Pierwszym tematem, na którym się skupiam, jest decentralizacja. Odrzucasz mój pomysł „regiony, a nawet społeczności” powinny „starać się wyprodukować jak najwięcej tego, czego potrzebują na poziomie lokalnym” i napisać: „Nie jestem pewien, dlaczego [tak] myślisz”. Jest to ważna kwestia, ponieważ decentralizm jest jedną z głównych idei anarchizmu; odróżnia anarchistów od większości innych tendencji, nawet od libertariańskiego marksizmu. Mamy na myśli „skalę ludzką”, „społeczność” i „demokrację bezpośrednią”. (Dokładne przedstawienie każdego możliwego argumentu na rzecz decentralizacji można znaleźć w publikacji Kirpatricka Sale’a Skala ludzka.)
W skrócie: ludzie są w stanie najlepiej kontrolować swoje zbiorowe życie, gdy spotykają się twarzą w twarz, aby decydować o kwestiach związanych z ich codziennym życiem i które dobrze rozumieją. Im bardziej odległe i złożone są kwestie, tym trudniej jest decydować o nich demokracji bezpośredniej. Jeśli nasza społeczność i/lub rada pracownicza będzie musiała negocjować iteracyjnie z milionami rad na całym świecie
Obecnie gospodarki krajowe i światowe są niezwykle scentralizowane. Nie wynika to z technologicznych potrzeb produktywności, ale z potrzeb kontroli finansowej kapitału półmonopolowego. Na przykład,
Jednak już w latach 30. decentralista Ralph Borsodi wykazał, że chociaż masowa produkcja w dużych fabrykach często może produkować taniej, koszty dystrybucji rosły, im więcej rzeczy trzeba było pakować, przechowywać i transportować na większe odległości. Bilansując to razem (miało to miejsce jeszcze zanim zrozumieliśmy wiele o ekologicznych kosztach ubocznych), tylko około 1/3 produktów została wyprodukowana w sposób bardziej wydajny w kraju, podczas gdy 2/3 zostało wyprodukowane w bardziej efektywny sposób w gospodarstwach społecznościowych wyposażonych w małe elektronarzędzia (nawet jeśli postulowana zapłata za pracę). Oczywiście technologia bardzo się zmieniła i trzeba to przeliczyć. Jednak E.F. Shumacher i jego współpracownicy zajmujący się technologią alternatywną pokazali możliwość wydajnej produkcji na małą skalę przy użyciu nowoczesnej nauki i inżynierii.
Lokalna produkcja i konsumpcja wytwarzają także mniejsze ilości odpadów, które łatwiej jest ponownie wchłonąć przez ekologię naturalną. Niewielkie ilości odpadów są także łatwiejsze do zebrania i ponownego wykorzystania.
Nie jest to jednak rozwiązanie typu „wszystko albo nic”. Oczywiście pewne rzeczy najlepiej załatwiać centralnie i pojawi się długoterminowa, międzynarodowa potrzeba pomocy tzw.
Zarzucasz mi, że nie zdawałem sobie z tego sprawy”warunkiem wstępnym demokratyzacji technologii [jest] zmiana władzy klasowej, a nawet bezklasowości, a nie odwrotnie”. Ale już pisałem: „W miejsce gospodarki kapitalistycznej… anarchizm ustanowiłby bezklasowy socjalizm. Produkcja byłaby zbiorowa i oparta na współpracy [i]… do użytku, byłaby koordynowana przez demokratyczne planowanie oddolne”. Cytujesz nawet mnie, gdy mówiłem, że demokratyzacja technologii nastąpi po rewolucji! Oczywiście mówię o zmianach technologicznych i produkcyjnych w kontekście wolnościowego społeczeństwa socjalistycznego. Czynniki te są wzajemne i oddziałują na siebie, wspierając się lub osłabiając: sposób wykorzystania technologii, proces produkcji i kwestia władzy klasowej (ewoluująca w kierunku bezklasowości).
Kiedy mówię o starym Związku Radzieckim jako o „państwowym kapitalizmie”, mam na myśli to, że (nawet bez akcji i obligacji) stosunek pracowników do szefów w procesie produkcji jest taki sam jak w tradycyjnym kapitalizmie i że szefowie są agentami akumulacji kapitału, podobnie jak burżuazja w tradycyjnym kapitalizmie. Jednak wykracza to poza granice naszej obecnej dyskusji.
O zniesieniu państwa piszesz: „Jeśli uważacie, że należy wyeliminować posiadanie prawodawstwa, orzekania i wspólnego wdrażania przez państwo, to mnie to martwi”. Ale ja mówię dokładnie odwrotnie. To nie te funkcje polityczne należy znieść. Napisałem, że należy zlikwidować istnienie społecznie wyobcowanej machiny politycznej, stojącej ponad i przeciw reszcie społeczeństwa. Wierzę, że niezbędne funkcje stanowienia prawa, orzekania, obrony przed aktorami aspołecznymi itp. może pełnić federacja rad, obejmująca całą ludność, ale nie państwo.
Jeśli chcemy społeczeństwa bezpaństwowego, musimy pozbyć się szerokich warstw zbiurokratyzowanych, wyspecjalizowanych ekspertów w używaniu siły przeciwko innym ludziom. W praktyce pojawia się pytanie, czy bycie policjantem przypomina bycie pilotem samolotu, czy też bardziej przypomina bycie obywatelem w demokracji, gdzie każdy powinien móc funkcjonować, lub bycie żołnierzem na wielkiej wojnie, w których oczekuje się, że wielu lub nawet większość młodych dorosłych będzie w stanie nauczyć się podstawowych zadań. Oczywiście, myślę, że to bardziej przypomina bycie obywatelem lub szeregowym żołnierzem. Zakładam, że uważa Pan, że zadania policji powinny stanowić „zrównoważony kompleks stanowisk”, podobnie jak inne stanowiska, co mogłoby sprawić, że będą one mniej szczeblem specjalnym. Bardziej zdecentralizowane społeczności ułatwią także utrzymanie ochrony osobistej bez instytucji autorytarnych.
Piszesz: „Eksperymenty są pożądane, ale posiadanie jednego regionu korzystającego z rynków, a innego z negocjacji w ramach współpracy, byłoby niespójne, w tym gdyby ten pierwszy miał tendencję do imperialnego zastępowania drugiego”. Nie opowiadałem się i nie popieram korzystania z rynków, jak robi to wielu prawicowych zielonych i innych, którzy chcą gospodarki rynkowej z konkurującymi spółdzielniami producentów. Z drugiej strony nie najeżdżałbym regionu, który by tego próbował, chyba że próbowałby imperialnie zastąpić nasz system (nie zależy mi na niespójności). Spodziewałbym się, że spółdzielcze, demokratycznie zaplanowane społeczeństwo będzie radziło sobie lepiej niż w innym systemie, a nie gorzej.
Musimy przedstawić wizję lepszego, bardziej wolnego społeczeństwa, charakteryzującego się różnymi sposobami życia, pracy i wzajemnych relacji między ludźmi. Wątpię jednak, czy większość ludzi przekona się szczegółowym przedstawieniem tego, jak wyglądałoby nowe społeczeństwo. Myślę, że większość ludzi opamięta się w obliczu upadającego kapitalizmu (który rozwija się w szybkim tempie) i naszego przedstawiania realistycznie brzmiących propozycji, o które można walczyć tu i teraz. (Jeszcze nie przeczytałem Twojego Rosnąca nadzieja, ale będzie. Czytałeś moją książkę, Zniesienie państwa?)
„Mówisz, że musimy wyjaśnić granice obecnych stosunków… Myślę, że większość ludzi prawie wie”. W pewnym sensie tak, ale ludzie też mają wiele złudzeń co do tego systemu. „Mówisz, że musimy ostrzec pracowników, że wiemy, że właściciele i policja będą chcieli nas zmiażdżyć militarnie za pomocą faszystowskich band”. Właściwie to, co napisałem, brzmiało: „rządzący nie pozwolą klasie robotniczej i uciskanym na stopniowe organizowanie się i przejmowanie społeczeństwa. W pewnym momencie zaczną nas mocno atakować. Kiedy uznają to za konieczne…” W pewnym momencie, kiedy uznają to za konieczne.
Czy próby faszyzmu itp. są „nieuniknione”? Nie uważam niczego za nieuniknione. Jeżeli zdecydowana większość robotników (80% populacji) zjednoczyła się dla rewolucji, przy wsparciu znacznej większości szeregów wojskowych, a ponadto w Europie i gdzie indziej miały miejsce już udane rewolucje, to mogę sobie wyobrazić zdemoralizowaną
„Kiedy rozmawiasz z kimś o celowości zakończenia wojny
„Czy naprawdę chcesz przez to powiedzieć, że musisz opowiadać się za masowym strajkiem, nawet jeśli nie ma ku temu podstaw?” Wygląda na to, że nie rozróżniacie pomiędzy natychmiastowym wezwaniem do strajku generalnego a edukacyjnym, propagandowym podejściem do przygotowania ludzi na to, kiedy stanie się to bardziej praktyczne (a tak się stanie). Zapytacie: „Czy walczycie z faszystami z sąsiedztwa?” Tak, członkowie mojej organizacji (i poprzednich organizacji) bezpośrednio walczyli z faszystami i to też jest dobre. „Czy widzisz siebie skutecznie walczącego z oddziałem SWAT lub…
Piszesz sarkastycznie: „…Mówienie ludziom pracy, że nie powinni głosować, ale powinni zamiast tego przygotować się do strajku generalnego [nie ma]… choćby odrobiny sensu. Czy w listopadzie stanąłbyś przed lokalem wyborczym i nalegał, aby ludzie opuścili lokal, zamiast głosować?” Najwyraźniej uważa pan antyelektorat za dość głupi. Zamiast tego proponujesz: „powinniśmy potępić nasz system wyborczy i stojące za nim państwo oraz zaproponować alternatywy, nawet jeśli czasami zatykamy nos i kibicujemy mniejszemu złu lub nawet pracujemy na jego rzecz”. Zakładam, że „praca na rzecz mniejszego zła” oznacza namawianie ludzi do głosowania na Obamę i Partię Demokratyczną.
Jak zauważyłem we wcześniejszej wymianie zdań, nie próbuję namawiać indywidualnych liberałów do niegłosowania. Jako zwolennicy kapitalizmu w naturalny sposób planują głosować na prokapitalistę. Naprawdę próbuję ich przekonać, że Obama jest mniejszym złem, a zatem złem (!) i że powinni to uznać, nawet jeśli czują, że muszą na niego głosować. Bardziej nie podobają mi się jednostki, które nazywają siebie socjalistami, anarchistami i rewolucjonistami (i pareconistami), które nie są zwolennikami kapitalizmu, ale mimo to namawiają innych do głosowania na imperialistycznego agresora Obamę.
Problem, jak wielokrotnie podkreślałem, nie polega na tym, co robią indywidualni wyborcy. Tak czy inaczej jeden głos nie znaczy wiele. Problemem jest to, co robią organizacje i społeczności: związki zawodowe, społeczność Czarnych, organizacje ekologiczne, organizacje feministyczne itp. Dają one dużo pieniędzy i wielu wolontariuszy, aby wspierać Demokratów – wroga klasowego. Rewolucjoniści powinni nalegać, aby organizacje masowe nie dawały wrogowi pieniędzy i personelu, lecz pracowały metodami niewyborczymi (uzwiązkowienie, demonstracje, strajk generalny).
To znowu propaganda edukacyjna, która w chwili obecnej może dotrzeć najwyżej do kilku osób. Ale jesteśmy w momencie zmian historycznych, w których kapitalizm jest dyskredytowany. Rozpoczyna się gwałtowny zwrot dużej części społeczeństwa w lewo. Dzisiejsza propaganda może jutro stać się natychmiastową agitacją i już dziś musimy się na nią przygotować.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna