofiarne konsekwencji polityki oszczędnościowej.
W ujęciu bardziej systemowym stawienie czoła kolonializmowi granicznemu wymaga zajęcia się ogólnie odpowiedzialnością Zachodu, w pierwszej kolejności wyeliminowania powodów, dla których ludzie są zmuszani do ucieczki, oraz przeciwstawienia się tej polityce i stronom zainteresowanym w krajach zachodnich, które je powodują: wsparciu UE dla autorytarnych władców, firm powodujących zmiany klimatyczne zmiany gospodarcze, niesprawiedliwe stosunki handlowe, bezkarność korporacji, lekkomyślne interwencje wojskowe i handel bronią. Oznacza to także prawdziwą dekolonizację, położenie kresu dalszemu europejskiemu uciskowi na byłych koloniach i działanie na rzecz zasadniczej zmiany porządku międzynarodowego. Stanie się to jeszcze ważniejsze w kontekście pogłębiających się zmian klimatycznych, kiedy migracja, nawet jeśli w dużej mierze wewnętrzna, będzie niezbędną formą adaptacji.
Będzie to również wymagać zwiększonej solidarności i współpracy z ruchami i organizacjami w dotkniętych krajach trzecich, w ramach horyzontalnych form współpracy. Może to obejmować wsparcie dla ruchów kierowanych przez migrantów powstających w wielu krajach, dla społeczności przyjmujących dużą liczbę (osieroconych) uchodźców, bezpośrednie wysiłki humanitarne, takie jak misje poszukiwawczo-ratownicze na Morzu Śródziemnym, a także dla organizacji opowiadających się za prawami człowieka prawa dla migrantów. Ale mogłoby to również obejmować grupy i ruchy walczące na rzecz demokratyzacji, przeciwko reżimom autorytarnym, przeciwko przemysłowi wydobywczemu oraz te, które szukają środków do życia dla wszystkich, przeciwko przemocy i dominacji Zachodu.
Rozwikłanie dziedzictwa przemocy kolonialnej nie będzie łatwe. Chociaż Unia Europejska jest podzielona w wielu kwestiach, konsensus co do bezpieczeństwa granic jest silny. Wielki myśliciel dekolonialny Frantz Fanon zdał sobie sprawę, jak kolonializm kolonizował nie tylko terytorium i ciało, ale także umysł. Jak napisał w Czarna skóra, białe maski:
Aby zakończyć tę neurotyczną sytuację, w której jestem zmuszony wybrać rozwiązanie niezdrowe, konfliktowe, karmione fantazjami, wrogie, krótko mówiąc nieludzkie, mam tylko jedno rozwiązanie: wznieść się ponad ten absurdalny dramat, który inni wokół mnie odegrali, odrzucić dwa terminy, które są równie niedopuszczalne, i poprzez jednego człowieka sięgnąć po to, co uniwersalne.
Jest to tęsknota za uniwersalną ludzkością odzwierciedlona w hasłach, że „żaden człowiek nie jest nielegalny” – to jedyna prawdziwa podstawa położenia kresu przemocy granicznego imperializmu.
Nick Buxton jest współredaktorem Bezpieczni i wywłaszczeni: jak wojsko i korporacje kształtują świat zmieniony klimatycznie (Pluto Press, 2015) i koordynatorka współpracy Transnational Institute z naukowcami-aktywistami (www.climatesecurityagenda.org).
Marka Akkermana jest badaczem w Stop Wapenhandel (Holenderska Kampania Przeciwko Handlowi Bronią). Pisał i prowadził kampanie na takie tematy, jak eksport broni na Bliski Wschód, prywatny sektor wojskowy i bezpieczeństwa, pranie ekologicznie handlu bronią i militaryzacja bezpieczeństwa granic.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna