Jeśli kiedykolwiek istniały jakiekolwiek wątpliwości, że Donald Trump ma coś na sumieniu, zostały one rozwiane po wczorajszych wynikach w New Hampshire. To właśnie w tym stanie szanse Nikki Haley były największe. Jeśli zatem w ogóle pozostanie w wyścigu, będzie to opierać się na desperackiej nadziei, że wydarzy się coś, co wykluczy Trumpa z wyścigu i będzie ostatnią kandydatką.
Szanse na to, że ta strategia się opłaci, są niewielkie. Ale przynajmniej Haley przeszła przez pierwsze dwa konkursy. Gubernator Florydy Ron DeSantis ledwo dotarł do Iowa. Kandydat, którego Trump nazwał „Ronem DeSanctimonious”, wydał znacznie więcej $ 53 mln i uzyskał łącznie 23,420 XNUMX głosów w Iowa.
Jeśli jesteś przyklejony do codziennego cyklu wiadomości, widziałeś, jak kampania DeSantis uderza w ścianę w zwolnionym tempie i zakończenie nie było dla ciebie zaskoczeniem. Ale chociaż jego kampania była ewidentnie skazana na porażkę od miesięcy, historia nie tak miała pierwotnie wyglądać.
Na początku 2022 r. 65 proc. Republikanów powiedziany chcieli, aby DeSantis kandydował na prezydenta. Pięćdziesiąt sześć procent wolało go od Trumpa. W czerwcu Jonathan Chait już był pisanie o „koronacji” DeSantisa w I Love New York magazyn i stwierdzenie, że każdy, kto nie wierzy, że gubernator Florydy może „od razu pokonać Trumpa w 2024 r.”, „nie zwraca uwagi na konserwatywne media”.
Więc co się stało?
Częścią odpowiedzi jest to, że siła grawitacji Trumpa była zbyt potężna. Polityka Trumpizmu i antytrumpizmu zdefiniowała wiele z tego, co dzieje się w obu partiach od 2015 roku, i zawsze trudno było przekonać wyborców Republikanów, aby nie skupiali się wokół Donalda. Innym czynnikiem, który ma tu znaczenie, jest z pewnością to, że DeSantis ma wyjątkowo nieatrakcyjną osobowość, a zwiększone zainteresowanie mediów przyćmiewa jego pierwotny blask.
Jednak czynnikiem, którego nie powinniśmy lekceważyć, jest to, że to, co sprzedawała kampania DeSantisa, po prostu nie ekscytowało wyborców – nawet tych, którzy głosowali w prawyborach Partii Republikańskiej. Jak zauważa konserwatywny pisarz Sohrab Ahmari:
[DeSantis] zrobił wszystko o przebudzeniu. Przechwalał się, że Słoneczny Stan to miejsce, w którym „przebudzenie idzie na śmierć”. W czerwcowym przemówieniu, w którym powtórzył słowa Winstona Churchilla, ślubował: „Będziemy walczyć z przebudzonymi w edukacji, będziemy walczyć z przebudzonymi w korporacjach, będziemy walczyć z przebudzonymi w salach Kongresu”. Nie było ani jednego problemu, którego DeSantis nie sprowadziłby w jakiś sposób do problemu przebudzenia. Zapytany w Fox News, co pierwszego dnia zrobiłby w sprawie Ukrainy, wygłosił długie przemówienie na temat szerzenia świadomości i ideologii gender w wojsku. Zapytany o upadek Silicon Valley Bank, obwinił – jak się domyślacie – „DEI”, czyli różnorodność, równość i włączenie społeczne.
Okazuje się, że nawet wyborcy, którzy najbardziej nie lubią „przebudzenia”, nie byli szczególnie poruszeni sformułowaniem DeSantisa – i warto poświęcić chwilę na zastanowienie się, dlaczego tak jest.
Niewłaściwe użycie „Przebudzenia”
W pewnym momencie walki o nominację Trump naśmiewał się z tych, którzy cały czas mówią „obudziłem się, obudziłem”. „To tylko termin, jakiego używają” – mówi powiedziany lekceważąco. „Połowa ludzi nie potrafi tego nawet zdefiniować, nie wie, co to jest”.
Trump jest niewątpliwie na swój sposób wojownikiem kultury, ale nie myli się, że określenie to jest niezwykle luźne. Chociaż jego najwcześniejsze znaczenie przypominało „świadomy rasizmu i czujny w związku z nim”, być może jego dominującym znaczeniem obecnie jest rodzaj postępowej postawy związanej z wojną kulturową, charakteryzującej się kontrolą języka, cenzurą, automatycznym szacunkiem opartym na tożsamości osobistej i moralizowaniem na temat indywidualnego zachowania. Z pewnością wydaje się, że jest to coś, co podoba się krytykom socjalistycznym Adolfa Reeda lub spóźniony Michaela Brooksa mają na uwadze, krytykując rzeczy, które nazywają „przebudzonymi”.
Znasz swojego wroga współprowadzący Sama Adlera-Bella uchwycił część tego, o czym ludzie często mówią, gdy mówią o przebudzeniu, kiedy on opisane „język przebudzenia” jako „rejestr komunikacyjny”, który przedstawia „nieintuicyjne i moralnie uciążliwe” postępowe wymagania „w sposób sugerujący, że są one oczywiste”.
Coś takiego z pewnością istnieje i, jak stwierdził Adler-Bell, dla wielu ludzi jest obrzydliwe i kontrolujące. Nic więc dziwnego, że wielu konserwatystów dostrzegło szansę na wykorzystanie ostrej reakcji na „przebudzenie”. To z kolei często prowadziło ich do nadużywania tego terminu w sposób, który czyni go uniwersalnym oznaczeniem rzeczy, których nie lubią. Wszystko, co ma cokolwiek wspólnego ze „sprawiedliwością społeczną”, budzi się w ich retoryce.
Zwykli prawicowcy mogą nie lubić przebudzenia, ale wydaje się, że zaabsorbowanie „antyprzebudzeniem” jest dla nich odpychające, być może z tego samego powodu: sprowadza się to do hejtu nad niszowymi sprawami. Ten poziom obsesji na punkcie wojny kulturowej przemawia znacznie bardziej do prawicowych kreatur medialnych, które spędzają większość czasu na użalaniu się nad tym, jak bardzo denerwują ich ich odpowiedniki w mainstreamowych i postępowych przestrzeniach medialnych, niż do zwykłych wyborców Partii Republikańskiej, którzy nie spędzają całego czasu na dzień na X, dawniej Twitterze. Podobnie wymowne jest stwierdzenie Chaita, że ludzie, którzy nie wierzyli, że DeSantis może pokonać Trumpa, „nie zwracali uwagi na konserwatywne media”. Dlaczego myśleć, że to, co działo się w konserwatywnych mediach, rzetelnie odzwierciedli obawy wyborców – nawet tych konserwatywnych? Prawicowi podcasterzy i stażyści w czasopismach po prostu nie stanowią zbyt dużej grupy demograficznej.
Dziwna decyzja DeSantisa o rozpoczęciu kampanii w ramach eksperymentalnego wykorzystania Twitter Spaces jest symbolem zatrucia dyskursu w ramach jego kampanii. Większość ludzi nie korzysta z Twittera, a ci, którzy interesują się pomysłem interakcji w Twitter Space, stanowią niewielką mniejszość, nawet wśród użytkowników Twittera.
Wyjście z wojny kulturowej
Ostatnim i najgłębszym problemem może być to, że ten rodzaj obsesyjnego, zrzędliwego „antyprzebudzenia”, jaki reprezentuje DeSantis, w efekcie replikuje w dużej mierze to, co sprawia, że „przebudzenie” jest tak odrażające. Nie zdziwiłem się, gdy na przykład to zobaczyłem jedna ankieta co sugerowało, że nawet wyborcom Partii Republikańskiej nie podoba się pomysł wykorzystania władzy rządu do krucjaty przeciwko przedsiębiorstwom, które rzekomo „promują„ „obudziły” lewicową ideologię” – pomysł, który DeSantis entuzjastycznie popiera i próbował wprowadzić w życie na Florydzie, gdzie walczył z Disneyem korporacji z powodów związanych z wojną kulturową.
Jeśli „przebudzenie” wywołuje reakcję, prezentując wstrętną i kontrolującą postawę, która nalega, aby wszyscy przestrzegali danej listy kontrolnej zainteresowań kulturowych, dlaczego przeciwstawienie się przebudzeniu, które wykazuje podobne cechy, miałoby być zwycięską formułą atrakcyjności dla wyborców – nawet konserwatywnych ? Nawet wyborcy, którzy (w przeciwieństwie do mnie) opowiadają się za konserwatystami społecznymi polityka mogą nie lubić poczucia, że wszyscy i wszystko są stale sprawdzani pod kątem oznak nadmiernej „przebudzenia”. Innymi słowy, antyprzebudzenie może zacząć przypominać przebudzenie pod inną nazwą.
Lewicowy pisarz Freddie deBoer ujął kiedyś wiele tego, co może irytować w „przebudzeniu” w eseju zatytułowanym „Planeta gliniarzy"
Ludzie są wyobcowani, wyczerpani i bez nadziei, więc widzą swoją szansę, by w końcu być tym, który zatrzymuje cudzy samochód i leniwie stuka się latarkami w szybę. . . . Każdy jest detektywem w Wydziale Problematycznym i chodzą po mieście 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Wyszukujesz i szukasz kogoś, kto robi złe rzeczy, znajdując sposoby na oskarżenie pisarzy, artystów i zwykłych ludzi o coś, o cokolwiek. Ten film, który stał się popularny? Daj mi kilka godzin i 800 słów. Przyniosę ci twoje oskarżenia.
Cóż – dlaczego ciągłe hejtowanie o filmach, które są „zbyt przebudzone”, miałoby z czasem stać się mniej irytujące? Konserwatywny ekspert Ben Shapiro – co znamienne, silny zwolennik DeSantisa – stwierdził: wideo gdzie się skarżył czterdzieści trzy minuty o obudzonym feministycznym złu lalka Barbie. Nie widziałem filmu, więc nie mogę ocenić, ale na tyle, na ile wiem lalka Barbie był lekki i zabawny, a oglądało go ogromna liczba zwykłych ludzi. Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego ludzie lubią, gdy funkcjonariusz Shapiro puka do ich okna i pyta, dlaczego im się to podoba? że niż, powiedzmy, oficer Noah Berlatsky narzekać że Lista Schindlera nie miał wystarczająco silnego przesłania antyfaszystowskiego?
Może zwykli Amerykanie mają już dość cała kolekcja z tego powodu i chciałbym obniżyć skalę wojny kulturowej „przebudzonej” z „antyprzebudzoną” o stopień lub dwa. Trzymamy kciuki, aby politycy usłyszeli przesłanie.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna