Źródło: Przegląd Bostonu
Po długotrwałym gromadzeniu sił, sięgających łącznie 120,000 24 żołnierzy i żołnierzy Gwardii Narodowej, prezydent Rosji Władimir Putin podjął 2000 lutego decyzję o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę na pełną skalę. Decyzja ta ożywiła ostrą debatę w Stanach Zjednoczonych. Jedna strona składa się głównie, choć nie wyłącznie, z przedstawicieli szkoły realistycznej. Strona ta upiera się, że posunięcie Putina można zrozumieć jedynie po uwzględnieniu tarć, jakie między Rosją a Stanami Zjednoczonymi wywołała ekspansja NATO na wschód. Druga strona, złożona głównie z neokonserwatystów i liberalnych internacjonalistów, odpowiada, że protesty Putina przeciwko rozszerzeniu NATO są fałszywe. Twierdzą, że niechęć Putina do demokracji – zwłaszcza obawa, że jej sukces na Ukrainie odbije się na Rosji i doprowadzi do upadku państwa, które buduje od XNUMX roku – była jedyną przyczyną wojny.
Historia ekspansji NATO rodzi pytanie, czy istniał alternatywny sposób organizacji Europy po 1989 roku.
Obie strony uległy błędowi jednego czynnika. Biorąc pod uwagę złożoność historii i polityki, dlaczego mielibyśmy zakładać, że Putin ma tylko jeden cel i tylko jedną obawę? W rezultacie ich wymiana zdań była niejednoznaczna i wytwarzała więcej ciepła niż światła. Czasami w filmach pojawiały się proste przedstawienia realizmu kolumny gazet i czasopismai gorzej, brzydkie ad personam Ataki. Niewiele było sensownej debaty. Media społecznościowe wywołały wiele hałasu i wściekłości, okazując się równie produktywne jak próba psa gonienia własnego ogona, choć znacznie mniej zabawna.
Sprzeciw wobec wojny Putina z Ukrainą nie może uniemożliwiać zrozumienia okoliczności, które do niej doprowadziły. To rozróżnienie zasługuje na podkreślenie, ponieważ emocje związane z wojną wzrosły, a analizy działań Rosji czasami łączono z poparciem – i to w sposób, który narażał na atak zwłaszcza realistów. Musimy zbadać szerszy kontekst i głębsze spojrzenie na rolę NATO oraz pomyśleć o europejskim porządku bezpieczeństwa, na jaki możemy mieć nadzieję w przyszłości.
Kontekst
Oburzenie wywołane inwazją Rosji na Ukrainę odzwierciedla powszechne przekonanie, że nie można jej racjonalnie postrzegać jako koniecznej wojny w samoobronie przeciwko agresorowi. Rzeczywiście, podobnie jak inwazja Stanów Zjednoczonych na Irak w 2003 r., atak Rosji na Ukrainę ma charakter wojny prewencyjnej: uzasadniano go tym, że wyznaczony wróg może w pewnym momencie w przyszłości stanowić poważne zagrożenie. Wojny prewencyjne to coś więcej niż tylko naruszanie międzynarodowego prawa humanitarnego; kiedy potężne kraje rości sobie prawo do inwazji na inne kraje i obalenia swoich rządów w oparciu o wyimaginowane scenariusze, które uznają za niedopuszczalne, czynią świat jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem. Jakiekolwiek obawy Putina co do NATO, nie usprawiedliwiają one jego niesprowokowanego ataku na Ukrainę, nie mówiąc już o bezmyślnych atakach armii rosyjskiej na ludność cywilną.
Jednak mimo że Putin ponosi główną odpowiedzialność za niesprawiedliwą wojnę na Ukrainie, NATO nie może słusznie przedstawiać się jako niewinne. Gdy w okresie poprzedzającym wojnę temperatura wzrosła, Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg i Prezydent Joe Biden powtórzyli stanowisko sojuszu oświadczenie na szczycie w Bukareszcie w 2008 r. – że jego drzwi są otwarte dla Ukrainy (i Gruzji) – podtrzymała i że żądanie Putina, aby kraj zobowiązał się do bycia państwem neutralnym, nie podlega negocjacjom. Tak naprawdę nie było szans na szybkie przyjęcie Ukrainy do NATO: w kwietniu 1949 r traktat założycielski wymaga jednomyślności, zanim nowi członkowie będą mogli dołączyć, a wszyscy wiedzieli, że Ukraina nie przekroczy tej poprzeczki. W ten sposób Ukraina pukała do drzwi sojuszu przez prawie czternaście lat. Jednak możliwość dopuszczenia go wystarczyła, aby podsycić strach Rosji, co w coraz większym stopniu narażało Ukrainę na niebezpieczeństwo. Tymczasem NATO nie miało poważnego zamiaru gwarantowania Ukrainie bezpieczeństwa poprzez członkostwo. Krótko mówiąc, Kijów pozostał w zawieszeniu. Ta (nie)decyzja była mieszaniną tchórzostwa i strategicznej nieodpowiedzialności, za którą Ukraina zapłaciła straszliwą cenę, podczas gdy NATO nie zapłaciło żadnej. Widziana w ten sposób złość prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na sojusz znalazła odzwierciedlenie w jego przemówienie na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w lutym 2022 r. staje się zrozumiałe.
„Wejście Ukrainy do NATO” – napisał były ambasador USA w Rosji – „jest najjaśniejszą ze wszystkich czerwonych linii dla rosyjskiej elity”.
Realiści mają rację, twierdząc, że skargi Putina na rozszerzenie NATO zostały beztrosko odrzucone przez obrońców tej polityki jako żart. Annę Applebaumna przykład lekceważy skargi Putina, traktując je jedynie jako kamuflaż dla jego prawdziwych obaw, a mianowicie tego, że pomyślna demokracja na Ukrainie może zainspirować Rosjan i zagrozić państwu rosyjskiemu. Stephen Kotkin, wybitny historyk Rosji, osiąga ok podobny wniosek inną trasą. Ekspansjonizm i autorytaryzm zawsze naznaczyły historię Rosji i są nie do wykorzenienia, mówi. Zatem ekspansja NATO nie może tłumaczyć niczego, co mówi lub robi Rosja; w istocie jest to zasadnicza przeciwwaga dla kraju z natury agresywnego. Krótko mówiąc, Rosja jest przedstawiana jako nie do naprawienia. Jego przeszłość wyjaśnia obecne i przyszłe działania. Zatem polityka Zachodu wobec tego nie zasługuje na analizę.
Putin z pewnością stoi na czele autorytarnego systemu politycznego i brzydzi się amerykańskimi kampaniami mającymi na celu szerzenie demokracji i promowanie „kolorowych rewolucji” w krajach w pobliżu Rosji. Ale Ukraina jest demokracją, czyli krajem z regularnymi wyborami, licznymi organizacjami obywatelskimi i wolną prasą, od końca 1991 roku, kiedy uzyskała niepodległość. (Niektórzy porównują to do „stan awarii”, ale ta etykieta przywodzi na myśl anarchię, fragmentację i wszechobecną przemoc przypominającą Somalię lub Libię, czyli warunki, które nie opisują dokładnie Ukrainy, niezależnie od wad jej demokracji). Putin nie podejmował wcześniej żadnych prób aneksji części Ukrainy. ani nawet w okresie jawnie prozachodniej pomarańczowej rewolucji z lat 2014–2004. Dlatego też jego niechęć do demokracji sama w sobie nie wyjaśnia jego sprzeciwu wobec rozszerzenia NATO. Co więcej, rosyjski sprzeciw wobec rozszerzenia NATO pojawił się na długo przed prezydenturą Putina. Tak naprawdę jej początki sięgają lat 2005. XX w., kiedy za prezydenta Borysa Jelcyna Rosja cieszyła się na Zachodzie wiwatami zarówno jako demokracja, jak i jako partner.
Poza tym nie tylko demokracje mają prawo martwić się o swoje bezpieczeństwo. Państwa demokratyczne mają obowiązek, choćby we własnym interesie, uwzględniać interesy bezpieczeństwa państw niedemokratycznych. Gdyby to nie była prawda, niewytłumaczalne byłyby przedłużające się negocjacje prowadzone na przykład z Koreą Północną.
Argument Applebauma i innych o podobnych poglądach – w tym Ivo Daalder, były ambasador USA przy NATO oraz Michaela McFaula, ambasador prezydenta Obamy w Rosji – jest wyrachowany. Zwalnia zawziętych zwolenników rozszerzenia NATO, takich jak oni, z konieczności angażowania się w jakąkolwiek introspekcję: Putin ponosi całą winę za pogorszenie stosunków amerykańsko-rosyjskich, a ekspansja NATO nie ma z tym nic wspólnego. Sprawa zamknięta. Gdyby tylko wszystko było tak proste i łatwo można je sprowadzić do pewników moralnych.
Obawy Rosji
Odtajnione dokumenty wykazać, że prezydent Borys Jelcyn wyraził swój sprzeciw wobec NATO wobec administracji Clintona kilka okazjioraz że starsi dyplomaci amerykańscy przekazali Waszyngtonowi wszechobecną niechęć do polityki rosyjskiej polityki zagranicznej i aparatu bezpieczeństwa narodowego. Na przykład w 1993 r., gdy sekretarz stanu Warren Christopher miał właśnie wyjeżdżać na spotkanie z Jelcynem, chargé d'affaires ambasady USA James Collins wysłał kabel ostrzegając, że ekspansja NATO była „neuralgia dla Rosjan”, którzy obawiali się, że „skończą po złej stronie nowego podziału Europy”. . . jeśli NATO przyjmie politykę, która przewiduje ekspansję w Europie Środkowo-Wschodniej bez otwierania drzwi Rosji”. Wynik ten, ostrzegł Collins, „zostanie powszechnie zinterpretowany w Moskwie jako skierowany przeciwko Rosji i samej Rosji – czyli jako „neopowstrzymywanie”, jak niedawno zasugerował minister spraw zagranicznych [Andriej] Kozyrew”.
NATO nigdy nie miało poważnego zamiaru zagwarantowania Ukrainie bezpieczeństwa poprzez członkostwo. Pozostawiło Kijów w zawieszeniu.
Collins miał rację. Zastanów się co Jelcyn powiedział o tym prezydentowi Billowi Clintonowi podczas spotkania w Moskwie 10 maja 1995 r.:
Chcę dobrze zrozumieć pańską koncepcję rozszerzenia NATO, ponieważ teraz nie widzę nic poza upokorzeniem dla Rosji, jeśli będzie pan kontynuował. Jak według nas będzie wyglądać sytuacja, w której po zniesieniu Układu Warszawskiego nadal będzie istniał jeden blok? Jest to nowa forma okrążenia, jeśli jedyny ocalały blok zimnej wojny rozszerzy się aż do granic Rosji. Wielu Rosjan ma poczucie strachu. Co chcesz w ten sposób osiągnąć, jeśli Rosja jest Twoim partnerem? [Pytają. Ja też zadaję to pytanie: dlaczego chcesz to zrobić? Potrzebujemy nowej struktury bezpieczeństwa ogólnoeuropejskiego, a nie starych! Być może rozwiązaniem jest odroczenie rozszerzenia NATO do roku 2000, abyśmy mogli później przedstawić jakieś nowe pomysły. Nie miejmy bloków, tylko jedną przestrzeń europejską, która zapewnia sobie bezpieczeństwo.
Niechęć Putina do rozszerzenia NATO stanowiła ciągłość, a nie osobiste dziwactwo, i została dobrze zrozumiana w Waszyngtonie. Na przykład w A Kabel z lutego 2008 r napisany na krótko przed pamiętnym szczytem w Bukareszcie i skierowany do Sekretarza Stanu, Sekretarza Obrony i Połączonych Szefów Sztabów (między innymi), ambasador USA w Rosji William Burns, obecnie szef CIA, zauważył:
Minister spraw zagranicznych [Siergiej] Ławrow i inni wyżsi urzędnicy rosyjscy ponownie wyrazili silny sprzeciw, podkreślając, że Rosja będzie postrzegać dalszą ekspansję na wschód jako potencjalne zagrożenie militarne. Rozszerzenie NATO, zwłaszcza o Ukrainę, pozostaje dla Rosji kwestią „emocjonalną i nerwową”, ale obawy dotyczące polityki strategicznej leżą również u podstaw silnego sprzeciwu wobec członkostwa Ukrainy i Gruzji w NATO. Na Ukrainie obejmują one obawy, że kwestia ta może potencjalnie podzielić kraj na dwie części, prowadząc do przemocy, a nawet, jak twierdzą niektórzy, wojny domowej, co zmusi Rosję do podjęcia decyzji o interwencji.
W swoim pamiętniku z 2019 roku Tylny kanałBurns zauważa, że wyraził to samo, choć w bardziej obrazowy sposób, w notatce skierowanej do sekretarz stanu Condoleezzy Rice, również napisanej w lutym 2008 r. „Przystąpienie Ukrainy do NATO” – napisał – „jest najjaśniejszą ze wszystkich czerwonych linii dla Rosyjska elita (nie tylko Putin). W ciągu ponad dwóch i pół roku rozmów z kluczowymi rosyjskimi graczami, od oszołomów w ciemnych zakamarkach Kremla po liberalnych krytyków Putina, nie spotkałem jeszcze nikogo, kto postrzegałby Ukrainę w NATO jako coś innego niż bezpośrednie wyzwanie dla interesy rosyjskie”.
Niechęć Putina do rozszerzenia NATO stanowiła ciągłość, a nie osobiste dziwactwo. Zostało to dobrze zrozumiane w Waszyngtonie.
Błędem jest zatem sprowadzanie rosyjskiej niechęci do rozszerzenia NATO do paranoi Putina i strachu przed demokracją, czyli historycznym bagażem Rosji. Żadnemu przywódcy w Moskwie nie podobała się ta polityka i nie przebierali w słowach. Jednak ze względu na słabość i zależność gospodarczą od Zachodu, a w szczególności Stanów Zjednoczonych, musiały się z tym pogodzić – m.in. podpisując Porozumienie z maja 1997 r. Akt Stanowiący NATO-Rosjai zadowalanie się sopami takimi jak Rada NATO-Rosja, utworzony w maju 2002 r.
W latach 1990. Rosja, na której czele stał schorowany i często pijany Jelcyn, była bliska załamania gospodarczego, a jej siły zbrojne były osłabione. Po tym, jak Putin został prezydentem w 2000 r., Rosja zyskała siłę gospodarczą i militarną, która pozwala mu wyjść poza werbalne zastrzeżenia wobec NATO. Katalizatorem była decyzja NATO podjęta na konklawe w Bukareszcie w sprawie członkostwa Ukrainy i Gruzji. Następnie Rosja przestała protestować i przeszła do reakcji. Pierwszym sygnałem tej zmiany była wojna rosyjsko-gruzińska z 2008 roku, która wybuchła wkrótce po spotkaniu w Bukareszcie. Następnie, w 2014w obawie, że rewolucja na Majdanie doprowadzi do dostosowania się do NATO i UE, Rosja zaanektowała Krym i utworzyła dwa separatystyczne państwa w ukraińskim Donbasie.
Kryzys, jaki wojna Putina wywołała między Rosją a Zachodem, można zrozumieć jedynie poprzez uwzględnienie w obrazie ekspansji NATO. Nie oznacza to jednak, że odległa perspektywa wejścia Ukrainy do sojuszu w ogóle uzasadnia decyzję Putina o inwazji na ten kraj. To nie. Warto jednak pomyśleć o drodze, którą nie podążano, bo daje ona lekcje na przyszłość.
Rozłam między Rosją a Zachodem, jaki wywołała inwazja Putina na Ukrainę, prawdopodobnie będzie trwał tak długo, jak Putin pozostanie prezydentem, a może nawet dłużej. Powinno to jednak być okazją do refleksji, czy Stany Zjednoczone już w 1989 r. nie przegapiły okazji do ukształtowania porządku europejskiego obejmującego Rosję, a nie takiego, który utrzymywałby ją na zewnątrz, zwiększając poczucie wyobcowania i wykluczenia oraz zapewnienie, że nie będzie miała żadnego interesu w jego ochronie, a zamiast tego będzie dążyć do jego zniszczenia.
Rozszerzenie sojuszu w kierunku granicy rosyjskiej nie było jedynym możliwym wyborem po upadku muru berlińskiego.
Historia ekspansji NATO stawia pytanie, czy po upadku muru berlińskiego w listopadzie 1989 r. istniał alternatywny sposób zorganizowania Europy. Tak się składa, że rozszerzenie sojuszu w kierunku granicy z Rosją nie było jedynym możliwym wyborem. Kiedy zjednoczone z ZSRR rządy komunistyczne w Europie Wschodniej (lub Europie Środkowo-Wschodniej, jak obecnie nazywa się ten region) zaczęły się rozpadać, a zjednoczenie Niemiec stało się nieuchronne, prezydent Michaił Gorbaczow zaproponował rozwiązanie zarówno NATO, jak i Układu Warszawskiego na rzecz nowego, inkluzywnego , transeuropejski porządek bezpieczeństwa rozciągający się od Atlantyku po Ural. Prezydent George HW Bush odrzucił ten pomysł i kolejną propozycję Gorbaczowa dotyczącą zjednoczonych, ale neutralnych Niemiec. Wiedząc, że Gorbaczow ma słabą rękę – walczył z przeciwnikami politycznymi w kraju i był zależny od Niemiec w zakresie zapewnienia pieniędzy dla stacjonujących tam 500,000 XNUMX żołnierzy (których ostatecznie trzeba było odesłać do domu, zapewnić zakwaterowanie i wyżywienie) – Bush upierał się, że NATO jest w Europie pozostać i że jego nakaz obejmie całe zjednoczone Niemcy. Rozumiał, że Stany Zjednoczone potrzebują NATO, aby pozostać potęgą europejską, ale był też, co zrozumiałe, płochliwy w kwestii demontażu struktury, która działała przez pół wieku. Liderzy często z założenia są skłonni faworyzować status quo, zwłaszcza gdy sprzyja to im. Stanowisko Busha sugeruje również, że nawet pod koniec zimnej wojny Stany Zjednoczone wyobrażały sobie rozszerzone NATO i rozumiały, że byłoby niepraktyczne, gdyby wojska i broń sojuszu zostały formalnie wykluczone ze wschodnich Niemiec, korytarza prowadzącego do Europy Środkowo-Wschodniej .
Opracowanie i stworzenie całkowicie nowego systemu bezpieczeństwa w obliczu szybko zmieniających się, nieoczekiwanych wydarzeń – upadku państw komunistycznych w starej Europie Wschodniej, rozpadu Związku Radzieckiego, pozostania radzieckiej broni nuklearnej w tym, co stanie się niepodległymi państwami Białorusi i Ukrainy — wymagałoby niezwykłej śmiałości widzenia. Szkoda, że Stany Zjednoczone nie zastanowiły się nad tym poważnie.
Teraz ci, którzy mają największy wpływ na politykę zagraniczną USA – ci należący do władzy wykonawczej i Kongresu lub pracujący dla głównych gazet i czołowych ośrodków doradczych – nie są w nastroju do rozmyślań o utraconych szansach. Wręcz przeciwnie, wraz z szokiem, jaki wywołał atak Putina na Ukrainę, panuje nastrój triumfalizmu. Agresję Rosji interpretowano jako potwierdzenie decyzji o rozszerzeniu NATO. Przeważa pogląd, że w każdym razie Stany Zjednoczone powinny podwoić i zwiększyć swoją obecność wojskową w Europie, w tym w NATO wschodnia flanka. Rzeczywiście, obóz ten chce uczynić go trwałym, mimo że rozdział IV Aktu Stanowiącego NATO-Rosja stanowi, że nie będzie tam „dodatkowego stałego stacjonowania znacznych sił bojowych”.
To wezwanie do rozmieszczenia jeszcze większej liczby amerykańskich żołnierzy i uzbrojenia w Europie jest ciekawe, biorąc pod uwagę, że łączny PKB krajów europejskich ($ 15.3 biliona) jest ponad dziesięciokrotnie większy od rosyjskiego ($ 1.5 biliona). Co więcej, Europa może poszczycić się światową klasą tech i wiele najwyższej klasy przemysły obronneKrótko mówiąc, wystarczające środki do samoobrony. Europie brakuje woli politycznej, a tę zawdzięczamy żelaznej gwarancji obronnej Stanów Zjednoczonych, która obowiązuje nawet trzydzieści lat po zimnej wojnie. Hasłem przewodnim w Waszyngtonie pozostaje to, że Stany Zjednoczone muszą utrzymać swój status, jak to ujęła była sekretarz stanu Madeleine Albright, „narodu niezastąpionego”. Częścią tej roli jest pełnienie roli obrońcy par Excellence dla krajów europejskich, które kilkadziesiąt lat temu podniosły się ze zniszczeń II wojny światowej i stały się konkurentami Stanów Zjednoczonych na rynku światowym.
Właściwą lekcją, jaką można wyciągnąć z rosyjskiej inwazji na Ukrainę, jest to, że Europa musi w wyważonym, ale przemyślanym i możliwym do wykazania tempie zmierzać w kierunku znacznie większej samodzielności w obronie, nawet jeśli wystrzega się bardziej ambitnego celu, jakim jest „autonomia strategiczna.” Te, w tym mnie, którzy opowiadają się za większą autonomią Europy w dziedzinie obronności, nie uchylają kapelusza przed Donaldem Trumpem. W przeciwieństwie do niego nie wzywają oni do wyrzucenia NATO z dnia na dzień, próbując wyłudzić pieniądze od rządów europejskich w zamian za ciągłą ochronę USA, ani nie potępiając ich jako bezmyślnych. Ich zasadniczym założeniem jest to, że Europa może zarządzać własną obronnością i powinna starać się robić to stopniowo, zachowując jednocześnie współpracę transatlantycką na różnych frontach. W zasadzie można tego dokonać w ramach zrekonfigurowanego NATO lub ostatecznie bez niego.
Kryzys, jaki wojna Putina wywołała między Rosją a Zachodem, można zrozumieć jedynie poprzez uwzględnienie w obrazie ekspansji NATO.
Ale może to okazać się odległym marzeniem, a nawet chimerą. własność NATO najnowsze dane pokazują, że Kanada i Europa mają przed sobą długą drogę, nawet jeśli zastosuje się mniej wymagające standardy – na przykład „wytyczne” przyjęte na szczycie sojuszu w Walii w 2014 r., że każde państwo członkowskie NATO powinno przeznaczyć 2 procent swojego PKB na obronność wydatki. Do 2021 r. zrobiło to jedynie dziesięciu z trzydziestu członków NATO. Ich wyniki w zakresie spełniania drugiej wytycznej – przeznaczania 20 procent wydatków na obronę narodową na zakup broni i sprzętu oraz inwestowanie w badania i rozwój związany z wojskiem – są lepsze: tylko pięć krajów nie osiągnęło tego poziomu odniesienia.
Co ciekawe, Niemcy, które mają największy PKB w Europie, nie osiągnęły jeszcze żadnego z celów. Jak udokumentowano w Raport 2019 w sprawie Bundeswehry przez byłego komisarza parlamentarnego Niemiec ds. sił zbrojnych, Hansa-Petera Bartelsa, chroniczne niedobory obejmują personel, pobór i wskaźniki rekrutacji, podstawowe wyposażenie (takie jak kamizelki pancerne, nadajniki zakłócające radio i gogle noktowizyjne), części zamienne, konserwację , i trening. Po inwazji na Ukrainę kanclerz Olaf Scholz zobowiązał się do jednorazowego, dodatkowego $ 113 mld dla budżetu wojskowego, który, jego zdaniem, zwiększy jego udział w PKB do 2 procent.
Czas pokaże, czy szok w Rosji skłoni Niemcy i innych członków NATO do spełnienia kryteriów Walii. Co my mieć widać, jak prezydent Biden stara się zebrać około 8,000 4,000 żołnierzy, którzy mają zostać wysłani na wschodnią flankę NATO, podczas gdy Rosja gromadzi wojska wzdłuż granicy z Ukrainą. Rzut oka na mapę sugeruje, że sprostanie temu wyzwaniu powinno w zasadzie należeć do obowiązków Europejczyków, a nie obrońcy oddalonego o ponad XNUMX km.
Nowy europejski porządek bezpieczeństwa powinien także obejmować większe zaangażowanie Rosji i Stanów Zjednoczonych na rzecz usprawnienia kontroli zbrojeń nuklearnych i stworzenia „środków budowy zaufania”, które zmniejszą prawdopodobieństwo wojny w Europie. Delikatnie mówiąc, teraz nie jest najodpowiedniejszy moment na poczynienie postępów na tych frontach. Putin w końcu odejdzie, ale Rosja pozostanie. Będzie także główną potęgą w Europie, a Stany Zjednoczone będą musiały ożywić z nią wzajemnie korzystną współpracę w kwestiach bezpieczeństwa.
Europa musi w wyważonym, ale przemyślanym i możliwym do wykazania tempie zmierzać w kierunku większej samodzielności w obronie.
Jeśli chodzi o kontrolę zbrojeń, Rosja i Stany Zjednoczone powinny negocjować ulepszoną wersję porozumienia z 1987 r Traktat o siłach jądrowych średniego zasięgu (INF). Podpisane przez prezydentów Ronalda Reagana i Michaiła Gorbaczowa porozumienie wyeliminowało wszystkie rakiety uzbrojone w broń nuklearną o zasięgu od 500 do 5,500 kilometrów. W 2014 roku Stany Zjednoczone oskarżyły Rosję o naruszenie porozumienia, a Rosjanie wysunęli własne oskarżenia. Zamiast jednak próbować rozwiązać te różnice w drodze negocjacji, prezydent Donald Trump pośpiesznie opuścił traktat w 2019 r., zaskakując sojuszników Waszyngtonu z NATO. Wkrótce w ich ślady poszedł prezydent Putin. Zmieniony traktat INF uczyniłby Europę znacznie bezpieczniejszym miejscem.
Połączenia Nowy początek traktat dotyczący strategicznej broni nuklearnej został podpisany przez Stany Zjednoczone i Rosję w 2010 r. W lutym 2021 r. oba kraje przedłużyły go do 2026 r. Daje to czas na ustąpienie obecnego kryzysu i wynegocjowanie przez oba kraje dalszego porozumienia, które dodatkowo zmniejsza liczbę rozmieszczonych głowic i bomb z limitu 1,550 określonego w traktacie. Chociaż Stany Zjednoczone były zainteresowane udziałem Chin w rozmowach na temat ograniczenia strategicznej broni jądrowej, Pekin upierał się, że nie wezmą w nich udziału, dopóki amerykański i rosyjski arsenał nuklearny znacznie przewyższy własny, który według szacunków zawiera 350 bomb i głowic bojowych. Zatem albo Chiny będą mogły rozbudować się, aby osiągnąć liczebność Rosji (co już robią), albo oba nuklearne superpotęgi mogą się rozwijać, zaczynając od limitów ustalonych przez Nowy START, aż do poziomu chińskiego. Następnie będą mogły wspólnie zaangażować Chiny w wysiłki na rzecz dalszych cięć, aby stworzyć dla każdego kraju minimalny środek odstraszania nuklearnego. Odbyło się wiele dyskusji na temat celowość i związane z tym problemy, dążąc do tego celu, ale w zasadzie żaden z nich nie jest nie do pokonania.
Jeśli chodzi o budowanie zaufania, ważnym krokiem byłoby ponowne dołączenie do UE z 1992 r Traktat o otwartych przestworzach, z którego Trump wycofał się w 2020 r., podobnie jak Rosja Bieżącego roku. Porozumienie to przyznało trzydziestu czterem sygnatariuszom, z których dwudziestu sześciu je ratyfikowało, różne limity lotów, które mogli przeprowadzić i na które byli zobowiązani zezwolić. (Od wejścia w życie traktatu w 1,500 r. przeprowadzono ich ponad 2002). Loty, które mogą obejmować całe terytorium uczestniczących krajów, umożliwiają im obserwację rozmieszczenia i przemieszczania się swoich wojsk i uzbrojenia. Celem jest zwiększenie przejrzystości i budowanie zaufania.
Rosja i Stany Zjednoczone powinny również negocjować protokoły zapobiegające bliskie spotkania między swoimi wojskowymi statkami powietrznymi i okrętami wojennymi – co w ostatnich latach wielokrotnie miało miejsce w regionach Morza Śródziemnego, Morza Czarnego i Bałtyku – aby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że wypadek przerodzi się w konfrontację zbrojną. Ponadto rutynowe spotkania amerykańskich i rosyjskich oficerów wojskowych (tzw. wymiany mil-to-mil) mogłyby zmniejszyć brak zaufania i zapewnić możliwość poznania obaw drugiej strony dotyczących bezpieczeństwa. Co więcej, mogłyby także położyć podwaliny pod negocjacje na wyższych szczeblach w celu nałożenia ograniczeń na żołnierzy i broń, a być może nawet w celu wytyczenia stref wolnych od broni wzdłuż frontu NATO-Rosja.
Wizja Michaiła Gorbaczowa dotycząca pacyficznego porządku bezpieczeństwa europejskiego rozciągającego się od Atlantyku po Ural może okazać się nieosiągalna, ale nie powinno to uniemożliwiać wysiłków na rzecz bardziej stabilnej i bezpiecznej przyszłości.
Wizja Michaiła Gorbaczowa dotycząca pacyficznego porządku bezpieczeństwa europejskiego rozciągającego się od Atlantyku po Ural może okazać się nieosiągalna, ale nie powinno to uniemożliwiać wysiłków na rzecz bardziej stabilnej i bezpiecznej przyszłości. Dyplomaci próbujący pokierować sprawami w tym kierunku powinni pamiętać o radach, jakie udzielił w nich prezydent John F. Kennedy 1961 Przemówienie inauguracyjne: „Nigdy nie negocjujmy ze strachu. Ale nigdy nie bójmy się negocjować”.
Tymczasem wojna rozpętana przez Putina zraniła tysiące i zabiła setki cywilów na Ukrainie, obróciła w gruzy części wielu ukraińskich miast i zmusiła ponad 2.5 miliona ludzi do ucieczki z ojczyzny w poszukiwaniu schronienia w sąsiednich krajach – głównie w Polsce, której dwa największe miasta zostali przytłoczeni napływem ludności i musieli to zrobić prosić o pomoc międzynarodową.
Nawet jeśli rosyjska siła ognia pokona armię ukraińską, militarne zwycięstwo Putina okaże się strategiczną porażką. Żaden prorosyjski rząd, który zainstaluje, nie przetrwa długo bez rosyjskich wojsk. Czy Putin zajmie kraj, który pod względem powierzchni jest największy w Europie (poza Rosją) i liczy 44 miliony ludzi, z których większość odrzuci rosyjskie zwierzchnictwo, a wielu ucieknie się do buntu? Jeśli tak, to na jak długo i za jaką cenę? Osłabiona Rosja, odcięta od Zachodu, stanie się jeszcze bardziej zależna od Chin, a według niektórych starsi eksperci chińskiej polityki zagranicznej, a nawet odpowiedzialność. Obecność wojskowa USA w Europie wzrośnie, a nawet może stać się trwała na wschodzie NATO. W Finlandii i Szwecji atak Rosji na Ukrainę wywołał debatę na temat przystąpienia do NATO. Niemcy i Francja, główni zwolennicy sojuszu zaangażowania z Rosją, teraz postrzegają to w innym świetle.
Zagrywka Putina na Ukrainie stanowi kolejne przypomnienie, jakbyśmy tego potrzebowali, o niszczycielstwie i okrucieństwie wojny. Rzuca także zimną wodę na teorie przedstawiające współzależność gospodarczą jako rozwiązanie wojny. Ale ujawnia także to, co było jasne od ponad pokolenia: rozpoczęcie wojny jest łatwą częścią; trudne, a może nawet niemożliwe, jest wykorzystanie go do osiągnięcia czegokolwiek, co przypomina sukces strategiczny.
Rajan Menon jest dyrektorem wielkiego programu strategicznego w Defense Priorities i starszym pracownikiem naukowym w Saltzman Institute of War and Peace Studies na Uniwersytecie Columbia
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
DarowiznaPodobne posty
Brak pokrewnych postów.