W zeszłym miesiącu śledziłem Wybory w Kolumbii bardzo blisko. W odróżnieniu od wielu moich rodaków bardzo pasjonuję się historią i sprawami naszego najbliższego sąsiada. Szczerze mówiąc, myślałem, że Petro nie przeżyje.
Kilka tygodni później nadal jestem szczęśliwy i przekonany, że jego triumf nie byłby możliwy bez jego kolegi z wyścigu. Francia Márquez to afro-kolumbijska aktywistka, która urodziła się w biedzie w regionie Cauca, podjęła walkę z korporacjami wydobywczymi, a obecnie przebywa w Pałacu Prezydenckim Nariño.
W następnej kolejności w moim kalendarzu zakreślone są wybory w Brazylii. Kampania Luli ma klimat „powrotu do przyszłości” i doskonale przypomina, że polityka, podobnie jak samo życie, może być pełna niespodzianek. Nieoczekiwane może czaić się tuż za rogiem.
Niektórzy sugerują, że druga runda Luli będzie trudniejsza, że będzie zmuszony do ustępstw itp. Myślę jednak, że są powody do nadziei. Horyzont staje się wyraźniejszy, gdy koszmar Bolsonaro dobiega końca.
Ale wtedy, jak zły omen, w mojej głowie pojawia się konkretna data: 2024. W tym roku, jeśli nie zajdą nieprzewidziane okoliczności, w Wenezueli odbędą się najbardziej nieprzewidywalne wybory prezydenckie w historii. Nawet trudno je sobie wyobrazić.
W ostatnich tygodniach zacząłem zwracać większą uwagę na sondaże. Dwie szczególnie przykuły moją uwagę, te autorstwa Datincorp i Delphos (choć wiem, że mają historyczne nastawienie anty-Chavistowskie). Ten pierwszy stwierdził, że 63 proc. ankietowanych chce prezydenta, który nie wywodzi się ani z szeregów Chavisty, ani z opozycji. Ten ostatni stwierdził, że 48.3 proc. nie ufa żadnej partii politycznej.
Dane brzmiały znajomo. Jednak 10 lat temu 80 procent Wenezuelczyków identyfikowało się albo jako opozycja, albo (głównie) Chavista. Co więcej, linie bitwy były jasne i byliśmy zdeterminowani, aby bronić naszego okopu. Dziś już prawie tak nie jest, a już na pewno nie z podobną intensywnością.
Tak czy inaczej wydaje się, że większość ludzi ma ten sam bezpośredni cel: zapewnienie minimalnych warunków żyj spokojnie. W takim scenariuszu wielu analityków widzi podatny grunt dla pojawienia się postaci „niezależnej” lub „outsidera”, które zwykle nie są ani jedno, ani drugie. Być może jednak ze względu na polaryzacja jesteśmy do tego tak przyzwyczajeni, że nie wydaje się to wcale takie prawdopodobne.
Nie mam pojęcia, co się stanie, ale tak naprawdę niepokoi mnie to, że nie wiem, co ja chcieć wydarzyć się. Po pierwsze, jestem całkowicie pewien, że nie chcę żadnego z „przywódców” opozycji w pobliżu Pałacu Miraflores. Z drugiej strony uważam, że instytucjonalne Chavismo musi zmienić swój sposób uprawiania polityki. Zapisuję to, czytam jeszcze raz i boję się, że nie chcę tego wymazać.
Ale nie jestem pewien, czy z radością powitałbym sześć kolejnych lat, takich jak te, przez które przeszliśmy. To nie bluźnierstwo, raczej rodzaj naturalnego wyczerpania. W ostatnich trzech wyborach rządząca Partia Socjalistyczna (PSUV) wychodziła z założenia, że jest jedyną formacją polityczną zdolną do kierowania krajem zdewastowanym przez kryzys i blokadę Stanów Zjednoczonych.
W ostatecznym rozrachunku jest to jedyny blok, który zmobilizował się, aby zapewnić obywatelom przynajmniej dotacje do worków na żywność i aby światła pozostały włączone ledwo. Tymczasem Guaidó ukradł nasze aktywa za granicą, wzywając do sankcji i zagranicznych inwazji.
Gdy się nad tym zastanowię, ten oficjalny tok rozumowania został wykorzystany do uzasadnienia w stylu liberalnym dostosowania gospodarcze i twierdzą, że są one jedyną alternatywą.
Jak długo może trwać ta dyskusja? Kiedy możemy zacząć wymagać czegoś więcej niż odrobiny porządku pośród chaosu? Czy to wystarczy, aby zwyciężyć w 2024 roku? To bardzo możliwe. Ale czy na to zasługujemy i o to walczymy? W niedawnym programie telewizyjnym nadawanieprzywódca społeczności powiedział prezydentowi, że „nadszedł czas przejścia od oporu do emancypacji”. Czy rząd jest na to gotowy?
Wewnętrzny konflikt polityczny ustąpił, a nawet jesteśmy świadkami jego odnowienia Dialog z USA. Oznacza to osłabienie niektórych głównych argumentów Chavismo: „opozycja planująca zamach stanu i interwencja USA uniemożliwiają rządzenie”. Jeśli to wyjdzie za okno, co wtedy? Przyspieszone ożywienie gospodarcze byłoby bardzo przydatne w kampanii wyborczej.
Po stronie opozycji Platforma Unitarna, będąca mieszanką partii, rozpoczęła rejestrację do „otwartych prawyborów”, aby wyłonić jednolitego kandydata z tego twardogłowego sektora do konkursu w 2024 r. Mimo to „rząd tymczasowy” cyrk trwa jednocześnie.
Ze swojej strony Chavismo utrzymuje 4-milionową bazę elektoratu, ale to samo w sobie nie gwarantuje zwycięstwa. Jeśli opozycja nie podzieli się jak w ostatnie głosyChavismo musi walczyć o odzyskanie pozycji utraconej od czasu zdobycia 7.5 mln głosów w 2013 r.
Pytanie brzmi, czy to możliwe? Jaka jest strategia? Jak można przekonać wyborców lub odzyskać siły po 20 latach sprawowania władzy? I czy to nadal projekt polityczny Hugo Cháveza? Nawet ja chcę dać się przekonać!
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna