Rewolucja, jak przepowiedział Gil Scott-Heron, nie będzie transmitowana w telewizji, ale przynajmniej apokalipsa tak. Będzie transmitowane w telewizji i w Google, zamieszczane na blogach i vlogach, a także zapewni rozrywkę 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. To będzie program specjalny CNN; w rolach głównych wystąpią uciekające gwiazdy i wielomilionowa obsada; będzie sponsorowany przez tego uroczego gekona z akcentem Cockney (i mnóstwo firm naftowych).
Dzięki naszemu bogatemu w media środowisku możemy bez przerwy rejestrować najdrobniejsze szczegóły i skalę megakatastrof ekologicznych.
Jak czasy się zmieniły.
Kiedy szczyt St. Helens wysadził się w powietrze, musieliśmy zrobić kilka zdjęć w sekwencji poklatkowej, aby przenieść się do Gotterdammerung. Obecnie gospodarzem dewastacji był Anderson Cooper. Ognista eksplozja byłaby wygaszaczem ekranu i ironiczną koszulką, a grzmot był sygnałem dzwonka. W ciągu kilku godzin na YouTube materiał przedstawiający wrzący popiół i lawę został zmieszany ze skandynawskim death metalem.
To odważny, nowy świat. Stale rozwijający się wszechświat mediów pozwala na nieskończone rozszerzanie relacji z 11 września, tsunami, Katriny i kaliflagracji. Te katastrofy, dziejące się z szybkością wiadomości, są doskonale widoczne w telewizji.
Inaczej jest w przypadku innych nieszczęść. Susza na południowym wschodzie może zagrażać milionom ludzi, a topniejący lód polarny może zalać przybrzeżne miasta na całym świecie, ale kurczące się jeziora i podnoszący się poziom mórz nie podniecają niczym wyjące burze ogniowe i szalejące fale pływowe. Na drugim końcu spektrum katastrof trzęsienia ziemi są zbyt szybkie, a wojna nuklearna zbyt totalna, aby można je było porównać do spektakli na żywo.
Do tego potrzebny jest Hollywood. W „The Day After Tomorrow” dziesięciolecia globalnego ochłodzenia zostały skompresowane do kilku dni, a nawet sekund, przez co krew w żyłach zmarzła społeczeństwu ze strachu przed nową epoką lodowcową. Niestety, globalne ocieplenie wydaje się właśnie tym – ociepleniem. Nie wywoła to lodowatej reakcji, ale spaloną i spaloną planetę.
To właściwe, że Kalifornia była gospodarzem ostatniej katastrofy: to tutaj Armagedon spotyka się z Edenem. Hollywood może pewnego dnia spłonąć, gdy Public Enemy rapuje, ale nie z powodu niepokojów społecznych, a raczej problemów ekologicznych.
Tinseltown odegrało niewielką rolę w tym dramacie. Guvernator był bezsilny wobec Matki Natury; był jednym z tych polityków z majtkami, którzy tłoczą się na uboczu filmów katastroficznych, wydając matczyne napomnienia, aby pozostać w domach, słuchać władz i przestać tyle dzwonić! Bohaterska armia celuloidowych fantazji stała się jeszcze bardziej bezsilna, gdy tysiące żołnierzy piechoty morskiej poddało Camp Pendleton nacierającym płomieniom.
Inni członkowie rodziny królewskiej byli w exodusie jedynie statystami. Choć uciekali w luksusie, nie musieli się martwić biwakowaniem na stadionie sportowym. To była jasna strona, za świecącymi górami. Pomimo fali wysiedleńców wielkości Katriny, Qualcomm zarobił na PR dzięki swojemu markowemu stadionowi i obozowi dla uchodźców.
To była korporacyjna miłość, z bezpłatną kawą Starbucks, telekomami zapewniającymi darmową sieć bezprzewodową, supermarketami Ralphs przewożącymi żywność i Costco rozdającym farmaceutyki. Jest tu lekcja. Gdyby Superdome miał sponsorów biznesowych, wysiedleni mieszkańcy mogliby otrzymać na czas pomoc i frywolną rozrywkę, ze względu na potencjał budowania marki.
Ale zajęcia jogi, zespoły bluesowe i magicy na stadionie Qualcomm nie mogli ukryć ludzkiej ręki za katastrofą. Zaczęło się od drobnych rzeczy – początkowo opóźniona reakcja, przeciążone siły straży pożarnej, potrzebny sprzęt utknął w Iraku, żołnierze Gwardii Narodowej chroniący granice przed Meksykanami (przy jednoczesnym ewidentnym wpuszczeniu podstępnego Meksykanina udającego strażaków) – i przeszło do dużych.
Przez ponad dekadę Mike Davis rysował związek między rozwojem a katastrofą. Naciskane przez deweloperów i wspierane przez samorządy przedmieścia coraz bardziej rozrastają się w podatne na pożary ekosystemy. Davis zasłynął z argumentacji „The Case for Letting Malibu Burn”, którą następnie przedstawił w 2003 r. i tym razem prawie to zrobił ponownie. Pomimo oczywistego ryzyka i kosztów publicznych związanych z gaszeniem pożarów i odbudową, Malibu i inne eleganckie dzielnice zostaną ponownie obsadzone rezydencjami w stylu nuevo gauche przez pozłacaną elitę żądającą oficjalnej pomocy pomimo jej antyrządowej ideologii.
Dlaczego nie mieliby otrzymać specjalnego traktowania? Gdy szalały pożary, przeciążone państwo zmobilizowało się, by chronić bogatych, niezależnie od tego, czy spryskało ognioodporną pianką dom na plaży malibu hollywoodzkiego potentata Jeffreya Katzenberga w Malibu, czy też okręgowe łodzie patrolowe spłukiwały wodą molo w Malibu, znane ze „Słonecznego patrolu”, aby chronić je przed unoszącymi się węglem. .
Było to lustrzane odbicie Katriny. Tym razem niebezpieczną strefą były wzniesienia, wiejskie i miejskie szczeliny pełne bogatych. Mogli jednak uciec luksusowymi pojazdami. Tysiące ludzi straciło domy, ale zdecydowana większość wróciła w ciągu kilku dni, zamiast być rozrzucona po całym kraju przez lata. Koszt jest również niewielki, miliard dolarów w południowej Kalifornii w porównaniu z szacunkowymi stratami związanymi z Katriną na 100 miliardów dolarów. Ledwo wystarczyłoby na kilka dni wojny w Iraku.
Federalni i państwo prawdopodobnie pokryją wszystko, czego nie pokryją firmy ubezpieczeniowe, rozpoczynając od nowa cykl rozwoju i zniszczenia. W końcu wielu z tych ludzi to podstawa Busha: ci, którzy mają i mają.
Istnieje jedno ważne podobieństwo między pożarami w Kalifornii a Katriną: globalne ocieplenie. Istnieje niezaprzeczalny związek między gorętszymi i bardziej suchymi warunkami, silniejszymi wiatrami w Santa Ana i ogromnymi pożarami. Cieplejsze i wcześniejsze wiosny oznaczają mniejsze topnienie śniegu i większe parowanie, co spowodowało rekordową suszę i więcej paliwa dla pożarów. Upał wzmaga również wiatry, podsycając pożary z niszczycielskimi skutkami. Na tym kończy się sprzężenie zwrotne, pompując więcej dwutlenku węgla do atmosfery, co powoduje większe ocieplenie planety.
Jak wynika z wyszukiwania w Google News, media głównego nurtu poruszały kwestię powiązania z globalnym ociepleniem, ale około połowę uwagi poświęcano temu problemowi zwierząt w niebezpieczeństwie. Tymczasem zaprzeczający, tacy jak Glenn Beck z CNN, nadal rozpowszechniali swoje bzdury w godzinach największej oglądalności. Ale wzorowali się jedynie na administracji Busha, która nadal cenzuruje rządowych naukowców dokumentujących zakres i konsekwencje globalnego ocieplenia.
Śledzenie ognistego Armageddonu dzień po dniu stało się ostatecznie otępiające. Nie było żadnej fabuły ani rozwoju postaci, było po prostu więcej tego samego. Zainteresowanie mediów opadło wraz z pojawieniem się Santa Anas, co pozwoliło nam wrócić do skandali z udziałem celebrytów. (Opinia publiczna przestała tłumnie przychodzić na pokazy wojny w Iraku w multipleksach wieki temu.)
W przyszłości naszą ulotną uwagę przyciągnie jakaś katastrofa ekologiczna, ale na razie niewiele będzie słychać ani widać o apokalipsach w zwolnionym tempie: susza panująca zarówno na południowym zachodzie, jak i na południowym wschodzie; wysychanie Wielkich Jezior; topnienie wiecznej zmarzliny i topnienie lodu arktycznego. W ostatnim przypadku korporacje zapełniają lukę, oczywiście bezinteresownie, planami wydobycia energii i nowymi, tańszymi szlakami żeglugi.
Tutaj, w Nowym Jorku, doświadczyliśmy wyjątkowo przyjemnej katastrofy. Pod koniec października wody oceanu były tak ciepłe, jak przez całe lato, a ulice i parki były pełne szortów, T-shirtów i spódnic. Mając perspektywę sześciomiesięcznych wakacji, Nowy Jork może wyprzedzić południową Kalifornię w roli nowej Shangri-La.
W końcu jednak coś lub wszystko się zepsuje. Oczekuje się, że w wyniku ocieplenia będą rozprzestrzeniać się choroby „przenoszone przez wektory”, takie jak malaria, podobnie jak choroby przenoszone przez wodę, takie jak cholera. Wraz ze wzrostem temperatury ekstremalne warunki pogodowe będą coraz częstsze. Zeszłego lata w Nowy Jork nawiedziło tornado i niespotykane dotąd opady deszczu, które uszkodziły metro. Wymieranie gatunków przyspieszy, ponieważ rozdrobnione siedliska w regionie uniemożliwiają faunie i florze łatwą zmianę klimatu. Być może susza dotknie także północny wschód.
Są to jednak wstrząsy klimatyczne w porównaniu z huraganem. Wraz ze wzrostem temperatury powierzchni oceanów potencjalnie jest mnóstwo energii do napędzania huraganu kategorii 4 w kierunku Nowego Jorku. Jest to mało prawdopodobne – twierdzi miasto, ale możliwe.
Niedawno Miejskie Biuro Zarządzania Kryzysowego rozesłało do wszystkich nowojorczyków broszury na temat „Huraganów i Nowego Jorku”, w których opisał zagrożenia, sposoby przygotowania i plany ewakuacji. Opiera się na filozofii rządzenia „pieprz się”, filozofii prezentowanej w Kalifornii.
„Kiedy zawodowi strażacy byli rozproszeni po całej Kalifornii” – donosi „The New York Times”, „w ubiegłym tygodniu wielu sąsiadów w całym stanie zostało pozostawionych samym sobie, obsługując węże ogrodowe, siekiery i łopaty, aby zaatakować płomienie”. Była to świetna okazja do budowania więzi rodzinnych i społecznych, ponieważ „wyczerpane rodziny z siedmioletnimi dziećmi oblały wodą swoje ogrody i domy, podczas gdy dorośli i nastolatkowie walczyli z płomieniami pędzącymi po grani w kierunku ich podwórek”.
W Nowym Jorku na wypadek huraganu miasto „zdecydowanie zaleca ewakuowanym pobyt u przyjaciół i rodziny mieszkających poza granicami strefy ewakuacyjnej”. Przeglądając oznaczoną kolorami mapę, widzisz, że prawie całe miasto – które w końcu jest zbiorem wysp – jest ograniczone strefami ewakuacji. Innymi słowy, wypierdalaj z Dodge'a na długo przed uderzeniem huraganu.
Ale to nigdy się nie zdarza. Większość ludzi czeka, aż będzie za późno. Nie mając doświadczenia z huraganami, a duża część Long Island prawdopodobnie utonie również w wyniku potwornej burzy, miliony nowojorczyków nieposiadających samochodów będą próbowały uciec na zachód przez kilka tuneli i mostów przecinających rzekę Hudson niczym huraganowe beczki w ich stronę. Miasto każe nam zabrać ze sobą obszerne „torby podróżne” i „zestawy zaopatrzenia awaryjnego”, w których czteroosobowa rodzina dźwigałaby około 100 funtów wody na trzydniowe zapasy.
Nie martwcie się, miasto otwiera schroniska. Dla Manhattanu na południe od Central Parku – gdzie mieszka około miliona ludzi – hojnie wyznaczono dwie szkoły średnie i dwie uczelnie jako centra ewakuacyjne. Potencjalny krach społeczny łączy w sobie to, co najgorsze w Nowym Orleanie i Los Angeles. Zabierz ponad 8 milionów ludzi bez możliwości ucieczki, wszystkie wyjścia są zablokowane i żałosne kilka schronień, podczas gdy ulewne deszcze i śmiercionośne wiatry rozrywają miasto na kawałki.
Nie chciałbym, żeby mnie na tym przyłapano, ale w telewizji wyglądałoby to świetnie. Byłyby to „Oblicza Śmierci” na skalę planetarną.
A może mógłbym się tym cieszyć, gdybym miał cholernego nowego iPhone’a. W ten sposób, nawet gdy tonąłem w aquacalypse, mogłem oglądać to w telewizji, pisać o tym bloga, przesyłać klip wideo do YouTube i wysyłać e-maile do wszystkich znajomych, aby to sprawdzili. Ponieważ nigdy nie jesteś tak żywy jak wtedy, gdy znajdujesz się w oku medialnej burzy.
AK Gupta jest redaktorem Niezależny, dwutygodnik wydawany w Nowym Jorku. Obecnie pisze książkę o historii wojny w Iraku, która zostanie opublikowana przez Haymarket Press. Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony].
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna