Tydzień temu, słysząc sformułowanie „Cheeseburger Bill”, można było pomyśleć, że McDonald's dodaje nową twarz do i tak już rozdętej obsady postaci z kreskówek, aby pomóc w sprzedaży swoich towarów i tak już rozdętej bazie konsumentów. W rzeczywistości ustawa o Cheeseburgerze jest jednym z najnowszych aktów prawnych, które pomyślnie trafiły do Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych. Jeśli uzyska akceptację Senatu, ustawa wyeliminuje możliwość przyszłych procesów sądowych przeciwko gigantom fast foodów za ich niezaprzeczalną rolę w utrwalaniu rosnących problemów Ameryki z otyłością.
Telewizja, Internet i prasa wyczerpały swoje materiały wideo i fotograficzne przedstawiające bezgłowe, endomorficzne torsy nieświadomie przechadzające się obok kamer, aby wyjaśnić prawne implikacje ustawy: sam konsument byłby odpowiedzialny za to, co je. Z nowym raportem opublikowanym w zeszłym tygodniu, wskazującym, że otyłość wyprzedzi palenie tytoniu jako główna przyczyna zgonów, którym można zapobiec w Ameryce, ustawa ta będzie miała wpływ na życie milionów ludzi i może spowodować wielomiliardowe napięcia finansowe związane z usługami medycznymi, które obecnie nie można przenieść nawet w części na dużych graczy z branży, takich jak McDonald's, Wendy's czy E. coli -weterani procesów sądowych Jack in the Box. Innymi słowy, chociaż Phillip Morris być może będzie musiał wydać pieniądze, aby pokryć zniszczenia spowodowane przez jego wyroby tytoniowe, nikt nie będzie w stanie go przyłapać na Kraft Dinner.
Przemysł tytoniowy z pewnością z ogromną zazdrością obserwuje powodzenie ustawy o Cheeseburgerach. W końcu ich produkty są podobne pod wieloma względami. Obydwa są przeznaczone dla dzieci z dobrze zaprojektowanymi postaciami z kreskówek. Obydwa są wszechobecne pod względem wzajemnej promocji – od wyścigów Formuły XNUMX firmy tytoniowej po powiązania z fast foodami Disneya. Obydwa są produktami uzależniającymi, często początkowo spożywanymi, mając jedynie częściową wiedzę na temat zakresu ich szkodliwych skutków. Kolejne podobieństwo wynika z dziedzicznego charakteru wzorców konsumpcji obu zestawów produktów: dzieci wychowywane w środowisku otoczonym dymem lub w wyniku ciągłych wycieczek do punktów gastronomicznych w centrach handlowych lub okien typu „drive-thru” częściej niż inne ponoszą konsekwencje.
Oczywiście w ciągu ostatnich 20 lat informacje na temat szkodliwości palenia były znacznie bardziej spójne niż porady ekspertów dotyczące żywienia. Społeczeństwo, które od lat słyszy o niszczycielskich skutkach diety składającej się ze zbyt dużej ilości czerwonego mięsa, soli i tłuszczu, zostało nagle poinformowane, że tak naprawdę należy unikać węglowodanów – jak stwierdził Atkins, skoncentrowany na mięsie, o wysokiej zawartości tłuszczu dieta ogarnia kontynent z większym narażeniem niż jakakolwiek moda ostatnio. W dobie internetowych plotek, wyrafinowanych kampanii reklamowych i sprzecznych przekazów – espresso, od którego rano jestem bezradnie uzależniony, albo mnie zabije, albo uratuje mi życie, w zależności od tego, który artykuł przeczytasz – wydaje się, że ogół społeczeństwa zdezorientowani logicznym komunikatem „Jedz zdrowo, często ćwicz”, jaki otrzymują od lekarzy, oraz komunikatem KFC twierdzącym, że ich zatykające tętnice naczynia krwionośne są częścią zdrowej, wysokobiałkowej diety. Kilku moich znajomych, którzy niedawno pojechali do Seattle na obchody Dnia Martina Luthera Kinga Jr., ze śmiechem pozowało do zdjęcia przed lokalem, na którym widniał napis w rodzaju: „Przyłącz się do rewolucji dietetycznej”. Budynek był 7-11.
Już wątpliwe twierdzenie, że sami konsumenci ponoszą odpowiedzialność za to, co jedzą, wydaje się jeszcze bardziej podejrzane w świetle wyraźnego społecznego wymiaru problemu otyłości w Ameryce Północnej, który podkreśla kwestie zdrowia ze znaczącym podtekstem rasowym i klasowym. Niedawny artykuł w American Journal of Clinical Nutrition jest w tej kwestii jednoznaczny i stwierdza wyraźnie: „Nie ma wątpliwości, że wskaźniki otyłości i cukrzycy typu 2 w Stanach Zjednoczonych podlegają gradientowi społeczno-ekonomicznemu, tak że obciążenie chorobami spada nieproporcjonalnie na osoby o ograniczonych zasobach, mniejszości rasowo-etniczne i biednych” (Adam Drewnowski i SE Spectre, „Poverty and Obesity: The Role of Energy Density and Energy Costs”). W dalszej części raportu przedstawiono fakt, że z wyjątkiem Amerykanów pochodzenia azjatyckiego, każda mniejszość rasowa w Stanach charakteryzuje się wyższym wskaźnikiem otyłości niż biali Amerykanie.
To badanie naukowe potwierdza niepotwierdzone dowody, które można łatwo zaobserwować w każdym autobusie American Greyhound lub w dowolnym centrum handlowym, oprócz tego, co powinno być równaniem zdroworozsądkowym. Podczas gdy popularne diety Atkinsa i South Beach są atrakcyjne dla tych, których stać na rachunki za artykuły spożywcze tak wysokie, oparte na drogim mięsie i owocach morza, Drewnowski i Spectre piszą, że „według badań USDA większość respondentów o niskich dochodach wydawała swoje ograniczone dolary na żywność o dużej zawartości energii które składały się głównie z dodatku cukru i tłuszczu.”
Widziane w tym świetle główne założenie ustawy o Cheeseburgerach – że jednostki same ponoszą odpowiedzialność za swoje nawyki żywieniowe – nabiera niepokojącego wymiaru rasizmu i arogancji klasowej. Można założyć, że albo autorzy projektu ustawy mają rację i w związku z tym brązowoskóre i dotknięte biedą społeczności mają stępione instynkty samozachowawcze (mimo skłonności do konserwantów), albo też dojść do wniosku, że w rzeczywistości istnieją istotne społeczne czynniki problemów Ameryki związanych z otyłością, które wymagają rozwiązań zorientowanych na politykę.
Sukces ustawy o Cheeseburgerach wzmocni producentów i sprzedawców wysokotłuszczowych i wysokokalorycznych towarów, okaże się, czy ostatnie tendencje w kierunku oferowania „zdrowych” alternatyw w lokalach typu fast food będą kontynuowane. Niedawno McDonald's wycofał w Stanach Zjednoczonych opcję „Super-Size”, co jest decyzją polityczną analogiczną do wprowadzenia papierosów z filtrem. W Kanadzie firma wprowadziła menu „Lighter Choices”, oferujące szereg „zdrowszych” opcji menu (analogicznie do wprowadzenia nowych, grubszych prezerwatyw – mogą być dobrym pomysłem, ale raczej nikt po nie nie sięgnie) w pierwszym ferworze). Według ich strony internetowej gigant fast foodów „współpracował z wiodącym kanadyjskim dietetykiem i niektórymi wiodącymi kanadyjskimi firmami przy opracowywaniu kategorii menu”. Mimo to światło monety może skłaniać się w stronę tłustych dań z restauracji; w menu Lighter Choices znajdują się drogie produkty, takie jak Mandarin California Greens (5.34 USD), Whole Wheat Chicken McGrill (3.99 USD), Ciepła sałatka z kurczakiem orientalnym (6.41 USD i obraźliwie nazwana), podczas gdy Cheeseburger z podkładką tłuszczową pozostaje przystępnym cenowo 1.70 dolara.
Nic z tego nie sugeruje, że indywidualni konsumenci – w tym ten tęgi reporter – nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za gwałtowny rozwój chorób związanych z otyłością na tym kontynencie. Jednak podejście indywidualistyczne, takie jak to przejawione w ustawie o Cheeseburgerze, które zaprzecza bardzo realnemu i nadrzędnemu wymiarowi społecznemu problemowi opartemu na nauce, może wyrządzić znacznie więcej szkody niż pożytku. Dopóki zatrudnieni będą mieli tylko 15 minut przerwy na spożywanie taniej, wydajnej i ostatecznie zabójczej żywności, tak długo będą te bardzo poważne problemy zdrowotne. Innymi słowy, chociaż „ja” może „to kocham”, to „my” musimy coś z tym zrobić.
Charles Demers jest aktywistą i pisarzem mieszkającym w Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej oraz redaktorem-założycielem SevenOaksMag.com.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna