Nawet wydarzenia najbardziej globalne, których oddźwięk odczuwa się daleko poza swoimi granicami, zakorzenione są w konkretach i lokalności. Ten weekend zamach stanu w Egipcienie inaczej jest w przypadku wkroczenia armii, aby usunąć, a następnie aresztować demokratycznie wybranego prezydenta. The obalenie Mohameda Morsiego miało sto przyczyn, wiele z nich było całkowicie charakterystycznych dla Egiptu. Przykładowy przykład: Morsi chciał zamknąć wszystkie sklepy o 10:XNUMX, aby Egipcjanie byli w pełni wypoczęci na czas porannych modlitw. Nie spodobało się to w słynącym z nocnego Kairu, gdzie – jak stwierdził New Yorker ujmując to, „korki są nadal o 2 w nocy, a szczyt wykorzystania Internetu jest o 12.45:XNUMX”.
Jednak to, co dzieje się w Egipcie, ma znaczenie poza Egiptem. Kraj jest po prostu zbyt ważny, aby zachować swoje wstrząsy dla siebie. Rozważ to Mówi się, że co czwarty Arab jest Egipcjaninem, starożytny naród wielokrotnie wyznaczał prowadzenie, za którym podąża reszta świata arabskiego. Jeden przykład: w ciągu dekady lub dwóch Naser objął władzę na początku lat 50podobne reżimy istniały w Iraku, Libii, Syrii i Sudanie.
Jeden z analityków twierdzi, że konsekwencje tych ostatnich wydarzeń odbiją się jeszcze większym echem, docierając do Indonezji, Pakistanu i każdego miejsca, gdzie muzułmanie stanowią większość. Oczywiście najbardziej bezpośrednio dotknięci są bliżsi sąsiedzi. Ambitne państwo Zatoki Perskiej Katar, islamiści Morsiego in Turcja i bracia muzułmańscy Hamas należą do pierwszych przegranych, a każdy z nich zainwestował duże środki w rocznego prezydenta tylko po to, by zobaczyć, jak inwestycja wyparowuje. Ale skutki rozprzestrzeniają się znacznie szerzej. Stanowi to bowiem głęboki cios nie tylko dla Morsiego i innych przywódców Bractwa aresztowanych na rozkaz generałów – niektórzy z nich przebywa w tym samym więzieniu, w którym przebywa Hosni Mubarak i jego synowie. Uderza w większy projekt, a mianowicie stworzenie nowoczesnej i realnej formy politycznego islamu, takiej, która aspiruje nie tylko do bycia ruchem protestu, ale i zdolną do rządzenia. Po próbie na największej możliwej scenie przedstawienie zostało zamknięte po zaledwie roku.
Co zrobić z niepowodzeniem eksperymentu islamistycznego? Wróg wzruszy ramionami zadowolony i powie, że to nie była niespodzianka. Powołując się na postępowanie człowieka, którego przed Morsim najczęściej wymieniano jako potencjalny model umiarkowanego islamizmu, Turecki Recep Tayyip Erdoğan – który w zeszłym miesiącu zmiażdżył a fala protestów antyrządowych – będą wzdychać i żałować bez szczerości, że to dowodzi, że islam i demokracja są po prostu nie do pogodzenia. Mogą powtórzyć często cytowany samorodek cynizmu, że w świecie muzułmańskim demokracja oznacza „jeden człowiek, jeden głos, jeden raz”. Z tego punktu widzenia wybory w Egipcie w 2012 r. zawsze były wydarzeniem dziwacznym, które nigdy się nie powtórzy.
Obrońcy islamizmu powiedzą, że problem nie leży wewnątrz, ale na zewnątrz – że Morsi, odmiana politycznego islamu, została pozbawiona szansy wykazania się, zduszona od urodzenia przez siły, które w tym tygodniu odzyskały kontrolę. W tej wersji Bractwo zostało oszukane co do władzy, którą zdobyło uczciwie.
Mniej jednoznaczny jest pogląd tych, którzy marzą o rozkwicie świeckiej, liberalnej demokracji w Egipcie. Wielu cieszy się z wydarzeń tego tygodnia: teokraci zostali rozproszeni, a ich niosąca władzę konstytucja została zawieszona. Liberałowie mogliby przyznać, że tak, to zwycięstwo nadeszło w dziwny sposób, dzięki tym samym siłom zbrojnym, przeciwko którym demonstrowali 18 miesięcy temu. Istnieją jednak mechanizmy radzenia sobie z takimi sprzecznościami, z których najważniejszą jest zaprzeczenie. Zwróć uwagę na komunikat w języku angielskim na okładce gazety al-Tahrir – „To rewolucja… a nie zamach stanu, panie Obama!„ – czy delikatne określenie wybrane przez egipskiego pisarza Ahdafa Soueifa, który upierał się, że nie był to zamach stanu, ale „deportacja”.
Oznacza to jednak niedocenianie niebezpieczeństwa związanego z tym, co się wydarzyło. Usunięcie wybranego prezydenta, aresztowanie przywódców ruchu i wyciszenie jego stacji radiowych i telewizyjnych oznacza wysłanie głośnego sygnału do nich i do islamistów na całym świecie. Mówi: nie ma dla ciebie miejsca w systemie politycznym. Mówi: nie ma sensu próbować tworzyć wersji politycznego islamu zgodnej z demokracją, ponieważ demokracja nie będzie dla was dostępna.
Jest to ten sam przekaz, jaki wysłano do Algierii dwie dekady temu, kiedy islamiści byli na dobrej drodze do wygrania wyborów, ale zanim zdołali przejąć władzę, zostali zepchnięci na bok w wyniku wojskowego zamachu stanu; i podobnie w Gazie w 2006 roku, kiedy Hamas zdobył głosy ale zostali odrzuceni na arenie międzynarodowej. Z wyjątkiem tego tygodnia, kwestia ta została wbita w sedno w jednym z największych i najpotężniejszych w historii narodów muzułmańskich. Nadim Shehadi z Chatham House martwi się, że po tym tygodniu „ekstremiści powiedzą umiarkowanym: «Nawet nie zawracajcie sobie głowy walką w wyborach. To się z nami stanie, jeśli wygramy»”.
W Egipcie niebezpieczeństwo jest bardzo jasne, co uwypukliła piątkowa obawa, częściowo zrealizowany, że siły popierające Morsiego „dzień odrzucenia” stałby się brutalny. Bractwo Muzułmańskie mogłoby po raz kolejny zostać zepchnięte do podziemia. Dawno temu wyrzekł się przemocy i niewielu wierzy, że wróci. Jednak bardziej radykalne głosy dżihadystów – przypomnijmy, że na czele Al-Kaidy stoi Egipcjanin Ayman al-Zawahiri – będą teraz dysponować potężną bronią retoryczną. Spróbowaliście drogi demokratycznej, powiedzą. I spójrz, dokąd cię to doprowadziło.
Szczególnym wyzwaniem dla Egiptu jest obecnie powstrzymanie w jakiś sposób wahadła od świeckiej, wspieranej przez wojsko dyktatury do nieliberalnej demokracji i z powrotem, w ramach której jeden zestaw władców stara się całkowicie zastąpić drugiego – czego typowym przykładem jest podejście Morsiego „zwycięzca bierze wszystko” moc. Trwalsze zakwaterowanie z pewnością uznałoby, że islamistyczny i świecki Egipt muszą żyć razem i dzielić się władzą. Będzie to wymagało od Bractwa Muzułmańskiego nie wyciągania wniosku, że nie może rządzić demokratycznie, ale że nie może rządzić samodzielnie.
Zachód nie jest w tym wszystkim biernym obserwatorem. Wpływy USA w regionie mogą maleć, ale w Egipcie zachowują władzę najsurowszego rodzaju: pomoc wojskowa w wysokości 1.3 miliarda dolarów daje wszystko oprócz weta wobec egipskich sił zbrojnych – pomoc, nawiasem mówiąc, która w ramach Amerykańskie prawo zostanie zniesione, jeśli Obama odważy się użyć słowa „zamach stanu”. Stany Zjednoczone mogły wykorzystać tę siłę, aby zażegnać kryzys kilka miesięcy temu, wywierając presję na armię i Morsiego, aby doszli do porozumienia. (Zamiast, sekretarz stanu John Kerry wydaje się bardziej podekscytowany pogonią za marzeniem o pokoju izraelsko-palestyńskim, mimo że znaki tam nie napawają optymizmem.) W ten sposób, mówi Shehadi, Morsi miałby pozwolenie na dopełnienie swojej kadencji, ostatecznie zostałby wyśmiany jako skorumpowany i niekompetentny, straciłby stanowisko następne wybory – „i zapomnielibyśmy o politycznym islamizmie na całe pokolenie”. Zamiast tego on i jego ruch będą męczennikami.
Oczywiście trudno nie kibicować tłumy na placu Tahrir, zachwycony możliwością pozbycia się człowieka najwyraźniej pragnącego zostać teokratycznym tyranem. Jednak sposób jego odejścia może utorować drogę czemuś znacznie gorszemu – dla Egiptu i nie tylko.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna