Ostatni raz spotkaliśmy Michaela Bérubé na tej stronie w 2007 roku, kiedy siedział po szyję na wysypisku śmieci, gdzie go umieściłem, w towarzystwie innych promotorów wojny z Irakiem w 2003 roku: gdzie, jak sądzę, zapytał, czy są to teraz wojownicy salonowi? Czy którekolwiek z nich ponownie rozważyło swoje złudzenia…
„… że wystarczy energiczna inwazja i nowa konstytucja, aby przywrócić Irakowi prawa? Czy którykolwiek z nich, od Makiyi przez Hitchensa po Bermana i Bérubé, miał ciemne noce, zadając sobie pytanie, jak dużą odpowiedzialność ponosi za stosy zabitych w Iraku, za splądrowany naród, za amerykańskich żołnierzy, którzy zginęli lub zostali okaleczeni w Iraku w czasie wojny? ich namawianie? Czasem śnię o nich… jak o bohaterach sztuki Becketta, zakopanych po szyję na wysypisku śmieci na obrzeżach Bagdadu, recytujących sobie felietony, podczas gdy miejscowe kobiety przewracają zwłoki, żeby sprawdzić, czy któreś z nich to ona. męża lub jej syna”.
Kim jest ten Bérubé, pytacie. Cóż, na początek to Rodzina Paterno Profesor in Literatura i dyrektor Instytutu Sztuki i Humanistyki przy ul Pennsylvania State University. Witryna internetowa Penn State informuje nas, że „imienne stanowiska profesorskie zapewniają wsparcie w konkretnym obszarze i są finansowane z darowizn od indywidualnych darczyńców”, co oznacza, że Bérubé od dawna znajduje się na liście płac Joe Paterno – co okazało się ironicznym statusem dla kogoś, kto spędził sporo czasu spędził na szczekaniu i kłapaniu szczękami na „lewicę” z powodu niezliczonych niepowodzeń wynikających z moralnej dwuznaczności i ślepoty na rzeczywistość. Teraz, gdy słynny trener piłki nożnej Joe Paterno został zwolniony z Penn State za ochronę jednego ze swoich asystentów, Jerry'ego Sandusky'ego, podejrzanego o zgwałcenie dziesięcioletniego chłopca, pośród wielu innych podejrzeń o napaści na młodzież pod nadzorem Sandusky'ego, musimy poczekać na ocenę Bérubé dotyczącą jakie to uczucie być podtrzymanym człowiekiem tego upadłego idola. Czy tytuł „Profesor rodziny Paterno” pozostaje ukryty na oficjalnym papierze firmowym Bérubé?
Przez lata Bérubé wykształcił niszową specjalizację w niszczeniu tego, co z przyjemnością nazywa „lewicą”, nieco na wzór Todda Gitlina, który – powołując się na to, że był kiedyś przewodniczącym SDS – napisał wiele wartościowych artykułów krytykujących tę kwestię ten sam lewicowiec w latach sześćdziesiątych i wydając stentorowe ostrzeżenia przed takimi uchybieniami wśród młodzieży późniejszych epok, aż w końcu oddał swoje usługi przyzwoitemu establishmentowi, myśląc o profesorze dziennikarstwa i socjologii na Uniwersytecie Columbia.
Teraz Bérubé przypuścił atak na „lewicę” za jej antynatowskie zachowanie podczas ostatnich zamieszek w Libii, podczas których powołano obecną Narodową Tymczasową Radę Libii pod nadzorem tego samego NATO. Na tej stronie w ten weekend David Gibbs radzi sobie kompetentnie z niektórymi z głównych szaleństw krytyki Bérubé, ale ponieważ ten ostatni wpisuje mnie na swoją listę wstydu, myślę, że kilka komentarzy jest na miejscu, zaczynając od oczywistego faktu, że Bérubé, pragnąc zachować swoją reputację jako myślącego, postępowego krytyka lewicy, Nadmiar uciekł się do hurtowej inwencji. Najbardziej oczywistym faktem w tym, co uchodzi za lewicę w USA i Europie w odniesieniu do całej libijskiej sagi, było to, że brakowało jej tylko kilku stopni do jednomyślności w poparciu całego przedsięwzięcia wspieranego przez NATO.
Jakie spójne głosy podniosły się kwestionując przesłanki i zastosowanie dwóch rezolucji Rady Bezpieczeństwa umożliwiających NATO, faktyczną podstawę doniesień z Libii, która umożliwiła niemal 100-procentową zgodność w prasie co do tego, że rezolucje ONZ uzasadniały natowską kampanię bombową, uniknąć „ludobójstwa” dokonanego przez Kaddafiego „na własnym narodzie”, że wiarygodności i postępowanie rebeliantów, przemianowanych później na „rewolucjonistów”, nie można było nic zarzucić? W CounterPunch niektórzy z naszych współpracowników, tacy jak Vijay Prashad, byli, przynajmniej początkowo, entuzjastycznymi zwolennikami rebeliantów w Benghazi. Inni, jak ja czy Patrick Cockburn w Libii dla „UK Independent”, Diana Johnstone w Paryżu, Jean Bricmont w Brukseli czy Tariq Ali (passim) wyrażali się krytycznie, podnosząc pytania dotyczące stentorowego chóru proNATO. Rola ta jest zwykle uważana za jedno z zadań lewicowego dziennikarstwa.
Nie przypominam sobie, żeby CounterPunch był częścią znaczącego chóru w tym wartościowym przedsięwzięciu. Tak naprawdę pamiętam nas jako garstkę lewicy, bardziej zgodną z libertariańską witryną taką jak antiwar.com. Potwierdza to analiza ataku Bérubé, w którym wyraźnie brakuje nazwisk i publikacji, na których można by potępiać „lewicę”, która przynajmniej przed mile widzianym awansem okupantów była w ostatnich latach chuda . O „Teraz demokracja” Amy Goodman znacznie bardziej prawdopodobne było, że konsultant CIA Juan Cole gorąco poparł całą interwencję, niż energiczne wywiady z poinformowanymi źródłami na temat tego, co faktycznie dzieje się na miejscu w Libii.
Tegoroczna porażka w historii Libii nie należy do praktycznie nieistniejącej lewicy, ale do całego spektrum politycznego, od postępowców po cały łuk prawicowy. W tym przypadku znaczną część winy należy przypisać prasie, zarówno tutaj, jak i w Wielkiej Brytanii. Czy było możliwe, że relacje prasowe na temat libijskiego ataku NATO były w rzeczywistości gorsze niż doniesienia o atakach NATO na byłą Jugosławię pod koniec lat 1990. Irak w okresie poprzedzającym inwazję Stanów Zjednoczonych i ich partnerów koalicyjnych w 2003 r.? Odpowiedź brzmi tak.
W przypadku obu wcześniejszych interwencji NATO debatom za i przeciw towarzyszyło wiele dziennikarskich i oficjalnych lub półoficjalnych śledztw, w większości rażąco stronniczych, ale niektóre przedstawiające merytoryczne twierdzenia dotyczące takich kwestii, jak zbrodnie wojenne, broń masowego zniszczenie, rzeczywiste, a nie samozwańcze motywy napastników i kwestie pokrewne.
Zaznacz kontrast w stosunku do interwencji libijskiej. W niecały miesiąc, od połowy lutego do połowy marca, przeszliśmy od niejasnych zarzutów dotyczących rzekomego „ludobójstwa” lub „zbrodni przeciw ludzkości” Kaddafiego do dwóch odrębnych głosowań w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co pozwoliło misji NATO na ustanowienie strefa „zakazu lotów” mająca chronić ludność cywilną, przy czym tę ostatnią ochronę należy zapewnić „wszelkimi niezbędnymi środkami”.
Zanim 1973 marca głosowano nad rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 17, Francja formalnie uznała już sfałszowany komitet rebeliantów w Bengazi za prawowity rząd Libii. Pod koniec maja wyższe rangą osobistości w odpowiednich rządach NATO otwarcie stwierdzały, że celem jest „zmiana reżimu”, a eksmisja Kaddafiego stanowi warunek sine qua non misji.
Ponadto pod koniec maja stało się jasne, że zdolności militarne rebeliantów są skrajnie skromne, że eksmisja Ghadafiego nie będzie sprawą z dnia na dzień, jak z pewnością przewidywano w zachodnich stolicach i w Bengazi, a także że bombardowania NATO nie miały wymagany efekt.
W kluczowym okresie od 15 lutego do 17 marca nie podjęto zdecydowanych wysiłków w celu zbadania zarzutów postawionych Ghadafiemu postawionych w rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ oraz przez przywódców NATO, takich jak Obama i Clinton, premier Wielkiej Brytanii Cameron czy prezydent Sarkozy i jego minister spraw zagranicznych.
Zadziwiająca niejasność doniesień prasowych na ten – lub w ogóle jakikolwiek – temat dochodzący z Libii była rzucająca się w oczy. Pamiętajcie, że w tym przypadku mieliśmy reżim oskarżony w rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1973 o „powszechne i systematyczne ataki… na ludność cywilną, [które] mogą być równoznaczne ze zbrodniami przeciwko ludzkości”.
Jednak od połowy lutego doniesienia z Libii wykazywały uderzający brak przekonującej dokumentacji dotyczącej rzezi lub nadużyć, współmiernej do języka, którym opisywano domniemane postępowanie reżimu. Raz po raz można przeczytać niejasne sformułowania, takie jak „według doniesień tysiące zabitych przez najemników Kaddafiego” lub Kaddafi „masakrujący własny lud”, wypowiadane bez najmniejszego wysiłku w celu dostarczenia dowodów potwierdzających. To właśnie oskarżenia o masakry z drugiej ręki napędzały zarówno doniesienia prasowe, jak i działania ONZ – szczególnie na wczesnym etapie, kiedy przyjęto rezolucję ONZ nr 1970 wzywającą do wprowadzenia sankcji i skierowania najbliższego kręgu Kaddafiego do Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Doniesienia prasowe z połowy marca, takie jak te autorstwa reporterów sieci informacyjnej McClatchy, Jonathana Landaya, Warrena Strobela i Shashanka Bengali, nie zawierały żadnych twierdzeń o niczym, co przypominałoby „zbrodnię przeciw ludzkości” – zarzut zawarty w Rezolucji 1973. Jednak do 23 lutego propaganda Blitz trwał pełną parą, Clinton potępił Kaddafiego, a „wściekły pies Bliskiego Wschodu” Reagana został ekshumowany, co było preferowanym sposobem opisania libijskiego przywódcy.
Komisarz ONZ ds. praw człowieka Navi Pillay zaczął potępiać rząd libijski już 18 lutego; Sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon dołączył do Pillay 21 lutego. Centrum informacyjne ONZ doniosło, że Ban był „oburzony at raporty prasowe że władze libijskie ostrzeliwały demonstrantów z samolotów bojowych i helikopterów” (kursywa nasza). Na początku nikomu, kto reprezentował rząd libijski, nie wolno było przemawiać do rady. Głos udzielono jedynie uciekinierom wypowiadającym się w imieniu Libii.
A teraz pamiętajmy, że 10 marca francuski prezydent Sarkozy, główny gracz w natowskiej koalicji chętnych przeciwko Libii, ogłosił Tymczasową Narodową Radę Libijską jedynym prawowitym przedstawicielem narodu libijskiego. Zatem Kaddafi stanął w obliczu formalnego powstania zbrojnego – a nie ruchu protestacyjnego domagającego się „demokracji” – kierowanego przez tajemniczą istotę z siedzibą w Benghazi. Siedem dni później Rezolucja 1973 jasno stwierdziła, że próby stłumienia tego powstania wywołają zbrojną interwencję NATO.
Polityczną cerę i pochodzenie przywódców rebeliantów i ich zwolenników poświęcono jedynie przelotnej uwagi. Rzadko poruszano takie tematy, jak rywalizacja między francuskimi i włoskimi koncernami naftowymi czy wkład innych międzynarodowych koncernów naftowych oraz głównych amerykańskich banków i instytucji finansowych.
Relacje z wszelkich walk były często śmieszne. Korpus prasowy w Bengazi z zapartym tchem opisywał drobne potyczki z udziałem jednego lub dwóch czołgów lub kilku uzbrojonych pojazdów jako potężne starcia.
W rzeczywistości potężne armie walczące na autostradzie na zachód od Benghazi wtopiłyby się w trybuny podczas uniwersyteckiego meczu baseballowego. Doniesienia prasowe sugerują mobilną wojnę na skalę epickich dramatów pod Kurskiem lub bitwy o Stalingrad podczas drugiej wojny światowej.
Do końca czerwca „strefa zakazu lotów” była powodem około 12,000 12,887 lotów bojowych NATO. Jak w przypadku każdego bombardowania, zginęli cywile. Od początku działań NATO do 4,850 czerwca przeprowadzono łącznie 27 XNUMX lotów bojowych, w tym XNUMX uderzeniowych.
Zespół rosyjskich lekarzy napisał do prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrija Miedwiediewa następujący list:
„Dzisiaj, 24 marca 2011 r., samoloty NATO i USA przez całą noc i cały poranek zbombardowały przedmieście Trypolisu – Tajhurę (gdzie w szczególności znajduje się libijskie Centrum Badań Jądrowych). Obiekty Obrony Powietrznej i Sił Powietrznych w Tajhurze zostały zniszczone już w ciągu pierwszych 2 dni strajków, w mieście pozostały bardziej aktywne obiekty wojskowe, ale dziś celem bombardowań są koszary armii libijskiej, wokół których znajdują się gęsto zaludnione obszary mieszkalne oraz , obok największy z Libijskich Centrów Sercowych. Cywile i lekarze nie mogli zakładać, że wspólne pomieszczenia mieszkalne zostaną zniszczone, dlatego nie ewakuowano żadnego z mieszkańców ani pacjentów szpitala.
„Bomby i rakiety uderzyły w domy mieszkalne i spadły w pobliżu szpitala. W budynku Centrum Kardiologicznego stłuczono szybę, a w budynku oddziału położniczego dla kobiet w ciąży z chorobami serca zawaliła się ściana i część dachu. Skutkowało to dziesięcioma poronieniami, w wyniku których zmarły dzieci, kobiety znajdują się na intensywnej terapii, lekarze walczą o życie. Nasi koledzy i my pracujemy siedem dni w tygodniu, aby ratować ludzi. Jest to bezpośrednia konsekwencja spadających bomb i rakiet na budynki mieszkalne, powodująca dziesiątki zgonów i obrażeń, które są obecnie operowane i badane przez naszych lekarzy. Tak dużej liczby rannych i zabitych, jak dzisiaj, nie było podczas ogółem wszystkich zamieszek w Libii. I to się nazywa „ochrona” ludności cywilnej?”
Po interwencji Libii wszystko było nieproporcjonalne. Kaddafi nie był szczytem potworności wymyślonej przez Obamę, panią Clinton czy Sarkozy’ego. W ciągu czterdziestu lat Libijczycy z najuboższych w Afryce osiągnęli znaczny wzrost pod względem udogodnień socjalnych. W dość niedawnym szczegółowym raporcie („Sytuacja dzieci i kobiet w Libii”, Biuro Regionalne UNICEF na Bliski Wschód i Afrykę Północną, listopad 2010 r.) UNICEF zauważył, że Libia ma na swoim koncie ważne osiągnięcia społeczno-gospodarcze. W 2009 roku cieszyło się:
· dynamiczną stopę wzrostu, a według Banku Światowego PKB wzrósł z 27.3 miliardów dolarów w 1998 r. do 93.2 miliardów dolarów w 2009 r.;
· wysoki dochód na mieszkańca (szacowany przez Bank Światowy na 16,430 95 USD); wysoki wskaźnik alfabetyzacji (78% dla mężczyzn i XNUMX% dla kobiet w wieku piętnastu lat i starszych);
· wysoka oczekiwana długość życia w chwili urodzenia (ogółem 74 lata; 77 lat dla kobiet i 72 lat dla mężczyzn)
· i wynikający z tego ranking 55 ze 182 krajów pod względem ogólnego „rozwoju społecznego”
Jeśli chodzi o podział dochodów z ropy, pouczające byłoby porównanie wyników Libii z wynikami innych krajów produkujących ropę.
Domniemana rzeź własnego narodu przez Kaddafiego i rzekome rozkazywanie masowych gwałtów stanowiły ostrą krawędź interwencjonistycznej krucjaty i rezolucji Rady Bezpieczeństwa, opatrzonych imprimatur zmowy Międzynarodowego Trybunału Karnego. Zarzuty te były bez przerwy powtarzane przez prasę, bez jakiejkolwiek poważnej próby weryfikacji.
Od połowy do końca czerwca organizacje praw człowieka podały w wątpliwość twierdzenia o masowych gwałtach i innych nadużyciach popełnianych przez siły lojalne wobec Kaddafiego. Dochodzenie przeprowadzone przez Amnesty International nie przyniosło dowodów na te naruszenia praw człowieka, a w wielu przypadkach je zdyskredytowało lub podało w wątpliwość. Znaleziono także przesłanki wskazujące, że w kilku przypadkach rebelianci w Bengazi najwyraźniej świadomie składali fałszywe twierdzenia lub sfabrykowali dowody.
Ustalenia śledczych ostro odbiegają od poglądów prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego Luisa Moreno-Ocampo, który powiedział na konferencji prasowej, że „mamy informacje, że w Libii prowadzono politykę gwałtów na osobach sprzeciwiających się rząd. Najwyraźniej on [pułkownik Kaddafi] użył go do karania ludzi”.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton wyraziła „głęboko zaniepokojone” udziałem żołnierzy Kaddafiego w powszechnych gwałtach w Libii. „W całym regionie dochodzi do gwałtów, zastraszania fizycznego, molestowania seksualnego, a nawet tak zwanych testów dziewictwa” – stwierdziła.
Donatella Rovera, starsza doradczyni Amnesty International ds. reagowania kryzysowego, która przebywała w Libii przez trzy miesiące po rozpoczęciu powstania, powiedziała Patrickowi Cockburnowi pod koniec czerwca, że „nie znaleźliśmy żadnych dowodów ani ani jednej ofiary gwałtu ani lekarza, który wiedział, że ktoś został zgwałcony”. Podkreśliła, że nie dowodzi to, że masowy gwałt nie miał miejsca, ale nie ma dowodów na to, że miał miejsce. Liesel Gerntholtz, dyrektorka ds. praw kobiet w Human Rights Watch, która również badała zarzut masowego gwałtu, powiedziała: „Nie znaleźliśmy dowodów”.
W jednym przypadku dwóch schwytanych żołnierzy popierających Kaddafiego, przedstawionych międzynarodowym mediom przez rebeliantów, stwierdziło, że [dodali] ich oficerowie, a później oni sami, zgwałcili rodzinę z czterema córkami. Pani Rovera twierdzi, że kiedy ona i jej koleżanka, obie biegle władające językiem arabskim, przesłuchały dwójkę zatrzymanych, jednego w wieku 17 lat, drugiego w wieku 21 lat, same i w oddzielnych pokojach, zmienili swoje zeznania i przedstawili odmienne relacje na temat tego, co się wydarzyło. „Oboje zeznali, że nie brali udziału w gwałcie i po prostu o nim słyszeli” – dodała. „Opowiadali różne historie o tym, czy dziewczęta miały związane ręce, czy ich rodzice byli obecni i jak były ubrane”.
Pozornie najsilniejsze dowody masowego gwałtu pochodzą od libijskiej psycholog, dr Seham Sergewa, która twierdzi, że rozprowadziła 70,000 60,000 kwestionariuszy na obszarach kontrolowanych przez rebeliantów i wzdłuż granicy tunezyjskiej, z czego ponad 259 140 zostało zwróconych. Około XNUMX kobiet dobrowolnie przyznało się, że padły ofiarą gwałtu, a dr Sergewa, jak twierdzi dr Sergewa, przeprowadziła wywiady ze XNUMX ofiarami.
Zapytana przez Dianę Eltahawy, specjalistkę Amnesty International ds. Libii, czy byłoby możliwe spotkanie którejkolwiek z tych kobiet, dr Sergewa odpowiedziała, że „straciła z nimi kontakt” i nie jest w stanie przedstawić dokumentów potwierdzających.
Zarzuty, że Viagra została rozdana żołnierzom Kaddafiego w celu zachęcenia ich do gwałtów na kobietach na terenach rebeliantów, pojawiły się po raz pierwszy w marcu, po zniszczeniu przez NATO czołgów nacierających na Benghazi. Pani Rovera twierdzi, że rebelianci współpracujący z zagranicznymi mediami w Benghazi zaczęli pokazywać dziennikarzom opakowania Viagry, twierdząc, że pochodzą ze spalonych zbiorników, choć nie jest jasne, dlaczego opakowania nie zostały zwęglone.
Rebelianci wielokrotnie zarzucali, że wykorzystano przeciwko nim oddziały najemne z Afryki Środkowej i Zachodniej. Dochodzenie Amnesty International wykazało, że nie ma na to dowodów. „Osoby, które pokazano dziennikarzom jako zagraniczni najemnicy, zostały później po cichu zwolnione” – mówi pani Rovera. „Większość stanowili migranci z Afryki Subsaharyjskiej pracujący w Libii bez dokumentów”. Inni nie mieli tyle szczęścia i zostali zlinczowani lub straceni. Pani Rovera znalazła dwa ciała migrantów w kostnicy w Benghazi, a inne porzucono na obrzeżach miasta. Mówi: „Politycy ciągle mówili o najemnikach, co rozgniewało opinię publiczną, a mit nadal istnieje, ponieważ zostali zwolnieni bez rozgłosu”.
Jedna z historii, którą zagraniczne media dały wiarę na początku w Bengazi, głosiła, że ich własna strona dokonała egzekucji od ośmiu do dziesięciu żołnierzy rządowych, którzy odmówili strzelania do protestujących. Ich ciała pokazano w telewizji. Jednak pani Rovera twierdzi, że istnieją mocne dowody na inne wyjaśnienie. Mówi, że amatorskie wideo pokazuje ich żywych po schwytaniu, co sugeruje, że to rebelianci ich zabili.
Interwencja NATO rozpoczęła się 19 marca atakami powietrznymi mającymi na celu „ochronę” ludności w Bengazi przed masakrą dokonaną przez nacierające oddziały popierające Kaddafiego. Nie ma wątpliwości, że cywile rzeczywiście spodziewali się śmierci w odpowiedzi na groźby zemsty ze strony Kaddafiego. W pierwszych dniach powstania we wschodniej Libii siły bezpieczeństwa rozstrzeliwały demonstrantów i osoby uczestniczące w ich pogrzebach, nie ma jednak dowodów na masowe zabijanie ludności cywilnej na skalę Syrii czy Jemenu.
Według Amnesty International większość walk w pierwszych dniach powstania toczyła się w Benghazi, gdzie zginęło od 100 do 110 osób, oraz w mieście Baida na wschodzie, gdzie zginęło od 59 do 64 osób. Większość z nich stanowili prawdopodobnie protestujący, chociaż niektórzy mogli zdobyć broń. Nie ma dowodów na to, że przeciwko tłumom użyto samolotów lub ciężkich przeciwlotniczych karabinów maszynowych. Zużyte naboje zebrane po ostrzelaniu protestujących pochodziły z kałasznikowów lub broni podobnego kalibru.
Ustalenia Amnesty International potwierdziły raport Międzynarodowej Grupy Kryzysowej, z którego wynika, że chociaż reżim Kaddafiego w przeszłości stosował brutalne represje wobec przeciwników, nie było mowy o „ludobójstwie”.
W raporcie dodaje się, że „większość zachodnich mediów od początku przedstawiała bardzo jednostronny pogląd na logikę wydarzeń, przedstawiając ruch protestacyjny jako całkowicie pokojowy i wielokrotnie sugerując, że siły bezpieczeństwa reżimu w niewyjaśnionych okolicznościach masakrują nieuzbrojonych demonstrantów, którzy nie przedstawili żadnych zabezpieczeń” wyzwanie."
Ponieważ tak wiele krajów jest poza zasięgiem, dziennikarze tłoczyli się w Benghazi w Libii, do którego można dotrzeć z Egiptu bez wizy. Alternatywnie udali się do Trypolisu, gdzie rząd zezwala na działanie dokładnie monitorowanego korpusu prasowego pod ścisłym nadzorem. Po przybyciu do tych dwóch miast sposoby, w jakie dziennikarze relacjonują, znacznie się rozeszły. Wszyscy reporterzy z Trypolisu wyrazili zrozumiały sceptycyzm co do tego, co opiekunowie rządowi starają się im pokazać w odniesieniu do ofiar cywilnych spowodowanych atakami powietrznymi NATO lub demonstracjami poparcia dla Kaddafiego. Dla kontrastu korpus prasy zagranicznej w Benghazi, stolicy terytorium kontrolowanego przez rebeliantów, wykazuje zaskakującą łatwowierność wobec bardziej subtelnych, ale równie egoistycznych doniesień rządu rebeliantów lub jego sympatyków.
Libijscy powstańcy od samego początku doskonale radzili sobie z prasą, co obejmowało umiejętną propagandę zrzucającą winę za niewyjaśnione zabójstwa na drugą stronę. Słabością dziennikarzy jest to, że szeroko nagłaśniają okrucieństwa, których dowody mogą być niepewne przy pierwszym ujawnieniu. Kiedy jednak historie okazują się nieprawdziwe lub przesadzone, nie ma o nich wzmianki.
To wielka zasługa Amnesty International i Human Rights Watch, że przyjęły sceptyczne podejście do okrucieństw, dopóki nie zostaną udowodnione. Porównajmy tę odpowiedzialną postawę z postawą Hillary Clinton czy prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) Luisa Moreno-Ocampo, którzy beztrosko sugerowali, że Kaddafi używa gwałtu jako broni wojennej do ukarania rebeliantów. Ta systematyczna demonizacja Kaddafiego – być może brutalnym despotą, ale nie potworem na skalę Saddama Husajna – utrudniało także wynegocjowanie z nim zawieszenia broni.
Nie ma nic szczególnie zaskakującego w tym, że rebelianci w Bengazi zmyślają lub przedstawiają wątpliwych świadków zbrodni Kaddafiego. Prowadzili wojnę z despotą, którego się bali i nienawidzili, i, co zrozumiałe, używali propagandy jako broni wojennej. Ale pokazało to naiwność zagranicznych mediów, które niemal powszechnie sympatyzują z rebeliantami, do tego stopnia, że połknęły one w całości wiele historii o okrucieństwach, którymi karmiły je władze rebeliantów i ich sympatycy.
Jedyną masakrą dokonaną przez reżim Kaddafiego, w której zginęły setki ofiar, jak dotąd dobrze potwierdzoną, są zabójstwa w więzieniu Abu Salim w Trypolisie w 1996 r., kiedy to według wiarygodnego świadka, który przeżył, zginęło nawet 1,200 więźniów.
Fronty bitew są zawsze zalane pogłoskami o zbliżającej się masakrze lub gwałcie, które szybko rozprzestrzeniają się wśród przerażonych ludzi, którzy mogą być zamierzonymi ofiarami. Co zrozumiałe, nie chcą czekać, aby przekonać się, jak prawdziwe są te historie. Na początku tego roku Patrick Cockburn przebywał w Ajdabiyah, mieście położonym na pierwszej linii frontu, półtorej godziny jazdy samochodem na południe od Benghazi, kiedy zobaczył samochody pełne ogarniętych paniką uchodźców uciekających drogą. Właśnie usłyszeli całkowicie nieprawdziwy raport za pośrednictwem Al-Dżazira po arabsku że siły popierające Kaddafiego przedarły się.
Podobnie, Al Jazeera sporządzał niepotwierdzone raporty o atakach na szpitale, zniszczeniu banków krwi, gwałtach na kobietach i egzekucjach rannych.
Ta toksyczna mieszanka cheerleaderek i umyślnej ślepoty trwała do końca – choć obecnie pojawiają się historie o zbiorowych egzekucjach, zabójstwach zemsty i masowych więzieniach.
To są prawdziwe niepowodzenia, na które Bérubé jest obojętny, tak jak jest obojętny i całkowicie nieświadomy historii Libii, przeszłości i teraźniejszości. Jego mandat polega na wygłaszaniu pro forma potępienia „lewicy”, co jest ćwiczeniem w tyradach pozbawionych danych. Jako antidotum gorąco polecam niezły kawałek w London Review of Books autorstwa Hugh Robertsa, który był dyrektorem projektu North Africa Project Międzynarodowej Grupy Kryzysowej w latach 2002–2007 oraz od lutego do lipca 2011 r. Roberts wkrótce obejmie stanowisko Edwarda Kellera, profesora Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu Historii Wschodu na Uniwersytecie Tufts.
Kilka próbek:
„Twierdzenie, że «społeczność międzynarodowa» nie miała innego wyjścia, jak tylko interweniować militarnie i że alternatywą było nic nie robić, jest fałszywe. Zaproponowano aktywną, praktyczną i pozbawioną przemocy alternatywę, którą celowo odrzucono. Argumentem za wprowadzeniem strefy zakazu lotów, a następnie interwencją wojskową z zastosowaniem „wszystkich niezbędnych środków” było to, że tylko to może powstrzymać represje reżimu i chronić ludność cywilną. Wielu argumentowało jednak, że sposobem ochrony ludności cywilnej nie jest intensyfikacja konfliktu poprzez interwencję po jednej czy drugiej stronie, ale jego zakończenie poprzez zapewnienie zawieszenia broni, a następnie negocjacje polityczne. Zgłoszono szereg propozycji. Na przykład Międzynarodowa Grupa Kryzysowa, w której wówczas pracowałem, opublikowała 10 marca oświadczenie, w którym opowiada się za dwupunktową inicjatywą: (i) utworzenie grupy kontaktowej lub komitetu składającego się z północnoafrykańskich sąsiadów Libii i innych państw afrykańskich z mandatem pośrednictwa w natychmiastowym zawieszeniu broni; (ii) negocjacje między głównymi bohaterami zostaną zainicjowane przez grupę kontaktową i mają na celu zastąpienie obecnego reżimu rządem bardziej odpowiedzialnym, reprezentatywnym i przestrzegającym prawa. Propozycja ta została powtórzona przez Unię Afrykańską i była zgodna ze poglądami wielu głównych państw pozaafrykańskich – Rosji, Chin, Brazylii i Indii, nie wspominając o Niemczech i Turcji. Została ona bardziej szczegółowo przedstawiona przez ICG (dodając postanowienie dotyczące rozmieszczenia w ramach mandatu ONZ międzynarodowych sił pokojowych w celu zapewnienia zawieszenia broni) w liście otwartym do Rady Bezpieczeństwa ONZ z dnia 16 marca, w przededniu debaty, która zakończyła się przyjęcie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1973. Krótko mówiąc, zanim Rada Bezpieczeństwa głosowała za zatwierdzeniem interwencji wojskowej, przedstawiono przemyślaną propozycję, która uwzględniała potrzebę ochrony ludności cywilnej poprzez dążenie do szybkiego zakończenia walk i określała głównych elementów uporządkowanego przejścia do bardziej legalnej formy rządów, która pozwoliłaby uniknąć niebezpieczeństwa nagłego popadnięcia w anarchię, ze wszystkim, co może to oznaczać dla rewolucji w Tunezji, bezpieczeństwa pozostałych sąsiadów Libii i szerszego regionu. Nałożenie strefy zakazu lotów byłoby aktem wojny: jak powiedział Kongresowi 2 marca sekretarz obrony USA Robert Gates, wymagałoby to wyłączenia libijskiej obrony powietrznej jako niezbędnego środka wstępnego. Zezwalając na to i „wszelkie niezbędne środki”, Rada Bezpieczeństwa wybrała wojnę, podczas gdy nie próbowano nawet żadnej innej polityki. Dlaczego?
Rezolucja 1973 została podjęta w Nowym Jorku późnym wieczorem 17 marca. Następnego dnia Kaddafi, którego siły obozowały na południowym krańcu Bengazi, ogłosił zawieszenie broni zgodnie z art. 1 i zaproponował dialog polityczny zgodnie z art. 2. To, czego żądała i sugerowała Rada Bezpieczeństwa, zapewnił w drodze godziny. Jego zawieszenie broni zostało natychmiast odrzucone w imieniu NTC przez starszego dowódcę rebeliantów, Khalifę Haftara, i odrzucone przez rządy zachodnie. „Będziemy go oceniać po jego czynach, a nie po słowach” – oświadczył David Cameron, dając do zrozumienia, że od Kaddafiego oczekiwano, że sam doprowadzi do całkowitego zawieszenia broni: to znaczy nie tylko nakaże swoim żołnierzom zaprzestanie ognia, ale zapewni utrzymanie tego zawieszenia broni na czas nieokreślony pomimo fakt, że NTC odmówiła odwzajemnienia. W komentarzu Camerona nie uwzględniono również faktu, że art. 1 rezolucji 1973 nie nakładał oczywiście ciężaru zawieszenia broni wyłącznie na Kaddafiego. Gdy tylko Cameron zajął się ewidentnym naruszeniem przez NTC Rezolucji 1973, Obama wtrącił się, upierając się, że aby zawieszenie broni Kaddafiego miało jakiekolwiek znaczenie, on (oprócz utrzymywania go w nieskończoność, w pojedynkę, niezależnie od NTC) będzie musiał wycofać swoje siły nie tylko z Benghazi, ale także z Misraty i z najważniejszych miast, które jego wojska odbiły od buntu, Ajdabiya na wschodzie i Zawiya na zachodzie – innymi słowy, musiał z wyprzedzeniem zaakceptować strategiczną porażkę. Tych warunków, których Kaddafi nie mógł zaakceptować, nie było w artykule 1. (1) Żąda natychmiastowego wprowadzenia zawieszenia broni i całkowitego zaprzestania przemocy oraz wszelkich ataków i znęcania się nad ludnością cywilną;…”
A oto Roberts dotyczący wpływowego zarzutu, jakoby Kaddafi nakazał wymordowanie swoich rodaków Libijczyków z powietrza, wraz z jego wnioskiem:
W następnych dniach starałem się osobiście sprawdzić historię Al-Dżaziry [o bombardowaniach Libijczyków przez Ghadafiego]. Jednym ze źródeł, z których korzystałem, był ceniony blog Informed Comment, prowadzony i aktualizowany codziennie przez Juana Cole’a, specjalistę ds. Bliskiego Wschodu na Uniwersytecie Michigan. Zamieścił tam post z 21 lutego zatytułowany „Bombardowania Kaddafiego przypominają bombardowania Mussoliniego”, w którym stwierdzano, że „w latach 1933–40 Italo Balbo opowiadał się za wojną powietrzną jako najlepszym sposobem poradzenia sobie z arogancką ludnością kolonialną”. Post zaczynał się: „Ostrzał oraz zbombardowanie w Trypolisie demonstrantów cywilnych przez myśliwce Muammara Kaddafiego w poniedziałek…”, podkreślone słowa odsyłają do artykułu Sarah El Deeb i Maggie Michael dla Associated Press opublikowanego o 9:21. XNUMX lutego. Artykuł ten nie potwierdził twierdzenia Cole’a, że myśliwce Kaddafiego (lub jakikolwiek inny samolot) ostrzelały lub bombardowały kogokolwiek w Trypolisie lub gdziekolwiek indziej. To samo dotyczy każdego źródła wskazanego w innych pozycjach dotyczących Libii, przekazującego historię napadu z powietrza, którą Cole opublikował tego samego dnia.
Przez większość czasu przebywałem w Egipcie, ale ponieważ wielu dziennikarzy odwiedzających Libię przejeżdżało przez Kair, postanowiłem zapytać tych, których mogę zdobyć, o to, co zaobserwowali w terenie. Żaden z nich nie znalazł potwierdzenia tej historii. Szczególnie pamiętam, że 18 marca zapytałem brytyjskiego eksperta ds. Afryki Północnej Jona Marksa, który właśnie wrócił z dłuższej wycieczki po Cyrenajce (zwiedzanie Ajdabiyi, Benghazi, Bregi, Derny i Ras Lanuf), co słyszał o tej historii. Powiedział mi, że nikt, z kim rozmawiał, o tym nie wspomniał. Cztery dni później, 22 marca, w „USA Today” ukazał się uderzający artykuł Alana Kupermana, autora książki The Limits of Humanitarian Intervention i współredaktora Gambling on Humanitarian Intervention. Artykuł zatytułowany „Pięć rzeczy, które USA powinny rozważyć w Libii” zawiera mocną krytykę interwencji NATO jako naruszającej warunki, które należy spełnić, aby interwencja humanitarna była uzasadniona lub skuteczna. Ale najbardziej zainteresowało mnie jego stwierdzenie, że „pomimo wszechobecnych kamer w telefonach komórkowych nie ma obrazów przedstawiających ludobójczą przemoc, co ma posmak propagandy rebeliantów”. Tak więc cztery tygodnie później nie byłem sam w znalezieniu żadnych dowodów na rzeź z powietrza fabuła. Później odkryłem, że kwestia ta pojawiła się ponad dwa tygodnie wcześniej, 2 marca, podczas przesłuchań w Kongresie USA, kiedy zeznawali Gates i admirał Mike Mullen, przewodniczący Połączonego Kolegium Szefów Sztabów. Powiedzieli Kongresowi, że nie mają potwierdzenia raportów o samolotach kontrolowanych przez Kaddafiego ostrzeliwujących obywateli…
Pogląd, że Kaddafi nie reprezentuje niczego w społeczeństwie libijskim, że bierze na siebie cały swój naród i że wszyscy są przeciwko niemu, był kolejnym wypaczeniem faktów. Jak wiemy obecnie z długości wojny, ogromnej demonstracji zwolenników Kaddafiego w Trypolisie w dniu 1 lipca, zaciekłego oporu, jaki stawiły siły Kaddafiego, miesiąca, w którym rebelianci dotarli gdziekolwiek do Bani Walid, oraz kolejnego miesiąca w Sirte, reżim Kaddafiego cieszył się znacznym poparciem, podobnie jak NTC. Społeczeństwo libijskie było podzielone, a podział polityczny sam w sobie był obiecującym zjawiskiem, ponieważ oznaczał koniec starej jednomyślności politycznej zalecanej i utrzymywanej przez Dżamahirijję. W tym świetle kreowanie przez rządy zachodnie „narodu libijskiego” jako jednolitego przeciwnika Kaddafiego miało złowrogie implikacje właśnie dlatego, że wtrąciło w życie Libijczyków nową, sponsorowaną przez Zachód jednomyślność. Ta głęboko niedemokratyczna koncepcja wynikała w sposób naturalny z równie niedemokratycznej idei, że w przypadku braku konsultacji wyborczych lub nawet sondażu opinii publicznej, które pozwoliłyby ustalić rzeczywiste poglądy Libijczyków, rządy Wielkiej Brytanii, Francji i Ameryki miały prawo i władzę do określenia, kto jest częścią Libijczyków. Libijczyków, a kto nie. Nie liczył się nikt, kto wspiera reżim Kaddafiego. Ponieważ nie należeli do „narodu libijskiego”, nie mogli znaleźć się wśród ludności cywilnej podlegającej ochronie, nawet jeśli w rzeczywistości byli cywilami. I nie byli chronieni; zostali zabici w wyniku nalotów NATO, a także przez niekontrolowane jednostki rebeliantów. Liczba takich ofiar cywilnych po złej stronie wojny musi wielokrotnie przewyższać całkowitą liczbę ofiar śmiertelnych na dzień 21 lutego. Ale oni się nie liczą, tak samo jak tysiące młodych mężczyzn w armii Kaddafiego, którzy niewinnie wyobrażali sobie, że oni także są częścią „narodu libijskiego” i wypełniali swoje obowiązki wobec państwa, liczone jedynie wtedy, gdy zostali spaleni przez samoloty NATO lub pozasądowe egzekucje masowe po schwytaniu, jak w Syrcie.
Nasz najnowszy biuletyn
Oferujemy dwa wspaniałe dzieła Nancy Scheper-Hughes i Freda Gardnera. Wybitny antropolog Scheper-Hughes jest jednym z naszych ulubionych pisarzy. Rzeczywiście, redaktorzy CounterPunch ją wymienili Śmierć bez płaczu na liście 100 najpopularniejszych książek non-fiction opublikowanych w języku angielskim w XX wieku. Kilka miesięcy temu prowadziliśmy jej niesamowite śledztwo w sprawie międzynarodowego handlu częściami ciał. Tym razem wnosi bardzo mocny artykuł – po części autobiograficzny – na temat powolnej śmierci Kościoła rzymskokatolickiego, skupiający się na przerażającej reakcji Watykanu na ujawnienia z ostatnich kilku lat molestowania seksualnego przez księży katolickich na dzieciach, w tym na rodzimych rodzicach. narody.
Jak pisze Scheper-Hughes, 23 września 2011 r. prawnicy zajmujący się prawami człowieka i byli ofiary molestowania seksualnego przez duchownych złożyli skargę do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, prosząc o wszczęcie śledztwa w celu postawienia zarzutów papieżowi Benedyktowi XVI i trzem jego najwyższym urzędnikom, w tym Williamowi Levadę, kardynała i byłego biskupa diecezji San Francisco, za zbrodnie przeciw ludzkości.
„Wniosek do sądu ds. zbrodni wojennych może wydawać się teatralny. Watykan nie ratyfikował statutu rzymskiego, na mocy którego utworzono ten sąd, choć uczyniły to zarówno Niemcy (miejsce urodzenia Benedykta), jak i Włochy (siedziba Watykanu). MTK sprawuje jurysdykcję jedynie w sprawach zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości i ludobójstwa popełnionych po 2002 r. Niemniej jednak Międzynarodowy Trybunał Karny zgodził się zbadać dokumenty, a rzecznik stwierdził, że sprawa jest zasadna.
I wreszcie, co ma zrobić była katoliczka, gdy jej Kościół jest skorumpowany i umierający? Dzisiaj dezercjami nie są tylko nieszczęśliwi księża i zakonnice, ale cała światowa społeczność katolicka. Zamykane są kościoły w miastach europejskich i amerykańskich. Wola i chęć walki z Watykanem w większości zniknęły. Szkody, poza obecnym skandalem seksualnym, wyrządzone ciałom kobiet, obojętność na śmiertelność matek i noworodków, a także populacje zagrożone epidemią AIDS, szczególnie w katolickich częściach Afryki, są nie do zniesienia.
„Niektórzy byli katolicy czerpią pocieszenie z innych tradycji duchowych. Biorąc pod uwagę animistyczny charakter katolickiego kultu przodków, niektórzy byli katolicy przyjmują kult codziennych świętych, dziewic i męczenników, dodając Stevena Biko, Martina Luthera Kinga Jr., Alberta Einsteina, Dorothy Day i Harveya Milka do swojego starszego nabożeństwa do św. Joanny , San Antonio i św. Franciszka z Asyżu. Inni opowiadają się za zieloną teologią opartą na szacunku dla ziemi, nieba i morza oraz wszystkich stworzeń, które pełzają, pełzają, chodzą i pływają. Niektórzy, jak Paul Farmer, kontynuują zdziczałe przez Watykan pozostałości niegdyś tętniącej życiem teologii wyzwolenia, teologii nadziei.
„Jestem zasmucony i nie odczuwam ulgi z powodu utraty wiary, która niegdyś nadawała mojemu życiu piękno, bogactwo i pełnię. Świecki humanizm antropologii oferuje alternatywną formę bycia uczniem, zbudowaną wokół praktyki wystudiowanej obserwacji, kontemplacji i refleksji. Wiem, że antropologia to potężne narzędzie, które potrafi okiełznać niesforne emocje, zastąpić wstręt szacunkiem, ignorancję zrozumieniem, nienawiść empatią oraz praktyką współczującego i skromnego świadczenia o ludzkich smutkach. Ale dla byłego wierzącego jest to zimna pociecha, gdy tajemnica zniknie, a wraz z nią światło z duszy.
Nie przegap tego wspaniałego eseju.
Nie przegap także wkładu Freda Gardnera w nasz trwający serial poświęcony historii Obamy. Gardner analizuje obietnice dotyczące marihuany medycznej, które złożył w trakcie kampanii, a także swoją późniejszą dokumentację merytoryczną, a także obecny atak Departamentu Sprawiedliwości na przychodnie z medyczną marihuaną w Kalifornii. Pytanie Gardnera do przywódców ruchu na rzecz reformy marihuany: Czy oni naprawdę czytali z jego ruchu? Czy „przeczytali” i zbyt optymistycznie zinterpretowali to, co mówił kandydat?
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna