"Nasze załamanie jest także źródłem naszego wspólnego człowieczeństwa, podstawą naszego wspólnego poszukiwania komfortu, znaczenia i uzdrowienia. Nasza wspólna wrażliwość i niedoskonałość pielęgnują i podtrzymują naszą zdolność do współczucia.
-Bryana Stevensona, Just Mercy
„Jestem człowiekiem i myślę, że nic, co ludzkie, nie jest mi obce.”*
-Terence, afrykański dramaturg rzymski i były niewolnik
(*ulubiona „maksyma” Karola Marksa)
Zdecydowanie zbyt wielu ludzi w Stanach Zjednoczonych jest oficjalnie skazanych na skrócenie swojej przyszłości.[1] Najbardziej ekstremalne z tych przypadków mają miejsce w celi śmierci, gdzie obecnie przebywają tysiące osób skazanych na egzekucję przez państwo – niektórzy prawdopodobnie za przestępstwa, których nawet nie popełnili.[2] Do tego musimy dodać kolejne 55,000 XNUMX osób, które na stałe przebywają w amerykańskich więzieniach, skazane na „dożywocie” bez nawet możliwości zwolnienia warunkowego.[3] Oni także są skazani na śmierć za kratkami, jeśli nie dzisiaj, to w końcu – bez względu na to, co powiedzą za drzwiami, bez względu na to, jak niesprawiedliwe będą wydarzenia, które w ogóle doprowadziły ich do więzienia.[4]
Co to znaczy dla społeczeństwa potępiać tak wielu i tak ostatecznie?
Mocna książka Bryana Stevensona Sprawiedliwe miłosierdzie: historia sprawiedliwości i odkupienia (2014) rzuca nam wyzwanie, abyśmy pamiętali o potępionych. I to nie tylko ze względu na nich, ale także na nasze. Bestsellerowe wspomnienia Stevensona ukazują nam amerykański system „sprawiedliwości”, który można szybko wyrzucić i niechętnie odkupić, w którym cele resocjalizacji i prawdziwego bezpieczeństwa publicznego były od dawna spychane na bok przez dążenie do karania i czystek. Czerpiąc z dziesięcioleci pracy jako obrońca na pierwszej linii frontu, kwestionując karę śmierci i broniąc skazanych w byłych stanach niewolniczych na południu, takich jak Georgia i Alabama, Stevenson ujawnia system kierowany bardziej przez zemstę niż uczciwość, oportunizm polityczny niż należyty proces, w którym kozłów ofiarnych przez rasę i klasę, rutynowo narusza prawdę i sprawiedliwość. Jak to ujął Stevenson: „Nasz system sądownictwa karnego traktuje cię lepiej, jeśli jesteś bogaty i winny, niż biedny i niewinny”. Na potwierdzenie tej tezy podaje niezliczone przykłady i statystyki. Just Mercy tym samym dołącza do rosnącej listy najlepiej sprzedających się książek (takich jak książka Michelle Alexander Nowy Jim Crow) i popularne filmy (takie jak Ava DuVernay Trzynasty) pomagając zmienić sposób, w jaki ten kraj mówi o systemie „wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych”.
Ale praca Stevensona robi coś innego, coś rzadszego, a być może nawet trudniejszego i koniecznego w naszych czasach: bez wahania patrzy na najgorsze zbrodnie i najbardziej rażące niesprawiedliwości tego społeczeństwa, nie lekceważąc szkód wyrządzonych zarówno przez sprawców, jak i karających, a jednocześnie nie zatwardzając się na ludzkość, która wciąż żyje, nawet wśród tych, którzy popełnili wielkie zło – a nawet wśród tych wynajętych, aby narzucać potępionym dalszą brutalność.
W przeciwieństwie do postaw prominentnych aktywistów, które opowiadają się przeciwko masowemu osadzaniu w więzieniach, kładąc nacisk na brutalne zamykanie w więzieniach przestępców niestosujących przemocy i mających związek z narkotykami (stosunkowo niewielki odsetek długoterminowych uwięzień), Stevenson mierzy się z powszechną przemocą interpersonalną nadal stanowi to większość przedłużających się spraw więziennych.[5] Jednak wbrew rosnącej karze społecznej, szczególnie widocznej na (Trumpiowskiej) prawicy politycznej, ale także spotykanej na lewicy („godnej ubolewania” i nienawidzącej), Just Mercy nie chce trwale potępiać ani spisywać na straty nawet tych, którzy mają krew na rękach.
Co więcej, chociaż narracja Stevensona skupia się na najbardziej tragicznych przypadkach, w tym na niewinnych i niesłusznie skazanych, jego relacja ukazuje, w jaki sposób dominujący system skrajnych kar szkodzi nam wszystkim, nawet tym, których życie jest zależne od tego systemu. Słuchając ze współczuciem w miejscach, które mogą wydawać się najbardziej nieprawdopodobne, Stevenson znajduje pęknięcia nadziei i nasiona radykalnej transformacji.
Państwo (i „Wspólnota”) kontra Walter McMillian
Książka Just Mercy(a tym bardziej film z 2019 r.) koncentruje się na wysiłkach Stevensona, by ocalić Waltera McMilliana, czarnego mężczyznę, który został niesłusznie skazany i spędza dziesięciolecia w więzieniu – w celi śmierci – za przestępstwo, którego nie popełnił. McMillian ma, jak można by pomyśleć, alibi: on i jego żona Minnie organizowali wspólną imprezę kulinarną w dniu zabójstwa,[6] i dlatego był obecny z dosłownie dziesiątkami osób w tych samych godzinach, w których rzekomo przebywał wiele mil stąd, popełniając morderstwo, za które było odpowiedzialne brak jasnego motywu, żadnych dowodów fizycznych na miejscu. Jedynym dowodem w sprawie stanowej okazują się zeznania świadka skazanego za przestępstwo Ralpha Myersa, którego historia jest pełna niespójności, jeszcze zanim Stevenson odkrywa, że prokuratorzy wymusili na nim i przekupili go. Wszystko to, a jednak McMillian jest nadal skazany i skazany na śmierć.[7]
Okazuje się, że prawdziwym „przestępstwem” Waltera było bycie czarnym mężczyzną z klasy robotniczej, który wiele lat temu został uznany za „sprawiającego kłopoty” za wdawanie się w pozamałżeński romans z miejscową białą kobietą. Po ujawnieniu romansu, nękany rasowymi i seksualnymi tabu, wkrótce staje się celem czegoś w rodzaju legalnego linczu i staje się kozłem ofiarnym dawno nierozwiązanej zbrodni.
Dokładne badanie sprawy McMilliana przez Stevensona ujawnia, że policja, prokuratorzy i sędziowie nie tylko byli omylni, ale „chcieli ignorować dowody, logikę i zdrowy rozsądek” skazać kogoś i uspokoić społeczność że zbrodnia została rozwiązana, a morderca ukarany” (112, podkreślenie dodane). Jak wyjaśnia Stevenson, często to właśnie chęć „uspokojenia społeczności” popycha tych urzędników do najbrudniejszej pracy: celowego ignorowania lub ukrywania dowodów, które mogłyby uniewinnić skazanych, odwracania uwagi na poważne obawy co do winy i niewinności za pomocą trywializujących manewrów proceduralnych.[8]
Dążenie do skazania i ukarania nie jest tutaj jedynie czymś, co spada z państwa na wysokościach, ale czerpie siłę i „usprawiedliwienie” z rzekomej potrzeby lokalnej ludności – tak zwanej „wspólnoty” – aby czuć się bezpiecznie w następstwie przemocy, zwłaszcza, choć nie wyłącznie, przemocy wobec kobiet. Wynika z tego, że projekt ograniczenia – nie mówiąc już o „zniesieniu” – takich lekkomyślnych prześladowań ze strony państwa wymaga nie tylko zakwestionowania samych polityk i praktyk (lub policji, która je egzekwuje), ale szerzej zmiany serc i umysłów „społeczności” „w skrócie” – zajęcie się (często rasowymi i płciowymi) lękami i niepokojami, które podsycają (lub zapewniają osłonę) zamknięcie.[9]
Historia McMilliana tworzy thriller prawniczy przewyższający Johna Grishama – nie będę tutaj wspominać o jej porywającej fabule.[10] Ale, co najważniejsze, Just Mercy to nie tylko książka o skrzywdzonych „niewinnych”; Stevenson przebywa także blisko „winnych”, czyli ludzi, którzy mieć w rzeczywistości dopuścili się ohydnych czynów, choć często pod wielkim przymusem i w warunkach odległych od ich wyboru. Stevenson raz po raz pokazuje nam, że w tych ludziach także kryje się człowieczeństwo: zdolność i chęć uczenia się na swoich błędach, wyrażania żalu i współczucia dla innych, chęci nadania sensu swojemu życiu i rzutowania w przyszłość. – nawet jeśli państwo planuje je skrócić.
Humanizowanie Herba Richardsona — za pośrednictwem ekranu i tekstu
Filmowa adaptacja z 2019 roku Just Mercy w potężny sposób dramatyzuje ludzkość przebywającą za kratami celi śmierci. Być może najbardziej poruszająca scena ma miejsce, gdy Herbert Richardson, pierwszy klient Stevensona, zostaje wysłany do komory śmierci, mimo że jego ostateczna apelacja Sądu Najwyższego została odrzucona. Ogarnięty strachem i niepokojem Richardson drży nogami, gdy podchodzi do krzesła elektrycznego z głową i brwiami ogolonymi do skóry, aby „ułatwić «czystą» egzekucję” (90): to znaczy, aby jego zabójcy nie musieli wąchać popiół jego płonących włosów. Strażnicy zapinają Herba pasami i zapinają go na druty, a zaciągnięta zasłona odsłania przez grube szkło salę pełną dobrze ubranych, siedzących obserwatorów, zebranych, aby być świadkami jego egzekucji – grzecznie przygotowanych na patrzenie, jak umiera. Odczytuje się na głos oficjalny wyrok śmierci. Panika i desperacja zalewają oczy Richardsona.
Wtedy coś się dzieje. Przez otwory wentylacyjne nad krzesłem elektrycznym, zanim kat naciśnie wyłącznik, słyszymy dźwięk: kakofonię trzask brzęk-grzechotanie metalu, a potem podniesione głosy. Brzęk, brzęk, brzęk. Herb też to słyszy i podnosi wzrok: to jego koledzy z celi śmierci, uderzający blaszanymi kubkami w kraty celi i wykrzykujący jego imię z całych sił po korytarzu. Brzęk, brzęk, brzęk, brzęk, brzęk BANG BANG BANG, brzęk. Wołają, żeby wiedział, że nie jest sam:
„Jesteśmy z Tobą, Herb!”
„Nigdy Cię nie zapomnimy, Herb!”
"KOCHAMY CIĘ! "
Taki brzęczący protest nie wstrzymuje egzekucji. Herb Richardson wciąż jest wypychany z tego świata.
Zanim jednak prąd przepłynie przez jego ciało, Herbowi udaje się opanować drżenie. Urażony brzęczącym refrenem, może wziąć ostatni oddech i opuścić ziemię z choć odrobiną godności, wiedząc, że nie jest sam i że są inni, którzy wiedzą, że to, co się z nim dzieje, jest złe. Aby go zapamiętano, i to nie tylko jako mordercę.[11]
Powiedzmy sobie jasno: Herbert Richardson jest winny zabicia kogoś. Od dawna przyznał się do tego, co zrobił – podłożył bombę pod werandą, w wyniku czego zginęła 11-letnia dziewczynka imieniem Rena Mae Collins. Ale chociaż zabił, Herb upiera się, że nigdy tego nie zrobił Oznaczało Do; bomba miała przestraszyć kogoś innego, a nie skrzywdzić kogokolwiek, nie mówiąc już o zabiciu tego dziecka. Herb dręczy się żalem, zadając sobie raz po raz pytanie: „Jak mogłem być taki głupi!” W chwilach bardziej depresyjnych Herb wręcz głosi, że zasługuje na swój los, co tylko czyni ten los bardziej absurdalnym i niepotrzebnym; najwyraźniej Herb wyciągnął więcej niż tylko nauczkę.
Niektórzy potępiliby ludzi takich jak Richardson jako „potwory”. Jednak intymna relacja Stevensona konfrontuje nas z niezaprzeczalnym faktem, że nawet jeśli ludzie tacy jak Herb dopuścili się straszliwej przemocy, rzadko kiedy ona zaczynała się od nich. Nie są jedynymi autorami swoich działań. Najczęściej skazani sami byli ofiarami zaniedbań rodziców, przemocy fizycznej, seksualnej lub emocjonalnej, skrajnego ubóstwa, a nawet – jak w przypadku Herberta Richardsona –wszystkie powyższeoraz zespół stresu pourazowego wynikający ze służby wojskowej w Wietnamie.[12]
W pisanych wspomnieniach Stevensona nie ma wzmianki o tym koleżeństwie w godzinie śmierci, w którym słychać było brzęczenie klatki – prawdopodobnie jest to hollywoodzka ozdoba. W tekście Tylko Miłosierdzie, Herbert w ostatnich godzinach życia jest zbyt odizolowany, aby do niego dotrzeć, oddzielony od kolegów z klasy, brutalnie oderwany od rodziny w pokoju odwiedzin, aby porażenie prądem mogło nastąpić zgodnie z planem. Mimo to człowieczeństwo domu śmierci Herba pojawia się, choć w bardziej subtelny sposób. Podczas ostatnich godzin wizyt u rodziny opowiada dowcipy, aby zachować spokój i troszczy się o ochronę uczuć otaczających go osób. Skazany na śmierć, martwi się o przyszłość: przypomina funkcjonariuszom więziennym, aby jego żona dostała złożoną amerykańską flagę, do której wkrótce będzie uprawniona jako wdowa po weteranie wojskowym.[13] W jakiś sposób, którego nawet Stevenson nie jest w stanie w pełni pojąć, Herbowi udaje się nawet przekonać strażników, aby zagrali wybrany przez niego hymn „The Old Rugged Cross”, gdy idzie do komory śmierci.
Stevenson wspomina i zastanawia się nad głębokim komentarzem Herba na chwilę przed tym, jak musi stanąć twarzą w twarz z krzesłem elektrycznym:
– To było takie dziwne, Bryan. W ciągu ostatnich czternastu godzin mojego życia więcej osób pytało mnie, co mogą zrobić, aby mi pomóc, niż kiedykolwiek pytało mnie w ciągu tych lat, kiedy zaczynałem karierę”. Spojrzał na mnie, a jego twarz wykrzywiła się w zakłopotaniu.
Uścisnąłem Herberta po raz ostatni, długo, ale myślałem o tym, co powiedział. Pomyślałem o wszystkich dowodach dotyczących jego dzieciństwa, których sąd nigdy nie rozpatrywał. Myślałem o całej traumie i trudnościach, które towarzyszyły mu po powrocie z Wietnamu. Nie mogłam powstrzymać się od zadawania sobie pytania: Gdzie byli ci wszyscy pomocni ludzie, kiedy naprawdę ich potrzebował? Gdzie byli ci wszyscy pomocni ludzie, kiedy Herbert miał trzy lata i zmarła jego matka? Gdzie byli, gdy miał siedem lat i próbował dojść do siebie po przemocy fizycznej? Gdzie byli, gdy był nastolatkiem zmagającym się z narkotykami i alkoholem? Gdzie byli, kiedy wrócił z Wietnamu z traumą i niepełnosprawnością? (89-90).
Rzeczywiście, gdzie.
Stevenson przypomina nam o zbiorowej odpowiedzialności, jaką społeczeństwo ponosi za zranienia i zaniedbania, które prawie zawsze wydają się stanowić tło spektakularnej przemocy, która trafia na pierwsze strony gazet i kradnie życie – zarówno ofiar, jak i prześladowców. Kiedy przyjrzymy się bliżej, często nawet w najbardziej barbarzyńskich indywidualnych czynach kryje się głębsza przyczynowość społeczna. Konfrontując się z tą rzeczywistością społeczną i historyczną, pojawiają się nowe możliwości ludzkiej sympatii i zrozumienia.
Konfrontacja z naszym wspólnym złamaniem
Stevenson spędza większość swojego czasu w Just Mercy z ludźmi takimi jak Herb Richardson. Należą do najbardziej bezbronnych i załamanych osób w tym systemie i w naszym społeczeństwie – osoby chore psychicznie, uzależnione, dzieci wkraczające dopiero w okres dojrzewania, a mimo to skazane na wieczne wyroki za przestępstwa popełnione pod niewiarygodnym przymusem. Większość z nich to w przeszłości ofiary przemocy i traumy.
Takie przypadki mogą wydawać się wyjątkowe.
Jednak ostatecznym celem Stevensona jest podkreślenie wrażliwości i zepsucia cała kolekcja nas i nakłonić nas, abyśmy raczej przyjęli tę bezbronność, niż zaprzeczali, jako cechę definiującą naszą ludzką – i historyczną – sytuację. (Jak można żyć we współczesnych USA, nie ponosząc w rezultacie w pewnym sensie szkody?). Stevensona, że zaprzeczanie temu podstawowemu zepsuciu powoduje efekt przeciwny do zamierzonego i okrutne zatwardzenie społeczne. „Zinstytucjonalizowaliśmy politykę, która sprowadza ludzi do najgorszych czynów” – pisze – „i trwale określa ich mianem „przestępców”, „morderców”, „gwałcicieli”, „złodziejów”, „handlarzy narkotyków”, „przestępców seksualnych”; przestępca” – tożsamość, której nie mogą zmienić bez względu na okoliczności popełnienia przestępstwa lub jakąkolwiek poprawę, jaką mogą wprowadzić w swoim życiu. Ale, co najważniejsze, dodaje: „Bliskość nauczyła mnie kilku podstawowych i pokornych prawd, w tym tej istotnej lekcji: każdy z nas jest czymś więcej niż najgorszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiliśmy”.
I odwrotnie, jak twierdzi Stevenson, nikt z nas nie żył bez doświadczania krzywdy i wyrządzania jej w jakiś sposób innym. Zaakceptowanie tej omylności i wrażliwości, jak przypuszcza Stevenson, może tchnąć nadzieję na zmianę, umożliwiając nam dostrzeżenie potrzeby zarówno otrzymywania, jak i dawania innym, a nie tylko ich samych deserów…wet za wet, oko za oko— ale także dar miłosierdzia: hojność ducha, która wypływa ze współczucia i pokory. Stąd jego tytuł: nie tylko sprawiedliwość, ale po prostu miłosierdzie„Gdybyśmy przyznali się do naszego złamania” – pisze – „nie moglibyśmy już dłużej być dumni z masowych więzień, egzekucji ludzi, z naszej celowej obojętności wobec najsłabszych” (291).
To ma sens. Gdybyśmy przyznali, że jesteśmy załamani, a także naszą zbiorową odpowiedzialność za zaniedbania społeczne, które warunkują przestępcze wahania innych, nie moglibyśmy dłużej akceptować tego, że osoby zamknięte są zasadniczo zupełnie inne od nas lub że to oni są wyłącznie winni za ich kłopoty. Nie moglibyśmy też w dalszym ciągu akceptować fantazji, jakoby zwykłe wydalenie „ich” z kręgu społeczeństwa przywróciło w ten sposób „naszą” społeczność zdrowie i całość.[14]
„Wszystkich nas coś załamuje” – pisze Stevenson. „Każdy z nas kogoś skrzywdził i został zraniony. Wszyscy podzielamy ten stan, nawet jeśli nasze złamanie nie jest równoważne.
Rozpoznanie tej rzeczywistości, zdaniem Stevensona, może stać się kluczem do naszej potencjalnej transformacji. Bo, jak pisze, „nasze załamanie jest także źródłem naszego wspólnego człowieczeństwa, podstawą naszego wspólnego poszukiwania pocieszenia, sensu i uzdrowienia. Nasza wspólna wrażliwość i niedoskonałość pielęgnują i podtrzymują naszą zdolność do współczucia” (289).
„Co by się stało, gdybyśmy wszyscy po prostu przyznali się do naszego złamania?” Stevenson pyta: „gdybyśmy przyznali się do naszych słabości, deficytów, uprzedzeń i lęków. Może gdybyśmy to zrobili, nie chcielibyśmy zabijać złamanych wśród nas”, nawet tych, „którzy zabijali innych” (290-1).
Stevenson daje nam poczucie przemieniających możliwości współczującego słuchania. Nawet strażnicy więzienni, jak opowiada, są zdolni do zmiany – przynajmniej wtedy, gdy są zmuszeni stawić czoła łagodzącym okolicznościom w życiu więźniów. Rozważmy pamiętny przypadek jednego ultra-macho funkcjonariusza więziennego, którego umięśnione przedramię zdobił tatuaż z flagą konfederatów. (Nigdy nie pojawia się on w tekście). Zmuszony do podsłuchania rozdzierających serce zeznań sądowych na temat skazanego na karę śmierci na jego służbie, w tym długiej historii więźnia, który dopuścił się w dzieciństwie przemocy ze strony szeregu rodziców zastępczych, strażnik zaczyna czuć osobistą więź z mężczyzną, którym wcześniej gardził. „Człowieku, nie sądziłem, że ktokolwiek miał tak źle jak ja” – mówi więźniowi. „Miałem naprawdę ciężko. Ale słuchanie tego, co mówisz… uświadomiło mi, że byli inni ludzie, którzy mieli tak samo źle jak ja. Chyba nawet gorzej” (201).
Ten strażnik nie zna tego słowa łagodzenie kiedy słyszy, jak Stevenson używa go w sądzie. Ale zależy mu na tyle, żeby to sprawdzić. Należy pamiętać, że to ten sam mężczyzna, który wcześniej brutalnie (i nielegalnie) przeszukał Stevensona podczas jego pierwszej wizyty w więzieniu. A jednak nawet ten zatwardziały strażnik systemu – jego pickup z rasistowskimi naklejkami na zderzakach i stojakiem na broń[15]— mięknie i zaczyna okazywać przynajmniej odrobinę współczucia mężczyźnie, którego więzi, gdy tylko usłyszy jego historię. (Z kolei my, czytelnicy, wraz ze Stevensonem uczymy się okazywać współczucie także strażnikowi, zdając sobie sprawę, że „pieprz się” Twardość, którą projektuje, jest częściowo skutkiem jego własnej traumy i molestowania z dzieciństwa.) Po tej zmianie funkcjonariusz wyznaje, że podczas pełnienia obowiązków transportowych zrobił coś, czego „prawdopodobnie nie powinien”. Zjechał z autostrady międzystanowej i zabrał swoją więźniarkę, Avery Jenkins, do Wendy's na czekoladowy koktajl mleczny.
Niedługo potem, jak informuje nas Stevenson, strażnik opuszcza więzienie.
Taka indywidualna przemiana serca jest znakiem powitalnym. Ale czy wystarczy transformacja systemu? Czy takie współczucie może się rozprzestrzeniać i skalować?
Tutaj znowu film Just Mercy dramatyzuje sprawę. Po powrocie do więzienia po natychmiastowym oddaleniu jego apelacji o nowy proces (nawet po tym, jak jedyny świadek przeciwko niemu odwołał swoje zeznania), Walter McMillian odmawia powrotu do celi. Strażnik na każdym ramieniu, chwyta kraty i trzyma się ziemi: on nie pójdzie. Wynikająca z tego walka wpędza samych strażników w kryzys moralny, dramatyzując sposób, w jaki system zmusza ich również do tłumienia swojego lepszego i prawdziwszego siebie. Oni także po raz pierwszy na własne uszy usłyszeli na dworze niezbite dowody niewinności Waltera. Jak zatem mogą się zmusić, aby zmusić tego niewinnego człowieka z powrotem do celi, używając siły, aby pokonać jego opór – opór, o którym teraz wiedzą, że jest moralnie sprawiedliwy? Niemniej jednak strażnicy „wykonują swoją pracę” – najpierw błagają, a potem wpychają Waltera z powrotem do klatki. Za swój słuszny opór Walter trafia do Dziury: przedłużona izolacja.[16] Nawet niewinny człowiek przebywający w amerykańskim więzieniu, jeśli kwestionuje swoje podporządkowanie, zostanie ukarany jako przestępca, nawet jeśli sami strażnicy wiedzą lepiej.[17]
Same indywidualne zmiany serca nie wystarczą. Ale nie są też nieważne. Co w takim razie należy zrobić?
Potrzeba łagodzenia, możliwości transformacji
„Wszyscy w pewnym momencie potrzebujemy środków łagodzących” – pisze Stevenson. A przez „my” ma na myśli nie tylko tych zamkniętych w więzieniach, ale tych, którzy wepchnęli ich do tych klatek i komór śmierci, a także tych, którzy z daleka tolerują takie działania. O osobach, które wiwatują po śmierci jednego ze swoich niesłusznie potępionych klientów, Stevenson pisze: „Zdałem sobie sprawę, że oni też są załamani, nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznają” (290). Mówiąc o społeczeństwie jako całości, dodaje: „Staliśmy się tak bojaźliwi i mściwi, że wyrzucaliśmy dzieci, odrzucaliśmy osoby niepełnosprawne i sankcjonowaliśmy więzienie chorych i słabych – nie dlatego, że stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego lub poza rehabilitacją, ale ponieważ uważamy, że dzięki temu wydajemy się twardzi, mniej załamani… Poddaliśmy się surowemu instynktowi, by zmiażdżyć tych spośród nas, których załamanie jest najbardziej widoczne” (290).[18]
Choć jego oburzenie jest jasne, Stevenson podtrzymuje przekonanie, że takie karzące poddanie się to nie koniec historii. Zarówno sprawcy strasznych przestępstw, jak i sprawcy brutalnej lub niesprawiedliwej kary są zdolni do przemiany.
W końcu historia Stevensona to także historia przemiany. Nie został wychowany na radykała. Nie ukończył też college'u jako zwolennik zniesienia więzienia i kary śmierci. Tylko żyjąc wśród potępionych i uważnie słuchając, Stevenson dostrzegł swój osobisty związek z tym egzystencjalnym dylematem. „Bycie blisko cierpienia, śmierci, egzekucji i okrutnych kar” – pisze – „nie tylko rzuciło światło na złamanie innych; w chwili udręki i złamanego serca, odsłoniło także moje własne załamanie. „Tylko miłosierdzie jest zatem między innymi historią o dorastaniu dobrze wykształconego dobroczyńcy, który radykalizuje się pod wpływem bliskich doświadczeń z człowieczeństwem ukrytym w systemie. Rozpoczynając studia prawnicze na Harvardzie, mając liberalny cel naprawienia okazjonalnych błędów prokuratorskich, Stevenson przez lata opracował podstawowy akt oskarżenia samego systemu.
Trwała bliskość z osobami z wewnątrz była kluczowym krokiem w transformacji Stevensona; jego był nie tylko przełomem intelektualnym. Niemniej jednak jego doświadczenia dają początek społecznej filozofii moralnej o wielkim współczesnym znaczeniu, którą zakończymy ten esej.
Korzenie współczującego radykalizmu Stevensona
Odróżnijmy radykalne stanowisko Stevensona przeciwko skazaniu na śmierć od szeregu bardziej powszechnych argumentów przeciwko morderstwu sankcjonowanemu przez państwo. Stevenson odrzuca karę śmierci nie tylko dlatego, że jej ostateczność sprawia, że egzekucje niewinnych ludzi stają się praktycznie nieuniknione. Nie odrzuca też kary śmierci tylko dlatego, że jest ona „kosztowna” ekonomicznie lub dlatego, że jest „okrutna i niezwykła” w sensie równoznacznym z torturami fizycznymi. Nie został też zmuszony do swojego stanowiska tylko dlatego, że w nierównym społeczeństwie, takim jak nasze, usankcjonowane przez państwo morderstwo staje się rodzajem silnika utrwalającego historyczną niesprawiedliwość i urazę na tle rasistowskim i klasowym. Z pewnością Stevenson również zgodziłby się z większością tych powodów.[19] Ale jest coś więcej.
U podstaw radykalnego zniesienia kary śmierci Stevensona opierają się na dwóch kluczowych aksjomatach, które mają zastosowanie do wszystkich ludzi:
1) Wszyscy jesteśmy bezbronnymi (w pewnym sensie „zepsutymi”) stworzeniami, stworzone i zmuszone do przetrwania w warunkach społecznych, których jako jednostki nie wybraliśmy ani nie stworzyliśmy.[20]
2) Wszyscy jesteśmy niedokończonymi projektami, pracami w toku, zdolnymi do zmian i możliwej transformacji, przy zapewnieniu odpowiednich warunków i niezbędnego wsparcia ludzkiego.
Z tych dwóch głębokich podstawowych warunków, budując wraz ze Stevensonem, możemy wyprowadzić dwa podstawowe prawa człowieka:
Prawo do łagodzenia: to znaczy uwzględnienie okoliczności życiowych i przeszłej historii we wszystkich sądach na swój temat w teraźniejszości;
i
Prawo do transformacji: to znaczy, aby zapewnić przestrzeń, czas i kontekst do doskonalenia, rozwoju i zmiany.
Prawo do tego, aby liczyła się zarówno przeszłość, jak i potencjał.
Prawo do historii. I prawo do przyszłości.
Z tej perspektywy życie bez możliwości zwolnienia warunkowego („druga kara śmierci”) – a także wiele innych sztywnych i nadmiernych praktyk w zakresie wydawania wyroków powszechnych w USA[21]— powinny oburzyć nas tak samo, jak dosłowne egzekucje. Takie ostateczne i nieelastyczne potępienie ma na celu pozbawienie najbardziej ludzkiej zdolności: zdolności uczenia się, zmiany, stawania się lepszym, możliwości ludzkiego rozwoju i odkupienia. Co więcej, taki wyrok śmierci niezmiennie zależy od systematycznego tłumienia okoliczności łagodzących, które w pierwszej kolejności doprowadziły do popełnienia przestępstwa.
Podobnie, powinniśmy podkreślić, prawo do transformacji i łagodzenia jest ważne nie tylko jako podstawa argumentów abolicjonistów przeciwko całemu systemowi więziennictwa, ale także jako dźwignia poszerzania możliwości i okazywania współczucia tym, którzy są obecnie zamknięci w amerykańskich więzieniach, nawet jeśli nie możemy jeszcze rozbić klatek. Na przykład prawo do transformacji wymagałoby, abyśmy walczyli o rozszerzenie zasobów edukacyjnych, zdrowotnych i kulturalnych oraz możliwości znaczącej pracy, terapii, refleksji, dialogu i opieki medycznej dla osób znajdujących się w środku. Z drugiej strony prawo do łagodzenia może skłonić nas do wprowadzenia zmian w sposobie szkolenia prokuratorów i funkcjonariuszy więziennych w zakresie postępowania z osobami podlegającymi ich kompetencjom, przy jednoczesnym upewnieniu się, że agenci systemu nie są jedynie zahartowani strasznymi historiami o najgorszych rzekomych czynach więźniów , ale biorąc pod uwagę bardziej całościowe spojrzenie na życie, które doprowadziło ludzi do teraźniejszości. Idee te jedynie zarysowują powierzchnię tego, co oznaczałoby poważne traktowanie tych dwóch praw podstawowych w całym obecnym systemie. Czytelnicy bez wątpienia mogą sobie wyobrazić o wiele więcej.
Wnioski
Jak powinno być jasne, konsekwencje tego, co nazywam współczującym radykalizmem Stevensona, wykraczają daleko poza kwestię zbrodni i kary. Czytaj jako dzieło filozoficzne, Just Mercy zmusza nas do refleksji nad tym, jak uproszczone, „czarno-białe” potępiające myślenie działa na rzecz normalizacji zinstytucjonalizowanej przemocy i nierówności także w wielu innych dziedzinach. Od agresji państwa i pozasądowych ataków dronów za granicą, po cięcia świadczeń socjalnych i zmilitaryzowaną policję w kraju, pogląd, że istnieją „źli” lub „niegodni” ludzie, którzy „nie zasługują” na ten sam poziom współczucia i sprawiedliwego procesu, co „my” robimy, ułatwia akceptację nierówności i dopuszczanie się niesprawiedliwości. Ile współczesnych instytucji i polityk publicznych mogłoby wytrzymać próbę tego, co uniwersalne prawo do przekształcenia i łagodzenia? Wydaje mi się, że wymagałoby to gruntownej przebudowy, gdybyśmy nalegali na imperatyw przyznania każdej istocie ludzkiej prawa do szanowania zarówno jej przeszłego stanu, jak i przyszłego potencjału w każdym momencie jej doświadczenia społecznego.
Z braku takiego egzekwowalnego prawa w świecie, w którym obecnie żyjemy, hierarchiczny podział ludzi na „zasługujących” i „niegodnych” niezmiennie czerpie i przyczynia się do toksycznego dziedzictwa nacjonalizmu, rasy, klasy, a także płci, homofobii, zdolności i nie tylko. Jednak, jak wyjaśnia Stevenson, nie jest to po prostu odrażające jako wyraz takiej niesprawiedliwości. Jest to zasadniczo odczłowieczające i wyobcowujące dla wszystkich zaangażowanych osób oraz ogólnie niszczące potencjał pozytywnych zmian społecznych.
Aby rozwinąć ten punkt końcowy, zastanówmy się, jak takie potępiające myślenie – moglibyśmy to nazwać wyrok śmierci— reprezentuje głęboką porażkę w spełnieniu ulubionej „maksymy” Karola Marksa, słów zaczerpniętych od afrykańskiego rzymskiego dramaturga i byłego niewolnika, Terence’a:
„Jestem człowiekiem i myślę, że nic, co ludzkie, nie jest mi obce”.[22]
Moim zdaniem te zaniedbane słowa należy potraktować jako imperatyw intelektualny, etyczny i polityczny. A wyrok śmierci radykalnie narusza ten imperatyw.
Intelektualnie, odrzucając tych, którzy nas obrażają, jako „obcych” i „innych”, uniemożliwiamy sobie zrozumienie przyczynowości leżącej za tym, co obraża, osłabiając naszą zdolność radzenia sobie ze złożonymi, trudnymi rzeczywistościami. Przypomina mi się to, co krytyk Philip Slater w 1970 r. (przed boomem więziennym) nazwał
Założenie toalety—przekonanie, że niechciana materia, niechciane trudności, niechciane zawiłości i przeszkody znikną, jeśli zostaną usunięte z naszego bezpośredniego pola widzenia… Nasze podejście do problemów społecznych [w Stanach Zjednoczonych] polega na zmniejszaniu ich widoczności: poza zasięgiem wzroku, poza umysłem . To jest prawdziwy fundament segregacji rasowej, szczególnie w jej najbardziej skrajnym przypadku, indyjskim „rezerwacie”. Rezultatem naszych wysiłków społecznych było odsuwanie podstawowego problemu naszego społeczeństwa coraz bardziej od codziennego doświadczenia i codziennej świadomości, a tym samym zmniejszenie w masie populacji umiejętności, wiedzy, zasobów i motywacji niezbędnych do radzenia sobie z problemami. ich.[23]
Co więcej, na poziomie etycznym i egzystencjalnym takie potępiające wyrzeczenie się jest nieuczciwe. Osłania nas przed uznaniem własnej ludzkiej słabości, unikając historycznej, społecznej i biograficznej przygodności naszego życia i wyborów życiowych. W ten sposób ćwiczymy się w złudzeniach i arogancji, jak gdybyśmy my sami lub bliscy nam ludzie nigdy nie mogli spaść z naszej moralistycznej pozycji, biorąc pod uwagę pewne okoliczności materialne.
Wreszcie, na poziomie politycznym, kiedy skazujemy masy naszych bliźnich – nieproporcjonalnie niebiałych, biednych i klasy robotniczej – na wieczne komórki, nie tylko potępiamy im do dalszych cierpień, ale potępiajcie sobie do odłączenia się od rzeczywistości tego cierpienia, odcięcia się od wszystkich, którzy zmagają się z warunkami i historiami podobnymi do tych, przed którymi moralistycznie zatykamy uszy. Jeśli taka orientacja utrzyma się nad ruchem postępowym, skazuje klasę robotniczą i całe społeczeństwo na fragmentację, alienację, wzajemne niezrozumienie, rosnącą polaryzację i śmiertelną niechęć.[24] W społeczeństwie, w którym ponad 8% całej populacji i ponad 33% wszystkich Afroamerykanów nosi piętno wyroku skazującego za przestępstwo[25]– gdzie dziesiątki milionów ludzi z klasy robotniczej głosowało na Donalda Trumpa, a miliony pracują w branży „bezpieczeństwa” – trudno sobie wyobrazić blok polityczny na tyle duży i strategicznie bystry, aby faktycznie dokonać radykalnych zmian bez zasłaniania potępiających zasłon, które utrudniają dialog niemożliwe.
Kiedy „wyrzucamy ludzi” lub zamykamy ich i „wyrzucamy klucz”, „jako „obcy” pośród nas, zbyt łatwo staje się ignorowanie zawiłości i historii, które dały początek temu, co chcielibyśmy wymazać. Zdradzamy w ten sposób podstawową prawdę: że cała ludzkość składa się ze wspólnej substancji i podlega wspólnej historii, że wszyscy jesteśmy w pewnym sensie jednością, a nawet więcej, że wysiłkiem i cierpliwością możemy zrozumieć, gdzie „ inne” pochodzi. Możemy się wiele nauczyć, zarówno negatywnie, jak i pozytywnie, od naszych ludzkich niepowodzeń po nasze dumne skoki do przodu.
Kto może wiedzieć na pewno, czego każdy może potrzebować od drugiego w nadchodzących walkach i przemianach społecznych?
Musimy zatem otworzyć wieczne klatki, mówię – zarówno te stalowe w naszych więzieniach, jak i te koncepcyjne w naszych głowach – a nie tylko ze względu na przyszłość tych, którzy byliby inaczej potępieni. Ale dla dobra naszej wspólnej przyszłości.
Według mnie we współczesnych Stanach Zjednoczonych ruch na rzecz prawdziwie wyemancypowanego społeczeństwa, jeśli nie ma poddać się całkowitej rzezi, musi być zaangażowany w obronę uciskanych ludzi, socjaldemokratyczne przejęcie i redystrybucję władzy politycznej -władze ekonomicznej elit rządzących i porażce jawnych reakcjonistów… ale także współczującemu, miłosiernemu projektowi ludzkiego odkupienia – nawet, a może zwłaszcza, tych, których kusi nas, aby ostatecznie i na zawsze potępić.
Książka Stevensona wzywa nas zatem nie tylko do zniesienia okrutnego, opresyjnego i rasistowskiego systemu wyroków śmierci, ale także do wyjścia poza zabijające duszę i życie sposoby myślenia, które są częścią tego, co czyni takie systemy ucisku możliwymi i znośnymi w pierwsze miejsce. Just Mercy daje nam zatem więcej niż kolejną radykalną krytykę wymiaru sprawiedliwości. Stanowi naganę dla tych, którzy traktowaliby innych ludzi jako skończonych lub do jednorazowego użytku, niezależnie od ostensywnego kierunku politycznego tego potępienia.
Radykalne współczucie pozostaje kluczowe.
I nigdy nie wolno nam go wyrzucać.
[1] Mówię tu na razie tylko o tak potępionych w ciągu USA, a nie liczne istoty ludzkie rutynowo (i zbyt często w sposób niewidoczny) skazywane na śmierć przez amerykańskie państwo wojskowe za granicą, jak na przykład tysiące pozasądowych zabójstw dokonanych w wyniku ataków dronów, jak niedawno ujawniły „New York Times” i „Brown” Uniwersytecki Instytut Watsona: https://watson.brown.edu/costsofwar/costs/human/civilians/afghan.
[2] Na razie Just Mercypublikacji z 2014 r. co najmniej 152 osoby skazane na śmierć w Stanach Zjednoczonych zostały w pełni uniewinnione niewinny przestępstw, za które zostali skazani, dzięki pracy takich grup jak Innocence Project i Instytut Sprawiedliwości Gospodarczej.
[3] Zobacz projekt skazania „Bez końca w zasięgu wzroku: trwałe poleganie Ameryki na dożywotnim więzieniu”
Ashley Nellis, 17 lutego 2021 r.:
https://www.sentencingproject.org/publications/no-end-in-sight-americas-enduring-reliance-on-life-imprisonment/?gclid=Cj0KCQiA8vSOBhCkARIsAGdp6RSVnejK0VF_Se20pYdI7hmp8psGysL45shy2TNJ7cJolxn9gGVXRnkaAsD_EALw_wcB. Aby umieścić tę liczbę 55,000 XNUMX w kontekście, oto: całkowity liczba osób przetrzymywanych w więzieniach (na dowolną długość wyroków) w następujących krajach w chwili pisania tego tekstu: Anglia (86,618 67,700), Francja (62,194 41,145), Niemcy (200,000 XNUMX) i Kanada (XNUMX XNUMX). Ponad XNUMX XNUMX osób w USA zostało skazanych na „dożywocie”, w tym osoby z możliwością zwolnienia warunkowego.
[4] Do tego należy jeszcze dodać obowiązującą karę śmierci wymierzaną więźniom, którym rutynowo odmawia się niezbędnej opieki medycznej w związku z poważnymi i zagrażającymi życiu chorobami. Zobacz na przykład pilną sprawę Kevina Rashida Johnsona, Ministra Obrony Rewolucyjnej Międzygminnej Partii Czarnych Panter, tutaj: https://rashidmod.com/?p=3210 .
[5] Przeglądam niektóre istotne fakty tutaj, w moim krótkim eseju „Nie oceniaj problemu tylko po okładce”, recenzując jakobinw temacie „Obniż wskaźnik przestępczości”: https://multiracialunity.org/2021/11/27/dont-judge-an-issue-just-by-its-cover-12-important-points-from-jacobins-latest-issue-reduce-the-crime-rate/ . Kilka kluczowych wniosków: „Tylko w zeszłym roku w USA zamordowano 21,570 35 osób, co stanowi znaczny wzrost w porównaniu z latami poprzednimi”; „Że ryzyko śmierci osoby czarnej w USA z rąk innego cywila jest 20 razy większe niż przez funkcjonariusza policji”; oraz że „Nawet gdyby WSZYSCY więźniowie, których głównym zarzutem jest przestępstwo narkotykowe, zostali jutro zwolnieni, liczba więźniów zmniejszyłaby się jedynie o XNUMX%, a w dalszym ciągu Stany Zjednoczone pozostałyby zdecydowanie głównym strażnikiem na świecie”.
[6] 1 listopada 1986, morderstwo Rondy Morrison.
[7] Myers później wycofuje się ze swoich zeznań dzięki staraniom Stevensona, co ostatecznie doprowadziło do uwolnienia McMilliana, ale Walter spędził dziesięciolecia u progu śmierci.
[8] Stevenson dalej wyjaśnia, jak wszechobecna może być nadal stara szkoła białej supremacji w niektórych częściach Głębokiego Południa, począwszy od otwartych segregacjonistów z lat 60., którzy obecnie zasiadają jako sędziowie Sądu Najwyższego, po strażników więziennych, których ciężarówki mają flagi konfederatów i rasistowskie naklejki na zderzakach. Wracamy do strażników poniżej.
[9] Konieczne jest także poszerzenie funkcjonalnego znaczenia samej „wspólnoty”.
[10] Trzon narracji Waltera McMilliana przeplata się z dyskusjami na temat kilkunastu innych spraw, w tym niektórych innych spraw dotyczących kary śmierci, ale także tego, co określa Stevenson śmierć w więzieniu sprawach, tj. „życia bez możliwości zwolnienia warunkowego”, zwłaszcza spraw dotyczących młodocianych przestępców, osób upośledzonych umysłowo oraz kobiet skazanych za „zabijanie” ciąż lub odpieranie sprawców przemocy domowej.
[11] W książce nie ma wzmianki o tym brzęczącym chórze Death Row. Zamiast tego Stevenson szczegółowo opisuje ostatnie godziny Herba – niektóre spędził ze swoją nową żoną i jej rodziną, inne ze Stevensonem w celi przygotowawczej obok komory śmierci. Samo wykonanie nie jest pokazane.
[12]Jedna ze statystyk, która mnie zdziwiła: 20% osób przebywających w amerykańskich więzieniach i więzieniach to weterani wojskowi – co jeszcze bardziej przypomina spustoszenie wywołane przez imperialny bumerang.
[13] Nie sposób nie zauważyć ironii losu, że to sam rząd, który pozwolił na śmierć Herba, był tym, który go wyszkolił do zabić w Wietnamie.
[14] Chociaż komentarze Stevensona powstały przed początkiem debaty na temat „kultury anulowania”, można tu odczytać także wyzwanie dla niepokojącej karania, która dotyka także część współczesnej lewicy amerykańskiej.
[15] Na jednej z naklejek na zderzak widniał napis: „Gdybym wiedział, że tak będzie, wybrałbym własną cholerną bawełnę” (192, czapki w oryginale).
[16] Można się zastanawiać, ilu z około 100,000 XNUMX osób przetrzymywanych każdego dnia w izolatkach w Stanach Zjednoczonych spotyka się z podobnie uzasadnionym oporem.
[17] Rodzi to pytanie: co można lub należy zrobić, aby umożliwić większej liczbie opiekunów systemu wypowiadanie się i działanie przeciwko systemowi, który również ich deformuje?
[18] Bez wątpienia dominującą rolę odgrywa także panująca chęć obniżenia podatków dla bogatych i ograniczenia wydatków socjalnych na takie rzeczy, jak poradnictwo w zakresie zdrowia psychicznego i leczenie odwykowe.
[19] Z wyjątkiem argumentu „efektywności finansowej”, który zachęca tych, którzy go akceptują, do stosowania „tańszych i bardziej ekonomicznych” sposobów karnej wysyłki.
[20] Nawet jeśli działania niektórych osób mogą bardziej niż inne służyć utrwalaniu brutalności.
[21] Stevenson omawia szkody wyrządzone zarówno przez przepisy „Trzy strajki i wylatujesz”, jak i „obowiązkowe minimum” i „prawda w wyroku”, z których wszystkie ograniczają zdolność sędziego i ławy przysięgłych do uwzględnienia czynników łagodzących przy podejmowaniu decyzji o losie danej osoby .
[22] Lub, jak mogłaby to ująć inna tradycja: „Ale dzięki łasce Bożej, idę”.
[23] Filip Slater, W pogoni za samotnością: kultura amerykańska w punkcie przerwania. (Boston, Beacon Press, 1970). s. 15. Cyt. za: Richard Ohmann, Angielski w Ameryce: radykalne spojrzenie na zawód. (Nowy Jork, Oxford University Press, 1976.) s. 79.
[24] Jako przykłady karania lewicowych aktywistów rozważmy powszechne na lewicy wezwania, aby nastolatek Kyle Rittenhouse otrzymał wyrok śmierci lub „dożywocie” bez możliwości wcześniejszego zwolnienia za swoje czyny na ulicach Kenosha w stanie Minnesota. Można także przytoczyć wezwania liberalnej lewicy do wydawania maksymalnych wyroków policjantom-zabójcom lub podmiotom rasistowskim, takim jak brutalni mordercy Ahmauda Arbery’ego.
[25] Shannon, SKS, Uggen, C., Schnittker, J. i in. „Wzrost, zakres i rozmieszczenie przestrzenne osób z kartoteką kryminalną w Stanach Zjednoczonych w latach 1948–2010”. Demografia 54, 1795–1818 (2017). https://doi.org/10.1007/s13524-017-0611-1
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna