Byłem w Hongkongu 10 dni temu, czyli obecnie w dziesiątym tygodniu demonstracji, które rozpoczęły się w odpowiedzi na proponowaną ustawę o ekstradycji, ale od tego czasu rozszerzyły się, obejmując inne skargi i żądania reform demokratycznych. Należą do nich:
+ rezygnacja przywódcy terytorium, dyrektor naczelnej Carrie Lam (powszechnie postrzeganej jako skompromitowany pełnomocnik Chin kontynentalnych);
+ aby projekt ustawy o ekstradycji został całkowicie wycofany, a nie po prostu usunięty ze stołu na czas nieokreślony;
+ o bezwarunkowe zwolnienie wszystkich zatrzymanych demonstrantów;
+ aby rząd Hongkongu wycofał wszelkie odniesienia do protestów, które miały miejsce 12 czerwca, jako do „zamieszek” („zamieszki” są poważnym przestępstwem, któremu towarzyszą zarzuty prawne); I
+ wszczęcie niezależnego śledztwa w sprawie rzekomej brutalności policji.
Mam wrażenie, że zachodnie media i rządy wyolbrzymiły skalę protestów.
Byłem w Berkeley-Oakland podczas zamieszek Rodneya Kinga w 1992 r.; oraz w Kingston na Jamajce w maju 2010 r., kiedy siły bezpieczeństwa próbowały schwytać potentata narkotykowego Christophera „Dudusa” Coke, po tym jak Stany Zjednoczone zwróciły się o jego ekstradycję. Co najmniej 73 cywilów i 4 żołnierzy zginęło, gdy siły bezpieczeństwa zaangażowały się w strzelaninę na przedmieściach Kingston z grupą Dudusa i jej sojusznikami, zanim Dudus ostatecznie został schwytany.
Zarówno w Berkeley-Oakland, jak i w Kingston obowiązywała godzina policyjna i rozległe blokady dróg, ale w ciągu prawie tygodnia w Hongkongu nie spotkałem żadnego z nich, mimo że jechałem do Kowloon i Nowych Terytoriów.
W naszym hotelu przebywało kilku zachodnich dziennikarzy, którzy wieczorem korzystali z salonu klubowego, aby przekazać sobie nawzajem sprawozdania i zaplanować zadania na następny dzień z lokalnymi goferami. Ich rozmowy było łatwo podsłuchać.
Zasadniczo chcieli wiedzieć, gdzie muszą się udać, aby zobaczyć demonstracje, które odbędą się następnego dnia (jeśli w ogóle). Taka pomoc nie była potrzebna ani w Berkeley-Oakland, ani w Kingston – słupy czarnego dymu unoszące się wysoko w niebo powiedziały wszystkim w promieniu wielu mil, gdzie toczy się akcja.
W Hongkongu brakowało (jak dotąd) powstańczego charakteru wydarzeń w Berkeley-Oakland i Kingston.
Oczywiście, jeśli Chińska Republika Ludowa (ChRL) uzna, że w Hongkongu sprawy zaszły za daleko, prawdopodobnie usprawiedliwi swoje późniejsze eskalacje lub interwencje wyolbrzymianiem skali protestów w Hongkongu.
Łatwo przeoczyć fakt, że zarówno rządy zachodnie, jak i ChRL mają żywotny interes w tego rodzaju przesadach.
Jednocześnie zachodnie rządy nie zamierzają zrobić nic, aby zantagonizować Chiny, pomimo wielokrotnych wezwań protestujących do wspierających interwencji ze strony USA i Wielkiej Brytanii.
Trump przegrywa wojnę celną z Chinami, ale nadal produkuje tam akcesoria związane z kampanią na rok 2020, a produkty modowe Ivanki zawsze były produkowane w Chinach.
Zdesperowani Brytyjczycy będący zwolennikami brexitu, klęczący przed wszelkimi dwustronnymi umowami handlowymi, jakie uda im się zawrzeć po zbliżającym się wyjściu z UE, prawdopodobnie będą się nago czołgać po potłuczonym szkle, prosząc o umowę handlową z drugą co do wielkości gospodarką świata.
Wielka Brytania ograniczała się dotychczas do tego, że jej minister spraw zagranicznych zadzwoniła do Carrie Lam, aby wyrazić swoje poparcie dla prawa do pokojowego protestu. Jest to banał, ale wystarczający, aby ChRL potępiła Wielką Brytanię za „ingerencję” w sprawy Chin.
Żadne z powyższych nie będzie poza zasięgiem Xi Jinpinga i jego kolegów z Komitetu Centralnego. Xi, podobnie jak Władimir Putin, wydaje się mieć pełną miarę swoich lekkich zachodnich odpowiedników.
ChRL, mimo oczywistego niezadowolenia z wydarzeń w Hongkongu, jak dotąd nie zareagowała przesadnie na protesty, a Zachód będzie prawdopodobnie trzymany na uboczu, dbając o to, aby nie było hongkońskiego odpowiednika placu Tiananmen.
Pekin wyraźnie chce uniknąć wojskowej okupacji Hongkongu, nie idąc jednocześnie na ustępstwa wobec protestujących.
Dlatego w dającej się przewidzieć przyszłości protestujący w Hongkongu będą zdani na siebie, zmuszeni polegać na wewnętrznych źródłach wsparcia w swoim mieście.
Ten scenariusz będzie odpowiedni dla oblężonej Carrie Lam, której pozorna strategia jest powtórzeniem tej zastosowanej do osłabienia i upadku antyrządowego Ruchu Parasolkowego z 2014 roku.
W 2014 roku protestujący stanęli przed kamiennym murem rządowym i stali się bardziej sfrustrowani. Doprowadziło to na początku do bardziej intensywnych starć z policją, ale protesty wygasły, gdy rząd zyskał przewagę, pozwalając na spotęgowanie podziałów w hongkońskiej opinii publicznej.
Dziś są podobne podziały.
Środowisko biznesowe, dbając o własne interesy, jest zdecydowanie propekińskie.
W ruchu protestacyjnym dominują młodzi ludzie, których odwaga i idealizm okazały się wzorowe w obliczu nadmiernej reakcji policji (w końcu nigdzie nie było policji, której misją byłoby szerzenie pokoju, miłości i zrozumienia).
Pośrodku, jak to często bywa, znajduje się tzw. cicha większość (głównie konserwatyści, klasa robotnicza i osoby w średnim wieku), która nie popiera Carrie Lam i ustawy o ekstradycji, ale jednocześnie wzdryga się przed zakłócenia i nieporządek.
Podstęp Lama, wspierany przez Pekin, polega na uznaniu protestujących – z których wielu niosło flagi brytyjskie i amerykańskie oraz którzy wrzucili chińskie flagi do morza – jako działających pod „obcymi wpływami”, a zatem niemożliwym do zaufania milczącemu większość.
Innym chwytem Lama, ponownie wspieranym przez Pekin, jest twierdzenie, że protesty szkodzą lokalnym przedsiębiorstwom i wpływają na przyszłe źródła utrzymania Hongkongów.
Niezależnie od tego, czy jest to prawda, czy nie, w zeszłym tygodniu giełda w Hongkongu (trzecia co do wielkości w Azji po Tokio i Szanghaju oraz piąta co do wielkości na świecie) spadła do najniższy punkt od ośmiu miesięcy, prawie się zanurza 10% w miesiąc.
100% pracodawców i odpowiednich pracowników w Hongkongu, a także 70% osób samozatrudnionych należy do Mandatory Provident Fund (MPF), zarządzanego prywatnie obowiązkowego funduszu emerytalnego, z którego rezygnacja jest dozwolona wyłącznie w przypadku osób objętych niektórych programów emerytalnych opartych na zatrudnieniu.
Fundusze MPF inwestowane są na giełdzie, więc przedłużający się spadek, za który władze prawdopodobnie zrzucą winę na niepokoje, może osłabić poparcie dla ruchu protestacyjnego.
Jednak biorąc pod uwagę, że obie strony są przygotowane na rozstrzygnięcie, trudno przewidzieć prawdopodobne wyniki.
Rzeczywiście, jak mawiał francuski filozof Louis Althusser: „przyszłość trwa długo”.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna