On Czerwca 3 w Argentynie wydarzyło się coś o znaczeniu historycznym. W odpowiedzi na feministyczne wezwanie do działania ponad 200,000 45,000 ludzi wyszło na ulice Buenos Aires. Duże tłumy gromadziły się w tym samym czasie także w mniejszych miastach: 20,000 12,000 w Kordobie, 10,000 XNUMX w Rosario, XNUMX XNUMX w Santa Fe, La Plata i Mendozie, XNUMX XNUMX w Mar del Plata i kolejne tysiące w mniejszych miejscowościach. Było to nie tylko największe spotkanie feministyczne wszechczasów, ale także jedna z największych demonstracji widzianych w Argentynie w ciągu ostatnich trzech dekad i jedna z niewielu o prawdziwie ogólnokrajowym zasięgu. Niemałe osiągnięcie w kraju przyzwyczajonym do dużych zgromadzeń ulicznych.
Głównym hasłem marszu było „Ani jednego mniej” (Ani jednego mniej) i nawiązywała do powtarzających się przypadków zabójstw kobiet, o których prasa informowała w ubiegłych latach. Według szacunków w latach 1,800–2008 ponad 2014 kobiet padło ofiarą przemocy wobec kobiet, w tym zabójstw „domowych” popełnionych przez mężów, chłopaków i krewnych, a także przypadków gwałtu, a następnie morderstwa dokonanego przez nieznajomych. Marsz został zorganizowany w sposób dość spontaniczny, nie przez istniejące wcześniej stowarzyszenia feministyczne, ale przez grupę osób publicznych – dziennikarzy, artystek i aktorek. Jak wyjaśnił jeden z nichWszystko zaczęło się w maju, po odnalezieniu ciała 14-letniej Chiary Paez pochowana w ogrodzie swojego chłopaka"dom. „Zalążkiem był tweet, w którym Marcela Ojeda, dziennikarka radiowa, rzuciła wyzwanie kobietom w całym kraju, formułując już historyczne zdanie: «Zabijają nas: Czy nic nie zrobimy?». Niektórzy z nas postanowili coś zrobić. Protestowaliśmy, skupiając się wokół hasła i hashtagu #NiUnaMenos”.
Choć wydawało się to nieoczekiwane, demonstracja wpisuje się w rosnącą świadomość dotyczącą kwestii płci wśród młodych ludzi i w mediach. W przeciwieństwie do niektórych krajów Ameryki Północnej i Europy, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Argentynie nie rozwinął się duży ruch feministyczny. Z pewnością istniały grupy feministyczne (głównie z klasy średniej), które prowadziły kampanie wtedy i od początku XX wieku. Ale nie był to masowy ruch społeczny. Zaczęło się to zmieniać w ciągu ostatnich dwóch dekad, kiedy feminizm nie tylko zyskał większą obecność w debatach publicznych, ale także po raz pierwszy zaczął przyciągać kobiety z niższych klas. Stało się to widoczne w fenomenie Narodowych Spotkań Kobiet, głównego corocznego wydarzenia ruchu. Pierwsze Spotkanie zorganizowano w 1960 roku jako horyzontalną przestrzeń dyskusji kobiet, niezależnych od państwa i partii politycznych. Wzięło w nim udział jedynie 1970 kobiet, w większości intelektualistki i doświadczone działaczki wywodzące się z klasy średniej. W miarę nasilania się kryzysu gospodarczego w Argentynie pod koniec lat 20. coroczne spotkania przyciągały coraz więcej kobiet z niższych klas. Wiele z nich było członkiniami innych ruchów społecznych, które nie miały wcześniejszej wiedzy na temat polityki feministycznej, ale doświadczały problemów związanych z płcią we własnych organizacjach i sąsiedztwach. Spotkanie w 1986 r. było już masowym zgromadzeniem 600 1990 delegatów różnego pochodzenia, w tym gospodyń domowych, robotników, rolników, chłopów, rdzennych mieszkańców, piqueteras, studentów i działaczy lewicowych, z których wielu reprezentowało większe organizacje. W ostatnim Spotkaniu, które odbyło się w prowincji Salta w 2001 roku, wzięło udział 12,000 2014 uczestników. Z roku na rok, po uczestnictwie w Spotkaniach, wszyscy ci działacze wnosili do swoich organizacji i społeczności nowe debaty i doświadczenia. W ten sposób różnorodne idee i wizje feministyczne „skażyły” argentyńskie społeczeństwo jak nigdy dotąd. Feminizm, zwykle pogardzany w środkach masowego przekazu, również tam zaczął zyskiwać miejsce, a niektóre gwiazdy walczyły o prawa kobiet, ale, co ważniejsze, obnażały mikropolitykę codziennego seksizmu. To właśnie w tym nowym scenariuszu feminizm po raz pierwszy wyszedł na ulice podczas masowej, narodowej demonstracji.
Politycy na różne sposoby reagują na ten nowy scenariusz. Gdy hashtag „Nigdy mniej” stał się wirusowy, wszystkie odkryły nagłe powołanie feministyczne. Politycy wszelkich przekonań dajcie się zobaczyć w marszu i/lub deklarowała troskę o prawa kobiet w mediach i sieciach społecznościowych. Lider prawicowego PRO, Mauricio Macri, który ma dobrą pozycję przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi, wyobraził sobie siebie trzymającego sztandar z napisem „Ani jednego mniej”. Ale jako burmistrz ani Buenos Aires nie był, delikatnie mówiąc, przyjazny kobietom. Ostatni rok podjął decyzję o zamknięciu mało znaczącego Programu Pomocy Ofiarom Przemocy Seksualnej że miasto istniało do tego czasu. „Brak funduszy” – lakonicznie wyjaśnił jego urząd, mimo że budżet miasta stale rośnie. Co więcej, według doniesień sam Macri w miejscach publicznych mizoginował, jak to wyjaśniał kobiety lubią być nękane na ulicy, bo uwielbiają, gdy im się mówi: „Co za niezły tyłeczek!” (sic!), gdy idą. Demonstrację postanowili także poprzeć politycy kirchnerowscy. Jednak osiągnięcia rządu w zakresie kwestii płci nie są zbyt imponujące. W istocie głównym żądaniem marszu „Ani jednego mniej” było wdrożenie przez rząd Krajowego Planu Zapobiegania i Likwidacji Przemocy wobec Kobiet, zatwierdzonego przez na mocy ustawy Kongresu w 2009 r. i nadal nie jest w pełni funkcjonalny. Sama Cristina Kirchner w miejscach publicznych wypowiadała się negatywnie na temat feminizmu. Ponadto kilka dni temu w przemówieniu transmitowanym przez wszystkie kanały telewizyjne i radiowe powiedziała to „Nie możesz być wspaniałą kobietą, jeśli nie masz u boku wspaniałego mężczyzny” – uwaga, która rozwścieczyła nawet feministki kirchnerystyczne, a zwłaszcza aktywistki lesbijskie.
Dobra wiadomość jest taka, że niezależnie od niedociągnięć lokalnych polityków w kwestiach płci, demonstracja „Ani jednego mniej” pomogła programowi feministycznemu zrobić wielki krok naprzód. Do niedawna praktycznie nieobecny w debatach publicznych, jest mało prawdopodobne, aby siły polityczne nadal go ignorowały w przyszłości. A przynajmniej nie bez poniesienia kosztów, jeśli tak się stanie. Tak naprawdę wygląda na to, że kandydat Macriego na gubernatora prowincji Santa Fe, Miguel del Sel, już płaci. Znany komik Del Sel słynie z wyśmiewania kobiet w swoich programach, w których zwykle przedstawia je jako bezmyślne, dziwki lub jedno i drugie. W kwietniu tego roku wygrał wybory Podstawowe w swojej prowincji, pokonując socjalistów – tradycyjnie faworytów w Santa Fe – niewiele ponad 3,000 głosów. Ponieważ głosowanie w prawyborach jest w Argentynie obowiązkowe – każdy ma obowiązek wybierać spośród dostępnych kandydatów – a Del Sel był jedynym kandydatem startującym w wyborach PRO w kwietniu, spodziewano się, że zostanie gubernatorem. Ale wtedy w wyborach, które odbyły się kilka dni temu, przegrał z socjalistami zaledwie 1,700 głosami. Jak sugerują niektórzy analitycy, kampania „Ani jednego mniej” mogła kosztować go utratę stanowiska. Rzeczywiście, w okresie między wyborami, gdy hashtag stał się wirusowy w prowincji, jego nazwisko było z nim negatywnie kojarzone w 98% wzmianek. Del Sel była uparcie przedstawiana jako mizoginistka i łączona z uprzedmiotowieniem ciał kobiet, co z kolei umożliwia kobietobójstwa i przemoc. Tendencja ta mogła mieć wpływ na część wyborców. Może nie jest to dużo, ale wystarczające, aby odwrócić wąskie wyniki szkół podstawowych.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna