Nareszcie centrum myśli ekonomicznej w
Pakiet podejść preferowanych przez zwolenników podaży, od Ronalda Reagana po George'a W. Busha i przyjętych przez kandydata Johna McCaina, obejmujący obniżki podatków dla korporacji i bogatych; deregulacja działalności gospodarczej i finansowej; słaba ochrona środowiska, konsumentów i miejsca pracy; i niepohamowana globalizacja – została stanowczo odrzucona przez wyborców, którzy w zdecydowanej większości uznali gospodarkę za najważniejszą dla siebie kwestię.
Teraz jest jasne, że nieudany fundamentalistyczny eksperyment rynkowy po stronie podaży zrujnował gospodarkę. Błędna polityka monetarna, deregulacja i luźny nadzór stworzyły bańki na giełdzie i na rynku nieruchomości, które nagle pękły, wymazując biliony dolarów z majątku gospodarstw domowych. Tymczasem płace i dochody klasy średniej uległy stagnacji, nierówności wzrosły, produkcja została pozbawiona środków do podtrzymywania życia, a miliony ludzi zostało wyrzuconych z pracy. Wyborcy zdali sobie sprawę, że polityka, która doprowadziła nas do obecnego kryzysu, nie wyciągnie nas z niego. Chcą pragmatycznej interwencji rządu, aby rozwiązać nasze problemy energetyczne, naprawić system opieki zdrowotnej, przywrócić konkurencyjność produkcji, uzyskać bardziej progresywne opodatkowanie, wygenerować powszechny wzrost płac i zapewnić bezpieczeństwo emerytalne pracującym Amerykanom.
Demokraci już dostosowywali swoją politykę do nowej rzeczywistości, zanim niedawny krach finansowy sprawił, że zmiany stały się jeszcze pilniejsze. Można to zauważyć, porównując propozycje czołowych kandydatów w ostatnich prawyborach Demokratów z propozycjami z lat 2000 i 2004. Wszyscy niedawni kandydaci podkreślali duże inwestycje publiczne w efektywność energetyczną i alternatywne źródła energii (zielone miejsca pracy) oraz poparli powszechną opiekę zdrowotną propozycje opierające się na dużym planie publicznym (takim jak Medicare) obok istniejących planów zapewnianych przez pracodawcę. Zalecili ostrożność w dalszym procesie globalizacji i poparli możliwe do wyegzekwowania standardy pracy jako kluczowy element polityki handlowej. Wszyscy głośno opowiadali się za prężnym ruchem związkowym (a co za tym idzie dla ustawy o wolnym wyborze pracowników) i za znacznym podniesieniem płacy minimalnej. Mniej mówiło się o równoważeniu budżetu, a więcej o równoważeniu konieczności inwestycji publicznych z innymi celami fiskalnymi.
Fakt, że Amerykanie są obecnie otwarci na zmiany, nie oznacza, że nie są już sceptyczni wobec interwencji rządu. Któż nie byłby sceptyczny po ostatnich ośmiu latach błędnej i niekompetentnej polityki, kiedy to interwencje rządu miały głównie na celu podważenie konstytucyjnych praw jednostek?
Stojące przed nami zadanie polega na stworzeniu polityki, która poprawi sytuację ekonomiczną zdecydowanej większości, a tym samym przywróci zaufanie. Jest wiele do pokonania. Przez około trzydzieści lat, z wyjątkiem ekspansji pod koniec lat 1990., dla zdecydowanej większości wzrost płac był niewielki i wzrosła niepewność ekonomiczna, związana głównie z opieką zdrowotną i zabezpieczeniem emerytalnym. Ostatni cykl koniunkturalny trwający od 2000 do 2007 roku nie przyniósł żadnego wzrostu rodzinom pracującym z klasy średniej – średnio traciły one ponad 2,000 dolarów rocznie w dochodach skorygowanych o inflację. Ta erozja siły zarobkowej nastąpiła nawet wtedy, gdy gospodarka dzięki swoim pracownikom stawała się coraz bardziej produktywna. W rzeczywistości wzrost produktywności – mierzący liczbę wytworzonych towarów i usług na godzinę przepracowaną – jest historycznie wysoki od 1995 r., ale owoce tego wzrostu dotarły do osób już zamożnych. Nasza gospodarka była ogromną operacją szumowania dla zamożnych.
Oprócz tych długoterminowych problemów, nowa recesja doprowadziła we wrześniu do poziomu 6.1% bezrobocia, jeszcze przed światowym krachem finansowym. Teraz mamy do czynienia z kilkuletnim wysokim bezrobociem (osiągającym szczyt na poziomie 8% lub więcej) i powszechnymi stratami dochodów, których przezwyciężenie zajmie jeszcze wiele lat.
Aby stawić czoła tym wyzwaniom, będziemy potrzebować odważnych – a nawet „odważnych” – polityk. W EPI opracowaliśmy Agendę na rzecz wspólnego dobrobytu, która pomoże nam wrócić na właściwe tory, oraz pakiet naprawy gospodarczej, który wyciągnie nas z rozwijającej się recesji. Konieczne będzie odbudowanie podstawowych zdolności rządu, a decydenci będą musieli rygorystycznie skoncentrować się na politykach opłacalnych. Rozwiązania będą musiały być ambitne, biorąc pod uwagę skalę problemów, przed którymi stoimy, a nie nieśmiałe poprawki na marginesie.
Z pewnością nie możemy już rozwijać się w oparciu o bańki na rynku nieruchomości czy akcji, ani też w wyniku zwiększonego zadłużenia osobistego: popyt na towary i usługi wynikający z naszej zwiększonej produktywności będzie musiał pochodzić od konsumentów, którzy zarabiają na utrzymanie rodziny. Będziemy potrzebować nowych wydatków rządowych na infrastrukturę, edukację, opiekę zdrowotną i sieć bezpieczeństwa, ponowną regulację rynków finansowych i ubezpieczeniowych, zmiany i egzekwowanie naszego prawa pracy. Przede wszystkim potrzebujemy przewodniej filozofii, która rozumie, że celem rządu nie jest schodzenie z drogi, ale pomaganie w prowadzeniu przez trudne czasy.
---------
Lawrence Mishel jest prezesem Instytutu Polityki Gospodarczej, a
Aby uzyskać wywiady lub uzyskać więcej informacji, skontaktuj się z Działem Komunikacji EPI pod numerem 202-775-8810 lub [email chroniony].
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna