W piątek minęła siódma rocznica nielegalnej inwazji na Irak, ale wydaje się, że naród amerykański przyzwyczaił się już do życia w stanie nieustannej wojny, mimo że wojna ta opierała się na torturach i kłamstwach. W sobotę protestujący zgromadzili się w całym kraju, ale antywojenny impet z lat Busha nie został odzyskany, co ze smutkiem odkryłem podczas krótkie tournée po USA w listopadzie, kiedy pokazałem nowy film dokumentalny „Poza prawem: historie z Guantanamo” (w reżyserii Polly Nash i mnie) w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Bay Area.
Część działaczy wciąż była wypalona kampanią na rzecz Baracka Obamy, inni uważali, że nowy prezydent machnął magiczną różdżką i cudownie wyleczył wszystkie bolączki Ameryki, a jeszcze inni, kierując się zdrowym rozsądkiem i przyzwoitością, zaczęli mobilizować się przeciwko prezydentowi co, szczerze mówiąc, powinno być większym rozczarowaniem dla tych, którzy uważali, że „nadzieja” i „zmiana” mogą coś znaczyć, niż dla tych, którzy popierali pogląd na świat administracji Busha. Obama eskalował wojnę w Afganistanie, zgodził się na tymczasowe aresztowanie bez postawienia zarzutów i procesu dla więźniów w Guantanamo oraz chronił urzędników i prawników administracji Busha od wezwań do ich ścigania za przekształcenie Ameryki w naród z tajnymi więzieniami, programem wydawania w trybie nadzwyczajnym i polityką przetrzymywania podejrzanych o terroryzm opartą na stosowanie tortur.
Niemniej jednak atak Republikanów na przyzwoitość, zdrowy rozsądek i prawo w związku z terroryzmem eskalował w następstwie nieudanego zamachu bombowego na samolot w Boże Narodzenie, wraz z buntem na wysokim szczeblu przeciwko sądzeniu przed sądami federalnymi osób oskarżonych o udział w atakach z 9 września oraz ponownym atakiem na i tak już poszarpane plany prezydenta Obamy dotyczące zamknięcia Guantanamo. W rocznicę wojny na pierwszych stronach gazet dominowały nie protesty antywojenne, ale obrzydliwe zachowanie działaczy Tea Party, których zaciekła, negatywna kampania przeciwko Obamie, zawsze demonstrująca słabo zawoalowany rasizm, pogłębiła się, gdy protestujący obrzucali członków Kongresu rasistowskimi i homofobicznymi wyzwiskami.
Kongresman pochodzenia afroamerykańskiego Emanaul Cleaver (D-MO) został opluwany przez kongresmana z Partii Herbacianej John Lewis (D-GA), protegowanego doktora Martina Luthera Kinga Jr., nazywano „czarnuchem”, a kongresmenem gejem Barneya Franka (D-MA) został nazwany „pedałem”. Kongresman James E. Clyburn (D-SC), który w latach 1960. XX w. pomagał prowadzić protesty okupacyjne w Południowej Karolinie podczas ruchu na rzecz praw obywatelskich, powiedział NBC News:
To było dla mnie absolutnie szokujące. W ubiegły poniedziałek zostałem w domu, aby spotkać się na kampusie Uniwersytetu Pomford, gdzie 50 lat temu, w ostatni poniedziałek, 15 marca, prowadziłem pierwsze demonstracje okupacyjne w Karolinie Południowej. Szczerze mówiąc, usłyszałem dzisiaj pewne rzeczy, których nie słyszałem od tamtego dnia. Słyszałem dzisiaj, jak ludzie mówili rzeczy, których nie słyszałem od 15 marca 1960 roku, kiedy maszerowałem, próbując wysiąść z tyłu autobusu. To jest niewiarygodne, dla mnie szokujące.
Wystarczającym oznaką szaleństwa jest to, że brygadzie Tea Party, która sprzeciwia się reformie służby zdrowia, wmówiły kłamstwa te same korporacje, które bezlitośnie je wyzyskują, głównie poprzez wzniecanie obaw przed „komunizmem” i „socjalizmem”, które Europejczycy i rozsądni Amerykanie uważają to za zdumiewające i nielogiczne, ale nie mniej przygnębiające jest to, że ich bezsensowna nienawiść przyćmiła ogólnokrajowe wezwania do natychmiastowego wycofania wojsk z Iraku i Afganistanu.
Wojna w Afganistanie mogła pierwotnie mieć jakieś akceptowalne uzasadnienie, ale została przegrana niemal natychmiast po rozpoczęciu, kiedy Ameryce nie udało się wygrać kluczowej walki o serca i umysły, zabijając tysiące afgańskich cywilów w nalotach bombowych, więziąc inni w okropnych warunkach w więzieniach w Kandaharze i Bagram (gdzie niektórzy zmarli) i wysyłanie innych do Guantanamo.
Inną główną przyczyną niepowodzeń w Afganistanie był zamiar administracji – zainicjowany już w listopadzie 2001 r. – przeniesienia się do Iraku i chociaż dochodzenie Chilcot w Wielkiej Brytanii powróciło do korzeni wojny w Iraku w ostatnich miesiącach, demonstrowanie, bez cienia wątpliwości, że była to nielegalna wojna, o której zadecydowano już w kwietniu 2002 r., kiedy premier Tony Blair zobowiązał Wielką Brytanię do pełnego udziału, a często pomijanym skutkiem ubocznym tej decyzji było, w najbardziej cyniczny sposób, wykorzystywanie więźniów schwytanych podczas „wojny z terroryzmem” w celu zapewnienia osłony dla planowanej inwazji.
Jak wyjaśniłem w artykuł z kwietnia ubiegłego roku:
Gdyby ktoś zapomniał kiedy Ibn al-Szejk al-Libi, szef wojskowego obozu szkoleniowego w Khaldan w Afganistanie, został schwytany pod koniec 2001 r. i wysłany do Egiptu w celu poddania się torturom, złożył fałszywe zeznanie, że Saddam Husajn zaproponował przeszkolenie dwóch agentów Al-Kaidy w zakresie stosowania środków chemicznych i broń biologiczna. Al-Libi później odwołał swoje zeznania, ale dopiero sekretarz stanu Colin Powell – ku swemu wiecznemu wstydowi – wykorzystał tę historię w lutym 2003 r., próbując przekonać ONZ do wsparcia inwazji na Irak.
Próba ta oczywiście zakończyła się sukcesem, ale obecnie nie mniej szokujące niż wtedy jest to, że ci, którzy manipulowali Powellem – wiceprezydent Dick Cheney i jego bliski krąg doradców – wykorzystali program tortur CIA po 9 września, aby nie chronić Amerykanina przed terrorystami, ale aby rozpocząć nielegalną wojnę. Jak wyjaśniłem również w kwietniu ubiegłego roku, w nawiązaniu do wywiadu przeprowadzonego przez Jane Mayer z New Yorker z Danem Colemanem z FBI, śledczym starej szkoły sprzeciwiającym się stosowaniu tortur, którego wycofano ze sprawy al-Libiego, gdy wyżsi urzędnicy postanowili wysłać go do Egiptu:
Jak wyjaśniła Mayer, Coleman był „zniesmaczony”, gdy usłyszał o fałszywych zeznaniach, i powiedział jej: „To niedorzeczne, że przesłuchujący myśleli, że Libi mogła wiedzieć cokolwiek o Iraku. Mogłem im to powiedzieć. Prowadził obóz przygotowawczy. Nie miałby nic wspólnego z Irakiem. Urzędnicy administracji zawsze namawiali nas, abyśmy wymyślili linki, ale nie było żadnych. Dostali złe informacje dlatego, że je z niego wyciągnęli. W ten sposób nigdy nie uzyskasz od kogoś dobrych informacji.
Jak również wyjaśniłem:
Zapewnia to, moim zdaniem, absolutnie krytyczne wyjaśnienie, dlaczego reżim tortur stosowany przez administrację Busha był nie tylko moralnie odrażający, ale także przyniósł efekt przeciwny do zamierzonego, przy czym szczególnie warto zwrócić uwagę na komentarz Colemana, że „Urzędnicy administracji zawsze namawiali nas, abyśmy wymyślili powiązania, ale ich nie było.” Jednakże zdaję sobie sprawę, że niemożność uzyskania przez tortury prawdziwych dowodów – w przeciwieństwie do informacji wywiadowczych, które choć fałszywe, ale przynajmniej „nadające się do zaskarżenia” – było dokładnie tym, czego wymagali tacy jak Dick Cheney, Donald Rumsfeld, Paul Wolfowitz, „Scooter Libby i inni maniacy Iraku, którzy chcieli zdradzić Amerykę podwójnie, po pierwsze, popierając stosowanie tortur wbrew niemal powszechnej dezaprobacie agencji rządowych i prawników wojskowych, a po drugie, wykorzystując je nie do zapobiegania atakom terrorystycznym, ale do usprawiedliwienia nielegalnego wojna.
Tę kwestię potwierdził mi płk Lawrence Wilkerson, szef sztabu Colina Powella w wywiad w zeszłym roku. Mówiąc o tym, że administracja Busha skupiała się na przesłuchiwaniu więźniów schwytanych podczas „wojny z terroryzmem”, płk Wilkerson powiedział mi:
[T] hej, chciałem stworzyć wzór, mapę, zbiór dowodów, jeśli można tak powiedzieć, pochodzących od tych wszystkich ludzi, które, ich zdaniem, powiedzą im coraz więcej o Al-Kaidzie i coraz więcej o Al-Kaidzie powiązania Al-Kaidy z Bagdadem.
Myślę nawet, że prawdopodobnie latem 2002 r., na długo przed swoją prezentacją Powella przed Narodami Zjednoczonymi w lutym 2003 r., ich priorytet uległ zmianie w miarę zmniejszania się oczekiwań dotyczących kolejnego ataku, co, jak sądzę, nastąpiło dość szybko. Właśnie natknąłem się na to. Wcześniej myślałem, że trwało to przez cały rok 2002, ale teraz, na podstawie rozmów z setkami ludzi, dosłownie, że tak nie jest, jestem przekonany, że ich strach przed kolejnym atakiem osłabł dość szybko, gdy ich uwaga skupiła się na Iraku , a po tym, jak Tommy Franks, pod koniec listopada [2001 r.], jak pamiętam, otrzymał polecenie rozpoczęcia planowania dla Iraku i odwrócenia uwagi od Afganistanu.
Pochwalam działania antywojennych demonstrantów w Waszyngtonie w sobotę, którzy – jak stwierdził Associated Press wyjaśnił, „zatrzymał się w biurze wykonawcy kontraktu wojskowego Halliburton — gdzie rozerwali wizerunek byłego wiceprezydenta i dyrektora generalnego Halliburton Dicka Cheneya”, ale w miarę upływu tej rocznicy Dick Cheney może nadal głosić swoją nikczemną, egoistyczną retorykę , smutna prawda jest taka, że siedem lat później zbrodni Cheneya nie można postrzegać w oderwaniu od rzeczywistości, lecz należy je traktować jako akt oskarżenia wszystkich, począwszy od prezydenta w dół, poprzez prawodawców, media i naród amerykański, którzy są gotowi zaakceptować ten najmroczniejszy prawd: że w 2002 roku wiceprezydent Stanów Zjednoczonych zastosował program nielegalnych tortur nie po to, aby chronić Amerykanów przed przyszłymi atakami terrorystycznymi, ale aby rozpocząć nielegalną wojnę, która jak dotąd doprowadziła do utraty 4,386 Amerykanów żyje i życie co najmniej 100,000 XNUMX Irakijczyków, i ewentualnie aż milion.
Andy jest dziennikarzem, autorem m.in Akta Guantanamo: Historie 774 więźniów w nielegalnym więzieniu w Ameryceoraz współreżyserka (wraz z Polly Nash) nowego filmu dokumentalnego o Guantanamo „Poza prawem: historie z Guantanamo.” Jego strona internetowa to: http://www.andyworthington.co.uk/
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna