Odkąd Barack Obama podniósł prawą rękę i złożył przysięgę, przysięgając służyć Stanom Zjednoczonym jako 44. prezydent, zwykli ludzie i ich przywódcy na całym świecie świętują „triumf nad rasą” naszego narodu. Wybór Obamy jest reklamowany jako ostatni gwóźdź do trumny Jima Crowa, podpórki do książek poświęconej historii kast rasowych w Ameryce.
Sama obecność Obamy w Gabinecie Owalnym stanowi dowód, że „kraj wolnych” w końcu dotrzymał obietnicy równości. W jego występie na światowej scenie kryje się ukryte, ale niezaprzeczalne przesłanie: tak wygląda wolność; oto, co demokracja może dla ciebie zrobić. Jeśli jesteś biedny, marginalizowany lub zepchnięty do niższej kasty, jest dla ciebie nadzieja. Zaufaj nam. Zaufaj naszym zasadom, prawom, zwyczajom i wojnom. Ty też możesz dostać się do Ziemi Obiecanej.
Być może w ubiegłym stuleciu opowiadano większe kłamstwa, ale można je policzyć na palcach jednej ręki. W Ameryce kasta rasowa żyje i ma się dobrze.
Większości ludzi nie podoba się, gdy to mówię. To ich złości. W „epoce daltonizmu” panuje niemal fanatyczna chęć trzymania się mitu, że jako naród „wyszliśmy poza” rasę. Oto kilka faktów, które stoją w sprzeczności z tą triumfującą narracją rasową:
* Obecnie pod kontrolą więzienną znajduje się więcej Afroamerykanów – w więzieniach, na zwolnieniu warunkowym lub w zawieszeniu – niż było zniewolonych w 1850 r., dziesięć lat przed wybuchem wojny secesyjnej.
*W 2004 r. więcej Afroamerykanów zostało pozbawionych praw wyborczych (z powodu przepisów pozbawiających prawa wyborcze przestępców) niż w 1870 r., kiedy ratyfikowano piętnastą poprawkę zabraniającą przepisów wyraźnie odmawiających prawa do głosowania ze względu na rasę.
* Prawdopodobieństwo, że czarne dziecko urodzone dzisiaj będzie wychowywane przez oboje rodziców, będzie mniejsze niż w przypadku czarnego dziecka urodzonego w czasach niewoli. Niedawny rozpad rodziny afroamerykańskiej wynika w dużej mierze z masowego uwięzienia czarnych ojców.
*Jeśli wziąć pod uwagę więźniów, zdecydowana większość Afroamerykanów w niektórych obszarach miejskich została dożywotnio uznana za przestępców. (W rejonie Chicago odsetek ten wynosi prawie 80%.) Ci mężczyźni należą do rosnącej podkasty – a nie klasy, kasty – trwale zdegradowanej, zgodnie z prawem, do statusu drugiej kategorii. Można im odmówić prawa do głosowania, automatycznie wykluczyć ich z ławy przysięgłych i prawnie dyskryminować w zakresie zatrudnienia, mieszkania, dostępu do edukacji i świadczeń publicznych, podobnie jak ich dziadkowie i pradziadkowie w epoce Jima Crowa.
Wymówki dla blokady
Istnieje oczywiście wytłumaczenie tego wszystkiego dla daltonistów: wskaźniki przestępczości. Mówi się, że w ciągu kilku dekad liczba naszych więźniów gwałtownie wzrosła z około 300,000 2 do ponad XNUMX milionów z powodu szerzącej się przestępczości. Mówi się nam, że powodem, dla którego tak wielu czarnych i brązowych mężczyzn trafia za kratki i otrzymuje stały status drugiej kategorii, jest to, że tak się składa, że to oni są tymi złymi.
Jednak niewygodna prawda jest taka, że wskaźniki przestępczości nie wyjaśniają nagłego i dramatycznego masowego uwięzienia Afroamerykanów w ciągu ostatnich 30 lat. Wskaźniki przestępczości wahały się w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci – obecnie są na najniższym poziomie w historii – ale wskaźniki pozbawienia wolności stale rosną. A właściwie pięciokrotny. A zdecydowana większość tego wzrostu wynika z wojny z narkotykami. Same przestępstwa związane z narkotykami odpowiadają za około dwie trzecie wzrostu populacji więźniów federalnych i ponad połowę wzrostu populacji więźniów stanowych.
Wojna narkotykowa była brutalna – towarzyszyły jej oddziały SWAT, czołgi, bazooki, granatniki i przeczesywanie całych dzielnic – ale mieszkańcy białych społeczności nie mają pojęcia o dokonanych zniszczeniach. Ta wojna toczy się niemal wyłącznie w biednych społecznościach kolorowych, mimo że badania konsekwentnie pokazują, że ludzie wszystkich kolorów skóry zażywają i sprzedają nielegalne narkotyki w zadziwiająco podobnym tempie. W rzeczywistości niektóre badania wskazują, że biała młodzież znacznie częściej angażuje się w nielegalny handel narkotykami niż młodzież czarna. Dane zaprzeczają wszelkim poglądom, jakoby zażywanie narkotyków przez Afroamerykanów było poważniejsze lub bardziej niebezpieczne. Na przykład biała młodzież zgłasza się na pogotowie około trzy razy częściej w związku z narkotykami niż ich afroamerykańscy odpowiednicy.
Jednak nie tego można by się spodziewać, wchodząc do więzień i więzień naszego kraju, przepełnionych czarnymi i brązowymi przestępcami narkotykowymi. W niektórych stanach Afroamerykanie stanowią 80–90% wszystkich osadzonych w więzieniach przestępców narkotykowych.
W tym momencie zazwyczaj przerywa mi się i przypomina, że czarni mężczyźni częściej popełniają przestępstwa z użyciem przemocy. To jest dlaczego wojna narkotykowa toczy się w biednych społecznościach kolorowych, a nie na przedmieściach zamieszkałych przez klasę średnią. Wojownicy narkotykowi próbują pozbyć się narkotykowych królów i brutalnych przestępców, którzy zamieniają społeczności gett w piekło. To nie ma nic wspólnego z rasą; wszystko dotyczy brutalnych przestępstw.
Powtórzę: nie. Prezydent Ronald Reagan oficjalnie wypowiedział obecną wojnę narkotykową w 1982 r., kiedy przestępczość narkotykowa spadała, a nie rosła. Od samego początku wojna miała niewiele wspólnego z przestępczością narkotykową, a prawie wszystko z polityką rasową. Wojna narkotykowa była częścią wielkiej i niezwykle skutecznej strategii Partii Republikańskiej, polegającej na wykorzystywaniu zakodowanych rasowo apeli politycznych w kwestiach przestępczości i opieki społecznej, aby przyciągnąć biednych i białych wyborców z klasy robotniczej, którzy byli urażeni desegregacją, transportem autobusowym i akcją afirmatywną i im grozili . Jak powiedział H.R. Haldeman, szef sztabu Białego Domu prezydenta Richarda Nixona: „Całym problemem tak naprawdę są czarni. Kluczem jest opracowanie systemu, który to rozpozna, choć na to nie wygląda”.
Kilka lat po ogłoszeniu wojny narkotykowej crack trafił na ulice śródmiejskich społeczności. Administracja Reagana z radością przyjęła ten rozwój, zatrudniając pracowników, którzy mieli być odpowiedzialni za nagłaśnianie crackowych dzieci w śródmiejskich dzielnicach, matek crackowych, dziwek crackowych i przemocy związanej z narkotykami. Celem było sprawienie, aby nadużywanie cracku i przemoc w śródmieściach stała się sensacją medialną, zwiększając poparcie społeczne dla wojny narkotykowej, która, jak mieli nadzieję, skłoni Kongres do przeznaczenia na nią dodatkowych milionów dolarów.
Plan zadziałał jak czar. Przez ponad dekadę czarni handlarze i użytkownicy narkotyków regularnie pojawiali się w gazetach i pojawiali się w wieczornych wiadomościach telewizyjnych. Kongres i legislatury stanowe w całym kraju przeznaczyłyby miliardy dolarów na wojnę narkotykową i uchwaliłyby surowe, obowiązkowe minimalne wyroki za przestępstwa narkotykowe – wyroki dłuższe niż mordercy otrzymują w wielu krajach.
Demokraci zaczęli konkurować z Republikanami, aby udowodnić, że mogą być jeszcze ostrzejsi w walce z ciemnoskórymi pariasami. Jak chełpliwie powiedział prezydent Bill Clinton: „Mogę zostać oszukany, ale nikt nie może powiedzieć, że mam słabość do przestępczości”. Fakty go potwierdzają. Polityka Clintona „ostra wobec przestępczości” spowodowała największy wzrost liczby więźniów federalnych i stanowych spośród wszystkich prezydentów w historii Ameryki. Ale Clinton nie był usatysfakcjonowany rosnącą populacją więźniów. On i „Nowi Demokraci” opowiadali się za ustawodawstwem zakazującym przestępcom narkotykowym wstępu do mieszkań komunalnych (bez względu na to, jak drobne było to przestępstwo) i pozbawiającym ich dożywotnich podstawowych świadczeń publicznych, w tym bonów żywnościowych. Dyskryminacja w praktycznie każdym aspekcie życia politycznego, gospodarczego i społecznego jest teraz całkowicie legalna, jeśli zostałeś uznany za przestępcę.
W obliczu faktów
Ale co z tymi wszystkimi brutalnymi przestępcami i królami narkotyków? Czy wojna narkotykowa nie jest prowadzona w społecznościach gett, bo tam można spotkać brutalnych przestępców? Odpowiedź brzmi: tak… w filmach kręconych dla telewizji. W prawdziwym życiu odpowiedź brzmi: nie.
Wojna narkotykowa nigdy nie skupiała się na wykorzenianiu królów narkotykowych ani brutalnych przestępców. Fundusze federalne trafiają do agencji, które dramatycznie zwiększają liczbę aresztowań związanych z narkotykami, a nie do agencji, które odnoszą największe sukcesy w obalaniu szefów. Nagrodą w tej wojnie jest ogromna liczba aresztowań narkotykowych. Co gorsza, federalne przepisy dotyczące przepadku narkotyków pozwalają stanowym i lokalnym organom ścigania zatrzymać na własny użytek 80% gotówki, samochodów i domów skonfiskowanych osobom podejrzanym o narkotyki, zapewniając w ten sposób organom ścigania bezpośredni interes pieniężny w rentowności narkotyku. rynek narkotyków.
Rezultaty były przewidywalne: osoby kolorowe były masowo łapane za stosunkowo drobne przestępstwa narkotykowe niemające charakteru przemocy. W 2005 r. cztery na pięć zatrzymań związanych z narkotykami dotyczyło posiadania narkotyków, a tylko jeden na pięć – sprzedaży. Większość osób przebywających w więzieniu stanowym nie doświadczyła przemocy ani nawet nie prowadziła znaczącej działalności związanej ze sprzedażą. W rzeczywistości w latach 1990. XX w. – w okresie najbardziej dramatycznego rozwoju wojny narkotykowej – prawie 80% wzrostu aresztowań związanych z narkotykami dotyczyło posiadania marihuany, narkotyku powszechnie uważanego za mniej szkodliwy niż alkohol czy tytoń i co najmniej tak samo rozpowszechniony w środkowych -klasowe białe społeczności jak w centrum miasta.
W ten sposób w zdumiewająco krótkim czasie stworzono nową podkastę rasową – nowy system Jima Crowa. Miliony osób kolorowych mają obecnie przeszłość kryminalną i są prawnie pozbawione tych samych praw, o które walczyli ich rodzice i dziadkowie, a w niektórych przypadkach zginęli.
Jednakże akcja afirmatywna nadała tej rasowej rzeczywistości pogodną twarz. Widząc, jak czarni ludzie kończą Harvard i Yale i zostają dyrektorami generalnymi lub prawnikami korporacyjnymi – nie wspominając o prezydentach Stanów Zjednoczonych – wszyscy jesteśmy zdumieni, jak długą drogę przebyliśmy.
Najnowsze dane pokazują jednak, że znaczna część postępu Czarnych to mit. Pod wieloma względami Afroamerykanie nie radzą sobie lepiej niż wtedy, gdy zamordowano Martina Luthera Kinga Jr., a powstania ogarnęły śródmieścia całej Ameryki. Prawie jedna czwarta Afroamerykanów żyje obecnie poniżej progu ubóstwa, czyli mniej więcej taki sam odsetek jak w 1968 r. Wskaźnik ubóstwa czarnych dzieci jest obecnie w rzeczywistości wyższy niż wtedy. Stopa bezrobocia w społecznościach czarnoskórych porównywalna jest ze stopą bezrobocia w krajach Trzeciego Świata. I to z akcją afirmatywną!
Kiedy odsuniemy kurtynę i przyjrzymy się temu, co tworzy nasze społeczeństwo „daltonistów” bez akcji afirmatywnej, zobaczymy znajomą strukturę społeczną, polityczną i ekonomiczną – strukturę kast rasowych. Wejście do tego nowego systemu kastowego znajduje się przy bramie więzienia.
To nie jest marzenie Martina Luthera Kinga Jr. To nie jest ziemia obiecana. Cykliczne odrodzenie kasty w Ameryce jest powracającym rasowym koszmarem.
Michelle Alexander jest autorką The New Jim Crow: Mass Incarceration in the Age of Color Blindness (Nowa prasa, 2010). Była dyrektor projektu Racial Justice Project ACLU w Północnej Kalifornii, była także urzędnikiem prawnym sędziego Harry'ego Blackmuna w Sądzie Najwyższym Stanów Zjednoczonych. Obecnie współpracuje z Kirwan Institute for the Study of Race and Ethnicity oraz Moritz College of Law na Ohio State University. Aby odsłuchać wywiad audio TomCast, w którym Alexander wyjaśnia, jak uświadomiła sobie, że ten kraj wprowadza Jima Crowa w erę Obamy, kliknij tutaj.
[Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy w dniu Tomdispatch.com, blog internetowy Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, Współzałożyciel Projekt Imperium Amerykańskiego, Autor Koniec kultury zwycięstwai redaktor Świat według Tomdispatcha: Ameryka w nowej epoce imperium.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna