Dwadzieścia lat po apartheidzie dawni bojownicy o wolność AKN zaczęli odtwarzać te same struktury ucisku, przeciwko którym kiedyś powstali.
Jechaliśmy autostradą N3 w drodze powrotnej do domu ze wschodniego miasta portowego Durban, mijając niekończące się szeregi improwizowanych chat, które tworzą miasteczko Katlehong na obrzeżach Johannesburga, kiedy zobaczyliśmy migające niebieskie światła radiowozu w dystans. Gdy się zbliżyliśmy, ukazała się przerażająca scena. Mieszkaniec slumsów, prawdopodobnie około trzydziestki, leżał martwy na poboczu drogi, jego ciało było niezgrabnie skręcone w niemożliwej pozycji, a oczy wciąż szeroko otwarte. Około dwieście metrów dalej na krawężniku zatrzymał się samochód, a jego kierowca opierał się o pojazd, rozmawiając z policjantem. Nikt nawet nie zadał sobie trudu zakrycia ciała. Ten człowiek po prostu leżał tam jak martwe zwierzę – kolejna ofiara śmiertelna na drodze w niekończącej się fali niepotrzebnie wygaszonych istnień.
Każdego roku w Republice Południowej Afryki na drogach ginie ponad 14.000 38 osób, średnio XNUMX dziennie, z czego prawie połowa to piesi. Z drugiej połowy wielu ginie w wyniku przeciążonych autobusów, mikrovanów lub tzw ciastka wypadek podczas codziennych dojazdów z miasteczka do miasta do pracy jako kelnerzy, urzędnicy lub pokojówki. Właśnie dzisiaj autobus pełen pasażerów uderzył w ciężarówkę na wąskiej i wyboistej drodze do Pretorii, zginęło 29 osób. Jednak w sumie takie tragedie to tylko liczby z zimnego szeregu statystycznego. Pierwsze strony gazet w kraju są usiane horrorami i drastycznymi zdjęciami brutalnych morderstw, ponieważ codziennie morduje się pięćdziesiąt osób. Każdego dnia na AIDS umiera kolejnych 770 osób. Ogółem 5.7 miliona, czyli 18% mieszkańców Republiki Południowej Afryki, jest zakażonych wirusem HIV/AID, co stanowi najwyższy wskaźnik infekcji na świecie. Nie trzeba dodawać, że jedną z krwawych czerwonych linii, które przecinają połamaną tkankę społeczną tego rozdzierająco pięknego kraju, jest to, że życiu ludzkiemu przypisuje się szokująco małą wartość.
„Interesują ich tylko władza, a nie ludzie”
Wszystko to stało się boleśnie oczywiste w sierpniu ubiegłego roku, kiedy zmilitaryzowana policja brutalnie stłumiła dziki strajk górników w platynowym mieście Marikana. Rozlew krwi, który nastąpił, był najpoważniejszym atakiem przemocy ze strony państwa od czasu Masakra w Sharpville od 1960 r. do końca apartheidu w 1994 r. 34 pracowników zginęło w wyniku ostrzału z karabinu maszynowego z bliskiej odległości. Nie trzeba dodawać, że masakra w Marikanie przywołała bolesne wspomnienia brutalności policji pod rządami białej mniejszości. Tym razem jednak policjanci i politycy odpowiedzialni za masakrę byli w większości czarni i reprezentowali tę samą partię, która niegdyś przewodziła walce z uciskiem rasowym: rządzącą ANC prezydenta Jacoba Zumy i kultowego bojownika o wolność Nelsona Mandelę. Masakra w Marikanie była najpotężniejszym wyrazem, choć pod powierzchnią niewiele się zmieniło. Pod rządami AKN przemoc państwa po prostu utwierdziła się na nowo.
Dziś AKN stoi w obliczu rosnącego kryzysu legitymizacji. Choć nadal jest na dobrej drodze do wygrania przyszłorocznych wyborów, rozczarowanie partią i jej przywódcami stało się powszechne nawet wśród jej tradycyjnego wsparcia: biednych ludzi mieszkających w slumsach. „Dzisiaj w AKN najważniejsza jest władza, a nie ludzie” – organizator związkowy Teboho Masiza powiedziany podczas rocznych obchodów masakry w sierpniu tego roku. „Powinni tu być, aby wysłuchać problemów mieszkańców Republiki Południowej Afryki. Ale nigdzie ich nie widać. Dbają tylko o siebie.” Andile Nkoci, młody górnik z Przylądka Wschodniego, powiedział, że poczuł się zdradzony: „Opuścili nas. Chcą tylko zarobić dla siebie.” Niedawno inny górnik, Alton Dalasile echo dokładnie tę samą frustrację: „Opuścili nas i zdradzili. AKN nie jest już partią biedaka, człowieka pracy. Zależy im tylko na wzbogaceniu się.”
Autentyczna tragedia liberalnego sumienia świata
Historię Republiki Południowej Afryki ostatnich 20 lat należy uznać za jedną z najbardziej autentycznych tragedii politycznych naszej epoki. Dawno, dawno temu, ten kraj był stawiany za przykład dla świata. W 1994 r., kiedy reżim apartheidu w końcu dobiegł końca i przeważająca większość mieszkańców Republiki Południowej Afryki wybrała Mandelę na swojego pierwszego demokratycznego prezydenta, świat patrzył na Republikę Południowej Afryki z mieszaniną nadziei i oczekiwań. Wydawało się, że w nowej epoce globalizacji przeznaczeniem Tęczowego Narodu jest przełamanie granic między podziałami społecznymi i rasowymi. Prawnicy uznali nową konstytucję kraju za najbardziej postępową na świecie. Aby pokonać stare urazy i pogodzić się z rasistowską przeszłością kraju, miały zostać powołane komitety prawdy i pojednania. Nowa flaga Republiki Południowej Afryki, łącząca elementy flagi partii AKN oraz flag narodowych Wielkiej Brytanii i Holandii, miała symbolizować nową harmonię przechodzącą od segregacji rasowej do „jedności w różnorodności”. Nowy hymn łączył elementy hymnu Xhosa i panafrykańskiego hymnu wyzwolenia Nkosi Sikelel' iAfrika (God Bless Africa) ze starym hymnem Afryki, Die Stem van Suid-Afrika (Głos Republiki Południowej Afryki).
Ale nie zapominajcie: były to szczęśliwe dni triumfującego neoliberalizmu. Zimna wojna dobiegła końca, komunizm został pokonany, wojna w Zatoce Perskiej umocniła amerykańską hegemonię na świecie, a Francis Fukuyama właśnie zamknął drzwi radykalnej wyobraźni, publicznie ogłaszając koniec historii. Odtąd królować miał globalny kapitalizm i liberalna demokracja. Republika Południowej Afryki, wyłoniona z głębin zinstytucjonalizowanego rasizmu, stała się postępową latarnią morską nowego porządku świata – a Mandela jego sumieniem. W tym nowym, wspaniałym świecie Mandela był byłym rewolucjonistą, który stał się królem-filozofem; starszy z globalnej wioski, który reprezentował nie tylko cierpienia i aspiracje czarnych Afrykanów, ale także nadzieje i pragnienia zachodnich postępowców. Mandela spotykał się ze światowymi przywódcami, europejską rodziną królewską i multimiliarderami; spotykał się z gwiazdami muzyki pop i legendami sportu, ale utrzymywał też bliską przyjaźń z Fidelem Castro i Muammarem Khaddafim. W pewnym sensie ojciec Madiba był ponad polityką. A może był?
Postrasowy apartheid neoliberalnej globalizacji
Dziś zarówno rewolucyjna narracja bojowników AKN, jak i liberalna narracja światowych postępowców brzmią coraz bardziej pusto. Segregacja rasowa mogła zostać zniesiona instytucjonalnie, ale segregacja społeczno-ekonomiczna, która ją wspiera, nadal nie słabnie. Republika Południowej Afryki jest nadal jednym z najbardziej szokująco nierównych miejsc na świecie, zajmując drugie miejsce (po Lesotho) pod względem nierówności na poziomie rodziny. W tym kraju o średnich dochodach czterdzieści siedem procent populacji nadal żyje w biedzie, czyli o dwa procent więcej niż w 1994 roku. Bezrobocie formalnie wynosi 25 procent, ale w przypadku młodych czarnych mężczyzn odsetek ten sięga 50 procent. Dwadzieścia lat później czarni nadal zarabiają średnio sześć razy mniej niż biali. Choć para pejoratywnie nazywana „czarne diamenty” dotarli na sam szczyt, tworząc małą rdzenną elitę, która powoli osiedla się w starych pozostałościach białych przywilejów, dla zdecydowanej większości mieszkańców Republiki Południowej Afryki tak naprawdę nic się nie zmieniło.
Oczywiście istnieją ku temu dobre powody. Apartheid upadł wraz z nastaniem neoliberalizmu, burząc stare mury w dążeniu do dostępu do zglobalizowanego rynku, ale na zawsze wznosząc nowe, towarzysząc mu pogoń za tanią siłą roboczą i zasobami naturalnymi. Kiedyś Samir Amin napisał że „logika tego trendu globalizacyjnego nie polega na niczym innym jak na organizowaniu apartheidu w skali globalnej”. Apartheid nie jest tu rozumiany jako metafora; to jest to, co filozof mógłby nazwać kategoria ontologiczna neoliberalnego porządku świata. Podobnie jak Slavoj Žižek argumentował„gwałtowny rozwój slumsów w ostatnich dziesięcioleciach… jest być może kluczowym wydarzeniem geopolitycznym naszych czasów”. Dzielnice slumsów w dalszym ciągu powstają wokół miast i kopalń Republiki Południowej Afryki, w miarę jak pracownicy migrują w nadziei na zapewnienie skromnego życia, nawet gdy powstają nowe zamknięte osiedla i centra handlowe chronione przez prywatnych ochroniarzy z karabinami szturmowymi, aby zaspokoić konsumpcyjne pragnienia wschodzącej społeczności międzyrasowej elita. Tęczowy Naród może być ślepy na ściganie się na szczycie; ale nadal odtwarza u dołu segregację z czasów apartheidu.
Państwo opresyjne i polityczna filozofia praw
Nic z tego nie jest dziełem przypadku. W pewnym sensie tragiczny wynik walki wyzwoleńczej AKN został zakodowany w samym DNA awangardowej strategii partii. Przede wszystkim AKN zdecydowała się przejąć istniejące instytucje – instytucje polityczne i gospodarcze oparte na systematycznym wykluczeniu i ogromnej nierówności – i w ten sposób nieświadomie reprodukowała te same opresyjne struktury w nowej formacji elitarnej. Po drugie, jak wyjaśnia w swojej książce Lawrence Hamilton Polityczna filozofia potrzebprzywódcy AKN celowo przyjęli określoną ideologiczną wizję „przekształcenia” kraju: wizję, którą nazywa „polityczną filozofią praw”, innymi słowy: liberalizmem. Najwyraźniejszym tego przejawem była nowa konstytucja Republiki Południowej Afryki: zrobiono wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo prawa osób do głosowania i bycia reprezentowanym, do posiadania majątku i do nie bycia dyskryminowanym w żaden sposób. Niewiele uwagi poświęcono jednak zagadnieniom udziału w życiu politycznym, prawdziwej suwerenności ludu i zaspokajaniu podstawowych potrzeb ludzkich.
To skoncentrowane na państwie i oparte na prawach podejście nigdy tak naprawdę nie zerwało ze spuścizną apartheidu; po prostu rozszerzyła franczyzę, zachowując nienaruszoną strukturalną logikę rozdziału między ludźmi a władzą, między właścicielami nieruchomości a pracownikami najemnymi. Częściowo ze względu na panującą wówczas ideologię neoliberalną, a częściowo ze strachu przed powtórzeniem doświadczeń Zimbabwe, gdzie brutalne wywłaszczenie ziemi przez Mugabe doprowadziło do exodusu białych i załamania gospodarczego, Mandela i AKN opowiedzieli się za podejściem stopniowym, które w rzeczywistości zakończyło się AKN w samego agenta apartheidu. Z prawnego punktu widzenia prawa własności białych właścicieli ziemskich miały pierwszeństwo przed ludzkimi potrzebami lokalnych mieszkańców chat. Prawa pracownicze były coraz bardziej ograniczane, w miarę jak prawo do tworzenia związków zawodowych ustąpiło miejsca „prawu” do „reprezentowania” przez skorumpowane i dokooptowane przez AKN kierownictwo związkowe. Podejście zorientowane na państwo i polityczna filozofia praw zamknęły w ten sposób biednych mieszkańców Afryki Południowej w logice reprezentacji i odgórnego podejmowania decyzji, w ramach której potrzeby ludzkie, autonomia społeczna i uczestnictwo w życiu politycznym zostały podporządkowane formowaniu się nowego systemu politycznego i korporacyjnego. elita byłych rewolucjonistów AKN.
Ku autonomii i politycznej filozofii potrzeb
Są jednak oznaki, że sytuacja może się zmienić. W 2005 roku na scenie pojawił się zupełnie inny rodzaj ruchu, kiedy duża grupa biednych mieszkańców chat założyła blokadę drogową w Durbanie, aby zaprotestować przeciwko eksmisji nieformalnego osiedla. Tak zwany Baza Abahlali Mjondolo, czyli ruch mieszkańców szałasów, rozprzestrzenił się od tego czasu na Kapsztad i Pietermaritzburg. Licząca dziesiątki tysięcy członków Abahlali stanowi obecnie największą oddolną organizację biednych mieszkańców Republiki Południowej Afryki. W przeciwieństwie do reakcyjnego indywidualisty, skorumpowanego multimilionera i byłego przywódcy młodzieżowego AKN Julius Malema, który obecnie kwestionuje AKN na platformie populistycznej inspirowanej przez Cháveza, Abahlali podkreśla jego niezależność od instytucji państwowych, partii politycznych, przedsiębiorstw i organizacji pozarządowych oraz odrzuca zarówno AKN, jak i jego głównych rywali w opozycji, opierając się zamiast tego na samoorganizacji i bezpośrednie działania mające na celu zapewnienie poprawy warunków życia, obronę społeczności zagrożonych eksmisją, odzyskanie gruntów miejskich na potrzeby redystrybucji społecznej oraz oddolną demokratyzację społeczeństwa.
AKN i wszyscy inni tak zwani rewolucjoniści zdradzili biednych w chwili, gdy za cel postawili sobie przejęcie instytucji apartheidu i reprodukcję ich w innej formie. Jednak w miarę pogłębiania się kryzysu legitymizacji AKN po masakrze w Marikanie coraz więcej osób, które nie czują się reprezentowane, kieruje się do jedynego rozsądnego wniosku. Na początku tego roku, w marcu, tysiąc mieszkańców chat szturmowali kawałek ziemi w Cato Crest w Durbanie, zajął go i nazwał go Marikana na cześć poległych górników. Ta akcja była jeszcze jednym wyrazem budzącej się na całym świecie świadomości, że w czasach powszechnego oszustwa jedynie naleganie na radykalna autonomia może posunąć rewolucję do przodu. W Republice Południowej Afryki jedynym sposobem na przezwyciężenie segregacji społecznej, która w dalszym ciągu niepotrzebnie zabija setki osób każdego dnia, jest przyjęcie: polityczna filozofia potrzeb który koncentruje się na wzmacnianiu pozycji społeczności; który działa poprzez demokratyczne uczestnictwo i bojowe działania bezpośrednie; i że zamiast próbować „emancypować” mieszkańców Republiki Południowej Afryki poprzez upodabnianie się do swoich byłych prześladowców, aktywnie wyrywa się z kręgu wyzysku, budując oddolną autonomię międzyrasową.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna