Ofensywa wojskowa pod przewodnictwem Francji w byłej kolonii Mali wyparła radykalnych islamistów i sojusznicze bojówki z niektórych miast na północy kraju, uwalniając miejscową ludność spod represyjnych totalitarnych rządów w stylu talibów. Stany Zjednoczone wsparły francuskie wysiłki wojskowe, transportując francuskie wojsko i sprzęt oraz zapewniając rozpoznanie za pośrednictwem swoich satelitów i dronów. Jednak pomimo tych początkowych zwycięstw budzi obawy, jakie nieprzewidziane konsekwencje mogą położyć się na drodze.
Rzeczywiście, to właśnie taka interwencja Zachodu – także rzekomo ze względów humanitarnych – była w dużej mierze odpowiedzialna za kryzys malijski.
Interwencja wojskowa NATO w Libii w 2011 r. wykraczała daleko poza mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ dotyczący ochrony życia cywilów, ponieważ siły powietrzne Francji, Wielkiej Brytanii i USA – wraz ze wsparciem naziemnym ze strony dyktatur Arabii Saudyjskiej i Kataru – zasadniczo sprzymierzyły się z armiami rebeliantów. Unia Afrykańska – choć bardzo krytyczna wobec represji wobec Kaddafiego – potępiła interwencję, obawiając się, że wynikający z niej chaos doprowadzi do powstania ogromnych magazynów broni w Libii, co może podsycić lokalne i regionalne konflikty w innych częściach Afryki i zdestabilizować region.
Dokładnie tak się stało.
Podczas gdy pokojowa rewolucja przeciwko sąsiedniej dyktaturze tunezyjskiej spowodowała pozytywne zarażenie nieuzbrojonymi prodemokratycznymi powstaniami obywatelskimi, brutalna interwencja w Libii spowodowała negatywne zarażenie zbrojnymi rebeliami.
Jest to szczególnie tragiczne, ponieważ do niedawna Mali było postrzegane jako jedna z najbardziej obiecujących historii politycznych w Afryce.
W 1991 r., ponad dwie dekady przed podobnymi prodemokratycznymi powstaniami w Tunezji i Egipcie, Malijczycy zaangażowali się w masową kampanię oporu pokojowego, która obaliła dyktaturę Moussy Traoré. Szeroka mobilizacja związkowców, chłopów, studentów, nauczycieli i innych osób stworzyła masowy ruch prodemokratyczny w całym kraju. Pomimo braku Facebooka i Internetu, praktycznie braku międzynarodowych relacji w mediach oraz masakry setek pokojowych demonstrantów, temu popularnemu powstaniu obywatelskiemu udało się nie tylko obalić represyjny i skorumpowany reżim, ale zapoczątkował ponad dwie dekady rządów demokratycznych.
Choć – podobnie jak większość państw regionu – kraj borykał się z korupcją, biedą i słabą infrastrukturą, Mali było powszechnie uważane za najbardziej demokratyczny kraj Afryki Zachodniej. Aby edukować i promować prawa i obowiązki swoich obywateli, rząd wdrożył w 1993 roku program pod nazwą „Misja Decentralizacji”, mający na celu zachęcenie społeczeństwa do udziału w wyborach lokalnych i regionalnych. Pojawiły się niezależne stacje radiowe i gazety, a w kraju toczyła się ożywiona i otwarta debata polityczna.
Wydarzenia związane z pokojową rewolucją z 1991 r. były regularnie upamiętniane, a rocznica masakry z 26 marca była świętem narodowym. Walkę prodemokratyczną upamiętnia także szereg pomników w stolicy Bamako.
W latach, które upłynęły od rewolucji 1991 r., nawet kontrowersyjna polityka była wyrażana przeważnie bez użycia przemocy. W latach 1990. miało miejsce kilka okresów protestów pod przewodnictwem studentów przeciwko wysokiemu bezrobociu i innym negatywnym skutkom programów dostosowań strukturalnych narzuconych przez międzynarodowe instytucje finansowe, które przyczyniły się do upadku jednego rządu w wyniku wotum nieufności w parlamencie. Tradycja pokojowego oporu przeciwko autorytaryzmowi wysunęła się na pierwszy plan w 2001 r., kiedy proponowane przez prezydenta Alpha Oumara Konaré referendum konstytucyjne zostało odwołane po serii protestów osób obawiających się, że zagroziłoby ono niezależnemu sądownictwu kraju i skutecznie zapewniłoby prezydentowi odporność do oskarżenia. Dodatkowe protesty przeciwko neoliberalnej polityce gospodarczej wybuchły w 2005 r. Setki pokojowych demonstrantów przeciwko wizycie ówczesnego francuskiego ministra spraw wewnętrznych Nicolasa Sarkozy’ego w 2006 r. w proteście przeciwko jego twardej polityce wobec imigrantów. W tym samym roku Mali było gospodarzem Światowego Forum Społecznego – masowego zgromadzenia tysięcy aktywistów z setek organizacji społeczeństwa obywatelskiego.
Historia pokazała, że dyktatury obalone w wyniku w dużej mierze pokojowych powstań obywatelskich mają znacznie większe szanse na przekształcenie się w stabilne demokracje niż dyktatury obalone w wyniku rewolucji zbrojnej lub zagranicznej interwencji. Mali wydawało się być doskonałym przykładem tego zjawiska.
Rzeczywiście, wkrótce po rewolucji marcowej w 1991 r. rząd malijski wynegocjował porozumienie pokojowe z uzbrojonymi rebeliantami z mniejszości Tuaregów na północy kraju, w którym zgodzili się oni zakończyć swój bunt w zamian za pewien stopień autonomii. W marcu 1996 r. w stolicy Bamako doszło do masowego, uroczystego spalenia broni oddanej przez rebeliantów.
Do 2012 r. rząd malijski pod przewodnictwem prezydenta Amadou Toumani Touré stawał się coraz bardziej niepopularny, nie zajmując się nierównościami strukturalnymi wzmocnionymi neoliberalnymi edyktami międzynarodowych instytucji finansowych, a także coraz bardziej skorumpowanymi i egocentrycznymi przywódcami politycznymi, lokalnymi elitami biznesowymi i służba cywilna. Jednak starzejący się prezydent miał przejść na emeryturę natychmiast po wyborach pod koniec roku i wyrażano nadzieję, że rosnący ruch społeczeństwa obywatelskiego i nowe przywództwo będą w stanie w skuteczniejszy sposób rozwiązać te problemy.
Obawy te jednak szybko zostały przyćmione przez ponowny bunt na północy. Kiedy w zeszłym roku początkowo pokojowe powstanie w Libii przeciwko reżimowi Kaddafiego przerodziło się w walkę zbrojną, co doprowadziło do jeszcze większych represji rządu i tym samym skłoniło NATO do interwencji, zróżnicowane grupy zbrojne – w tym członkowie plemienia Tuaregów – ostatecznie wyzwoliły główne zapasy broni. Te ogromne składy broni przekazano Tuaregom w Mali, którzy dysponując obecnie środkami, aby skutecznie rzucić wyzwanie militarnemu rządowi malijskiemu, radykalnie nasilili swój długo uśpiony bunt pod przywództwem Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu (MNLA).
Elementy armii malijskiej uważały, że rząd Touré - częściowo ze względu na obawę, że zbyt ostra reakcja może wywołać reakcję wśród Tuaregów, a częściowo z powodu swojej korupcji i nieudolności - nie wspierał odpowiednio ich oporu wobec rebeliantów. 22 marca wyszkolony przez USA kapitan armii Amadou Sanogo i inni oficerowie dokonali zamachu stanu i wezwali do interwencji USA na wzór Afganistanu i „wojny z terroryzmem”.
Szkolenie Sanogo w Stanach Zjednoczonych to tylko niewielka część dekady rosnącego zaangażowania wojskowego USA w armie sojusznicze w Sahelu, zwiększającego militaryzację tego zubożałego regionu i wpływu sił zbrojnych na przywódców cywilnych. Grzegorz Mann, pisząc w Polityka zagraniczna, zauważa, że „dziesięć lat amerykańskich inwestycji w szkolenie sił specjalnych, współpracę między armiami Sahalien a Stanami Zjednoczonymi oraz wszelkiego rodzaju programy antyterrorystyczne prowadzone zarówno przez Departament Stanu, jak i Pentagon w najlepszym przypadku nie zapobiegły nową katastrofę na pustyni i, w najgorszym, zasiał jej nasiona.”
Podczas protestów zwolenników obalonego demokratycznego rządu w stolicy i podziału armii w wyniku zamachu stanu, rebelianci Tuaregów wykorzystali chaos na południu i szybko umocnili swoje wpływy w północnej części kraju, ogłaszając niepodległość.
Następnie, po rozgromieniu armii malijskiej i rozciągnięciu cienkich sił Tuaregów, radykalne grupy islamistyczne – również zalane nową bronią w wyniku wojny w Libii – zajęły większość miast na północy. Ekstremiści ci zajęli także dodatkowe placówki armii malijskiej zaopatrywane przez USA, przejmując 87 Land Cruiserów, telefony satelitarne, pomoce nawigacyjne i inny sprzęt dostarczony przez amerykańskiego podatnika.
Już zachodnia interwencja w Mali doprowadziła do odwetowego ataku na zakłady gazownicze BP w sąsiedniej Algierii, w wyniku którego zginęło 38 zagranicznych zakładników. Powrót może się dopiero zacząć.
Brutalne represje stosowane przez islamistów z Mali, w połączeniu z potencjalnym zagrożeniem ze strony reżimu powiązanego z Al-Kaidą, utratą dostępu do bogactw naturalnych regionu oraz oznakami przemieszczania się islamistów na południe, skłoniły w styczniu bezpośrednią francuską interwencję wojskową. W tak tragicznych okolicznościach nawet wiele osób zwykle krytycznych wobec zachodniego neokolonializmu twierdzi, że taka interwencja wojskowa mogła być najmniej złą opcją. Biorąc jednak pod uwagę, że to zachodnia interwencja i militaryzacja regionu w dużej mierze spowodowały ten bałagan, nieuchronnie rodzi się pytanie, czy faktycznie pogorszy to sytuację.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna