[2 lutego 2004 r. organizacja Roslindale Neighbours for Peace and Justice (Roslindale, MA) zorganizowała wspólnotowy odczyt poezji pt. The Sorrow of War/The Power of Poetry, w którym wzięło udział dwóch weteranów antywojennej Wietnamu: David Connelly i Kevin Bowen. John Hess wygłosił następujące uwagi wstępne.]
[Należy zauważyć, że uwagi te mają na celu skupienie się na słowach samych walczących, dlatego tak obszernie je cytowałem.]
George Orwell, a nikt nie rozumiał propagandy lepiej niż Orwell, powiedział kiedyś, że w naszych czasach żadna wojna nie będzie – rzekomo – toczona z głupich i wulgarnych powodów. Wszystkie wojny będą – rzekomo – toczone w imię najwyższych ideałów i najwspanialszych celów. Wszyscy znamy, aż za dobrze, taką retorykę: „wojna, która zakończy wszystkie wojny”, „wojna, aby uczynić świat bezpiecznym dla demokracji”, wojna, aby „uwolnić świat od niewiernych”, wojna, aby „uczynić świat bezpieczny dla cywilizacji.” Za wielką retoryką, wielkimi abstrakcjami kryje się prosty, konkretny fakt: wojny toczą ludzie, poszczególni mężczyźni i kobiety, i to indywidualni mężczyźni i kobiety cierpią z ich powodu. Jesteśmy tu dziś wieczorem, aby usłyszeć, jak dwóch weteranów wojny w Wietnamie doświadczyło wojny, cierpiało z jej powodu i nauczyło się radzić sobie/leczyć się poprzez swoją poezję.
Z historii wojowników i ofiar, tych, którzy doświadczyli wojny z pierwszej ręki, ci z nas, którzy nigdy nie byli na wojnie ani nie uczestniczyli w wojnie, uczą się o wojnie tego, co najlepsze. Jednym z najwspanialszych wspomnień z wojny w Wietnamie jest dzieło Philipa Caputo Pogłoska o wojnie. Na swój sposób historia młodego oficera amerykańskiej piechoty morskiej, który walczył w Wietnamie w latach 1965–6, stanowi paradygmat zarówno wojny w ogóle, jak i doświadczenia naszego narodu w tej konkretnej wojnie. Pozwolę sobie poruszyć kilka najistotniejszych elementów tego paradygmatu.
Młodzi mężczyźni, a obecnie kobiety, idą na wojnę z różnych powodów, osobistych i politycznych. Ale to jest powód, który sprawia, że decyzja o rozpoczęciu wojny wydaje się szlachetna, która otacza jednostkę sztandarem, łączy ją z interesem narodowym. Prawdopodobnie wszyscy czytaliśmy idealistyczne wersety Ruperta Brooke'a, które napisał, gdy zgłosił się na ochotnika do walki z Niemcami w 1914 roku:
Jeśli mam umrzeć, myśl tylko o mnie,
Że jest jakiś zakątek obcego pola
To jest wieczna Anglia.
("Żołnierz")
Caputo opisuje swój idealizm, gdy po raz pierwszy przybył do Wietnamu.
- Wojna jest zawsze atrakcyjna dla młodych mężczyzn, którzy nic o niej nie wiedzą, ale daliśmy się uwieść w mundurze wyzwaniem Kennedy'ego, aby „zapytać, co możecie zrobić dla swojego kraju” oraz misyjnym idealizmem, który w nas obudził. Ameryka wydawała się wtedy wszechpotężna: kraj nadal mógł twierdzić, że nigdy nie przegrał wojny, a my wierzyliśmy, że zostaliśmy wyświęceni, aby udawać policjanta komunistycznego rabusia i szerzyć naszą wiarę polityczną na całym świecie. Podobnie jak francuscy żołnierze pod koniec XVIII wieku, postrzegaliśmy siebie jako mistrzów „sprawy, która miała zatriumfować”. Tak więc, kiedy w to wilgotne marcowe popołudnie maszerowaliśmy na pola ryżowe, mieliśmy ze sobą wraz z plecakami i karabinami ukryte przekonanie, że Viet Cong zostanie szybko pokonany i że robimy coś całkowicie szlachetnego i dobrego. Zatrzymaliśmy plecaki i karabiny; przekonania, przegraliśmy. (XIV)
Caputo mówi – i pokrótce wrócimy do tego później – o tym, jak głęboko doświadczenie wojny go zmieniło, czego oczywiście się spodziewamy.
- Poza dodaniem kilku kolejnych zwłok do tygodniowej liczby ofiar, żadne z tych spotkań [z Viet Congiem] nie przyniosło żadnych rezultatów; żadna nie pojawi się nigdy w historii wojskowości ani nie będzie badana przez kadetów w West Point. Mimo to zmienili nas i nauczyli nas, ludzi, którzy w nich walczyli; w tych niejasnych potyczkach nauczyliśmy się starych lekcji na temat strachu, tchórzostwa, odwagi, cierpienia, okrucieństwa i koleżeństwa. Przede wszystkim dowiedzieliśmy się o śmierci w wieku, w którym powszechne jest myślenie o sobie jako o nieśmiertelności. Każdy w końcu traci to złudzenie, ale w życiu cywilnym traci się je stopniowo, latami. Straciliśmy to wszystko na raz i w ciągu kilku miesięcy przeszliśmy od dzieciństwa, przez męskość, do przedwczesnego wieku średniego. Świadomość śmierci, nieubłaganych ograniczeń nałożonych na ludzką egzystencję, oddzieliła nas od młodości tak nieodwołalnie, jak kiedyś nożyczki chirurga odcięły nas od macicy. A jednak niewielu z nas dożyło dwudziestego piątego roku życia. Opuściliśmy Wietnam jako osobliwe stworzenia, z młodymi ramionami i raczej starymi głowami. (xv)
Jednak z różnych powodów, jak pokrótce się przekonamy, nadal istnieje pociąg do wojny. Jak stwierdził Caputo, „w ciągu roku zacząłem odczuwać nostalgię za wojną” (xvi). Dlaczego?
- Wojna wciąż trwała, ale to pragnienie powrotu nie wynikało z żadnych patriotycznych idei dotyczących obowiązku, honoru i poświęcenia, z mitów, za pomocą których starzy ludzie wysyłają młodych mężczyzn na śmierć lub okaleczenie. Wynikało to raczej z uznania, jak głęboko się zmieniliśmy, jak różniliśmy się od wszystkich, którzy nie dzielili z nami niedoli monsunowych, wyczerpujących patroli, strachu przed atakiem bojowym na gorącą strefę lądowania. Niewiele mieliśmy z nimi wspólnego. Chociaż znów byliśmy cywilami, świat cywilny wydawał się obcy. Nie należeliśmy do niego tak bardzo, jak do tamtego innego świata, w którym walczyliśmy i nasi przyjaciele polegli. (xvi)
- Ponieważ w niej walczyłem, nie była to kwestia abstrakcyjna, ale głęboko emocjonalne przeżycie, najważniejsza rzecz, która mi się przydarzyła. Trzymał moje myśli, zmysły i uczucia w nierozerwalnym uścisku. W grzmocie słyszałem ryk artylerii. Nie mogłem słuchać deszczu, nie wspominając tych mokrych nocy na linii, ani chodzić po lesie, nie szukając instynktownie drutu wyzwalającego lub zasadzki. Mógłbym protestować tak głośno, jak najbardziej przekonany działacz, ale nie mogłem zaprzeczyć, jak wojna wywarła na mnie wpływ, ani temu, że było to doświadczenie zarówno fascynujące, jak i odrażające, zarówno podniecające, jak i smutne, tak delikatne jak to było okrutne. (xvi)
- Ja też widziałem Boga przez błoto –
- Błoto, które pękało na policzkach, gdy nieszczęśnicy się uśmiechali.
- Wojna przyniosła ich oczom więcej chwały niż krew,
- I to dawało ich śmiechom więcej radości, niż potrząsało dzieckiem.
-
- Wesoło było się tam pośmiać —
- Gdzie śmierć staje się absurdalna, a życie jeszcze bardziej absurdalne.
- Ponieważ moc była w nas, gdy rozcinaliśmy kości
- Aby nie odczuwać choroby ani wyrzutów sumienia po morderstwie.
- Ja też pozbyłem się strachu –
- Za zaporą, martwy jak mój pluton,
- I popłynął mój duch, lekki i czysty
- Za splotem, w którym leżały rozsiane nadzieje;
- I byłem świadkiem uniesienia —
- Twarze, które mnie przeklinały, grymas za grymas,
- Świeć i podnoś się z pasją ofiarowania,
- Seraficzny przez godzinę; choć były faulowane.
- Nawiązałem współpracę —
- Nieopowiedziana o szczęśliwych kochankach w starej piosence.
- Bo miłość to nie wiązanie pięknych ust
- Z miękkim jedwabiem oczu, które wyglądają i są długie,
- Na Radość, której wstążka się zsuwa, —
- Ale zraniony twardym drutem wojny, którego stawki są mocne;
- Związany bandażem ramienia, które ocieka;
- Dzianina w taśmie rzemienia karabinu.
- Dostrzegłem wiele piękna
- W ochrypłych przekleństwach, które podtrzymywały naszą odwagę;
- Słyszałem muzykę w ciszy służby;
- Znalazłem spokój tam, gdzie burze muszlowe tryskały najczerwieńszą falą.
- Niemniej jednak, z wyjątkiem udostępniania
- Z nimi w piekle, w smutnej ciemności piekła,
- Którego świat jest tylko drżeniem płomienia,
- A niebo niczym autostrada dla muszli,
- Nie będziesz słyszał ich śmiechu:
- Nie pomyślisz, że są zadowoleni
- Przez jakikolwiek mój żart. Ci mężczyźni są tego warci
- Twoje łzy. Nie jesteś wart ich zabawy.
- („Apologia Pro Poemate Meo” 1917)
- W odróżnieniu od małżeństwa jest to więź, której nie da się rozerwać ani słowem, ani nudą, ani rozwodem, ani niczym innym jak tylko śmiercią. Czasami nawet to nie jest wystarczająco mocne. Dwóch moich przyjaciół zginęło, próbując ocalić zwłoki swoich ludzi z pola bitwy. Takie oddanie, proste i bezinteresowne, poczucie przynależności do siebie nawzajem, było jedyną przyzwoitą rzeczą, jaką znaleźliśmy w konflikcie, który skądinąd słynąłby z potworności. (xvii)
- Smutek wojny w sercu żołnierza był w dziwny sposób podobny do smutku miłości. Był to rodzaj nostalgii, jak ogromny smutek świata o zmierzchu. Był to smutek, tęsknota, ból, który pozwalał cofnąć się w przeszłość. Zwykle nie można przypisać smutku na polu bitwy do jednego konkretnego wydarzenia ani nawet jednej osoby. Jeśli skupisz się na jednym wydarzeniu, wkrótce stanie się to łzawiącym bólem. (94)
„Działa w nim siła, której nie może się oprzeć, jakby sprzeciwiała się wszelkim uczonym ortodoksyjnym postawom, a teraz jego zadaniem jest demaskowanie wojennej rzeczywistości i odrywanie od konwencjonalnych obrazów” (50). A kiedy te konwencjonalne obrazy zostaną oderwane, „pozostaje smutek, ogromny smutek, smutek związany z przetrwaniem. Smutek wojny” (192).
Druga połowa tytułu to Siła poezji, gdyż od najdawniejszych czasów poezja była poezją o wojnie. Czasami poezję używano do gloryfikacji wojny. „Śpiewam o broni i człowieku” – powiedział Virgil. Ale poezję używano także do przestrogi, do opisu okropności i chwały wojny, być może w celu subtelnego przekazania przesłania antywojennego, jak w najwcześniejszym poemacie europejskim: Iliada.
Wojna jest być może najstraszniejszym, najbardziej przerażającym doświadczeniem ludzkim, ponieważ dzikość ma miejsce na poziomie masowym, a nie indywidualnym, co stawia pod znakiem zapytania nasze zrozumienie tego, co oznacza, gdy mówimy „ludzkość”. Wojna rozwiewa iluzje, obnaża twardą rzeczywistość. Ci, którzy wielokrotnie brali udział w wojnach, opowiadają o wielkim szoku, jaki powoduje dla nich wojna, o wielkim wyzwaniu, jakie wojna rzuca dla całego poczucia wartości i cywilizacji. Jak mówi Eugene Sledge w swoich wspomnieniach z II wojny światowej: Ze Starą Rasą, Mówiąc o bitwie o Okinawę:
- Jeśli żołnierz piechoty morskiej poślizgnął się i ześlizgnął w dół po zboczu błotnistego grzbietu, groziło mu wymiotowanie dna. Widziałem, jak niejeden mężczyzna stracił równowagę, poślizgnął się i zsunął aż na sam dół, by wstać z przerażeniem i z niedowierzaniem patrzył, jak grube robaki wypadają z jego zabłoconych kieszeni ogrodniczek, paska z nabojami, sznurówek legginsów i tak jak….
- Nie rozmawialiśmy o takich rzeczach. Były zbyt okropne i obsceniczne nawet dla zatwardziałych weteranów… Zbyt niedorzeczne jest myśleć, że mężczyźni mogliby rzeczywiście żyć i walczyć całymi dniami i nocami dla w tak okropnych warunkach i nie dać się doprowadzić do szaleństwa… Dla mnie wojna była szaleństwem. (260)
Mówiąc o wojnie szczerze i z namysłem. Jednym ze sposobów mówienia, być może najlepszym, jest poezja. Dzięki mocy poezji uczymy się widzieć wojnę. Wzmagając doświadczenie wojny dzięki sile poezji, uczymy się ją rozumieć (nawet zastępczo) i współczuć. Dzięki sile poezji doświadczenie wojenne staje się, że tak powiem, transcendentne, znaczące. A dzięki mocy poezji możemy zacząć leczyć.
Paul Fussell, w Wielka wojna i nowoczesna pamięć, twierdzi, że cechą literacką dominującą w opisie wojny jest ironia. „Każda wojna jest ironiczna, ponieważ każda wojna jest gorsza, niż się spodziewano” (7). To poczucie ironii, które Fussell nazywa „mechanizmem przypominania wspomaganego ironią” (30), zabarwia całą najlepszą literaturę wojenną, zwłaszcza poezję. Kiedy pisarze spoglądają wstecz i próbują nadać sens, „ironiczny wzór, jaki późniejsza wizja nałożyła na wydarzenia”, zabarwia wspomnienie (30). „Dzięki zastosowaniu do przeszłości paradygmatu ironicznego działania, osoba pamiętająca może zlokalizować, wyciągnąć i ostatecznie nadać znaczenie wydarzeniu lub momentowi, który w przeciwnym razie wtopiłby się bez znaczenia w ogólny, niezróżnicowany strumień” wydarzeń (30).
Często, chciałbym powiedzieć, nieuchronnie lub prawie tak, to wspomnienie stoi w sprzeczności z „oficjalną historią”. Według słów Fussella, mówiącego o II wojnie światowej w swojej książce Czas wojny:
- Zniszczenia, jakie wojna wyrządziła ciałom i budynkom, samolotom, czołgom i statkom, są oczywiste. Mniej oczywiste są szkody, jakie wyrządził intelektowi, dyskryminacji, uczciwości, indywidualności, złożoności, dwuznaczności i ironii, nie wspominając o prywatności i dowcipie. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat [książka została napisana w 1989 r.] wojna aliantów była oczyszczana i romantyzowana niemal nie do poznania przez sentymentalistów, wariatów patriotów, ignorantów i krwiożerców. Próbowałem zrównoważyć skalę. (ix)
Dulce et Decorum Est
- Zgięci wpół, jak starzy żebracy pod workami,
- Na kolanach, kaszląc jak wiedźmy, przeklinaliśmy przez szlam,
- Aż do nawiedzonych flar odwróciliśmy się plecami
- I w stronę naszego odległego odpoczynku zaczął brnąć.
- Mężczyźni maszerowali we śnie. Wielu zgubiło buty
- Ale kulejący, zakrwawiony. Wszystko osłabło; wszyscy ślepi;
- Pijany ze zmęczenia; głuchy nawet na huki
- Zmęczonych, prześcigniętych Five-Nines, które pozostały w tyle.
- Gaz! Gaz! Szybkie chłopaki! Ekstaza grzebania,
- Dopasowanie niezgrabnych hełmów w samą porę;
- Ale ktoś wciąż krzyczał i potykał się,
- I trąbią jak człowiek w ogniu lub wapnie…
- Ciemno, przez zamglone szyby i gęste zielone światło,
- Jak pod zielonym morzem, widziałem go tonącego.
- We wszystkich moich snach, przed moim bezradnym wzrokiem,
- Rzuca się na mnie, plując, krztusząc się, tonąc.
- Jeśli w niektórych dławiących snach ty też możesz kroczyć
- Za wózem, którym go wrzuciliśmy,
- I patrz, jak białe oczy wiją mu się w twarz,
- Jego zwisająca twarz, jak diabelska choroba grzechu;
- Gdybyś mógł usłyszeć, przy każdym wstrząsie, krew
- Wydobywasz płukanie z zepsutych przez pianę płuc,
- Jest nieprzyzwoity jak rak, gorzki jak cud
- O podłych, nieuleczalnych ranach na niewinnych językach
- Mój przyjacielu, nie powiedziałbyś z tak dużą zapałem
- Dzieciom spragnionym desperackiej chwały,
- Stare kłamstwo: Dulce et decorum est
- Pro patria mori.*
- (* Słodko i stosownie jest umrzeć za ojczyznę.)
- To praktycznie niemożliwe
- powiedzieć cywilom
- z Vietcongu.
- Nikt nie nosi mundurów.
- Wszyscy rozmawiają
- ten sam język,
- (i nie mogłeś ich zrozumieć
- nawet jeśli tego nie zrobiły).
- Przyklejają granaty
- w ich ubraniach,
- i nosić torbę z ładunkami
- w swoich koszykach rynkowych.
- Nawet ich kobiety walczą;
- i młodzi chłopcy,
- i dziewczynki.
-
- To praktycznie niemożliwe
- powiedzieć cywilom
- z Vietcongu;
- po chwili,
- przestałeś próbować.
- Ze złośliwością wobec nikogo; z miłością dla wszystkich; ze stanowczością w prawicy, jaką Bóg daje nam widzieć prawość, starajmy się dokończyć dzieło, w którym się znajdujemy; opatrzyć rany narodu; troszczyć się o tego, który stoczy bitwę, o wdowę po nim i sierotę, aby czynić wszystko, co może osiągnąć i pielęgnować sprawiedliwy i trwały pokój między nami i wszystkimi narodami.
Pozwólcie jednak, że pozostawię Was słowami doktora Martina Luthera Kinga z jego słynnego przemówienia w kościele Riverside w 1967 r., kiedy postanowił „przełamać milczenie” i otwarcie wypowiadać się przeciwko zaangażowaniu Ameryki w Wietnamie.
- Musimy przejść od niezdecydowania do działania. Musimy znaleźć nowe sposoby opowiadania się za pokojem w Wietnamie i sprawiedliwością w całym świecie rozwijającym się, świecie, który graniczy z naszymi drzwiami. Jeśli nie podejmiemy działań, z pewnością zostaniemy wciągnięci w długie, ciemne i haniebne korytarze czasu zarezerwowane dla tych, którzy posiadają władzę bez współczucia, siłę bez moralności i siłę bez wzroku.
- Teraz zacznijmy. Poświęćmy się teraz na nowo długiej i gorzkiej – ale pięknej – walce o nowy świat. Takie jest powołanie synów Bożych i nasi bracia z niecierpliwością czekają na naszą odpowiedź. Czy powiemy, że szanse są zbyt duże? Czy mamy im powiedzieć, że walka jest zbyt trudna? Czy naszym przesłaniem będzie to, że siły amerykańskiego życia będą sprzeciwiać się ich przybyciu jako pełnoprawni mężczyźni, i przesyłamy nasze najgłębsze ubolewanie? A może będzie inne przesłanie tęsknoty, nadziei, solidarności z ich tęsknotami, zaangażowania w ich sprawę, bez względu na cenę? Wybór należy do nas i chociaż wolelibyśmy inaczej, musimy dokonać wyboru w tym kluczowym momencie historii ludzkości. (243)
Caputo, Filip, Pogłoska o wojnie (Nowy Jork, 1977)
Ehrhart, WD, z Niezwykłe miłosierdzie: żołnierz-poeci wojny w Wietnamie, wyd. Ehrhart (Texas Tech Press, 1989)
Fussel, Paweł, Wielka wojna i nowoczesna pamięć (Oxford U. Press, 1975)
Fussel, Paweł, Czas wojny (Oxford U. Press, 1989)
Król, Marcin Luter, Testament nadziei: podstawowe pisma i przemówienia Martin Luther King, Jr. (Harper San Francisco, 1986)
Lincolna, Abrahama, Świetne przemówienia (Dover Thrift Edition, Nowy Jork, 1991)
Owena, Wilfreda, Wiersze Wilfreda Owena, wyd. Stallworthy (Nowy Jork, 1986)
[John Hess pracuje jako malarz od prawie 30 lat, przez ostatnie cztery w dużym hotelu w Bostonie. Przez ostatnie 15 lat John wykładał także w niepełnym wymiarze godzin anglistykę i amerykanistykę na Uniwersytecie Massachusetts w Bostonie, gdzie jest także członkiem zarządu i zespołu negocjacyjnego jednostki ds. kształcenia ustawicznego na Wydziale/Związku Pracowników. Przede wszystkim John jest dumnym ojcem i
Dziadek.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna