[A] konferencja historyków, psychoanalityków i artystów, zebrana, aby zastanowić się nad związkiem edukacji z Holokaustem, obejrzała nagrane na wideo świadectwo kobiety, próbując lepiej zrozumieć epokę. Wywiązała się ożywiona dyskusja. Historycy twierdzą, że zeznania nie były dokładne. Liczba kominów została błędnie podana. Historycznie rzecz biorąc, wysadzony został tylko jeden komin, a nie wszystkie cztery. Ponieważ pamięć zeznającej okazała się w ten sposób zawodna, nie można było przyjąć – ani dać wiary – jej relacji. Zachowanie dokładności było niezwykle ważne, aby rewizjoniści w historii nie zdyskredytowali wszystkiego. Psychoanalityk. . . głęboko się nie zgodził. „Kobieta świadczyła” – upierał się – „nie o liczbie wysadzonych w powietrze kominów, ale o czymś innym, bardziej radykalnym, ważniejszym: o prawdziwości niewyobrażalnego zdarzenia”.
— Dori Laub[1]
Wprowadzenie
W ostatnich latach świadectwa kobiet dostarczyły kluczowych dowodów podważających normatywne poglądy na historię. Świadectwo jako takie jest „aktem pamięci umiejscowionym w czasie”, „niezbędnym” dla wiedzy historycznej, ponieważ „przemieszcza [d] ustalone ramy i zmienia [red.] paradygmaty” dyscypliny.[2] Siła słów jest również widoczna w obecnych praktykach edukacyjnych. Nauczyciele pracujący na różnych poziomach edukacji – od klasy, w której uczniowie klas dwunastych czytali „Ja, Rigoberta Menchu”[3] po klasę w Yale, gdzie studenci oglądali filmy o ocalałych z Holokaustu[4] – podają, że narracje ze świadectwami wcześniej marginalizowanych głosów mają potężny wpływ transformacyjny na świadomość i działania uczniów.
Jednakże wykorzystywanie świadectwa w historii często niesie ze sobą napięcie, niepewność i konflikt – czy to epistemologiczny, metodologiczny, etyczny czy inny – w odniesieniu do praktyk badawczych i dydaktycznych. Jak zauważa jeden z krytyków, ja, Rigoberta Menchu, „odegrałam wyraźną rolę w konfliktach ideologicznych, które wybuchły na polu edukacji w Stanach Zjednoczonych” pod koniec lat 1980. i na początku lat 1990.[5] Jest rzeczą oczywistą, że historia wiąże się ze społecznymi i kulturowymi walkami o interpretację przeszłości. Feministyczna historyczka Joan Scott nazwała to „polityką historii”, ponieważ interpretacje historyczne „nie są ustalone”. . . ale są raczej dynamiczne i zawsze podlegają zmianom.” Ważne jest, aby historycy zajmowali się „procesami konfliktowymi, które ustanawiają znaczenia”. . . [i] gra sił związana z konstruowaniem i wdrażaniem znaczeń w każdym społeczeństwie.”[6]
Artykuł ten analizuje japońskie kontrowersje wokół systemu „kobiet do towarzystwa” (ianfu) podczas wojny w Azji i Pacyfiku w Japonii (1931-1945) i podejmuje próbę włączenia tej historii do podręczników szkolnych.[7] Zeznania złożone przez byłe kobiety do towarzystwa w latach 1990. na zawsze zmieniły paradygmat badań historycznych na ten temat i stały się przedmiotem burzliwej debaty wśród intelektualistów o różnych kręgach dyscyplinarnych i ideologicznych, a także celem japońskich ataków neonacjonalistycznych.[8]
Istnienie kobiet do towarzystwa było w Japonii wszechobecną wiedzą od końca lat trzydziestych XX wieku, pomimo cenzury. W latach 1930. ruchy feministyczne w Japonii i poza nią, a przede wszystkim ofiary, które przerwały milczenie i złożyły zeznania[1990], pokazały bezpośrednią rolę japońskiego państwa i wojska w tworzeniu i utrzymywaniu systemu przymusowej prostytucji i systematycznych gwałtów na kobietach z terytoriów skolonizowanych i okupowanych. Kiedy głosy ofiar wzmocniły wyniki badań japońskich uczonych, którzy odkryli dokumenty potwierdzające rolę japońskiej armii w utrzymaniu systemu, oficjalne zaprzeczenia ucichły. Badając proces, w ramach którego stawiono wyzwania interpretacji normatywnej i sposoby, w jaki im przeciwstawiono, artykuł ten zapewnia perspektywę porównawczą pozwalającą na zrozumienie współczesnych kontrowersji wokół głosów kobiet, ich świadectw i historii w ogóle.[9]
Wyzwania dla znaczenia kobiet zapewniających wygodę w powojennej Japonii
Szereg raportów, pamiętników i wspomnień opublikowanych w Japonii podczas II wojny światowej i po niej wspomina o obiektach zapewniających komfort wojskowy na różnych frontach wojennych i na terytoriach okupowanych przez japońskie siły imperialne.[11] W pismach tych termin ianfu (kobiety do towarzystwa) był eufemizmem określającym prostytutki, które świadczyły usługi seksualne mężczyznom. Chociaż na tę historię nie miało miejsca w oficjalnej historii wojennej Japonii, opowiadano ją i opowiadano prywatnie jako nostalgiczny (a czasem romantyczny) epizod w męskich wspomnieniach i powieściach.
W latach 1970. i 1980. ukazało się kilka publikacji, w których zaprezentowano nieco bardziej krytyczne spojrzenie na kwestię kobiet do towarzystwa. Jedną z pierwszych była książka napisana przez pisarkę non-fiction Sendę Kako w 1973 roku.[12] Senda, była dziennikarka, przeprowadziła szeroko zakrojone badania i wywiady, z których wywnioskował, że sytuacja kobiet była „żałosna”. tylko kilka byłych japońskich kobiet do towarzystwa opowiedziało o swoich doświadczeniach, a dwie koreańskie byłe kobiety do towarzystwa, z którymi przeprowadził wywiad, milczały. Książka Sendy stała się bestsellerem. Termin, którego użył na określenie kobiet jugun-ianfu (kobiety do towarzystwa służące na wojnie), stał się później kontrowersyjny i stał się szeroko rozpowszechniony.
Podejścia feministyczne zaczęły pojawiać się po podjęciu tej kwestii przez japońską dziennikarkę i feministkę Matsui Yayori (1934-2003). W 1984 roku Matsui opublikował krótki artykuł w Asahi Shinbun, co oznaczało, że po raz pierwszy jakakolwiek większa gazeta poruszyła tę kwestię. Rozmówczyni Matsui, była doradczyni, której nazwiska nie ujawniono, była Koreańczykiem mieszkającym w Tajlandii. O swoim doświadczeniu opowiadała w ten sposób:
Życie kobiet do towarzystwa wyglądało tak – w ciągu dnia prała ubrania żołnierskie, sprzątała koszary i wykonywała ciężkie prace, takie jak noszenie amunicji, a nocą była zabawką żołnierzy. Bywały dni, gdy kazano mi służyć dziesiątkom mężczyzn, zaczynając od rana. Kiedy stawiałem opór – choćby najmniejszy – przełożony mnie bił, ciągnął za włosy i ciągnął po sali półnagi. To było życie podludzkie.[14]
Artykuł Matsui nie wywołał znaczącej reakcji opinii publicznej. Dopiero po sukcesach południowokoreańskich ruchów demokratycznych i feministycznych pod koniec lat 1980. XX wieku, które umożliwiły byłym kobietom do towarzystwa po raz pierwszy opowiedzenie o swoich doświadczeniach, problem stał się międzynarodowy, co zmusiło japoński rząd do uznania kobiet do towarzystwa za znaczący część nierozwiązanych problemów wojennych Japonii. Yun Chung-ok, profesor na koreańskim Uniwersytecie Ewha Womans, był ważnym katalizatorem tego rozwoju. Pod koniec lat 1980. spotkała się z Matsui, aby wymienić informacje na temat kobiet do towarzystwa, a w 1990 r. napisała serię raportów na ten temat dla koreańskiej gazety.[15] Doniesienia Yuna rozwścieczyły i rozwścieczyły południowokoreańską opinię publiczną, co wywołało wezwania rządu japońskiego do zadośćuczynienia. Katalizowały także grupy japońskich kobiet i partie polityczne, z których wiele zaczęło wzywać do rządowego dochodzenia w sprawie uznania tej kwestii za okrucieństwo wojenne.
Na posiedzeniu Sejmu w czerwcu 1991 r. rząd japoński zaprzeczył zaangażowaniu państwa z czasu wojny i jego wojska w tę sprawę, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Koreańczyków z południa. Była doradczyni Kim Hak-oon wkrótce była tak wściekła, że zdecydowała się „ujawnić”, aby zmusić japoński rząd do skonfrontowania się z problemem. Była pierwszą Koreanką mieszkającą w Korei Południowej, która ujawniła się publicznie jako była kobieta do towarzystwa.[16] Jesienią 1991 roku Kim składał zeznania przed japońską opinią publiczną. Jej zeznania, przetłumaczone, nagrane, a później opublikowane, rozpoczęły się od półwiecza milczenia i ostatecznej decyzji o przerwaniu tego milczenia:
Przez te pięćdziesiąt lat żyłem, znosząc i ponownie znosząc [to, co nie do zniesienia]. Przez pięćdziesiąt lat odczuwałem ciężkie i bolesne uczucie, ale w głębi serca myślałem, żeby pewnego dnia opowiedzieć o tym doświadczeniu. . . Kiedy próbuję teraz mówić, serce bije mi w piersi, ponieważ to, co wydarzyło się w przeszłości, było czymś wyjątkowo pozbawionym sumienia. . . Dlaczego [rząd japoński] kłamie [aby zaprzeczyć swojej wiedzy na temat systemu kobiet do towarzystwa]? Właściwie zrobiono ze mnie kobietę do towarzystwa i żyję tutaj.[17]
Zeznania Kim były najważniejszym wydarzeniem w ustanowieniu nowej interpretacji systemu kobiet do towarzystwa. Słysząc jej historię w japońskiej telewizji, historyk Yoshimi Yoshiaki udał się prosto do archiwów Agencji Samoobrony (Boeicho), gdzie znalazł dowody niezbicie wykazujące zaangażowanie Japońskiej Armii Cesarskiej w organizowanie systemu kobiet do towarzystwa dla swoich żołnierzy (choć charakter systemu kobiet do towarzystwa oraz zaangażowanie państwa/wojska, w tym użycie siły i przymusu, nadal wymagały dalszych badań). W 1992 roku opublikował swoje ustalenia w głównych japońskich gazetach. W obliczu dokumentów pochodzących z własnych archiwów rząd japoński nie miał innego wyjścia, jak tylko przyznać się do zaangażowania wojskowego, a premier Miyazawa Kiichi oficjalnie przeprosił Koreę Południową.
W 1993 r. przesłuchanie przez japoński rząd w Seulu piętnastu byłych kobiet do towarzystwa ujawniło, że wiele kobiet zostało zmuszonych do pełnienia roli do towarzystwa mimowolnie. Później tego samego roku główny sekretarz gabinetu Kono Yohei złożył oficjalne oświadczenie (danwa), zasadniczo przyznając, że japońska armia cesarska była bezpośrednio i pośrednio zaangażowana w tworzenie obiektów zapewniających komfort i administrowanie nimi. Rząd przyznał także, że przy rekrutacji i zatrzymywaniu kobiet stosowano przymus, i wezwał do przeprowadzenia badań historycznych i edukacji mającej na celu upamiętnienie tego faktu. Oświadczenie Kono stało się podstawą do zajęcia się kwestią kobiet do towarzystwa w edukacji, a do 1997 roku prawie wszystkie szkolne podręczniki do historii i przedmiotów pokrewnych zawierały krótką wzmiankę o kobietach do towarzystwa.[18] W jednym z podręczników do historii dla gimnazjów czytamy: „Każde kobiety, na przykład Koreanki, wysyłano na front jako do towarzystwa, służące na wojnie”[19]. Takie stwierdzenia, jakkolwiek beznamiętne, posłużyły za uzasadnione okno dialogowe. nauczyciele i uczniowie mogliby zająć się tą kwestią w klasach.
Późniejsze badania historyczne odsłoniły bardziej niepokojące szczegóły dotyczące systemu kobiet do towarzystwa.[20] Uczeni szacują, że od pięćdziesięciu do dwustu tysięcy kobiet było zniewolonych w celu świadczenia usług seksualnych japońskim oficerom i żołnierzom. Większość tych kobiet pochodziła z Korei i Chinki (były też Japonki), ale były wśród nich kobiety z wielu innych krajów, w tym Tajlandii, Tajwanu, Indonezji, Timoru Wschodniego, Malajów i Holandii. Wiele kobiet niebędących Japonkami było nieletnich, złapanych w wyniku oszustwa lub w warunkach niewolnictwa za długi, a niektóre zostały brutalnie uprowadzone.[21]
Prostytucja personelu wojskowego w strefach działań wojennych i na terytoriach okupowanych była szeroko praktykowana podczas II wojny światowej i przed nią[22], ale japoński system kobiet do towarzystwa był niezwykły ze względu na skrajne formy przymusu i ucisku narzucanego kobietom, w tym nastolatkom przywiezionym z Korei i Tajwan. Dowody pokazują, że władze państwowe i wojskowe na najwyższych szczeblach były szeroko zaangażowane w kształtowanie polityki, ustanawianie i utrzymywanie systemu, a także werbowanie i transport kobiet przez granice międzynarodowe[23].
Jednym ze skutków zarówno przeprosin japońskiego rządu, jak i niedawnych badań naukowych na temat kobiet do towarzystwa była reakcja grup neonacjonalistycznych. W szczególności neonacjonaliści stanowczo sprzeciwiali się zarówno dopuszczeniu przez rząd zaangażowania państwa w tę sprawę, jak i włączeniu tej problematyki do podręczników szkolnych. Zaatakowali polityków, którzy popierają przeprosiny rządu, a także ustalenia historyków na temat kobiet do towarzystwa. Wycelowali także w sprzeczności w zeznaniach kobiet do towarzystwa, próbując zdyskredytować ich relacje.
Debaty historyczne:
Neonacjonaliści kontra historycy postępowi i feministyczni
Kontrowersje wokół kwestii kobiet do towarzystwa to jedna z najskuteczniejszych strategii neonacjonalistów. W szczególności skupili się na drobnych lub technicznych szczegółach faktów przedstawionych w zeznaniach kobiet i badaniach historycznych, wskazując na błędy i niemożność weryfikacji[24]. Na przykład na początku lat 1990. w niektórych podręcznikach szkolnych omawiane kobiety nazywano jugun-ianfu (kobiety do towarzystwa służące na wojnie). Neonacjonaliści argumentowali jednak, że jugun-ianfu nie jest „terminem historycznym”, co oznacza, że nie był to termin używany oficjalnie (i nieoficjalnie) podczas wojny. Dlatego nalegali, aby termin ten został usunięty z podręczników szkolnych.[25]
W twierdzeniu nacjonalistów jest odrobina prawdy: termin jugun-ianfu był powojennym wynalazkiem, który zyskał szerokie uznanie wraz z twórczością Sendy. Podczas wojny wojsko oficjalnie nazywało obiekty komfortu ianjo lub ianshisetsu (ian oznacza „komfort”), w większości wyznaczając wojskowe obiekty komfortu, ale czasami odnosząc się do prywatnych burdeli. Na przykład jeden z kluczowych dokumentów odkrytych przez Yoshimi w 1991 r. (który doprowadził do oficjalnych przeprosin premiera Miyazawy w 1992 r.) miał indeks tematyczny „Gun Ianjo Jugyofu-to Boshu ni kansuru Ken” (Sprawy dotyczące rekrutacji kobiet do pracy w wojskowe stacje komfortu).[26] Kobiety były różnie nazywane ianfu (kobiety do towarzystwa), shugyofu (kobiety wykonujące nieprzyzwoite zawody), shakufu (kobiety serwujące sake) i tokushu-ianfu (specjalny rodzaj kobiet do towarzystwa), ale nie jugun-ianfu.
Pomijając jednak kwestie semantyczne, wysiłki neonacjonalistów mające na celu podważenie historii kobiet do towarzystwa i wymazanie jej z podręczników szkolnych wydają się w najlepszym razie manipulacją. Twierdzą na przykład, że termin jugun, będący częścią rzeczownika złożonego (np. jugun-kisha, określenie korespondentów wojennych i jugun-kangofu, określenie pielęgniarek wojennych), wskazuje na status gunzoku, czyli cywila. robotnicy wojenni (osoby oficjalnie znajdujące się na liście płac armii i/lub marynarki wojennej). Twierdzą, że kobiety do towarzystwa nie należały do tej kategorii. Historycy tacy jak Yoshimi odrzucili tę argumentację, wskazując, że termin jugun był (i jest) powszechnie używany w znaczeniu „pójścia na front” lub „służenia na wojnie” i jako taki nie był używany w ten sam sposób jako Gunzoku. Na przykład większość korespondentów wojennych nie była zatrudniona w japońskiej armii (armia miała własnych korespondentów dopiero po 1942 r.), ale niezależnie od ich statusu zatrudnienia, nazywano ich (i są) zwykle jugun-kisha.
Co więcej, Yoshimi i inni zwrócili uwagę na oczywisty fakt, że terminy używane w badaniach historycznych (i edukacji) niekoniecznie są dokładnymi terminami używanymi w badanym okresie. (Na przykład ludzie w okresie średniowiecza nigdy nie nazywali swoich czasów średniowieczem). Ich zdaniem prawdziwy problem z użyciem terminu jugun-ianfu w podręcznikach szkolnych nie polega na tym, że nie był on oficjalnie używany w czasie wojny, odkąd termin ten stał się powszechny w ostatnich latach. Raczej chodzi o to, że jest to eufemizm. „Komfort” (ian) raczej nie oddaje sytuacji kobiet, która w istocie była zniewoleniem. Sprawa jest dobrze ujęta. Chociaż obecnie wielu uczonych woli używać terminu gun-ianfu (kobiety do towarzystwa w wojsku) lub Nihongun-ianfu (japońskie kobiety do towarzystwa w wojsku) ze względu na jego precyzję, najważniejsze jest, niezależnie od tego, jaki termin zostanie użyty, zapewnienie wyjaśnienia.
Kolejnym punktem spornym były rodzaje, środki i zakres przymusu. Neonacjonaliści poruszyli kwestię terminu kyosei-renko (branie siłą), rzeczownika złożonego powszechnie używanego w odniesieniu do Koreańczyków i Chińczyków sprowadzonych do Japonii do pracy w czasie wojny w takich miejscach jak kopalnie węgla i fabryki. Neonacjonaliści podnoszą tę kwestię od czasu, gdy zaatakowali podręczniki dla gimnazjów z 1997 r. za używanie w nich terminu kyosei-renko w odniesieniu do kobiet do towarzystwa. Definiując ten termin jako akt „coś w rodzaju polowania na niewolników przez władze wojskowe i/lub rządowe” (węższa definicja niż definicja stosowana przez większość historyków, oznaczająca mimowolny charakter ze strony pracowników), argumentują, że nie (dokument) znaleziono dowody sugerujące, że kyosei-renko brał udział w rekrutacji kobiet do towarzystwa. Twierdzą również, że oficjalne dokumenty wskazują, że wojsko i policja poinstruowały handlarzy, aby podczas rekrutacji kobiet do towarzystwa przestrzegali prawa i przepisów (pozyskiwanie kobiet do prostytucji było legalne, ale regulowane) oraz że zeznania Yoshidy Seiji, jedynej osoby, która publicznie przyznał, że on i jego współpracownicy stosowali brutalne środki werbowania kobiet do towarzystwa, brakuje mu wiarygodności w kilku kluczowych kwestiach, takich jak daty i miejsca.[29]
Argumenty neonacjonalistów były (i są) mylące. Po pierwsze, żadne podręczniki historii dla gimnazjów z roku 1997 nie używały terminu kyosei-renko w opisie kobiet do towarzystwa. Termin kyoseiteki (przymusowo) pojawił się w jednym tekście, a termin renkoshite (wziął) pojawił się w innym, ale nie kyosei-renko.
Po drugie, nielogiczne jest sugerowanie, że nie użyto żadnych sił państwowych ani wojskowych, ponieważ nie odkryto żadnego oficjalnego rozkazu na piśmie. Przyznając, że nie znaleźli żadnych oficjalnych dokumentów nakazujących użycie wojska lub policji do werbowania kobiet – zwłaszcza w regionach skolonizowanych, takich jak Korea i Tajwan – Yoshimi i inni podkreślają fakt, że wiele oficjalnych dokumentów z czasów wojny zostało zniszczonych przez wojsko po kapitulacji Japonii. Poza tym państwo i jego wojsko nie musiały używać tak jednoznacznego języka, jak „używać siły, aby łapać kobiety i wysyłać je do ośrodków wypoczynkowych”, aby osiągnąć swoje cele.[31]
Wobec braku oficjalnych dokumentów sankcjonujących użycie siły, postępowe i feministyczne historyczki przedstawiły inne dowody potwierdzające fakt, że władze wojskowe i rządowe były bezpośrednio zaangażowane w pozyskiwanie kobiet do towarzystwa, ich wysyłkę i zarządzanie nimi oraz byli świadomi stosowania przez handlarzy przemocy i oszukańczych taktyk. Przytłaczające dowody wskazują, że władze kolonialne w zasadzie tolerowały takie zachowanie handlarzy ludźmi, a także handel przez nich bardzo młodymi dziewczętami w Korei i na Tajwanie.
Ponadto szczegółowe zeznania byłych kobiet do towarzystwa dokumentują przypadki na terytoriach okupowanych, takich jak Chiny i Azja Południowo-Wschodnia, gdzie władze rządowe i wojskowe same zabierały kobiety siłą. Wreszcie, przymus był powszechny nie tylko przy rekrutacji kobiet, ale także zmuszaniu ich do pozostania i pracy w komfortowych ośrodkach.[32]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna