„Prawda jest taka, że gazeta nie jest miejscem przekazywania informacji, jest raczej pustą treścią, a nawet prowokatorem treści. Jeśli drukuje kłamstwa na temat okrucieństw, skutkiem są prawdziwe okrucieństwa”. (Karl Kraus, 1914)
O kłamstwach i języku politycznym
Przeglądając w zeszłym tygodniu wystąpienia brytyjskich mediów w Guardianie, George Monbiot napisał, że „kłamstwa powielane przez media przed inwazją na Irak były masowe i poważne: trudno sobie wyobrazić, jak Wielka Brytania mogłaby przystąpić do wojny, gdyby prasa wykonała swoje zadanie .” (Monbiot, „Nasze kłamstwa doprowadziły nas do wojny”, The Guardian, 20 lipca 2004)
Do kłamstw należy oczywiście twierdzenie, że inspektorzy ds. broni Unscom zostali wyrzuceni z Iraku w 1998 r. – oszustwo, które „Guardian” „przytaczał dziewięciokrotnie”, zauważył Monbiot, dodając:
„Nawet John Pilger, którego trudno zarzucić, że tańczy do melodii rządu, popełnił ten błąd, pisząc dla gazety w 2000 roku”.
Badania Monbiota nie przyniosły w Guardianie jeszcze jednego przykładu tego błędu. W kwietniu 2002 roku on sam napisał: „Unscom został wyrzucony z Iraku w 1998 roku”. (Monbiot, „Chemical zamach stanu”, The Guardian, 16 kwietnia 2002).
Artykuł Monbiota był odważny, zwłaszcza jak na standardy głównego nurtu, i podziwiamy go za to. Jeśli jednak poważnie podchodzimy do ujawniania roli mediów w ułatwianiu masowej przemocy, musimy zmierzyć się z kilkoma faktami.
Monbiot skupił większość swojej krytyki na „Observerze”, w dużej mierze uchylając się od fatalnych wyników swoich pracodawców w Guardianie i bardziej ogólnie liberalnej prasy:
„The Independent”, „Independent on Sunday” i „The Guardian”, które były najbardziej sceptyczne wobec twierdzeń rządu i agencji wywiadowczych, nadal myliły się w kilku ważnych kwestiach. Problem w dużej mierze polega na tym, że pewne kłamstwa przedostały się do języka politycznego”.
To rzeczywistość rozwodniona nie do poznania. Dokumenty te mogły być „najbardziej sceptyczne”, ale w rzeczywistości wyrażały +minimalny+ sceptycyzm wobec roszczeń rządu przed wojną, co dokumentowaliśmy przy wielu okazjach. Weźmy tylko jeden oczywisty przykład: jak często czytelnicy widzieli te artykuły analizujące podstawowe fakty związane z szeroko zakrojonymi inspekcjami broni Unscom w latach 1991–98? Jak skuteczne były te inspekcje? Jaka dokumentacja wskazuje poziomy sukcesu? W jakim stopniu Irak faktycznie współpracował? Dlaczego kontrole się zakończyły?
Biorąc pod uwagę, że argumenty USA-Wielka Brytania za prowadzeniem wojny opierały się wyłącznie na twierdzeniu, że Irak nigdy nie będzie pokojowo współpracować z inspektorami, pytania te powinny znaleźć się na pierwszym miejscu w porządku obrad mediów – wszyscy powinniśmy znać odpowiedzi – a jednak prawie nigdy nie były poruszane. Czytelnicy po prostu nie wiedzieliby z doniesień medialnych, że Irak współpracował w latach 100–1991 niemal w 98% zgodnie z jego desperacką prośbą o zniesienie sankcji.
Problem z funkcjonowaniem mediów ma swoje źródło nie w tym, że „pewne kłamstwa” w jakiś sposób „prześlizgnęły się do języka” – twierdzenie bez znaczenia – ale w fakcie, że korporacyjne środki masowego przekazu są integralnym elementem władzy państwowo-korporacyjnej. Jest własnością, jest kontrolowany, finansowany i filtrowany przez te same elity, które posiadają i kontrolują system polityczny. „Nieuczciwi” dziennikarze, którzy kręcą łódką, jak Piers Morgan i Andrew Gilligan, są atakowani i usuwani (nigdy nie widzieliśmy obiecanych wojskowych ciężarówek udowadniających, że zdjęcia opublikowane przez Morgana to mistyfikacja). Independent i Guardian są po prostu częścią establishmentu raportującego na temat establishmentu.
Gazety te całkowicie nie zdemaskowały najbardziej zuchwałej kampanii oszustwa politycznego czasów współczesnych. Łatwo zapomnieć, że mówimy tu o twierdzeniu, że całkowicie zdeprawowany dyktator z blachy, były sojusznik o znanej niechęci do Al-Kaidy, stanowi „poważne i aktualne zagrożenie” dla Zachodu. Mówi się, że kraj Trzeciego Świata, zdruzgotany wojną i sankcjami, który kiedykolwiek użył jedynie surowej broni chemicznej i biologicznej stosowanej na polach bitew, w obliczu superpotęgi najeżonej tysiącami głowic nuklearnych, zagraża Cyprowi.
I tak się złożyło, że Irak korzystał z ogromnych rezerw ropy naftowej – zasobu, który – jak pokazują opublikowane dokumenty rządu brytyjskiego – na przestrzeni ostatniego stulecia wielokrotnie inspirował amerykańsko-brytyjskie interwencje w Iranie, sąsiadu Iraku. Był to kolejny ważny punkt odniesienia dla zrozumienia wydarzeń w Iraku, który został zignorowany.
Oficjalna propaganda była swobodnie rozpowszechniana i rozpowszechniana, podczas gdy szczere głosy były systematycznie tłumione, wyśmiewane i ignorowane. Innymi słowy, prasa liberalna spełniła swoją zwyczajową rolę, dokładnie tak, jak to zrobiła, relacjonując zbrodnie amerykańsko-brytyjskie w Indonezji, Wietnamie, Timorze Wschodnim, Ameryce Środkowej, podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r.; w ukrywaniu ludobójczych skutków sankcji nałożonych na Irak i tak dalej.
Niezwykły był nie stopień, w jakim Guardian, Independent i inne działały jako organy propagandowe władzy, ale zakres, w jakim wydarzenia pozostające poza ich kontrolą spiskowały w celu zdemaskowania tej roli.
Można mówić niejasno o przeskokach medialnych, błędach, o okazjonalnie błyskotliwych redaktorach, którzy omyłkowo obdarzają Busha i Blaira wątpliwościami, oraz o ciężkich grzechach prasy torysowskiej, jak to czyni Monbiot. Biada każdemu liberalnemu dziennikarzowi, który poważnie i wielokrotnie skupia się na przyczynach strukturalnych i morderczej historii liberalnej propagandy – nie byłoby to mile widziane.
Sprawa nie może być ważniejsza – rola środków masowego przekazu w ułatwianiu masowej przemocy w USA i Wielkiej Brytanii jest po prostu kluczowa. Richard Haas, były dyrektor ds. polityki i planowania w Departamencie Stanu USA, zauważył niedawno:
„Gdyby Tony Blair wystąpił publicznie i powiedział: «Nie ma już powodu, aby iść na wojnę», myślę, że mogłoby to postawić George'a Busha w sytuacji nie do utrzymania. Zatem to, czego nie zrobił, jeśli tak wolisz, mógł wywrzeć ogromny wpływ na bieg historii”. (Haas, W poszukiwaniu Tony'ego Blaira, Channel 4, 12 czerwca 2004)
A gdyby media zgłosiły choćby oczywisty sprzeciw, być może Blair zostałaby powstrzymana przez samą skalę sprzeciwu i rzezi udałoby się uniknąć. Inaczej mówiąc, dziennikarze naprawdę mają krew na rękach.
Aby zrozumieć, dlaczego media tak konsekwentnie nie ujawniają oszustw władzy, musimy zrozumieć genezę i nieodłączną stronniczość profesjonalnego dziennikarstwa.
Fałszywa „neutralność”
Godnym uwagi faktem jest, że współczesna koncepcja „obiektywnego” dziennikarstwa ma niewiele ponad 100 lat. Wcześniej panowało przekonanie, że dziennikarze powinni zarówno przekonywać, jak i informować opinię publiczną. Nikt nie martwił się, że gazety są stronnicze, dopóki społeczeństwo może wybierać spośród szerokiego spektrum opinii.
Na przykład w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku uważano za oczywiste, że prasa komercyjna jest rzecznikiem zamożnych osób, które ją posiadały. Henry Adams dobrze to ujął:
„Prasa jest wynajętym agentem systemu pieniężnego, utworzonego wyłącznie po to, by kłamać, gdy w grę wchodzą interesy”. (Cyt. Robert McChesney, w: Kristina Borjesson, red., Into The Buzzsaw – Leading Journalists Expose The Myth Of A Free Press, Prometheus Books, 2002, s. 366)
Ten rodzaj prasy korporacyjnej, wychwalanej obecnie jako liberalny nosiciel standardów, nikogo nie zwiódł w latach czterdziestych XX wieku, kiedy radykałowie odrzucili ją za „ostrożne tuszowanie grzechów magnatów bankowych i przemysłowych, którzy naprawdę kontrolują naród”. (Cyt. za Elizabeth Fones-Wolf, Selling Free Enterprise, University of Illinois Press, 1940, s. 1994)
Równowagę zapewniły prężnie działające media alternatywne, w tym 325 gazet i czasopism wydawanych przez członków i sympatyków Partii Socjalistycznej Stanów Zjednoczonych, docierających do 2 milionów abonentów.
Na początku ubiegłego wieku industrializacja prasy i związane z nią wysokie koszty produkcji gazet sprawiły, że zamożni kapitaliści wspierani przez reklamodawców szybko osiągnęli dominację w środkach masowego przekazu. Niezdolna do konkurowania ceną i zasięgiem, kwitnąca wcześniej radykalna prasa została zepchnięta na margines.
Przeglądając historię brytyjskich mediów, James Curran i Jean Seaton piszą o „postępującym przekazywaniu władzy z klasy robotniczej do bogatych biznesmenów, podczas gdy uzależnienie od reklamy sprzyjało wchłanianiu lub eliminacji wczesnej radykalnej prasy i hamowało jej dalszy rozwój przed nadejściem Pierwsza wojna światowa." (Curran i Seaton, Władza bez odpowiedzialności – The Press and Broadcasting in Britain, Routledge, 1991, s. 47)
Efekt reklamy był dramatyczny:
„Krótko mówiąc, jedna z czterech rzeczy przydarzyła się krajowym gazetom radykalnym, które nie spełniły wymagań reklamodawców. Albo zamknęli; dostosować się do presji reklamowej, przesuwając się w górę rynku; przebywał w małym getcie audiencyjnym, ponosząc straty możliwe do opanowania; lub zaakceptował alternatywne źródło patronatu instytucjonalnego.” (Tamże, s. 43)
To nie przypadek, że gdy korporacje osiągnęły ten bezprecedensowy ucisk, pojawiło się pojęcie „profesjonalnego dziennikarstwa”. Amerykański analityk mediów Robert McChesney wyjaśnia:
„Świadomi wydawcy zrozumieli, że muszą sprawić, by ich dziennikarstwo wyglądało na neutralne i bezstronne, a były to pojęcia całkowicie obce dziennikarstwu epoki Ojców Założycieli, w przeciwnym razie ich biznesy byłyby znacznie mniej dochodowe”. (McChesney, op., cyt., s. 367)
Promując edukację w formalnych „szkołach dziennikarskich”, które w Stanach Zjednoczonych nie istniały przed 1900 rokiem, zamożni właściciele mogli twierdzić, że wyszkolonym redaktorom i reporterom przyznano autonomię w podejmowaniu decyzji redakcyjnych na podstawie ich profesjonalnej oceny, a nie potrzeb właścicieli i reklamodawców. W rezultacie właściciele mogliby przedstawiać swój monopol medialny jako „neutralną” usługę dla społeczności. Twierdzenie to, pisze McChesney, było „całkowicie fałszywe”.
W „neutralnym” dziennikarstwie zawodowym wbudowane są trzy główne uprzedzenia. Po pierwsze, rzekomo w celu zapewnienia zrównoważonego doboru artykułów, profesjonalni dziennikarze uznali, że działania i opinie oficjalnych źródeł powinny stanowić podstawę rzetelnych wiadomości. W rezultacie wiadomości zaczęły być zdominowane przez główne źródła polityczne i biznesowe, reprezentujące podobne interesy establishmentu.
Pomysł jest następujący: dziennikarze są neutralni. Polityków wybierają wyborcy. Dlatego dziennikarstwo „neutralne” polega na przedstawianiu poglądów wybranych urzędników partyjnych i odpowiedzialnych przed nimi prominentnych osób publicznych. Jeśli te partie polityczne same w sobie zostaną wstępnie wybrane przez potężne interesy państwowo-korporacyjne (w tym media) działające za kulisami – tak że Partia Pracy i Torysi, Demokraci i Republikanie zaproponują ledwie rozróżnialny zakres polityk przynoszących te same korzyści elity – to nie jest to problem „neutralnych” mediów. Jeśli wszystkie te same partie odruchowo przedstawiają żelazną pięść realpolitik jako pomocną dłoń „interwencji humanitarnej”, to także nie jest to problem mediów.
Po drugie, dziennikarze zgodzili się, że „haczyk” informacyjny – dramatyczne wydarzenie, oficjalne ogłoszenie lub publikacja raportu – jest wymagany, aby uzasadnić relacjonowanie danej historii. To także zdecydowanie faworyzowało interesy establishmentu, które znacznie lepiej potrafiły wygenerować wymagany „haczyk” niż zmarginalizowane grupy dysydenckie.
I wreszcie, naciski kija i marchewki ze strony reklamodawców, stowarzyszeń biznesowych i wiodących partii politycznych spowodowały, że dziennikarze korporacyjni odeszli od niektórych zagadnień i skierowali się w stronę innych. W końcu jest mało prawdopodobne, aby gazety zależne od reklamodawców korporacyjnych w zakresie 75% swoich przychodów skupiały się zbyt intensywnie na destrukcyjnym wpływie tych samych korporacji na zdrowie publiczne, Trzeci Świat i środowisko.
McChesney zauważa, że profesjonalne dziennikarstwo „przemyca wartości sprzyjające celom komercyjnym właścicieli i reklamodawców, a także celom politycznym klasy posiadaczy”. (Tamże, s. 369)
„Kapelusz w kształcie dysku z ostrymi jak brzytwa piórami”, reklamowany za 1,800 funtów w magazynie Guardian's Weekend z 11 czerwca, stanowi tylko najbardziej oczywisty wierzchołek tej przemycanej ideologicznej góry lodowej. („Na domiar złego”, Fashion Spirit, The Guardian, weekend, 11 czerwca 2004)
Problem kogoś innego
Rezultatem jest „neutralne”, „obiektywne” dziennikarstwo, które dziś konsekwentnie promuje interesy i poglądy władzy. Przed wojną z Irakiem wszystkie czołowe partie polityczne w USA i Wielkiej Brytanii zgodziły się, że Irak stanowi zagrożenie, z którym należy się uporać. Ponieważ dziennikarze uważali za swój obowiązek przekazywanie różnych poglądów na temat oficjalności i ponieważ poglądy te tworzyły konsensus, uznano za niewłaściwe badanie argumentów podważających konsensus. Zatem były główny inspektor ONZ ds. broni, Scott Ritter, który twierdził, że jego zespół „fundamentalnie rozbroił” Irak z „90–95%” broni masowego rażenia do grudnia 1998 r., został po prostu zignorowany. Zgłębianie twierdzeń Rittera było postrzegane jako forma uprzedzenia, która przekroczyła granicę prowadzącą do „dziennikarstwa krucjatowego”. W zeszłym tygodniu w „The Times” redaktor polityczny ITV News, Nick Robinson, napisał:
„W okresie poprzedzającym konflikt ja i wielu moich kolegów byliśmy bombardowani skargami, że występowaliśmy w roli rzeczników pana Blaira. Dlaczego – dopytywali się skarżący – bez kwestionowania przekazaliśmy jego ostrzeżenie, że Saddam stanowi zagrożenie? Czy nie czytaliśmy, co powiedział Scott Ritter lub Hans Blix? Zawsze odpowiadałem w ten sam sposób. Moim zadaniem było informowanie o tym, co robią lub myślą rządzący… To wszystko, co może zrobić ktoś na moim stanowisku. Nie jesteśmy reporterami śledczymi.” (Robinson, „Pamiętasz, kiedy ostatni raz tak krzyczałeś?”, zapytałem spin doctora, The Times, 16 lipca 2004 r.)
Robinson twierdzi, że inni w ITN wykonali za niego zadanie kwestionowania władzy – zdecydowanie tego nie zrobili.
Rzadko zdarza się, aby wrodzona stronniczość „obiektywizmu” mediów głównego nurtu była bardziej otwarcie deklarowana. Jak teraz wiemy, Blair masowo zniekształcił „sporadyczne i niejednolite” informacje wywiadowcze na temat irackiej broni masowego rażenia, aby wymyślić „aktualne i poważne zagrożenie”. Nie badając prawdy i nie kwestionując oficjalnego konsensusu, „neutralni” reporterzy pozwolili Blairowi oszukać drogę do wojny.
Dziesiątki tysięcy Irakijczyków zapłaciło tę cenę życiem, a niezliczone tysiące innych zostało straszliwie okaleczonych. Jak to często bywa, okazuje się, że „neutralna” prasa była stronnicza wobec oczywistego zdrowego rozsądku, dobra bezsilnych i brutalnej realpolitik. „Neutralni” dziennikarze dobrze by zrobili, gdyby przypomnieli sobie wyrok szefa nazistowskich mediów Juliusa Streichera z Norymbergi:
„Żaden rząd na świecie… nie mógłby podjąć i wprowadzić w życie polityki masowej eksterminacji bez ludzi, którzy by go poparli i wspierali… Te zbrodnie nigdy nie mogłyby się wydarzyć, gdyby nie on i tacy jak on. ” (Conot, Robert E, Sprawiedliwość w Norymberdze, Carrol & Graf, 1983, NY, s. 384–385)
Jest jednak nadzieja – popularny aktywizm +może+ coś zmienić. Trzeba przyznać, że Robinson dodał:
„Nie mamy wiedzy specjalistycznej w zakresie systemów uzbrojenia ani wywiadu. Relacjonujemy politykę. Jednak jesteśmy przesiąknięci – słusznie czy nie – autorytetem umożliwiającym wypowiadanie się na szeroki zakres tematów. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej widzę, dlaczego moje reportaże rozzłościły tych, którzy sprzeciwiali się wojnie. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, zatrzymam się, zanim przekażę, co mówią rządzący. Teraz bardziej niż kiedykolwiek spróbuję zbadać tę sprzeczną sprawę.
SUGEROWANE DZIAŁANIE
Celem Media Lens jest promowanie racjonalności, współczucia i szacunku dla innych. Pisząc listy do dziennikarzy, zdecydowanie nalegamy, aby czytelnicy zachowywali uprzejmy, nieagresywny i nieobraźliwy ton.
Napisz do George'a Monbiota: E-mail: [email chroniony]
Napisz do Nicka Robinsona, redaktora politycznego ITV News: E-mail: [email chroniony]
Napisz do Alana Rusbridgera, redaktora Guardiana: E-mail: [email chroniony]
Prosimy również o przesyłanie wszystkich e-maili do nas na adres Media Lens: E-mail: [email chroniony]
Odwiedź stronę internetową Media Lens: http://www.medialens.org
Prosimy o rozważenie przekazania darowizny na rzecz Media Lens: http://www.medialens.org/donate.html
Ten alert medialny zostanie wkrótce zarchiwizowany pod adresem: http://www.MediaLens.org/alerts/index.html
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna